Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Różewicz. XX-wieczny niepokój [TPCT 288]

Różewicz. XX-wieczny niepokój [TPCT 288]

Różewicz zdaje się balansować na granicy światów: tego, którego porządek jeszcze zasadzał się na wierze w obecność Boga, i tego, którego mieszkańcy z przerażeniem spostrzegli, że Ojciec odszedł. Wracanie do Różewicza to podróż po XX wieku i tym, co z niego zostało. W stulecie jego urodzin warto odbyć tę podróż. To lekcja, która wymaga wiecznej repety.

Gdy z polskiej perspektywy spojrzymy na poprzednie stulecie, dość wyraźnie wyłoni się obraz świata porwanego, którego strzępy już to opadły, już to niesione siłą impetu uderzenia jeszcze wirują w powietrzu, utrudniając zebranie ich na nowo i opisanie. Sojusz totalitaryzmów, wywrócenie Europy do góry nogami, anihilacja całych wspólnot, przesuwanie granic, wzniecenie masowych migracji – Stary Kontynent wybuchł, a później zaczął krzepnąć na nowo. Powstał świat, w którym trzeba było na nowo utworzyć słowa mogące dźwignąć tę rzeczywistość. Trzeba także znaleźć ludzi, którzy z precyzją uchwycą jego zmianę. Nasza część Europy, tak mocno naznaczona przez piętno historii, wydała pióra, które niosły jej opowieść z całym dramatem rozpisanym często na więcej niż trzy akty. Są to życiorysy, które zarazem krzyczą, jakby zamknięte w tej przestrzeni, a jednocześnie dobrze ją obrazują i wypełniają. Generacja, która objęła początek ubiegłego stulecia i dożyła początku obecnego – wyświetla całą perspektywę i zbiera ją w pewnym doświadczeniu. Tadeusz Różewicz z pewnością należy do tego pokolenia świadków dzierżących nadtopione pióro.

Jak opisać te przesilenia? Czy można pozostać obojętnym w sytuacji, w której metamorfoza świata jest tak gwałtowna i całkowita, a jest się wciągniętym w sam środek przebiegu wypadków? Można śmiało powiedzieć, że Różewicz był jednym z wielkich europejskich poetów-świadków, na którego życie bezpośrednio wpłynęły te sejsmiczne wstrząsy poprzedniego stulecia. Wybrał prosty język i szeroką modernistyczną technikę, by odkrywać najciemniejsze karty historii, która go złapała w swoje pęta. Minimalistyczna poezja autora „Czerwonej rękawiczki” była swoistą pokoleniową ucieczką przeciwko retoryce, sposobem mówienia prawdy między liniami polityki i władzy, ale też trzeba pamiętać, że jego modernizm ma niewiele wspólnego z teorią i eksperymentem formalnym jako takim. Pomimo poetyki absurdu w jego dramatach – czytelnik szybko się orientuje, że nie jest wiedziony na manowce czystej formy, czy literackie próby gięcia słowa. Całość jest raczej wpisana w pewien kontekst, gdzie dezorganizacja ukazuje przestrzeń dziania się nie tylko w obrębie dzieła, ale kontekstu, w którym się znajduje.

Różewicz nie opowiada samej przeszłości, ale snuje też wątki o zastanej rzeczywistości powojennego półwiecza, gdzie brakuje punktów odniesienia

Zdaje się, że to właśnie świadomość tego, co za plecami – tego bagażu przeszłości, który przecież zalega gdzieś rozrzucony w wielkich skrzyniach, jak te za szybami w Auschwitz, nadała kształt zarówno treści, jak i tej nowej formie. Po wojnie widoczne są te poszukiwania „nauczyciela i mistrza”, który „jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia” i „oddzieli światło od ciemności”. Różewicz jednak nie opowiada samej przeszłości, ale snuje też wątki o zastanej rzeczywistości powojennego półwiecza, gdzie brakuje punktów odniesienia. Patrzymy nań nieraz niemal przez soczewki eliotowskich „wydrążonych ludzi”, którzy zostali zmieleni przez historię. Jednocześnie wezwał do nowej estetyki, w której to „cisza” przeważa nad potokiem kwiecistych słów. Z kolei ta resztka słów powinna pozostać przeszywająco bezpośrednia i jak najmocniej przylegać do realiów. I w ten sposób to niemal namacalne szczegóły, a nie metafory, zaczęły stawać się tworzywem jego twórczości. Metafizyka, aluzja mistyczna, zdają się pozostawać poza jej zainteresowaniem. Ale czy na pewno?

Wyka tak napisał o Różewiczu: „W tym pisarzu siedzi kawał zanurzonego w codzienność i rzeczywistość moralisty. Szczególnego moralisty, bo nie przez katechizm i przykazania się on wypowiada, wszystko jedno czy religijne, czy świeckie, ale poprzez niecierpliwą i wzmożoną obserwację wartości zaprzeczonych i podważonych”. Zresztą Różewicz, który zdaje się mówić o sobie, że został opuszczony przez Boga, jednak wciąż pozostaje w paradygmacie tego braku. Widać, że mu doskwiera, że mocuje się z nim. Jednak to nie tylko samo odniesienie do Absolutu i to swoiste osobiste Jakubowe z nimi zmaganie jest obecne w twórczości. To ogłaszana przez samego poetę „Śmierć Boga” czy też jego odejście jest też przy okazji obrazowaniem konsekwencji tej rzeczywistości.  Okazuje się bowiem też śmiercią kultury i osadzonego w niej człowieka. Co więcej, poezja też na tym przegrywa, skoro logos należący przecież do sfery sacrum też zostaje postawiony w przestrzeni pewnego zawieszenia i zwątpienia. Różewicz zdaje się zatem balansować na granicy światów: tego, którego porządek jeszcze zasadzał się na wierze w obecność Boga, i tego, którego mieszkańcy z przerażeniem spostrzegli, że Ojciec odszedł. To napięcie widoczne w XX wieku jest niezwykle namacalne także w twórczości autora „Niepokoju”.

Wracanie do Różewicza to podróż po XX wieku i tym, co z niego zostało. W stulecie jego urodzin warto odbyć tę podróż. To lekcja, która wymaga wiecznej repety.

Jan Czerniecki
Redaktor naczelny

belkaNOWAtygodnikowa


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.