Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Ucieczka z kina „All inclusive” [FELIETON]

Ucieczka z kina „All inclusive” [FELIETON]

Góra pieniędzy, którą miliony turystów zostawiają na weneckiej lagunie, powinna przeobrazić ten zakątek w raj na ziemi, a mieszkańców w szczęśliwych rentierów. Okazuje się jednak, że zyski kasuje ktoś inny: zarabiają transnarodowe korporacje. Czy nie dzieje się podobnie z festiwalami filmowymi? – pyta Mateusz Werner w kolejnym felietonie z cyklu „Esprit d'escalier”, pisanym dla Teologii Politycznej.

Stara Wenecja, jeden z architektonicznych cudów świata, to niewielkie, raptem pięćdziesięciotysięczne miasteczko. Co roku odwiedza je ponad 20 milionów turystów. I co roku liczba mieszkańców Wenecji zmniejsza się o tysiąc osób (główna przyczyną jest wzrost kosztów utrzymania). Jak to możliwe? Góra pieniędzy, którą miliony pielgrzymów zostawiają na weneckiej lagunie, powinna przeobrazić ten zakątek w raj na ziemi, a mieszkańców w szczęśliwych rentierów. Okazuje się jednak, że zyski kasuje ktoś inny: zarabiają transnarodowe korporacje, właściciele ogromnych promów wycieczkowych, sieci hoteli i restauracji. Nawet weneckie sklepy z pamiątkami przędą cienko – formuła all inclusive zawiera także obsługę sieci sklepów. Właściciele lokalnych, rodzinnych biznesów z ponurymi minami obserwują przelewający się tłum, który ogląda, dotyka, wypytuje, ale nie kupuje. To jest paradoks globalizacji, która otwiera wprawdzie dostęp do całego świata, ale zysk z tego spotkania trafia na konta wirtualnych akcjonariuszy.

Festiwalowe molochy stanowią dziś własny archipelag „off-shore”, daleko od brzegu narodowych kinematografii

Czy nie dzieje się podobnie z festiwalami filmowymi? W dawnych czasach, gdy Wajda wracał ze Srebrną Palmą z Cannes za „Kanał”, czy wiele lat później Krystyna Janda za swą rolę w „Przesłuchaniu” Ryszarda Bugajskiego – publiczność fetowała ich jak zwycięskich reprezentantów: nasi górą! W jakim sensie nasi? Opowiedzieli światu naszą historię, przedstawili naszych bohaterów, nasz punkt widzenia. Była w tym pewna uzurpacja i naiwność, wszak „śpiewak zawsze jest sam”. A jednak festiwale stanowiły w jakimś sensie miejsce spotkania różnych zbiorowości – poprzez ich kody symboliczne, różne hierarchie wartości, egzotyczne estetyki. Trofea przyznawane zwycięzcom wyróżniały pośrednio te zbiorowości, uznawały na forum międzynarodowym ich kultury. W tym sensie inwestycja w kino artystyczne, elitarne była opłacalna z perspektywy państwowego mecenasa – przynosiła prestiż, wizerunkowy splendor. To się zmieniło.

Dziś festiwalowe molochy stanowią własny archipelag „off-shore”, daleko od brzegu narodowych kinematografii. Oferują twórcom rozgłos i możliwości kariery dużo większe, niż rodzime instytucje, stając się rzeczywistym punktem odniesienia dla artystów i decydując o kształcie artystycznym filmów. Konkurując między sobą, wytwarzają własne tematy i ulubione estetyki. Ten festiwal jest bardziej eko, a tamten bardziej gay-friendly. Ci lubią mieć w konkursie coś o Holokauście, a tamci o zbrodniach patriarchatu. Tak powstaje namiastka globalnej kultury, która jednak jest fikcją, ponieważ jej wzorzec tworzony jest odgórnie z elementów najpowszechniej zrozumiałych i najmniej kontrowersyjnych. Dlatego też festiwale są tak okropnie nudne: na palcach obu rąk można wyliczyć motywy, tematy i klucze interpretacyjne – postkolonializm, feminizm, antyklerykalizm, ekologia czytane przez marksizm, freudyzm, postmodernizm. Na festiwalach nie spotykają się przedstawiciele różnorodności, ale jednomyślni deklamatorzy. I nie w imię wzajemnej inspiracji się spotykają, ale po to by potwierdzić słuszność tego, co wyuczone. Biegłość w tej jałowej grze szklanych paciorków gwarantuje sukces. Wstyd przyznać, ale coraz częstsze sukcesy polskich filmowców na międzynarodowych festiwalach budzą mój lęk, że jak wenecjanie będę musiał trzasnąć fotelem i wyjść z kina w poszukiwaniu nowego miejsca dla siebie.

Mateusz Werner

Przeczytaj inne felietony Mateusza Wernera z cyklu „Esprit d'escalier”

PROO NIW belka teksty18


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.