Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Strategiczne minimum

Strategiczne minimum

Unia ze swoim technokratycznym aparatem i coraz bardziej anachroniczną ideologią ponowoczesnej polityki, słabo radzi sobie z otaczającym ją światem – pisze Marek A. Cichocki w felietonie na łamach „Rzeczpospolitej”.

UE chciałaby zostać geopolitycznym graczem. Tak przynajmniej wynika z ambitnych planów przedstawionych przez Ursulę von der Leyen. Jednak ambicje to za mało, a akurat z geopolityką w Unii często jest po prostu krucho.

Na przełomie XX i XXI wieku rozszerzenie Unii stało się jej najbardziej skutecznym instrumentem politycznego oddziaływania na sytuację w Europie, ale wtedy te odważne strategicznie kroki były możliwe przede wszystkim jako element globalnej ekspansji Zachodu w świecie, kierowanej przez Stany Zjednoczone jako światowego hegemona. Dzisiaj, kiedy drogi zachodniej Europy i USA rozchodzą się coraz bardziej i kiedy zmienia się także charakter amerykańskiego przywództwa, Unia jest ze swoimi globalnymi ambicjami często pozostawiana sama sobie i wyraźnie słabo radzi sobie z własną samodzielnością.

Strategiczną słabość wewnętrzną Unia próbuje ukryć pod retoryką globalnych ambicji

Geopolityka to splot wielu czynników: lokalnych uwarunkowań, globalnych wpływów, siły państw, ich terytorialnej integralności, granic, historycznych i kulturowych kontekstów. Unia ze swoim technokratycznym aparatem i coraz bardziej anachroniczną ideologią ponowoczesnej polityki, w której znaczenie państw, granic i tradycyjnej siły powinno zanikać, słabo radzi sobie z otaczającym ją światem. Nie bez znaczenia są także wewnętrzne sprzeczności, wynikające z ambicji i interesów niektórych państw członkowskich.

Zablokowanie przez Francję rozmów o członkostwie w UE Macedonii Północnej i Albanii jest najświeższym przykładem tego, jak bezwolna staje się Unia wobec nowych geopolitycznych wyzwań. Ale przykładów jest więcej. Bezradność wobec krwawego chaosu na Bliskim Wschodzie, polityka „nowej Jałty” w kwestii ukraińskiego Krymu i rosyjskich separatystów, bezsensowna szarpanina z Londynem w sprawie brexitu.

Tę swoją strategiczną słabość wewnętrzną Unia próbuje ukryć pod retoryką globalnych ambicji, pod wielkimi umowami handlowymi z państwami innych kontynentów czy projektami zbudowania wspólnej europejskiej armii. Wszystko to jednak nie może przysłonić istoty jej słabości. W jaki sposób Unia miałaby się stać globalnym aktorem w światowej polityce, jeśli państwa, które ją tworzą, nie mają w wielu sprawach zbliżonego do siebie rozumienia świata? Jeśli więc mielibyśmy od czegoś zacząć, to przede wszystkim od tego, by wypracować w tej kwestii niezbędne minimum.

Felieton ukazał się w dzienniku „Rzeczpospolita”


Jeżeli podobał się Państwu ten artykuł?

Proszę pamiętać, że Teologia Polityczna jest inicjatywą finansowaną przez jej czytelników i sympatyków. Jeśli chcą Państwo wspierać codzienne funkcjonowanie redakcji „Teologii Politycznej Co Tydzień”, nasze spotkania, wydarzenia i projekty, prosimy o włączenie się w ZBIÓRKĘ.

Każda darowizna to nie tylko ważna pomoc w naszych wyzwaniach, ale również bezcenny wyraz wsparcia dla tego co robimy. Czy możemy liczyć na Państwa pomoc?

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.