Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Dwie Ameryki Tyrmanda [FELIETON]

Dwie Ameryki Tyrmanda [FELIETON]

Mało kto słyszał o ostatnich 20 latach życia Leopolda Tyrmanda, po jego wyjeździe do USA, w przeciwieństwie do powszechnie znanych losów Jana Kotta, który za ocean wyjechał dokładnie w tym samym czasie, by w popularnym mniemaniu stać się ikoną polskiego sukcesu za granicą. Czy z tego porównania losów coś dla nas dzisiaj wynika? – pyta Mateusz Werner w felietonie z cyklu „Esprit d'escalier”.

„Złego” czytali wszyscy. Wszyscy też wiedzą, że jego autor gustował w bikiniarskich krawatach, krzykliwych skarpetkach i notorycznie podrywał młode dziewczęta w oparach jazzu, którego był nad Wisłą samozwańczym ambasadorem. Mało kto jednak słyszał o ostatnich 20 latach życia Leopolda Tyrmanda, po jego wyjeździe do USA, w przeciwieństwie do powszechnie znanych losów Jana Kotta, który za ocean wyjechał dokładnie w tym samym czasie, by w popularnym mniemaniu stać się ikoną polskiego sukcesu za granicą, gdzieś obok Miłosza i Kołakowskiego. Czy z tego porównania losów coś dla nas dzisiaj wynika?

Kiedy Tyrmand stawiał stopę na Manhattanie, Ameryka gotowała się już do rewolucji

Każdy, kto pamięta z jaką rozkoszą Filip Merynos zaciągał się kolejnym Pall Mallem i z jaką dumą Tyrmand zamieszkiwał pokój w budynku przedwojennej YMCA, jest w stanie sobie wyobrazić jego wzruszenie, kiedy na statku pełnym greckich emigrantów mijał Statuę Wolności, by pierwszy raz w życiu na własne oczy zobaczyć Nowy Jork. Niezliczone polemiki z marksizmem i absurdami realnego socjalizmu, te wyrażane wprost w „Dzienniku 1954” i te pisane między wierszami w powieściach, zawierały logiczne założenie, że za Atlantykiem jest kraj, do którego czerwona zaraza nie dotarła, kraj równych szans i uczciwych reguł, wolności słowa i wolności konkurencji – świat, w którym wygrywa lepszy i gdzie warto się ścigać, bo wygrana jest bardzo wysoka. To była Ameryka z twarzą „podżegaczy wojennych” – Trumana, Eisenhowera, zohydzanych w karykaturach bierutowskich propagandzistów jako następców Hitlera, ze swastyką na ramieniu, cygarem w gębie i bombą atomową pod pachą. To była Ameryka senatora Mc Carthy’ego i komisji ds. działalności antyamerykańskiej (HUAC), która wygrywała zimną wojnę i posyłała na krzesło elektryczne małżeństwo Rosenbergów.

Zamiast napisać coś lekkiego i zabawnego o „teatrze protestu” w krajach bloku sowieckiego postanowił zdemaskować zmowę liberalnych mediów i kontrkulturowej rewolucji

Kiedy jednak Tyrmand stawiał stopę na Manhattanie, Ameryka gotowała się już do rewolucji. Jak wspomina Gerald Jonas, redaktor „New Yorkera”, w którym Tyrmand zamieścił serię artykułów, jego teksty miały w zasadzie dwie główne tezy: komunizm jest ustrojem pozbawionym zalet, a Ameryka nie docenia tego, co udało się jej osiągnąć. Oba twierdzenia, jak przyznaje Jonas, przyjmowane były przez czytelników „New Yorkera” z rosnącym zakłopotaniem, aż w końcu Tyrmandowi podziękowano za współpracę. Autor „Złego” nie dostosował się jednak do sytuacji: zamiast napisać coś lekkiego i zabawnego o „teatrze protestu” w krajach bloku sowieckiego, albo o socjalistycznym modelu emancypacji kobiet, postanowił zdemaskować zmowę liberalnych mediów i kontrkulturowej rewolucji. Jeden z jego esejów The Media Shangri-La opublikowany w „The American Scholar” zaowocował współpracą z Rockford Institute i powstaniem unikalnego projektu, czyli  magazynu „Chronicles of Culture”, którego ambicją była promocja wartości konserwatywnych poprzez budowę instytucji kulturowych. Idea z ducha Gramsciego, ale przeciwko niemu odwrócona! Z inicjatywy Tyrmanda ufundowano hojną nagrodę literacką, którą w pierwszej kolejności otrzymał Jorge Luis Borges. O piśmie z uznaniem wypowiadał się Ronald Reagan a jednym z autorów był późniejszy kandydat na prezydenta Pat Buchanan. Kto wie, jak potoczyłyby się losy Tyrmanda i co byśmy o nim dzisiaj mówili, gdyby doczekał tryumfu Reagana pod Bramą Brandenburską.

Kto wie, jak potoczyłyby się losy Tyrmanda i co byśmy o nim dzisiaj mówili, gdyby doczekał tryumfu Reagana pod Bramą Brandenburską

Tymczasem Jan Kott, który jako redaktor „Kuźnicy” i publicysta dyrygował w latach czterdziestych i pięćdziesiątych ideologicznym frontem walki na polu literatury, ośmieszając Josepha Conrada jako wychowawcę pokolenia akowskiego, a później już jako „rewizjonista” odczytując dramaty szekspirowskie z perspektywy walki o władzę i leninowskiego pytania „kto kogo?” – w Ameryce końca lat 60. odnalazł się jak ryba w wodzie. Studenci z Berkeley i Stony Brook skandujący na antywojennych mityngach imię Ho Chi Minha, zaczytujący się w Trockim i Mao – odnajdywali w Kotcie prawdziwego eksperta, pomagającego im w dekonstrukcji amerykańskiej mitologii. Miał w tym doświadczenie. Walcząc z Ameryką (on dodałby: konserwatywną) stał się w Ameryce gwiazdą, w przeciwieństwie do Tyrmanda, którego obronę Ameryka (on dodałby: liberalna) odrzuciła.

Przyglądając się perypetiom Tyrmanda w Ameryce myślę o Polsce i Unii Europejskiej. Czy ta historia długiej podróży wypełnionej tęsknotą i marzeniami, która skończyła się twardym lądowaniem, nie zawiera podobieństwa do polskiej akcesji i dzisiejszych konfliktów? Pytanie tylko komu dostała się w Europie rola Tyrmanda a komu Jana Kotta?

Mateusz Werner

Przeczytaj inne felietony Mateusza Wernera z cyklu „Esprit d'escalier”

PROO NIW belka teksty25


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.