Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Agata Starownik: Kosmiczne podróże Stachury

Agata Starownik: Kosmiczne podróże Stachury

Dla człowieka, który rozumie istotę świata i kontempluje istnienie, nie istnieją granice czasu i przestrzeni. Stachura sugeruje to ustami Michała Kątnego, narratora opowiadania Marsz skorpiona. Bohater, patrząc na wznoszący się Księżyc, powraca myślą do innego wschodu ziemskiego satelity, poprzedzającego lądowanie misji Apollo 11 nocą z 20 na 21 lipca 1969: w galowej jak dzisiaj pełni stał na niebie – pisze Agata Starownik w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Kosmiczne (dys)harmonie”.

Czy warto latać w kosmos? Czy rozwój technologii, popis siły mocarstw, a nawet zabezpieczenie przez globalną zagładą i stare marzenie o sięgnięciu gwiazd są warte tak wielkich pieniędzy, ogromnego ryzyka oraz zdrowia i życia astronautów? Edward Stachura zapewne stwierdziłby z pobłażliwym uśmiechem, że pytanie to nie ma sensu. Jesteśmy już przecież w kosmosie i możemy sięgnąć jego najdalszych krańców. Człowiek-nikt, bohater dialogu Fabula rasa stwierdza, że Nie ma dystansu pomiędzy Ziemią a „najdalszym”, „najodleglejszym” zakątkiem wszechświata. Pozostajemy częścią uniwersum, nierozerwalnie związaną z całością, mistycznie z nią zjednoczoną. Fizyczna bytność na innym ciele niebieskim pozostaje kwestią drugorzędną – wyprawa na Księżyc to jedna z wielu możliwych podróży, nieróżniąca się zbytnio od wędrówki po górach czy wycieczki do Meksyku. Prawdziwie ważne jest zrozumienie prawdy o sobie i świecie: Przed wszystkimi podróżami: w Bieszczady, na Jukatan, do Patagonii, dookoła świata, na biegun północny, południowy, na Księżyc, na Marsa, na Wenus, dokądkolwiek […] jest jedna prawdziwa podróż i absolutna: w głąb siebie – poucza człowiek-nikt.

Dla człowieka, który rozumie istotę świata i kontempluje istnienie, nie istnieją granice czasu i przestrzeni. Stachura sugeruje to ustami Michała Kątnego, narratora opowiadania Marsz skorpiona. Bohater, patrząc na wznoszący się Księżyc, powraca myślą do innego wschodu ziemskiego satelity, poprzedzającego lądowanie misji Apollo 11 nocą z 20 na 21 lipca 1969: w galowej jak dzisiaj pełni stał na niebie […]. Wieczór był historyczny: wigilia przybycia pierwszych ludzi nowożytnej ery na księżyc. Za kilkanaście godzin mieli doń dotrzeć i mieli lądować, i miało nastąpić to niezwykłe: dotknięcie Srebrnego Globu stopą człowieka. W opowieści łączą się trzy momenty: wieczór obecny, wieczór z przeszłości oraz antycypowane przezeń lądowanie astronautów. O uobecnianiu się jednego zdarzenia w drugim przypomina odwołanie do chrześcijańskiej wigilii – rozpoczęcia święta już dnia poprzedzającego. Na podobnej zasadzie msza święta uobecnia jednocześnie wypadki Wielkiego Czwartku i Wielkiego Piątku. W planie wiecznego Teraz człowiek ma dostęp do każdej z chwil.

Kątny głosi też jedność przestrzeni: Ziemi i astronomicznego nieba, kończąc opowieść słowami Tam, na wysokościach… Tu, na padole…Tu, na wysokościach. Poprzedza je zestawieniami dwóch sfer. Podczas gdy Neil Armstrong pędził ku Księżycowi, Tu, na padole, jak gdyby nigdy nic, toczyło się normalne życie. W czasie akcji utworu zaś Tam na wysokościach, stał na niebie wielki zimny księżyc. Tu na padole, się siedziało na kamiennym murku nad korytem wyschłego strumienia. Poeta nawiązuje tu do kosmologii sprzed rewolucji naukowej. Zanim Tycho Brahe, Johannes Kepler i Isaac Newton stopniowo zbudowali fizykę opartą na przekonaniu o jednorodności przestrzeni, świat dzielono na dwie części, w których obowiązywały inne prawa natury: doskonałą, piękną sferę nadksiężycową oraz sferę podksiężycową, podległą złu i cierpieniu. Odpowiadają im wysokości i padół łez u Stachury.

W XVII wieku zniesienie podziału na niebo i ziemię niosło ludziom niepokój – czuli, że ziemska niedoskonałość rozszerzyła się na cały kosmos. Stachura myśli odwrotnie: ład i harmonia sfer niebieskich obejmują rzeczywistość ludzką. Żyjemy w niebie, dawniej odległym, przynależnym Bogu, teraz tożsamym z kosmosem astronomicznym, obejmującym planetę Ziemię, królestwem człowieka, samowystarczalnym, jednorodnym, całym przenikniętym świętością. Niebo fizyczne i metafizyczne to jedno. Jak sugeruje bohater opowiadania Naprzód, niebiescy, nadawanie jakiemuś miejscu wyjątkowej rangi to akt pychy: We Wszechświecie nie ma miejsc wyróżnionych, […] bo tak powinno być, bo tak jest właśnie delikatnie i sprawiedliwie. Narrator Wszystko jest poezja natomiast kpiąco stwierdza, że wiersz napisany w Kosmosie należałoby oceniać tak samo jak tekst powstały na Ziemi, a może nawet surowiej, gdyż Takie miejsce jak Księżyc chyba jednak do czegoś zobowiązuje.

Podbój kosmosu jawi się Stachurze jako zbędny wysiłek, który odciąga człowieka od prawdziwej mądrości oraz wiedzie ku pokusom poznania natury i zapanowania nad nią. Bohater Fabula rasa kpi: „Opanujemy przyrodę! Skolonizujemy kosmos! […]” O, nieszczęśliwi szaleńcy, a kiedyż wreszcie spokojnie, szczęśliwie żyć zaczniecie? […] Wszystko, co robicie, łącznie z waszymi lotami na księżyc i dalej, i jeszcze dalej […] – to cofanka! Cofanka nieruchoma! Kto nie potrafi docenić życia, przebywając na Ziemi, nie może odbyć jakiejkolwiek podróży, trwa w duchowej stagnacji. Znajomość praw fizyki nie wspiera w walce z cierpieniem, nie pomoże nikomu w pojęciu sensu życia.

Kto jednak ów sens znajdzie, ma cały kosmos na wyciągnięcie ręki. Dociera duchowo w każdy zakątek wszechświata i wszędzie czuje się u siebie. Dlatego narrator Wszystko jest poezja dyskretnie kwestionuje pionierski wymiar misji Apollo 11, gdy – podobnie jak Michał Kątny – wspomina wieczór w samą wigilię przybycia pierwszych (?) ludzi na Księżyc. Stawia wymowny znak zapytania: amerykańskich astronautów wyprzedzili przecież podróżnicy duchowi.

Takim podróżnikami są narratorzy opowiadań Jasny pobyt nadrzeczny i Naprzód, niebiescy, którzy, patrząc w niebo, snują wizję swojego kosmicznego bliźniaka – lustrzanego odbicia, żyjącego na innej, ale identycznej planecie. Wyglądają tak samo, tak samo marzą, wykonują te same czynności. Choć fizycznie są oddaleni o lata świetlne, mogą się usłyszeć dzięki swej duchowej wrażliwości. Z jednej strony nie potrzebują kosmicznej podróży, z drugiej – właśnie ją odbywają, i to w różnych znaczeniach tego słowa. Przemierzają myślą przestrzeń kosmiczną na kosmiczną skalę, a co ważniejsze, swoją postawą przywracają światu cząstkę kosmicznego porządku. Kosmos astronomiczny, skażony ludzkim złem, czynią niejako na nowo kosmosem w sensie filozoficznym: miejscem, gdzie panuje harmonia, gdzie łączą się mityczne „w górze” i „na dole”, a Pełnia czeka wszędzie.

Agata Starownik

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

05 znak uproszczony kolor biale tlo RGB 01


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.