Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Wojciech Kaliszewski: „A ja widzę to wszystko”. O wierszach Jana Sochonia

Wojciech Kaliszewski: „A ja widzę to wszystko”. O wierszach Jana Sochonia

Sochoń jest – i stara się to odsłonić zarówno w wierszach jak i w esejach – pisarzem chrześcijańskim. Oznacza to manifestowanie postawy wiary w miłość Boga do człowieka. Wiara nie poddaje się działaniu czasu, sięga dalej, ma oparcie w wieczności. Dlatego człowiek może przyjąć zaproszenie Boga w każdej chwili swojego życia – pisze Wojciech Kaliszewski w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Sochoń. Wyrażanie rzeczywistości”.

Jest tak – powiada św. Augustyn w traktacie O muzyce – „ że rytmy, które tkwią immanentnie w samym dźwięku, mogą istnieć bez tych, które tkwią w doznaniu słyszenia, te drugie natomiast nie mogą istnieć bez pierwszych.” A skoro jest tak, to znaczy, że istnieje jakaś sfera miar niezmiennych, absolutnie pierwszych, klasycznie niewzruszonych, doskonałych, które stanowią źródło wielkiej ludzkiej tęsknoty i wzywają do naśladowania. Z tej poruszającej tęsknoty i z potrzeby powtórzenia idealnej miary rodzą się wszystkie sztuki a wśród nich najbliższa muzyce jest niewątpliwie poezja, która tak jak muzyka, zbliża się do granicy tego, co słyszalne i niesłyszalne.

Miara, która określa porządek istnienia, poprzedza także powstanie obrazu poetyckiego. Ostatecznie wiersz łączy w sobie to, co uchwytne z tym, co nieuchwytne i niepojęte. W tym niezwykłym przenikaniu się tak różnych sfer, tkwi źródło tajemnicy nie tylko poezji, ale także miłości. To jest tajemnica tworząca, budująca i oświetlająca drogę ludzkiego życia. Ale przecież nie tylko światło i nie tylko przeczucie pełnej miary towarzyszy nam w tej wędrówce. Droga jest nierzadko kręta, wyboista i pełna nieprzewidywalnych przeszkód. Dlatego poezja jest także historią tej trudnej wędrówki i opowieścią o chwilach lęku, zwątpienia i bezradności. Ślady wyboistej drogi zaznaczą  twórczość wielu poetów, odcisnęły się także w wierszach księdza Jana Sochonia:

Życie rozproszyło się i zeszło
z pamięcią, nie chce przegrać ostatniej
walki, choć to już przesądzone.

resztką skupienia podtrzymuje moje
ręce wzniesione wysoko.

Przestrzeń sama w sobie,
czas sam w sobie – odchodzą w pusty
krajobraz.

To końcowy fragment wiersza Krajobraz z tomu Obrót koła, w którym Sochoń odsłonił przed światem całą głębię pytań i wątpliwości związanych z poczuciem upływającego czasu. Czas ma swój nieprzewidywalny i zaskakujący człowieka rytm. Czas w wierszach Sochonia niesie ponadto  ze sobą bardzo często zapowiedź rozpadu porządku życia i otwiera drogę do śmierci. Na nic zdają się inwokacje i zaklęcia. Czas nie chce się zatrzymać, nie zwalnia swojego biegu, jest w swych niszczycielskich działaniach nieubłagany. Sochoń nie ma jakiejś jednej taktyki obrony przed działaniami czasu. Kiedy powiada: „Zatrzymaj się, czasie,/niczego nie osiągniesz/szybkim ciosem miecza”, próbuje – w sposób antropomorficzny –  używać argumentów racjonalnych. Ale gra z czasem jest tylko grą. Jej reguły ostatecznie nikogo nie obowiązują. Czas pozostaje niewzruszony i  wraz z jego upływem  wszystko traci znaczenie, a przed człowiekiem otwiera się „pusty krajobraz”. To najgorsze z możliwych, ale nieuchronne rozwiązanie. „Pusty krajobraz” to wyrażenie sprzeczne, ale przez to bardzo wyraziste i przemawiające do  wyobraźni.  Przestrzeń pozbawiona kształtów, kolorów, zapachów, dźwięków jest otchłanią,  w której kończy się życie, to „przestrzeń sama w sobie”, obojętna na ludzkie uczucia i przeżycia. W tym smutnym i pozbawionym smaków świecie poezja nabiera szczególnego znaczenia.  Sochoń  powierza jej nie tylko swoje niepokoje i lęki przed skutkami działania czasu, ale szuka w niej oparcia i siły, pozwalającej oprzeć się zwątpieniu:

Żeby wiersz trwał i trwał,
w powietrzu, w oknach domów
przesłoniętych pożółkłymi firankami,
w modlitwie tych, którzy poszukują
źródeł tajemnicy.

To ma być poezja sięgająca z jednej strony sfer najwyższych, docierająca do źródeł duchowych, z drugiej zaś powinna być związana z tym, co zwykłe, codzienne, proste i powszednie. W tak szerokim wymiarze poezja ma dla Jana Sochonia znaczenie wyjątkowe.  Jest obrazem całości duchowo-fizycznej perspektywy życia. Takiej poezji – łączącej słowa z głębią treści duchowych i formami świata realnego - Sochoń w pełni ufa i o siłę takiej poezji zabiega w swoich wierszach.

Poeta – pisał kiedyś Sochoń – który próbuje złączyć to, co boskie z tym, co ziemskie, napotyka na liczne przeszkody. Ale nie dlatego, że te dwa świat są tak bardzo odległe od siebie, ale dlatego, że współczesność nie rozumie istoty chrześcijaństwa. „Obojętność religijna – powiada Sochoń w eseju Bóg poety – zapanowała niemal powszechnie, a wiele osób uznających się za wierzące wybiórczo traktuje treść religijnego przesłania, akceptując jedynie te wartości, które uznaje za godne uwagi i nie zobowiązujące.” Taka postawa sprawia, że poezja traci niewątpliwie wymiar metafizyczny. Świat przedstawiony, w którym nie ma Boga osobowego jest światem niepełnym, naznaczonym brakiem, ale to z kolei staje się źródłem niezaspokojonej tęsknoty i prowadzi do sytuacji kryzysowych.

Bez wiary i zaufania, bez religijnej inspiracji świat, o którym pisze Sochoń, byłby dla człowieka tragicznie obcy. A tak nie jest

Sochoń jest – i stara się to odsłonić zarówno w wierszach jak i w esejach – pisarzem chrześcijańskim. Oznacza to manifestowanie postawy wiary w miłość Boga do człowieka. Wiara nie poddaje się działaniu czasu, sięga dalej, ma oparcie w wieczności. Dlatego człowiek może przyjąć zaproszenie Boga w każdej chwili swojego życia. Bez wiary i zaufania, bez religijnej inspiracji świat, o którym pisze Sochoń, byłby dla człowieka tragicznie obcy. A tak nie jest. Wiersze Sochonia otwierają się w całości na tę Boską perspektywę i w jej wymiarze szukają pocieszenia. Cała przedstawiona teraźniejszość, ze wszystkimi jej problemami i wątpliwościami, ze znakami zapytania i myślami nieuporządkowanymi, a więc z całym, obecnym w tych wierszach ciężarem niełatwych często i dramatycznych doświadczeń osobistych bohatera, w świetle wiary nabiera nowego sensu. Nie są to proste wybory i łatwe decyzje. Bohater Sochonia zmaga się – mimo wiary – nieustannie z niepewnością. Nie wie, czy to, co go otacza jest prawdą, czy złudzeniem:

To pozór, zaledwie pragnienie,
żeby wiedzieć na pewno, że nocą
zdarzają się cuda, że wystarczy
delikatne spojrzenie i nie sposób
wydostać się z gry przeznaczeń.

W Strzałce czasu, tomie wydanym w 2017 roku  w wierszu Nic Sochoń powiada, że „To, co trwałe,/jest w niedosłyszeniu”, a kilka wersów niżej doda: „w niedotyku,/w niedowidzeniu.” Jakże bliskie to słowom św. Augustyna, które przywołałem na początku tego tekstu. Klamrą spinającą te dwa fragmenty, dwie myśli, dwa zapisy jest wiara. Bez niej to, co znika, ginie z pola widzenia i roztapia się w ciszy stanowi nieodwołalny kres wszystkich bytów. Wszystko, co najważniejsze jest zakryte przed naszymi zmysłami. Ich wrażliwość ma ograniczony zasięg. Jednorazowe doświadczenie to zbyt mało, aby zrozumieć całość i „wydostać się z gry przeznaczeń”. Trzeba zatem przyjąć, – powiada Jan Sochoń – że to, co nas przerasta, czego nie możemy zrozumieć i wobec czego stajemy bezsilni, stanowi rodzaj niejasnego dla nas przejścia do świata prawdy. Jej źródło jest „poza nami”. Sochoń posługuje się rozmyślnie tym wyrażeniem, akcentując szczególnie silnie przyimek „poza”. A to z kolei oznacza przyjęcie czytelnej hierarchii i podział na to, co „poza” i to, co „przed” człowiekiem. On sam stoi na granicy obu tych przestrzeni, będąc zarazem jakby ich zwornikiem. Nie jest to miejsce bezpieczne i neutralne. Jesteśmy bowiem poddani w tym miejscu działaniu przeciwnych sobie sił. Z jednej strony pozostajemy niezwykle mocno wrośnięci w świat bliski, znany i rozpoznawany, a z  drugiej strony odzywa się w nas głęboka tęsknota do tego, co niepoznawalne, do tajemnicy wypełniającej to, co „poza nami”.  Śladem zderzenia tych dwóch światów jest wewnętrzne pęknięcie człowieka, brak spokoju, poruszenie wyobraźni a także przywoływanie wspomnień, rozbudzanie żalu i niezaspokojonego smutku. Jan Sochoń potrafi te napięcia nie tylko zauważyć, ale nadaje im ponadto poetycki kształt głównie poprzez obrazy i wyznania.  Są one w wierszach Sochonia ogniwami minifabuł, wychwytujących i utrwalających epizody z życia, z historii, z doświadczeń również bardzo osobistych. Częstą przyczyną smutku – to słowo wydaje mi się najlepiej oddawać stany uczuciowe w wierszach Sochonia – są wizerunki osób bliskich, które już odeszły. Sochoń jest poetą o rzadkim dzisiaj darze, pozwalającym w sposób prosty i zarazem jakby pełny przywołać osobę nieżyjącą, ale wciąż kochaną, ważną i niezastąpioną. Z portretów i wizerunków szkicowanych z pamięci Sochoń tworzy obraz przeszłości, nadając mu charakter elegijny:

Odeszli wszyscy, których świat
mi przydał; ci, co zostali
toczą swój ból sami
nie chcą czułości ani zlitowania.

Elegijna tonacja łączy się tutaj – i tak w wierszach Sochonia bywa często – z postawą tragicznie heroiczną. Samotnością nie można się bowiem z nikim podzielić. Los szczelnie przylega do człowieka, prowadzi go do końca, nie oszczędzając mu żadnego bólu. Można współczuć, można współodczuwać z kimś smutek, można mu towarzyszyć myślami, modlitwą, słowami miłości i pocieszenia, ale przekroczyć granicy między sobą a tym drugim nie można: „Nie mogę wspomóc swojej matki,/ani siebie, ani cokolwiek innego.” A to znaczy, że kiedy cierpimy, bo cierpi ktoś inny, to nasze cierpienie rośnie w sposób niewyobrażalny.  

Wiersze Jana Sochonia potrzebują takiej ciszy i takiego skupienia. To nie są wiersze o mocnej artykulacji i wznoszącej się intonacji

Poczuciu osamotnienia towarzyszy także doświadczenie zagubienia przestrzennego. Świat nie jest już tak prosty, jak był kiedyś. Drogi i ścieżki dzieciństwa pozarastały, zatarły się ich linie i ślady. Rozpadł się również krąg rodzinny, dom z matką, ojcem i rodzeństwem pozostał już tylko w pamięci bohatera, który bardzo przeżywa te odejścia, wpisując w nie także swoje życie. Bo wraz z każdą śmiercią kogoś bliskiego, umiera także w nas jakaś cząstka osobowości. Świat się więc kurczy, zacieśnia do granic pustego pokoju, do ograniczonego widoku z okna, do kręgu myśli odganiających nocą sen. Zazwyczaj są to myśli o tym, co było, o przemijaniu, odchodzeniu i śmierci. Ale główną osią tych nocnych rozmów z samym sobą jest miłość. Dzięki niej przecież istniejemy, w niej i dzięki niej istnieje też otaczająca nas rzeczywistość. Kiedy więc zaczyna brakować miłości nasze życie traci sens. Nocą – powiada Sochoń – „cisza odzyskuje głos” Wtedy, w tym niezwykłym skupieniu i natężeniu ciszy można usłyszeć to, co ukryte i co najważniejsze. Z tego także płyną obrazy, wspomagane wyobraźnią poetycką, dając początek wierszom. Bo wiersze Jana Sochonia potrzebują takiej ciszy i takiego skupienia. To nie są wiersze o mocnej artykulacji i wznoszącej się intonacji. Wiersze Sochonia utrzymane są zazwyczaj w prostej, pozbawionej wykrzykników i hiperboli tonacji. Ich siła polega na odsłanianiu przeżyć bardzo osobistych i – paradoksalnie – na minimalizacji wszelkich natężeń. To jest poezja wyznań, sięgających najgłębiej skrywanych tęsknot i odczuć. Kiedy Sochoń pisze: „Nie mam z kim spędzić świąt:/idę więc na cmentarz.”, to odkrywa przed nami bardzo konkretną, realną, a nie jakąś ogólną i powszechną samotność. To jest samotność, która jest najpierw częścią realnej biografii, a dopiero później staje się biografią świata przedstawionego.

Tę samotność, a więc jakby samego siebie, bez maski, z różnymi przeczuciami, lękami i pytaniami poeta stara się właściwie zrównoważyć pięknem świata stworzonego. Bohater Sochonia jest bezgranicznie wdzięczny Bogu za to, że może przeżywać wschody i zachody słońca, cieszyć się pogodą, muzyką, barwami i kształtami.  Przed oczami bohatera rozgrywa się wielki spektakl, którym kieruje Bóg. Człowiek musi odnaleźć w tym obrazie swoje miejsce. A kiedy je już odnajdzie, wtedy może zaśpiewać Bogu, światu i sobie hymn dziękczynny. Hymn miłości:

Chmury wznoszą się ku niebu,
skowronek tańczy wraz z nami,
a ja widzę to wszystko;

więc modlę się, bo cóż uczynić
w objęciach takiego obrzędu.


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wydaj z nami

Wydaj z nami „Herezję sekularności” Piotra Popiołka
Pierwsza polska monografia koncepcji Radykalnej Ortodoksji Johna Millbanka
Brakuje
Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.