Tadeusz Boy-Żeleński to postać wielozadaniowa: krytyk, publicysta, eseista, tłumacz, satyryk, ale i działacz społeczny – aż dziw bierze, że postać tak na wskroś nowoczesna urodziła się równo 145 lat temu. W tym numerze przyglądamy się tej niezwykłej sylwetce.
Błysk, iskra, dynamizm. Od pierwszego zdania – niczym w antycznym eposie – jesteśmy już w środku akcji. Dookoła pojawiają się przedmioty ciskane z precyzją angielskiego łucznika i siłą co najmniej Samsona, a cała bitwa rozpisana podług strategii, jakiej nie powstydziłby się sam Napoleon. Kto padł jego ofiarą, od razu stawał się zakładnikiem chirurga, który zna się na swoim fachu i wie, jak precyzyjnie obchodzić się ze skalpelem. Bo właśnie pióro w jego rękach często zamieniało się w finezyjne narzędzie tortur, bez skrupułów używane wobec swoich adwersarzy. Boy-Żeleński – bo przecież o nim mowa – to postać wielozadaniowa: krytyk, publicysta, eseista, tłumacz, satyryk, ale i działacz społeczny – aż dziw bierze, że postać tak na wskroś nowoczesna urodziła się równo 145 lat temu.
Czytając Boya trudno zachować umiar i dystans. Zaraża swoją dociekliwością, swadą i szybkim skracaniem dystansu między sobą a czytelnikiem. Kilka zdań, a już ulega się jego argumentom, dystynkcji i czarowi, które wokół siebie wytwarzał. Atmosfera jego tekstów jest ciepłym miejscem, gdzie nie doskwiera nuda, co więcej, gdzie stajemy się gośćmi z ulicy zaproszonymi na spotkanie w kulturalnym gronie. Nie brakuje tam jednak i szczypty przaśności i flirtu, ale i dyskusji gorących głów pełnych idei, a nawet ideologii. W każdym razie jesteśmy w środku przestrzeni tętniącej dyskusją, gdzie nie ma różnicy pomiędzy literatem, poetą, profesorem czy szarakiem. Wszyscy są u siebie.
Bez wsparcia ludzi takich jak Ty, nie mógłbyś czytać tego artykułu.
Prosimy, kliknij tutaj i przekaż darowiznę w dowolnej wysokości.
Otóż to. Jeżeli można by spróbować się pokusić o wspólny mianownik dla tych wszystkich pól działalności niespełnionego lekarza – Tadeusza „Boya” Żeleńskiego, to z pewnością byłoby to sprowadzanie idei i świata wielkiej kultury na ziemię. Przekuwanie balonika (kto wie, być może zielonego!). Tworzenie takiego sposobu przekazu kultury, aby nie omijała ona przeciętnego obywatela, ale wprzęgała go w sam jej środek. I wcale nie chodzi tu o jej pauperyzację: przecież człowiek, który sięga po Villona, Pascala czy Rousseau, to nie jest piewca prostackiego stylu. Można by podkreślić rolę jego literackich felietonów w „Wiadomościach Literackich”, które znacząco poprawiały nakład pisma, ale także niebanalnej krytyki teatralnej, czy też nawet satyry, w której przemycał niemało ze świata nieco odmiennego od środowiska „niższej kultury”.
Co więcej, w ten model można by wpisać także w jego zakrojoną szerokim łukiem strategię translatorską. Boy (w dużym uproszczeniu rzecz jasna) zaszczepił w Polsce literacką Francję. Użył do tego winorośli z najlepszych winnic i w ten sposób, jego ta imponująca rozmachem inicjatywa, zostawiła Polsce niezwykłą spuściznę dzieł wielkich i największych literatów znad Loary, Rodanu i Sekwany. W ten sposób ci, którzy nie posiedli języka Prousta czy Balzaka – mogli rozkoszować się i przebierać w bogatej spuściźnie francuskiej, sięgając po dzieła od średniowiecza po XX wiek. Udostępnił powszechnie ten niemały kawałek kultury z takim polotem, że do dziś budzi to podziw i onieśmiela (nawet przy pewnych zastrzeżeniach do decyzji, które podejmował w swoich tłumaczeniach).
Jego zaangażowanie po stronie kobiet i szturchanie instytucji kościoła też miało ten wymiar. Dostrzegał nierównowagę w traktowaniu kobiet, ich uzależnienie wobec kobiet w modelu, który – jak sądził – unieruchamiał je albo uprzedmiotawiał, stąd jego pokaźna lista tekstów na rzecz „polityki świadomego macierzyństwa”. Także piórem walczył z „czarną okupacją”, co niestety posunęło go w kierunku dość płaskiego laicyzmu. Do tej płaszczyzny można zaliczyć jego projekt odbrązawiania postaci, które mienią się w Polsce blaskiem nieskazitelności i wielkości – tu też czuć pobrzękiwanie tej samej idei – sprowadzania pewnej wizji kultury na ziemię. Ukazania jej zakątków, innych motywacji, czy nawet czasem dość przykrych i nieprzyjemnych zapachów. Jest coś, co go łączy z Gombrowiczowską swadą i wojnami podjazdowymi wobec utartych schematów myślenia o polskości, jej źródeł i celów.
Jednak Boy (idąc dalej zachęconymi odbrązawianiem ważnych postaci) niestety nie przetrwał próby totalitarnej okupacji. Stał się bowiem jedynym niekomunistycznym pisarzem, który podpisał „deklarację czternastu pisarzy”, która wyrażała radość z okupacji Polski przez ZSRS. Ten smutny element jego biografii, kładzie się ponurym cieniem, szczególnie gdy wizerunek osoby niepokornej, nieulegającej wpływom i modom – był przez niego budowany z takim zaangażowaniem przez te wszystkie lata II RP. Jego los przypieczętowała wojna – raz wyznaczając mu grancie przyzwoitości, które naruszył, drugi raz na zawsze, gdy zginął tragicznie od kul niemieckich.
W tym numerze przyglądamy się tej niezwykłej postaci. Kim był i co pozostawił nam po sobie Boy-Żeleński?
Jan Czerniecki
Redaktor naczelny
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!
Redaktor naczelny Teologii Politycznej Co Tydzień. Wieloletni koordynator i sekretarz redakcji teologiapolityczna.pl. Organizator spotkań i debat. Koordynował projekty wydawnicze. Z Fundacją Świętego Mikołaja i redakcją Teologii Politycznej związany od 2009 roku. Pracował w Ośrodku Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego oraz Instytucie Pileckiego. Absolwent archeologii na Uniwersytecie Warszawskim.