Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Historia filozofii politycznej. Część druga

Historia filozofii politycznej. Część druga

Historia filozofii politycznej II próbuje wypełnić naturalne braki i zaniechania pojawiające się w podręczniku pomienionych redaktorów. Czytelnik znajdzie w niej wiadomości na temat autorów, których Strauss z Cropseyem nie objęli uwagą lub z różnych powodów nie mogli uwzględnić. Mam tu na myśli na przykład rówieśników Straussa albo osoby od niego młodsze, których ten siłą rzeczy nie mógł traktować jako klasyków dwudziestowiecznej myśli politycznej; ale też filozofów polskich, którzy szczególnie ważni są dla nas, lecz niekoniecznie dla redaktorów wydania amerykańskiego.

Historia filozofii politycznej. Część druga

wstęp i redakcja naukowa Piotr Nowak

rok wydania: 2016

Fundacja Augusta hr. Cieszkowskiego

 

 

Fragment Wstępu Piotra Nowaka

Planetarny kryzys finansów ujawnia co jakiś czas pęknięcia w solidnym i ważniejsze: z pozoru nie mającym poważnej alternatywy systemie liberalnym. Ten stan rzeczy pokazuje, że każda rysa – bez względu na to, czy mówimy o religii, estetyce, czy ekonomii – może mieć polityczne konsekwencje. „Wydaje się zatem, że polityka nadal pozostaje naszym przeznaczeniem z tą zasadniczą różnicą, iż dzisiaj jej motorem stała się gospodarka”[1]. W takim razie kto jest czyim wrogiem? Czy definicja przyjaźni politycznej wyczerpuje się w pojęciu wspólnego zysku? Gdzie biegną linie koniecznych w polityce podziałów? Dlaczego niełatwo je umiejscowić? Przecież „niezdolność lub brak woli odróżnienia przyjaciela od wroga zawsze były symptomem politycznego końca”[2]. Jeśli chcemy ten koniec odwlec, musimy zwrócić się pospołu w stronę teologii i polityki, gdyż dziś opisać wrogość można jedynie przez odwołanie się do języka teologiczno-politycznego, odtwarzając obrys zadawnionego sporu między diabłem a Bogiem o duszę ludzką właśnie przy użyciu pojęć i kategorii politycznych.

Dawniej diabeł domagał się hołdu. Fac mihi homagium – „złóż mi przysięgę na wierność”. Żądał tego zarówno od słabych, jak też od świętych. W zamian obiecywał człowiekowi to, na co ten miał ochotę. I prawie nigdy nie dotrzymywał słowa lub dotrzymywał go na opak. Dziś nie domaga się ostentacyjnego homagium; liczy na uznanie dla swych zasług. „Uznaj mnie, a uznam ciebie” – poleca. Dziełem diabła – Antychrysta, gdyż jego dzieło jest przewrotnym powtórzeniem nauki Chrystusa – nie może być zatem ateizm, „który przy całej grzeszności jest dla Kościoła nazbyt godny politowania, aby wypadało go wymieniać jednym tchem ze złem Antychrysta”[3]. Antychryst wycofał się bowiem w cień, strojąc się w szaty filantropa i przyjaciela gatunku homo sapiens – tyle wiemy na pewno. Bo gdzie indziej miałby się skryć niż w cieniu? Mydli oczy błyskotkami, mami tanim szczęściem. Jest „wirtuozem kamuflażu”, co obiecuje pokój na wszystkich frontach, usypiając w nas czujność, jak dawniej uczynił to z uczniami w ogrodzie Getsemani. W swej wojnie przeciw Bogu i człowiekowi Antychryst niweluje najmniejsze nawet różnice między ludźmi, tak aby zapomnieli o różnicy najważniejszej: między nimi a „wrogiem opatrznościowym”[4], między Bogiem a Jego Odstępcą. Ogłaszając przezwyciężenie wszystkich różnic i podziałów, denuncjując jakikolwiek przejaw wrogości, sprawia on, że „człowiek” – od teraz zawsze już w cudzysłowie – traci rozeznanie w świecie i w sobie – nie wie już, czemu ma służyć różnica moralna, nie umie wytłumaczyć sensu swojego powołania.

Właściwy tej wizji manicheizm związany jest z poczuciem silnego kryzysu formy ludzkiej, dla którego Kościół – żyjący od wieków w zapaści pelagiańskiej – nie umiał znaleźć skutecznego, zadowalającego rozwiązania[5]. Teologia polityczna stanowi odrębną dyscyplinę, o której można powiedzieć, że usiłuje wypracować formuły pozwalające zaradzić temu kryzysowi lub przynajmniej ograniczyć jego rozmiar. Pisząc o teologii politycznej, mam na myśli szczególny rodzaj namysłu określanego hurtowym i mało precyzyjnym mianem refleksji postsekularnej. Przedkładany Czytelnikowi podręcznik czyni zadość pytaniom stawianym przez teologię polityczną jedynie w ograniczonym zakresie. Stanowi raczej swego rodzaju suplement podręcznika pod redakcją Leo Straussa i Josepha Cropseya, który ukazał się po polsku pięć lat temu[6], i który, jako żywo, nie miał nic wspólnego z teologią, bardzo wiele zaś – z filozofią i polityką. Historia filozofii politycznej II próbuje wypełnić naturalne braki i zaniechania pojawiające się w podręczniku pomienionych redaktorów. Czytelnik znajdzie w niej wiadomości na temat autorów, których Strauss z Cropseyem nie objęli uwagą lub z różnych powodów nie mogli uwzględnić. Mam tu na myśli na przykład rówieśników Straussa albo osoby od niego młodsze, których ten siłą rzeczy nie mógł traktować jako klasyków dwudziestowiecznej myśli politycznej; ale też filozofów polskich, którzy szczególnie ważni są dla nas, lecz niekoniecznie dla redaktorów wydania amerykańskiego. Hasła umieszczone w tym tomie dostarczają więc potrzebnych informacji o tym, czym dana osoba zasłużyła się w dziedzinie szeroko pojętej filozofii politycznej, co w niej takiego zmieniła, jaki język zaproponowała do opisu starych jak świat kategorii politycznych – wolności, sprawiedliwości, władzy oraz ich relacji do filozofii.

„Dalsze lektury”, w jakie zaopatrzyłem każdy rozdział, w zasadzie wolne są od naukowego rygoryzmu. Czytelnik znajdzie wśród nich wiersze, prozę, biografie, traktaty filozoficzne, bajki. Często staram się wiązać filozofię z literaturą, gdyż ich wewnętrzne pokrewieństwo wydaje mi się czymś oczywistym. Filozofia i literatura, które swój związek opierają na współmyśleniu fundamentalnych kategorii antropologicznych, wspierają siebie nawzajem, a nie podkopują i kłócą. Jestem przekonany, że dobra literatura to zarazem dobra filozofia. I odwrotnie: filozofia, a więc czysty, bezinteresowny namysł nad światem, pogłębia literaturę i czyni ją lepszą, „pełniejszą”. Natomiast do minimum postanowiłem ograniczyć „literaturę sekundarną”. Uczyniłem tak po części dlatego, że wielu uczonych i studentów, do których adresuję ten podręcznik, darzy skostniałe poglądy i lokalne „wielkości” niezasłużoną czcią. Moja korekta jest więc głęboka, lecz sprawiedliwa. Nie zajmują mnie połajanki intelektualnych kontrolerów, pozbawionych najczęściej wyczucia skali zjawisk. Ograniczam się do przywołania dzieł, w których autorzy przemawiają do nas głosem pięknym i gromowym.

 

[1] C. Schmitt, Teologia polityczna i inne pisma, s. 313.

[2] Tamże, s. 302.

[3] H. Broch, Lunatycy, przeł. S. Błaut, Wrocław 1997, s. 841.

[4] Schmitt przywołuje w tym miejscu wyrażenie Olivera Cromwella: providential enemy, którego znaczenie Marek Cichocki, polski tłumacz pism Schmitta, z niewiadomych dla mnie przyczyn zaciera, pisząc o „wrogu po wsze czasy”. Zob. C. Schmitt, Teologia polityczna i inne pisma, s. 302.

[5] Na ten skądinąd zadziwiający fenomen zwraca uwagę w swoich pracach Sergio Quinzio. Por. jego Przegraną Boga (Kraków–Dębica 2008), Hebrajskie korzenie nowożytności (Kraków 2005) oraz monograficzny numer „Kronosa” (2015 nr 1) z takimi tekstami jak Vocabor Petrus, Dziennik proroczy czy zwłaszcza Mysterium iniquitatis.

[6] L. Strauss, J. Cropsey, Historia filozofii politycznej, red. wyd. pol. P. Nowak, M. Wiśniewski, przekł. zbiorowy, Warszawa 2010.


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.