Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Antonina Karpowicz-Zbińkowska: Graindelavoix, „Cesena”

Antonina Karpowicz-Zbińkowska: Graindelavoix, „Cesena”

Płyta Graindelavoix zawiera zarówno utwory świeckie jak i sakralne, będące owocem rozpasanego, dekadenckiego stylu rozwijającego się na papieskim dworze w Awinionie w XIV wieku. Ta muzyka jest więc świadectwem istnienia już wtedy czegoś, co moglibyśmy dziś nazwać postchrześcijaństwem w łonie samego Kościoła i w sercu christianitas – pisze Antonina Karpowicz-Zbińkowska w felietonie z cyklu „Perły muzyki dawnej”.

Tytuł płyty zespołu Graindelvoix Cesena ma oddawać skomplikowane losy Kościoła doby niewoli awiniońskiej. Nawiązuje ona z jednej strony do nazwy włoskiego miasta, którego wszyscy mieszkańcy zostali wymordowani w XIV w. podczas schizmy zachodniej, z drugiej zaś do niejakiego Michała z Ceseny (ok. 1270-1342), szesnastego generała franciszkanów, który wszedł w konflikt z papieżem Janem XXII w sprawie bezwzględnego przestrzegania ubóstwa przez braci, oraz kwestii ubóstwa samego Chrystusa i wspólnoty Apostołów.

To płyta dziwaczna i kontrowersyjna. Sam tytuł jest już prowokacją, bo wskazuje na skandal odwrócenia zasad. Tak w każdym razie mógłby odczytywać zamysł autorów człowiek wierzący. To odwrócenie podkreśla nawet forma wydania płyty, książeczka do niej jest bowiem nie tyle schowana w środku, co wydana w formie rozkładówki, w którą sama płyta jest owinięta. Mamy więc coś w rodzaju przenicowania.

Jednak to tylko wierzchnia warstwa paradoksów kryjących się w tej płycie. Zawiera ona bowiem zarówno utwory świeckie jak i sakralne, będące owocem rozpasanego, dekadenckiego stylu rozwijającego się na papieskim dworze w Awinionie w XIV wieku. Ta muzyka jest więc świadectwem istnienia już wtedy czegoś, co moglibyśmy dziś nazwać postchrześcijaństwem w łonie samego Kościoła i w sercu christianitas.

Dodatkowo zespół Graindelavoix postanowił muzykę tę potraktować jako materiał do swego rodzaju performansu, dokładając do niej taniec współczesny (w wykonaniu zespołu baletowego Rosas). W ten właśnie sposób odbyła się premiera tego repertuaru, która miała miejsce w 2011 r. w pałacu papieskim w Awinionie.

Ostatecznie można powiedzieć, że taki sposób prezentacji tej muzyki ma swoją logikę: oto bowiem Björn Schmeltzer bierze na warsztat, na swój całkowicie postmodernistyczny, tzn. wyjmujący z właściwego kontekstu sposób, muzykę w jakimś sensie postchrześcijańską.

Pisałam już na łamach Teologii Politycznej o muzyce dekadenckiej epoki Ars subltilior oraz o sławnym rękopisie zwanym Codex Chantilly, zawierającym zabytki muzyki tego okresu przy okazji omawiania płyty Ensemble Organum pt. Codex Chantilly:

Najbardziej znanym utworem z tego kodeksu to sławne rondo Fumeux fume par fumée, będące onirycznym zapisem doznań podczas palenia opium. Jego autorem był niejaki Solage (ok. 1400 r.). Oto tekst tego utworu:

Fumeux fume par fumée
Fumeuse speculation.
Qu'entre fumet sa pensee
Fumeux fume par fumee. 

Car fumer moult lui agree
Tant qu'il ait son entention.
Fumeux fume par fumee
Fumeuse spéculation.

I tekst po polsku:

Zadymieni, okopceni,
W dymie mędrkujemy.
Niechaj inni swoje myśli
Także w dym spowiją. 

My siedzimy i palimy
Omijając wszelkie zło,
Zadymieni, okopceni,
W dymie mędrkujemy.

(tłum. Krzysztof Lipka).

To wyjątkowo osobliwy i niemal ciężki utwór, złamana zostaje w nim zasada, że pierwszorzędnym elementem muzyki jest melodyka. W utworze tym głosy wzajemnie się przeplatają, co powoduje, że na pierwszy plan wychodzi bardzo skomplikowana struktura harmoniczna, w to dodatku najeżona chromatyką. Ciężko jest zaśpiewać ten utwór tak, by słuchacza nie znużyć. Schmeltzer używa tu triku polegającego na powierzeniu poszczególnych zwrotek innym składom, raz jest to skład męski, a raz mieszany.

Inny utwór, który wart jest uwagi to trzygłosowe rondo Philippusa De Caserty (ok.1400 r.) Espoir dont tu m'a fayt partir. Schmeltzer prezentuje go w tej formie, którą najbardziej lubię, czyli najpierw pokazuje górny głos solo (piękną wokalizę słyszymy tu w wykonaniu Mariusa Petersona), a potem wszystkie głosy razem. Jednak całość sprawia wrażenie dziwacznego eksperymentu estetycznego. Jeśli do tego dołożymy balet współczesny, to mamy już zupełnie inną jakość i inny przekaz zawarty w tej muzyce.

Oto ścieżka dźwiękowa z płyty utworu Espoir dont tu m'a fayt partir:

Oraz filmik z trasy koncertowej zespołu Graindelavoix z fragmentem tego utworu oraz z dodanym do niego tańcem:

Najciekawszym utworem z całej płyty wydaje mi się jednak chanson Johannesa Ciconii (ok. 1370 -1412). Ciconia to kompozytor niezwiązany z dworem awiniońskim, jednak uważa się go za kompozytora, którego twórczość zamyka epokę Ars subtilior. Niektórzy widzą w nim prekursora renesansu, tego, którego twórczość jest pomostem pomiędzy średniowieczem i renesansem. Le ray au soleyl jest to kanon, ale nie taki zwykły, jest to typowa dla średniowiecza matematyczna łamigłówka. W rzeczywistości jest on zapisany jednogłosowo, ale dodana jest do tego zapisu informacja jak powinny być zaśpiewane (bądź zagrane) pozostałe głosy, każdy z nich ma być w innym tempie. Jest to zatem genialna konstrukcja, w której każdy głos, niczym trybik jakiejś maszyny, śpiewa tę samą melodię, ale każdy w innym tempie, a wszystkie razem się zgadzają. A jednak to wielka sztuka zaśpiewać to tak, żeby nie sprawiać wrażenia chaosu. Głosy pozostają w stosunku do siebie w proporcji 4:3:1. Zespół Graindelavoix wykonuje tę chanson prezentując najpierw pojedynczy głos, a dopiero potem wprowadzając pozostałe, tak byśmy mogli nadążyć z percepcją skomplikowanej architektury kompozycji. Jest to chyba najlepsza interpretacja tego utworu jaką znam:

No i chyba najbardziej kontrowersyjny utwór z tej płyty, który znalazł się na niej nie bardzo wiadomo z jakiego powodu. Jest to bowiem tradycyjna pieśń serbska, zaśpiewana, a raczej wychrypiana fałszywie, miejscami nawet wykrzyczana przez jednego z tancerzy (sic!). Zapętlona prosta melodia przyśpiewki, na której tle rozwija się polifonia, zaśpiewana tym razem, na zasadzie kontrastu – anielskimi, lekko onirycznymi głosami zespołu, daje efekt jednocześnie transowy i zarazem elektryzujący. To kolejna postmodernistyczna kreacja Björna Schmelzera, mieszającego konwencje, style i sensy.

PROO NIW belka teksty72


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.