Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Tadeusz Boy-Żeleński: Przyjacielu – motorniczy tramwaju nr 7...

Tadeusz Boy-Żeleński: Przyjacielu – motorniczy tramwaju nr 7...

Wszyscy rewolucjoniści w sztuce, chcąc czy nie chcąc, piszą dla „elity”, a ob­woływanie wszelakich nowatorstw jako sztuki dla tłumu, dla ulicy, jest jednym największych bluffów, jakie kiedykolwiek istniały. Złudzeniem jest, że motorowy tramwaju będzie czytał „Tram w popszek ulicy”, robotnik fabryczny poezje opie­wające maszynę, a „alfons” futurystyczne impresje o prostytutkach pijących wiekuisty mazagran – pisał Tadeusz Boy-Żeleński. Przypominamy jego tekst na łamach „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Boy. Kultura na bieżąco”.

Niedawno temu pojawił się pierwszy (i jedyny zresztą dotąd) numer pisemka mieniącego się „organem lewicy literackiej”, które wstępną swą inwokację rozpoczyna mniej więcej tak:

Przyjacielu – motorniczy tramwaju nr 7,
Przyjacielu – prezydencie państwa,
Przyjacielu – rzeźniku z P.P.P.,
Przyjacielu – alfonsie,
Gwiazdo kinowa, inteligencie, prostytutko etc.
Tłum – to wy, pójdźcie do nas, my jesteśmy krzykiem waszych płuc etc., etc.

Po czym... pierwszą stronicę (w ogóle były dwie) zajmowała w całości obszerna i jadowita polemika jednego z młodych ze znanym krytykiem o jakieś subtelności likwidacyjne futuryzmu czy neofuturyzmu.

Czy w istocie ma ktoś złudzenie, że to jest – nie mówię „krzyk płuc” – ale lektura dla motorowego (jakoś mi ten „motorniczy” nie chce przejść przez gardło) tramwaju nr 7, rzeźnika, alfonsa, prostytutki etc...

Pisemko to oświetliło nam w mimowolnej karykaturze omyłkę popełnianą raz po raz przez młode kierunki w sztuce, zwłaszcza w ostatnich czasach. O ile dawniej nowe prądy żeglowały pod hasłem arystokratycznej wyłączności – odi profanum vulgus – o tyle teraz wręcz prze­ciwnie. Sztuka wciąż jakoby wychodzi z zatęchłych mroków gabinetu – na ulicę; chce mówić do ludu, do wszystkich bez różnicy, chce tętnić ich pulsem. Po których to zapowiedziach i hasłach czytamy utwory mniej lub więcej utalentowane, ale nic a nic nie mające wspólnego z tym programem.

Bez wsparcia ludzi takich jak Ty, nie mógłbyś czytać tego artykułu.
Prosimy, kliknij tutaj i przekaż darowiznę w dowolnej wysokości.

A „lud”, a ulica? Lud i ulica ani wiedzą o tym, że odbywa się tak żywa walka o ich duszę, „Prostytutka” czyta może Quo vadis, motorowy Trylogię, może Bez dogmatu... Co czyta prezydent państwa, nie wiem – może, wraz z większością swoich poddanych, Trędowatą.

Na ogół – można to wziąć jako zasadę – nie ma specjalnej sztuki dla tłumu

Bo na ogół – można to wziąć jako zasadę – nie ma specjalnej sztuki dla tłumu; sztuką dla tłumu bywa zwykle to, co trzydzieści lat temu było sztuką dla elity. Nawet w pieśni ludowej badacze nieraz odnaleźli po prostu pieśni „pańskie”, które ze szlacheckich dworów przez dworki ekonomskie zeszły do ludu i – zniekształcone po trosze – stały się ową ożywczą kry­nicą, sztuką ludową. Pamiętam, przed laty w Krakowie hrabiny sprowadziły jako egzotyczną atrakcję prawdziwą orkiestrę ludową na jakiś festyn dobroczynny: pierwszym utworem, jakim naiwnie rozpoczęli swój program owi muzykanci w białych świtkach i z pawimi piórami, był... walc ze starej operetki Gasparone.

Fakt jest, iż wszyscy rewolucjoniści w sztuce, chcąc czy nie chcąc, piszą dla „elity”, a ob­woływanie wszelakich nowatorstw jako sztuki dla tłumu, dla ulicy, jest jednym z najgrub­szych nieporozumień lub największych bluffów, jakie kiedykolwiek istniały. Złudzeniem jest, że motorowy tramwaju będzie czytał Tram w popszek ulicy, robotnik fabryczny poezje opie­wające maszynę, a „alfons” futurystyczne impresje o prostytutkach pijących wiekuisty mazagran.

I owszem – działa tu raczej prawo kontrastu niż podobieństw. Pamiętam raz taką scenę w słynnym paryskim „Caveau des innocents” koło Hal, w owych czasach, gdy nora ta nie była jeszcze zaopatrzona w wentylację elektryczną i przyrządzona dla pokazywania etranżerom, ale była istotnie kasynem szumowin stolicy. Otóż zjawił się tam podpity gość, który zaczął śpiewać plugastwa; alfonsi i prostytutki obruszyli się z niesmakiem i zmusili go do milczenia – najpierw perswazją, a w końcu kułakiem; natomiast z entuzjazmem i aplauzem śpiewali najbardziej sentymentalne i niezabudkowe piosenki Delmeta, które wśród „elity” były w mo­dzie dziesięć lat wprzódy. Mickiewicz na cienkiej kuchni paryskiej opisywał zawiesiste litew­skie bigosy i śniadania; Paweł Staśko, dziecię ludu, kryjące dotąd palone buty pod spodniami, opisuje przy pomocy Baedekera błyszczące i namiętne życie na Riwierze, które oglądał jedy­nie wyobraźnią...

A oto drugie nieporozumienie. Coraz częściej spotyka się utwory pisane stylem telegra­ficznym, kinematograficznym, skróconym, skondensowanym etc., etc. Nie ma w tym nic złe­go, niech każdy pisze, jak mu serce dyktuje, każdy styl jest dobry, skoro go ktoś używa szcze­rze i z sensem. Ale do tego stylu dorobiono teorię; kto wie, może nawet z tej teorii się naro­dził: że mianowicie styl ten narzuciło pisarzom współczesne życie samolotów, ekspresów, gorączkowe, szybkie, nużące. Precz zatem (mówią) z analizą, opisami: „Podróżny jadący ae­roplanem nie może obserwować każdego kwiatka” etc.

Otóż mam wątpliwości co do tych dosyć zewnętrznych asocjacji.

Przede wszystkim nie uważam, żebyśmy tak długo jeździli aeroplanami, a nawet ekspre­sami, aby się to aż na stylu miało odbić. I zważmy: równocześnie z tymi wszystkimi naszymi hasłami grande vitesse, Paryż, gdzie istotnie życie wali co się zowie przyspieszonym pulsem, wydaje – jako ostatni przejaw literacki – kilkunastotomową powieść Prousta, opartą na naj­bardziej drobiazgowej analizie i opisowości. Toż samo Romain Rolland, Martin du Gard!

Balzak jest współczesnym wyrazem przyspieszonego tempa życia, jego zindustrializowania, epoką przemiany dyliżansu na kolej żelazną. 

Coś podobnego dałoby się odnaleźć i w przeszłości: Balzak. W porównaniu z Balzakiem taka osiemnastowieczna Manon Lescaut lub zwłaszcza Kandyd Woltera – to są powieści co się zowie kinematograficzne! A Balzak jest właśnie współczesnym wyrazem przyspieszonego tempa życia, jego zindustrializowania, epoką przemiany dyliżansu na kolej żelazną. Bo cechą nowej publiczności, jaką wydał ów zindustrializowany wiek XIX, jest hipertrofia intelektu: nie bawi już anegdota, ale mechanizm zjawisk, zrozumienie ich związków. Im bardziej życie się komplikowało, im więcej spalało inteligencji, tym bardziej i powieść stawała się intelektualna, analityczna, psychologiczna. Obecnie nowoczesna chemia myśli rozszerzyła swoje dziedziny o całe obszary „podświadomego”, które może się wyrazić w skróco­nych kleksach, ale może też – jak u Prousta – rozdymać styl do nie znanej wprzód rozciągłości.

Nieporozumieniem wreszcie jest, aby ów skrócony, punktowany styl odpowiadał przemęczonym nowoczesnym nerwom. Przeciwnie, styl ten wymaga pracy umysłowej, od której zmęczony mózg ucieka: jest to styl dla doskonale wypoczętych.

Grą słów wydaje mi się analogia stylu a tempa pociągów kurierskich. Raczej nigdzie i nig­dy nie ma człowiek tyle czasu i spokoju do czytania, co jadąc kurierem na daleką przestrzeń. O ile nie mógł czytać ze skupieniem jadąc bryczką lub ekstrapocztą, o tyle w ekspresie Warszawa-Paryż może pochłonąć dzieło, na które nigdy nie znalazłby czasu w domu. Ba, kiedyś dostałem kartkę z podziękowaniem za miłe chwile spędzone w... aeroplanie na lekturze Montaigne’a, do którego ów podróżny w domu jakoś nie mógł się zabrać. Sam tego doświad­czyłem na sobie: przerażało mnie zawsze dziesięć tomów Jana Krzysztofa. Dopiero podróżując po Włoszech automobilem (nie swoim) z szybkością 80 kilometrów na godzinę, gdzieś w hotelu na postoju natknąłem się na któryś tom tej książki, i w ten sposób zawarłem z nią szczęśliwą znajomość.

Konkluzja: każdy niech pisze, jak mu się podoba; że jednak szczerość jest dla tworzenia pierwszym warunkiem, niech się nie łudzi, że pisze dla alfonsów i motorniczych, wówczas gdy pisze w istocie dla garstki znajomych literatów, i niech się nie poczuwa do obowiązku natychmiastowego przekształcenia stylu w miarę rozwoju kina, awiatyki, radiotelegrafii, centralnego ogrzewania etc.

Tadeusz Boy-Żeleński

Belka Tygodnik303


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wydaj z nami

Wydaj z nami „Incydenty” Andrzeja Horubały
Zostań wydawcą nowego zbioru opowiadań Andrzeja Horubały
Brakuje
Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.