Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

To mit, że z europejskim prawem się nie dyskutuje

To mit, że z europejskim prawem się nie dyskutuje

Warto pamiętać, że spór o stosunek do prawa europejskiego nie dotyczy przyjęcia jakiegoś jednego europejskiego modelu, który decyduje o byciu lub niebyciu w Unii. To przede wszystkim spór o ustrój własnego państwa, za które jesteśmy odpowiedzialni – pisze Marek A. Cichocki w felietonie na łamach „Rzeczpospolitej”.

Relacja między prawem europejskim i jego instytucjami a prawem państw członkowskich nie przypomina statycznej hierarchii, jak chcieliby dla swej wygody niektórzy prawnicy, tylko jest czymś dynamicznym, a ostatnio stała się przedmiotem sporów.

Często w naszych sporach o Unię Europejską spotykamy się z argumentem prawa europejskiego. W sporze o sądownictwo jest ono używane jako absolutnie rozstrzygające. Ma także potwierdzić zasadność obaw, iż konflikt, który rząd polski prowadzi z instytucjami europejskimi w sądownictwie, musi doprowadzić do „polexitu”. Biorę to słowo w cudzysłów, gdyż w istocie jest ono pewną emocjonalną opinią, co nie znaczy oczywiście, że w jakichś niewyobrażalnych dzisiaj dla nas okolicznościach i w nieznanym nam czasie nie może zamienić się w rzeczywistość.

Jako emocjonalne pojęcie, ale przedstawiane przez niektóre prawne autorytety jako realność, „polexit” jest zbudowany na założeniu, że z prawem europejskim się nie dyskutuje i nie wchodzi się z nim w konflikt, ponieważ jest ono jakimś naczelnym, wyższym porządkiem prawnym, któremu państwa członkowskie są podporządkowane. Oczywiście, jeśli ktoś w to uwierzy, musi później bezradny stanąć w obliczu faktów, chociażby takich jak komentowany ostatnio szeroko wyrok hiszpańskiego Sądu Najwyższego, który odrzucił decyzję Trybunału Sprawiedliwości UE w sprawie katalońskiego polityka Oriola Junquerasa, powołując się na wyższość hiszpańskiej konstytucji.

Relacja między prawem europejskim i jego instytucjami a prawem państw członkowskich jest bardziej skomplikowana i nie przypomina wcale statycznej hierarchii

Relacja między prawem europejskim i jego instytucjami a prawem państw członkowskich jest bardziej skomplikowana i nie przypomina wcale statycznej hierarchii, jak chcieliby dla swej wygody niektórzy prawnicy. Jest czymś dynamicznym, a ostatnio stała się przedmiotem gwałtownych sporów. Co więcej, w swej praktyce i doktrynie państwa członkowskie UE bardzo różnią się w rozumieniu pozycji prawa europejskiego. O ile na przykład Holandia czy Austria co do zasady uznają jego wyższość, o tyle Niemcy, Włochy czy Hiszpania zachowują dla swoich instytucji konstytucyjnych prawo wyrokowania, w jakim zakresie wyższość prawa europejskiego jest stosowana. W przypadku Francji czy Polski (rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego z 2005 r.) to konstytucja jest natomiast prawem nadrzędnym, a wyższość prawa europejskiego stosuje się do ustaw.

Warto więc pamiętać, że spór o stosunek do prawa europejskiego nie dotyczy przyjęcia jakiegoś jednego europejskiego modelu, który decyduje o byciu lub niebyciu w Unii. To przede wszystkim spór o ustrój własnego państwa, za które jesteśmy odpowiedzialni.

Marek A. Cichocki 

Felieton ukazał się w dzienniku „Rzeczpospolita”


Jeżeli podobał się Państwu ten artykuł?

Proszę pamiętać, że Teologia Polityczna jest inicjatywą finansowaną przez jej czytelników i sympatyków. Jeśli chcą Państwo wspierać codzienne funkcjonowanie redakcji „Teologii Politycznej Co Tydzień”, nasze spotkania, wydarzenia i projekty, prosimy o włączenie się w ZBIÓRKĘ.

Każda darowizna to nie tylko ważna pomoc w naszych wyzwaniach, ale również bezcenny wyraz wsparcia dla tego co robimy. Czy możemy liczyć na Państwa pomoc?

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.