Jeżeli naprawdę chcemy mieć w Unii elementy prawdziwej demokracji, to w praktyce oznacza ona obecność także takich poglądów i przekonań, które dotąd Bruksela chciała trzymać zamknięte za kordonem sanitarnym. Gdyby do tego wreszcie doszło, byłby to rzeczywiście istotny przełom, spowodowany właśnie wyborami do Parlamentu Europejskiego.
Na końcowym etapie kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego mogliśmy naczytać się i usłyszeć wiele o tym, jakież to są one rozstrzygające i jak fundamentalne jest ich znaczenie dla przyszłości Europy oraz każdego z nas. Jak na wybory do instytucji o nie najważniejszym wcale znaczeniu dla procesu podejmowania decyzji w Unii mieliśmy więc faktycznie do czynienia z nadzwyczajnie rozbuchanymi emocjami po obu stronach spolaryzowanej politycznej debaty w Europie.
Dla partii kontestujących dotychczasowy kurs w Brukseli, zwanych też populistycznymi, stawką tych wyborów było przede wszystkim przełamanie monopolu politycznego establishmentu: wielkiej koalicji Europejskiej Partii Ludowej i europejskich socjalistów oraz całej reszty, którzy razem gwarantowali sobie nawzajem niepodzielną i wygodną większość. Dla partii tegoż establishmentu z kolei te wybory były ostatnią próbą utrzymania kordonu sanitarnego wokół znienawidzonych „populistów”.
Pisząc krótko: walka „na śmierć i życie”, której z jednej strony rosyjska wojna w Ukrainie, a z drugiej perspektywa przyszłego zwycięstwa Donalda Trumpa w USA oraz gotowość Nigela Farage’a do przemeblowania sceny politycznej w Wielkiej Brytanii dodawały jeszcze kolejnych silnych emocji. Zarzutom, kto jest czyim szpiegiem, kto od kogo bierze pieniądze i czyje niby interesy reprezentuje, naprawdę nie było więc w tej kampanii końca.
Czy z tego wszystkiego wyłoni się jakiś sensowny nowy obraz unijnej polityki? Zobaczymy już wkrótce, na ile wyniki wyborów faktycznie przełożą się na przetasowanie układu sił między partiami politycznymi w samym Parlamencie Europejskim a później na inne unijne instytucje, przede wszystkim na Komisję Europejską. Jedno jest pewne: jeżeli polityki unijne, które wychodzą z brukselskich instytucji, mają faktycznie mieć aż tak bezpośredni wpływ na codzienne życie każdego z nas, to te instytucje muszą w znacznie większym stopniu niż dotąd reprezentować różne punkty widzenia i interesy.
Jeżeli naprawdę chcemy mieć w Unii elementy prawdziwej demokracji, to w praktyce oznacza ona obecność także takich poglądów i przekonań, które dotąd Bruksela chciała trzymać zamknięte za kordonem sanitarnym. Gdyby do tego wreszcie doszło, byłby to rzeczywiście istotny przełom, spowodowany wyborami, które właśnie miały miejsce.
Marek A. Cichocki
Felieton ukazał się w dzienniku „Rzeczpospolita”
Przeczytaj inne felietony Marka A. Cichockiego ukazujące się w „Rzeczpospolitej”
Proszę pamiętać, że Teologia Polityczna jest inicjatywą finansowaną przez jej czytelników i sympatyków. Jeśli chcą Państwo wspierać codzienne funkcjonowanie redakcji „Teologii Politycznej Co Tydzień”, nasze spotkania, wydarzenia i projekty, prosimy o włączenie się w ZBIÓRKĘ.
Każda darowizna to nie tylko ważna pomoc w naszych wyzwaniach, ale również bezcenny wyraz wsparcia dla tego co robimy. Czy możemy liczyć na Państwa pomoc?
(ur. 1966) – filozof, germanista, politolog, znawca stosunków polsko-niemieckich. Współtwórca i redaktor „Teologii Politycznej”, dyrektor programowy w Centrum Europejskim w Natolinie i redaktor naczelny pisma „Nowa Europa. Przegląd Natoliński”. Profesor nadzwyczajny w Collegium Civitas (specjalizuje się w historii idei i filozofii politycznej). Były doradca społeczny Prezydenta RP. Publikuje w prasie codziennej i czasopismach. Razem z Dariuszem Karłowiczem i Dariuszem Gawinem prowadził do 2023 r. w TVP Kultura program „Trzeci Punkt Widzenia”. Autor książek, m.in. „Północ i Południe. Teksty o polskiej polityce, historii i kulturze” uhonorowanej nagrodą im. Józefa Mackiewicza (2019) Więcej>
Autor podcastu „Niemcy w ruinie?”