Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Ks. Piotr Mazurkiewicz: Aborcja w Stanach Zjednoczonych

Ks. Piotr Mazurkiewicz: Aborcja w Stanach Zjednoczonych

Fakt, że ochrona prawa do życia w Stanach Zjednoczonych zależy od decyzji zaledwie kilku osób (większości z dziewięciu sędziów Sądu Najwyższego) sprawia, że również wśród obrońców życia odżyły nadzieje na uzyskanie większości w Sądzie Najwyższym i uchylenie decyzji sprzed 46 lat. Rosnące prawdopodobieństwo takiego obrotu rzeczy spowodowało uaktywnienie się zwolenników aborcji na poziomie stanowym – pisze ks. Piotr Mazurkiewicz w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Nieplanowane”.

Stany Zjednoczone odgrywają istotną rolę w światowej dyskusji o legalności aborcji. Dzieje się tak przynajmniej z trzech powodów. Pierwszym jest fakt, że kraj ten powszechnie postrzegany jest jako symbol demokracji. Co zatem uznane jest za legalne w Stanach Zjednoczonych, uchodzi poniekąd za mieszczące się w standardach demokracji. Drugim jest fakt, że opowiadając historię legalizacji aborcji, aż do wyroku Sądu Najwyższego w sprawie Roe versus Wade, można było ukazywać ją jako przejaw braku demokracji. Wymienianie Związku Sowieckiego jako pierwszego kraju, który zalegalizował zabijanie poczętych dzieci (1920 r.), a nazistowskich Niemiec jako drugiego (1933 r.) nawet, jeśli nie jest precyzyjne, było całkowicie uzasadnione[1]. Aborcja – mówiąc umownie – bez ograniczeń była bowiem powiązana z totalitarnymi ideologiami, w tym także z uchodzącą wówczas za naukowy światopogląd eugeniką (np. Japonia, Szwecja). Istotne zmiany, które wytrącały ten argument, rozpoczęły się w późnych latach sześćdziesiątych. Wówczas bowiem rozpoczął się proces legalizacji aborcji w państwach uchodzących powszechnie za demokratyczne (Wielka Brytania – 1967 r.). Trzecim powodem jest zastosowana w wyroku amerykańskiego Sądu Najwyższego argumentacja. Sędziowie bowiem legalizując aborcję na poziomie federalnym, stwierdzili, że ich decyzja dotyczy czegoś innego niż zabicie poczętego dziecka, a mianowicie: prawa do prywatności. Ten sposób argumentacji dość szybko upowszechni się na Zachodzie. W publicznej debacie uwaga nie będzie się skupiać na poczętym dziecku i jego prawie do życia, ale na jakimś innym dobru dorosłej osoby: np. wolności, prawie do dysponowania własnym ciałem itp. Skrajnym przykładem zastosowania tej logiki w debacie o aborcji jest przedstawianie tzw. prawa do aborcji jako prawa człowieka.

Sędziowie legalizując aborcję na poziomie federalnym, stwierdzili, że ich decyzja dotyczy czegoś innego niż zabicie poczętego dziecka, a mianowicie: prawa do prywatności

Orzeczenie w sprawie Roe v. Wade nie zamknęło sporu o aborcję w Stanach Zjednoczonych, a jedynie go zaogniło. W Ameryce toczy się nieustannie konflikt między zwolennikami coraz szerszego dostępu do aborcji (opcja pro-choice), a obrońcami życia (opcja pro-life) dążącymi do odwrócenia wyroku Sądu Najwyższego i delegalizacji aborcji w całych Stanach. Istnieją liczne organizacje pro life prowadzące akcje informacyjne w Internecie, marsze dla życia, pikiety klinik aborcyjnych, ale istnieje także bardzo silne lobby aborcyjne, wspierane przez liczne fundacje (ostatnio dowiedzieliśmy się, że jedną z nich jest Fundacja Forda). Istnieje organizacja Priest for Life, ale także Catholics for Choice. Wreszcie istnieje światowy potentat aborcyjny w postaci Planned Parenthood Federation of America. Organizacja ta, będąca członkiem założycielskim International Planned Parenthood Federation, nie tylko prowadzi sieć klinik aborcyjnych w Stanach Zjednoczonych, ale także – jak ujawnili to obrońcy życia – handluje organami abortowanych dzieci i w tym celu dokonuje również „aborcji na zamówienie”. Dziwnym trafem – jak informuje portal Black Genocide.org, 78% klinik aborcyjnych działa w dzielnicach afroamerykańskich. Afroamerykanie stanowią 12% amerykańskiej populacji, natomiast w tej grupie dokonuje się 35% wszystkich aborcji. Znacząca nadreprezentacja sprawia, że pojawia się podejrzenie o istnienie w Stanach Zjednoczonych ścisłego związku aborcji i rasizmu[2].

Bez wsparcia ludzi takich jak Ty, nie mógłbyś czytać tego artykułu.
Prosimy, kliknij tutaj i przekaż darowiznę w dowolnej wysokości.

Orzeczenie w sprawie Roe versus Wade zapadło stosunkiem głosów 7 do 2. Amerykański przypadek uświadamia nam, że, z jednej strony, mamy wielki spór cywilizacyjny o prawo do życia i jego ochronę, z drugiej wielki spór polityczny, ale ostatecznie o wszystkim decyduje kilku absolwentów studiów prawniczych z pięciu czy sześciu amerykańskich uniwersytetów (Są to głównie: Harvard, Yale, the University of Chicago, Columbia i Stanford). Na ten problem niedawno zwrócił uwagę sędzia Antonin Scalia w złożonym stanowisku odrębnym od orzeczenia Sądu Najwyższego dotyczącego legalizacji związków osób jednej płci na poziomie federalnym[3]. Jego zdaniem ważniejszy od pytania o treść wyroku Sądu Najwyższego w tej sprawie jest werdykt rozstrzygający o tym, kto w demokratycznym państwie ma prawo do podejmowania takich decyzji. Sąd Najwyższy orzekł bowiem, że ograniczenie instytucji małżeństwa do związku jednego mężczyzny i jednej kobiety jest nierozumne, a każdy stan, który nie uznawał tego „fundamentalnego prawa” od czasu czternastej poprawki, czyli od 135 lat, łamał amerykańską konstytucję. Decyzja o takiej reinterpretacji konstytucji, gdyż z całą pewnością w 1868 r. nikt nie myślał o legalizacji związków osób jednej płci, zapadła za sprawą większości z dziewięciu sędziów. Tak się złożyło, że wszyscy sędziowie byli w tym momencie absolwentami prawa jedynie dwóch amerykańskich uniwersytetów. Ponieważ w uzasadnieniu orzekli oni, że jest to jedyna rozumna decyzja, wszyscy, którzy nie zgadzają się z tym wyrokiem – łącznie z tymi, którzy w swoich stanach wygrali referenda w tej sprawie – uznani zostali za ignorantów lub kierujących się bigoterią wrogów amerykańskiej konstytucji.

Sąd Najwyższy orzekł, że ograniczenie instytucji małżeństwa do związku jednego mężczyzny i jednej kobiety jest nierozumne

O ile przegrywając wybory lub referendum obywatele mogą liczyć, że decyzję będzie można zmienić w przyszłości, po kolejnych wygranych wyborach, o tyle od decyzji większości z dziewięciu sędziów nieposiadających demokratycznego mandatu nie ma odwołania. Zawłaszczenie przez Sąd Najwyższy takiej super-władzy ustawodawczej Scalia nazywa sędziowskim puczem, a ustrój, w którym ludzie utracili możliwość rządzenia sobą – systemem niegodnym miana demokracji. Swój apel do amerykańskiego społeczeństwa Scalia wyraził słowami, które w amerykańskiej kulturze mają jednoznaczne konotacje: no social transformation without representation (ang. żadnych zmian społecznych bez reprezentacji). Argument Scalii jest poniekąd powtórzeniem stanowiska odrębnego zgłoszonego w 1973 r. przez sędziego Williama Rehnquista. Zwracał on uwagę, że aby uzasadnić „prawo do aborcji” Sąd Najwyższy musiał wydedukować z 14 Poprawki prawo, które było całkowicie nieznane autorom tej poprawki[4].

Fakt, że ochrona prawa do życia w Stanach Zjednoczonych zależy od decyzji zaledwie kilku osób (większości z dziewięciu sędziów Sądu Najwyższego) sprawia, że również wśród obrońców życia – zwłaszcza wraz z wyborem Donalda Trumpa na prezydenta USA – odżyły nadzieje na uzyskanie większości w Sądzie Najwyższym i uchylenie decyzji sprzed 46 lat. Rosnące prawdopodobieństwo takiego obrotu rzeczy spowodowało uaktywnienie się zwolenników aborcji na poziomie stanowym. Podobną sytuację mamy w Polsce, gdy chodzi o ewentualną decyzję Trybunału Konstytucyjnego odnośnie do konstytucyjności tzw. aborcji eugenicznej. Sprowadza się to poniekąd do biblijnego pytania o „dziesięciu sprawiedliwych” koniecznych, aby ocalić miasto. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że Sąd Najwyższy funkcjonuje w pewnym kontekście społecznym, a zatem jest mało prawdopodobne, że wyda orzeczenie, które w sposób rażący rozmijałoby się z wrażliwością społeczną. Chcąc zatem doprowadzić do zmiany ram prawnych, trzeba pracować także nad mentalnością społeczną i rozpowszechnionymi wzorcami życia.

W każdym stanie jest przynajmniej jedna klinika aborcyjna, ale zdecydowany prym wiodą Kalifornia, Nowy Jork i Floryda

Stany Zjednoczone Ameryki w zakresie takich spraw etycznych jak prawo do życia czy kara śmierci są swoistym laboratorium społecznym. Zróżnicowana stanowo sytuacja prawna w zakresie ochrony życia miała miejsce przed Roe v. Wade. Ma ona miejsce również dzisiaj. W każdym stanie jest przynajmniej jedna klinika aborcyjna, ale zdecydowany prym wiodą Kalifornia, Nowy Jork i Floryda (odpowiednio: 152, 95, 71).

Poszczególne stany mogą jednak ograniczać dostęp do aborcji określając limity czasowe od poczęcia dziecka, w jakich aborcja jest legalna (np. granica bicia serca, czyli 6 tygodni od poczęcia), wyznaczając obowiązkowy okres oczekiwania na aborcję, obowiązkowe badanie USG, poradnictwo, obowiązek poinformowania rodziców w przypadku nieletnich czy obowiązkową zgodę rodziców. Inne stany znoszą „utrudnienia” w dostępie do aborcji, wydłużając okres jej prawnej dopuszczalności czy wręcz znosząc całkowicie ograniczenia czasowe, wreszcie zaś wprowadzając konstytucyjne gwarancje legalności aborcji. W obydwu grupach stanów obserwuje się także przygotowania na wypadek, gdyby Sąd Najwyższy unieważnił Roe. Mamy zatem tzw. „trigger laws”, a więc przepisy zakazujące aborcji, które weszłyby natychmiast w życie, gdyby orzeczenie Roe zostało odwołane. W dziewięciu stanach (Alabama, Arizona, Arkansas, Michigan, Missisipi, Nowy Meksyk, Oklahoma, Zachodnia Wirginia i Wisconsin) wciąż obowiązują przepisy zakazujące aborcji sprzed 1973 r., które w nowej sytuacji prawnej mogłyby być ponownie egzekwowane. Mamy jednakże również stany, które przygotowują się na unieważnienie Roe v. Wade w tym sensie, że wprowadzają przepisy, które zagwarantują legalność aborcji nawet w takich okolicznościach.

Senat Stanu Nowy Jork 9 stycznia 2019 r. przegłosował tzw. Reproductive Health Act. Legalizuje on w tym stanie tzw. późną aborcję, to znaczy aż do dziewiątego miesiąca ciąży

Senat Stanu Nowy Jork np. 9 stycznia 2019 r. przegłosował tzw. Reproductive Health Act. Legalizuje on w tym stanie tzw. późną aborcję, to znaczy aż do dziewiątego miesiąca ciąży. Idzie więc znacznie dalej niż wyrok Sądu Najwyższego w sprawie Roe v. Wade. Działaczom pro-life w tym stanie udawało się przez prawie dziesięć lat blokować tak radykalne zmiany prawa, ale w wyniku wyborów w 2018 r. Demokraci przejęli kontrolę w obu izbach lokalnego parlamentu. Wprowadzenie tzw. aborcji na życzenie było ich priorytetowym postulatem, którego spełnieniem uświetnili początek nowego roku. Nowe prawo pozornie sprzeciwia się tzw. późnej aborcji, ale – podobnie jak było to w przypadku polskiego prawa aborcyjnego z czasów komunistycznych – wprowadzony wyjątek w postaci konieczności ochrony zdrowia lub życia pacjenta postrzegany jest jako „furtka” otwierająca nieograniczony dostęp do aborcji. Poza zniesieniem w takim przypadku granicy 24 tygodni ustawa zawiera jeszcze kilka „postępowych” rozwiązań. Po pierwsze, odnajdujemy w niej stwierdzenie, że aborcja jest jedną z najbezpieczniejszych procedur medycznych w Stanach Zjednoczonych. Po drugie, że dostęp do bezpiecznej i legalnej aborcji jest podstawowym prawem kobiety. Po trzecie, że osoba, której życie jest prawem chronione, to tylko taki „byt ludzki, który jest urodzony i żywy”.

Wydaje się, że jeszcze przynajmniej dwie kwestie związane z aborcją zasługują na uwagę. Pierwszą jest próba wprowadzenia przepisów na poziomie federalny, które gwarantowałyby opiekę zdrowotną dzieciom, które przeżyły nieudaną aborcję. Projekt ten zablokowany został przez Demokratów w Izbie Reprezentantów. Druga tzw. Mexico City policy, a zatem polityka rządu Stanów Zjednoczonych wymagająca od zagranicznych organizacji pozarządowych potwierdzenia, że nie będą prowadzić ani aktywnie promować aborcji jako metody planowania rodziny, wykorzystując fundusze z dowolnych źródeł, w tym także spoza Stanów Zjednoczonych, jako warunek otrzymania pomocy amerykańskiego rządu w ramach globalnych świadczeń na planowanie rodziny (family planning assistance), a od 23 stycznia 2017 r. także innych globalnych świadczeń zdrowotnych rządu USA. Polityka ta wprowadzona po raz pierwszy przez prezydenta Ronalda Reagana w 1984 r, w 2017 r. została potwierdzona przez prezydenta Donalda Trumpa.

Ks. Piotr Mazurkiewicz

***

[1] Przykładem takiego podejścia jest artykuł Antoniego Zięby „Historia legalizacji aborcji w Europie” zamieszczony na stronach Radia Maryja (https://www.radiomaryja.pl/bez-kategorii/historia-legalizacji-aborcji-w-europie/).

[2] Por. Planned Parenthood, http://www.blackgenocide.org/planned.html (22.10.2019).

[3] A.J. Scalia, Dissenting, Supreme Court of the United States, https://www.supremecourt.gov/opinions/14pdf/14-556_3204.pdf (22.10.2019).

[4] “To reach its result, the Court necessarily has had to find within the scope of the Fourteenth Amendment a right that was apparently completely unknown to the drafters of the Amendment” (Rehnquist, J., dissenting, https://cdn.loc.gov/service/ll/usrep/usrep410/usrep410113/usrep410113.pdf (22.10.2019)).

Belka Tygodnik366


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.