W tym numerze chcemy przyjrzeć się zarówno sytuacji Kurdów, jak i całej układance politycznej, która rysuje się na tym obszarze. Zadamy także pytania o rolę państwa dla narodu, a także o to czy bez niego można stanowić o własnym losie. Przyjrzymy się także wielkiej geopolitycznej architekturze, która uwidacznia się w tym kryzysie.
Są wydarzenia, które w polskim uchu, niezależnie po której ze stron obecnego sporu politycznego znajduje się jego właściciel, brzmią jednoznacznie. DNA naszej wspólnoty politycznej ukształtowane poprzez doświadczenia 123 lat zmagań o własną niezależność, podmiotowość i suwerenność, a także wystawione na stałą presję zewnętrznych okoliczności i sił, które mogą ją unicestwić – wytworzyła w nas odruchy znacznie głębsze, przekraczające naskórkowe podziały i bieżące sprzeczki. Dlatego też czytając Tukidydesa, widzimy się raczej po stronie negocjujących z Ateńczykami Milejczyków, którzy ostatecznie doznają losu zagłady, a będąc tak naznaczonymi, wczuwamy się w dźwięki polityczności i historii znacznie czujniej niż imperia, które widzą się raczej w dylematach stojącymi po stronie tukidydejskich Aten. Słysząc o Kurdach, których los rozgrywa się ponownie na Bliskim Wschodzie – czujemy, a nawet współodczuwamy z nimi ich dążenia i ich unieważnianie, szczególnie, gdy w obserwowanym z daleka krajobrazie widzimy pewne podobieństwa – nie tyle geograficzne, a raczej te kształtujące politycznie te ziemie poprzez znane nam mechanizmy. Jednak czy sytuacja, która tam się rysuje się tak podobnie i czy można przeprowadzić tak prostą analogię między tymi dwoma losami?
9 października rozpoczęła się turecka operacja w północnej Syrii. Była ona wymierzona w mieszkających tam Kurdów, wczorajszych sojuszników walk przeciw ISIS. Turcja Erdoğana nazwała ich „terrorystami”, którzy zagrażają bezpieczeństwu, a do ofensywy doszło w kilkadziesiąt godzin po tym, jak amerykański prezydent Donald Trump podjął decyzję o wycofaniu z Syrii wojsk USA. Do tej pory to właśnie żołnierze Stanów Zjednoczonych współpracowali z Kurdami przy przywróceniu ładu w tej części Bliskiego Wschodu, likwidując przyczółki „państwa islamskiego”, a także zabezpieczając ten obszar. Po wycofaniu US Army – cała misterna, acz bardzo wrażliwa, układanka znów została przemieszana, jak w kalejdoskopie. Zdawałoby się, że to wydarzenie stanowi ważny, ale jedynie kolejny element bliskowschodniej roszady, która odbywa się na tym ternie od dłuższego czasu. Jednak, gdy spojrzymy na to z innej perspektywy, możemy dostrzec, jak wiele miesza się tam porządków, nie tylko geopolitycznych, ale także politycznych a nawet tych z obszaru filozofii polityki.
Bez wsparcia ludzi takich jak Ty, nie mógłbyś czytać tego artykułu.
Prosimy, kliknij tutaj i przekaż darowiznę w dowolnej wysokości.
Jest to bowiem opowieść o narodzie, który do tej pory nie zmieścił się na mapach tamtego regionu, ale także o ideach podmiotowości politycznej, samostanowienia, wolności i zmaganiach o wytworzeniu własnej emanacji w postaci organizmu państwowego. Ponad 30-milionowy naród, rozrzucony między cztery państwa – Turcję, Syrię, Irak i Iran – nie jest podmiotem, ale przedmiotem historii i polityki. Nie stanowi – pomimo swojej liczebności – prawa o sobie, nie może rozgościć się nie tylko na własnym obszarze, za którego bezpieczeństwo odpowiada, ale także w instytucjach międzynarodowych, w których wykuwa się często ład współczesnego i przyszłego świata. Kurdowie są w końcu w ciągłym zmaganiu w grze, nie mogąc ustalić własnych zasad, które byliby w stanie narzucić innym podmiotom. Jest to także opowieść o wszystkich elementach, które kształtują naród, jego polityczny zrąb i w pewien sposób ukazują, jak w małym laboratorium, że państwa narodowe to nie jest żaden przeżytek odziedziczony w spadku po historii, lecz naturalna kolej dążeń wspólnoty politycznej.
Co jednak więcej mówi nam obecna sytuacja, w której ten dramat się unaocznia? Ruch prezydenta Trumpa unaocznił, jak kruchy jest dziś model rusztowania, na którym zawieszony jest ład międzynarodowy w tej części świata. Jedna decyzja – abstrahując od dywagacji na ile była słuszna na ile nie – uruchamia sekwencję, która zaczyna objawiać całą gamę intencji, interesów i – co chyba najważniejsze – niestabilności międzynarodowej. To może być także szerzej symbol pewnej zmiany, gdy swoisty pax americana przestaje już obejmować cały współczesny świat, a zaczyna organizować przestrzeń jedynie tych miejsc, które politycznie ważne są z punktu widzenia coraz słabszego hegemona. Być może jest to także sygnał, który ukazuje, ze dawna architektura sojuszu północno-atlantyckiego nie jest dziś tak stabilna i błyszcząca, lecz chwieje się przez napięcia wewnętrzne i zachodzi rdzą. W końcu zdaje się być to historia o bardziej uniwersalnym wydźwięku: stary porządek, do którego się przyzwyczailiśmy właśnie się redefiniuje i w jego obliczu potrzeba silnego państwa jest nieodzowna i jawi się jako jedyne narzędzie, aby zachować w grze.
W tym numerze chcemy przyjrzeć się zarówno sytuacji Kurdów, jak i całej układance politycznej, która rysuje się na tym obszarze. Zadamy także pytania o rolę państwa dla narodu, a także o to czy bez niego można stanowić o własnym losie. Przyjrzymy się także wielkiej geopolitycznej architekturze, która uwidacznia się w tym kryzysie.
Jan Czerniecki
Redaktor naczelny
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!
Redaktor naczelny Teologii Politycznej Co Tydzień. Wieloletni koordynator i sekretarz redakcji teologiapolityczna.pl. Organizator spotkań i debat. Koordynował projekty wydawnicze. Z Fundacją Świętego Mikołaja i redakcją Teologii Politycznej związany od 2009 roku. Pracował w Ośrodku Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego oraz Instytucie Pileckiego. Absolwent archeologii na Uniwersytecie Warszawskim.