Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Życie w przeciągu [FELIETON]

Życie w przeciągu [FELIETON]

Przestrzenny chaos kształtowany kapryśnymi fluktuacjami punktowych interesów niesie ze sobą ważną informację: ludzie, którzy go tworzą i zamieszkują, nie wiedzą kim są jako zbiorowość, utracili moc symbolicznej władzy nad swoim środowiskiem, swoim losem – pisze Mateusz Werner w felietonie z cyklu „Esprit d'escalier”.

W Dolomitach, podczas sezonu narciarskiego roi się od Polaków. W sklepach miasteczek Canazei, Moena czy Cavalese słychać szeleszczącą polską mowę, podobnie jak w restauracjach, na wyciągach i dyskotekach après-ski. Żelaznym tematem rozmów przy szklaneczce bombardino jest uroda tych miejscowości a zwłaszcza ich organiczne stapianie się z alpejską przyrodą. Utrzymane w jednolitym stylu nawiązującym do lokalnych tradycji choć budowane nowoczesnymi metodami pensjonaty, wille, kościoły a nawet obiekty sportowe – nie ingerują w monumentalną przestrzeń doliny Adygi, nie są w niej intruzami. One ją potęgują i stanowiąc tło dla piętrzących się w górze różowo-szarych skał, i zielonych połaci lasu wprowadzają element wzniosłości – są symbolicznym znakiem panowania człowieka nad żywiołami natury, widzialnym sygnałem planowego oswajania świata. Polacy się tym zachwycają i słusznie. „Jak tu ładnie, jak przytulnie, swojsko, a zarazem – nowocześnie! Ach, ci Włosi to potrafią! Dlaczego u nas tak nie można?”.

Ależ można! Gdyby polscy turyści, powróciwszy do siebie na Śląsk, Pomorze, Mazury czy Podlasie, przyjrzeli się uważnie starej zabudowie swoich wsi i miasteczek, ignorując na chwilę wykwity peerelowskiej tandety i turbo-kapitalistycznego jazgotu form, dostrzegliby tę samą wskazówkę, którą zobaczyli włodarze południowego Tyrolu i Trydentu w latach 60., kiedy rozkręcał się tam na dobre przemysł turystyczny. Problem w tym jednak, aby nieuchwytną aurę tych miejsc opisać w obiektywnych parametrach urbanistyczno-architektonicznych, a te z kolei wymusić na inwestorach i deweloperach za pomocą jednoznacznych przepisów, które później ktoś będzie egzekwował z żelazną konsekwencją przez wiele dziesięcioleci niezależnie od zmieniających się koniunktur politycznych i – co niebagatelne – wbrew naciskom biznesu, który zawsze działa zgodnie z logiką optymalizacji zysków.

Gdyby polscy turyści, powróciwszy do siebie, przyjrzeli się uważnie starej zabudowie swoich wsi i miasteczek, dostrzegliby tę samą wskazówkę, którą zobaczyli włodarze południowego Tyrolu i Trydentu, kiedy rozkręcał się tam na dobre przemysł turystyczny

Aby taki projekt się powiódł, najpierw musiałby powstać sojusz elit intelektualnych z politycznymi, a potem jeszcze suweren musiałby się zgodzić na ograniczenie własnej wolności, a raczej swawoli, w której wyraża się anarchiczna radość z „bycia sobą” na przekór wszystkiemu i ku zadziwieniu wszystkich. W imię czego miałoby nastąpić takie cudowne porozumienie? Filozof powie: w imię dobra wspólnego, wszak ci polscy narciarze zachwyceni tyrolskimi wioskami chcieliby mieszkać w przestrzeni, której harmonijne ukształtowanie na co dzień przypominałoby im, że są jej prawomocnymi gospodarzami, nieprawdaż? Ów zysk wydaje się jednak zbyt mglisty i zbyt odroczony w czasie, aby mógł wytworzyć taką zbiorową mobilizację i łatwiej mogę sobie wyobrazić głosy oburzenia na panoszącą się biurokrację i „państwo, które wtyka nos w nie swoje sprawy”, niż zgodę większości co do koloru dachówki, ilości okien w elewacji i spadzistości dachu w jakiejś konkretnej okolicy. Różnic jest więcej niż podobieństw. Ani splendor Akademii, ani majestat państwa nie wystarczą by przekonać większość do tego czym jest „dobry smak”, a naga przemoc prawa nie wystarczy – o tym, że na bagnetach nie można usiąść, wiedział już Talleyrand.

Przestrzenny chaos kształtowany kapryśnymi fluktuacjami punktowych interesów niesie ze sobą ważną informację: ludzie, którzy go tworzą i zamieszkują, nie wiedzą kim są jako zbiorowość, utracili moc symbolicznej władzy nad swoim środowiskiem, swoim losem. Ich życie jest oczekiwaniem na decyzję, którą za nich podejmie ktoś inny.

Mateusz Werner 

Przeczytaj inne felietony Mateusza Wernera z cyklu „Esprit d'escalier”

PROO NIW belka teksty21


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.