Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Między wielkością a zanikiem. Rzecz o Polsce w XXI wieku – Bartłomiej Radziejewski

Między wielkością a zanikiem. Rzecz o Polsce w XXI wieku – Bartłomiej Radziejewski

„Wezwanie do wielkości jest dla Polaków znów aktualne. Jego rewersem jest niebezpieczeństwo zaniku, niezmiennie związane z położeniem w «strefie zgniotu», między Niemcami a Rosją” – pisze Bartłomiej Radziejewski w książce „Między wielkością a zanikiem. Rzecz o Polsce w XXI wieku”. Przekonuje, że Polska musi zadbać o swoje miejsce w świecie albo zrobią to za nią inni. Autor w książce wskazuje m.in. jak bardzo jesteśmy do tej przygody niegotowi.

Tytuł: „Między wielkością a zanikiem. Rzecz o Polsce w XXI wieku”
Autor: Bartłomiej Radziejewski
Wydawca: Wydawnictwo Nowej Konfederacji
ISBN: 978-83-959370-0-2
Rok wydania: 2020
Seria: „Kroniki Międzyepoki”
Oprawa: Twarda/Miękka/e-book
Liczba stron: 300

Wiek XXI miał przynieść Polsce tak długo wyczekiwany pokój i spokój. Mieliśmy bądź rozpłynąć się w imperialnych strukturach Zachodu, bądź wygodnie w nich umościć, skupiać się odtąd na bogaceniu i jakości życia. Widzimy przeciwieństwo tych marzeń: wielkie przyspieszenie historii, rozpad ładu międzynarodowego, słabnięcie Europy i USA, wzrost niepewności i niepokojów. Wszystko na tle rewolucyjnych przemian technologicznych i społecznych. To oznacza, że wezwanie do wielkości jest dla Polaków znów aktualne. Jego rewersem jest niebezpieczeństwo zaniku, niezmiennie związane z położeniem w „strefie zgniotu”, między Niemcami a Rosją. Wakacje się skończyły. Musimy zadbać o swoje miejsce w świecie – albo zrobią to za nas inni. Ta książka mówi w dużej mierze o tym, jak ważne i trudne to zadanie. Oraz jak bardzo jesteśmy do tej przygody niegotowi.

Przeczytaj fragment książki:

Po pierwsze: Drugi Obieg

„Przebić się do głównego nurtu!” – brzmi często słyszany slogan bojowy ambitnych polskich intelektualistów, analityków, publicystów, naukowców. W poczuciu, że ich ważne ustalenia grzęzną w zbyt małych niszach, stawiają oni sobie za cel uzyskanie dostępu do mediów masowych. By za ich pośrednictwem pokazać wreszcie światu, co ważnego dzieje się z państwem, polityką, społeczeństwem.

To błąd. Dla jasności dodam, że sam go przez lata popełniałem. Setki wystąpień telewizyjnych i radiowych w ciągu ostatnich 10 lat przekonały mnie, że główny obieg jest strukturalnie niezdolny do przyswojenia tego, z czym do niego przychodzimy. Łechce naszą próżność, ale nasze tezy – lokuje na marginesie z ciekawostkami i anomaliami. Powtórzona pięć czy siedemdziesiąt razy ciekawostka pozostaje ciekawostką, a główny nurt dalej płynie swoim korytem.

W ten sposób status ciekawostki uzyskała na przykład diagnoza o instytucjonalnej gangrenie państwa z głębokich lat 90. Tak samo: konkretyzacja tej diagnozy w przypadku najbardziej spektakularnego i przerażającego z jej niezliczonych potwierdzeń – katastrofy smoleńskiej. Trzeba było „awarii systemu” w postaci afery taśmowej z końca rządów PO, by nieprzeznaczone dla opinii publicznej słowa Bartłomiej Sienkiewicza o „państwie teoretycznym” postawiły tę tezę w świetle reflektorów. Ale tylko na chwilę: w dalszej perspektywie została strywializowana na potrzeby bieżącej walki wyborczej, a spójnego programu naprawczego nie wdrożono. Mimo pewnych korekt, państwo polskie nadal istnieje tylko teoretycznie, choć właściwiej jest powiedzieć: nie istnieje nawet teoretycznie.

W ten sam sposób do rangi ciekawostki zredukował główny nurt niezliczone, wieloletnie przestrogi przed nadchodzącą katastrofą demograficzną. Dziś, gdy zaszły w tym względzie nieodwracalne zmiany, które już wyludniły znaczne połacie kraju, a kolejne wyludnią w następnych latach, powodując radykalny niedobór rąk do pracy i degradację Polski na arenie międzynarodowej, słyszymy polityków naprzemiennie przechwalających się… zmniejszeniem bezrobocia i wzywających do „bicia na alarm”. Szaleństwo? I tak, i nie: to właśnie skutki wieloletniej socjalizacji w patomainstreamie.

Słabe państwo, słabe wojsko, słaba dyplomacja. Służba zdrowia, system emerytalny, edukacja wszystkich szczebli – w kiepskim i pogarszającym się stanie. Rozpada się ład międzynarodowy, który całą tę jazdę na gapę dominującym polskim elitom umożliwił. A w głównym nurcie trwa sadomasochistyczna orgia emocjonalnych wzmożeń wokół tego, co kto o kim powiedział, kto zyskał punkt procentowy w piątym sondażu w tym miesiącu, jak wyglądał partyjny lider na ostatniej konwencji. Za największych opiniotwórców robią ludzie często bez bladego pojęcia o najważniejszych problemach kraju. Ci z wiedzą, a nawet z propozycjami zmian – za dostarczycieli ciekawostek. Względnie – za zmienników na karuzeli z gadającymi głowami.

Inaczej mówiąc, realna polityka (jako sfera krajowych problemów publicznych i uwikłań międzynarodowych, w których słaba i peryferyjna Polska pogrążona jest po uszy) robi za ciekawostkę, a jej daleki margines – za główny nurt. Ponieważ w tym ostatnim zanurzeni są, głębiej lub płycej, także politycy, ich zdolność do odgrywania swojej podstawowej roli, jaką jest rozwiązywanie już widocznych problemów kraju i przygotowywanie go na przyszłe – jest zasadniczo ograniczona. Gdy najważniejsze diagnozy są redukowane do rangi ciekawostek na marginesach medialnej hiperrzeczywistości, nawet względnie łatwa do przewidzenia przyszłość zawsze będzie zaskakująca.

Tak było, jest i będzie – jeśli tego nie zmienimy. Główny nurt jest strukturalnie niezdolny do przyswojenia naszej wiedzy ze względu na swoje uwikłanie w obsługę partyjnego sporu i w wyścig o liczbę odbiorców. Przeszedł w ostatnich kilkunastu latach głęboką zapaść finansową i kadrową, po której ustabilizował się na bardzo obniżonym poziomie. Druzgocąco przegrał też rywalizację o wpływy z politykami, dając się przekształcić w pas transmisyjny ich spinu, jeśli nie wprost wytycznych z partyjnych central. Nie podjął przy tym przez kilkanaście lat poważniejszej refleksji nad własnym stanem – a na pewno żadnej próby przeciwdziałania – robiąc dobrą minę do złej gry.

Przez to bieżąca bzdura zawsze wygra w nim z systemową diagnozą. I nie powinna nikogo uspokajać nadzieja, że lud wprawdzie potrzebuje igrzysk, ale odpowiedzialna elita po cichu zrobi co trzeba. Przykłady stanu państwa czy polityki demograficznej (i wiele innych – nie miejsce tu, by je wyliczać) jasno dowodzą przecież, że taka elita nie istnieje.

Trzeba ją zatem zbudować. Nie przez wejście do polityki, uprzedzając częstą w takich sytuacjach sugestię. To natychmiast skazuje na tę samą tyranię bieżączki i despotyzm status quo, które paraliżują dzisiejszych decydentów.  Potrzebna jest praca organiczna.

Oprócz wychowywania przyszłych elit tekstami i codzienną pracą w organizacjach, proponuję skonsolidować Nowy Drugi Obieg. On już istnieje i mniej lub bardziej regularnie tworzy kontry wobec równoległej rzeczywistości patomainstreamu, zajmując się realnymi problemami. W think tankach pozarządowych i rządowych, redakcjach od „Krytyki Politycznej” po „Politykę Narodową”, w niektórych mediach uchodzących za główny nurt, a de facto niszowych. W przypadkach wielu pojedynczych osób lub grup osób na uczelniach, w mediach głównego nurtu. Także, last but not least, w partiach politycznych. Problemem jest rozproszenie, często niewidzenie się nawzajem, marnotrawstwo zbyt dużej energii na pozorny dialog z patomainstreamem.

Zamiast dostarczać ciekawostki Pierwszemu Obiegowi, stwórzmy własny dyskurs. Z własnymi tematami debaty, własnymi sporami, własnymi ścieżkami legitymizacji. Z maksymalną możliwą otwartością na nowe osoby i środowiska. Warunek wstępny i konieczny: żadnych błahostek, tylko tematy ważne dla przyszłości Polski.

Nie chodzi przy tym o to, by na równoległą rzeczywistość Pierwszego Obiegu się obrażać, całkowicie od niej izolować czy rezygnować z okazjonalnych wycieczek do niej. Tym bardziej nie chodzi o utratę kontaktu z istotnymi aspektami bieżącej polityki. Rzecz w tym, by dzięki zdystansowaniu skonsolidować zasoby i – w wariancie maksimum – za jakiś czas trwale główny nurt zmienić. W wersji minimum: stworzyć obieg, w którym poważna rozmowa o przyszłości Polski może się toczyć, a odpowiedzialne elity – rosnąć.

Jeśli są chętni, zastanówmy się wspólnie, jak to zrobić.

O Autorze:
Bartłomiej Radziejewski – prezes i założyciel „Nowej Konfederacji”. Politolog zaangażowany, publicysta i eseista, organizator. Absolwent UMCS i studiów doktoranckich na UKSW. Pierwsze doświadczenia zawodowe zdobywał w Polskim Radiu i, zwłaszcza, w „Rzeczpospolitej” Pawła Lisickiego, później był wicenaczelnym portalu Fronda.pl i redaktorem kwartalnika „Fronda”. Następnie założył i w latach 2010-2013 kierował kwartalnikiem „Rzeczy Wspólne”. W okresie 2015-17 współtwórca i szef think tanku Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. Publikował też m.in. w „Gazecie Polskiej”, "Gazecie Wyborczej", „Gościu Niedzielnym”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, „Arcanach”, „Polsce The Times”, „Super Expressie”, „Fakcie”. Pochodzi z Lublina, mieszka w Warszawie.

Spis treści

Książka dostępna na stronie Wydawnictwa Nowej Konfederacji


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.