Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Adam Poprawa: Minęło pół wieku z okładem

Adam Poprawa: Minęło pół wieku z okładem

W historii literatury utarła się opinia o „Przygodach człowieka myślącego” jako przedsięwzięciu nieudanym, rozmaicie tłumaczono przyczyny niepowodzenia, często powracała kwestia nieprzystawalności tradycyjnej epiki do dwudziestowiecznych komplikacji. Bez większego ryzyka to i owo można by postawić na rzecz tezy, że książka ta jest jeszcze mniej czytana niż „Noce i dnie” – pisze Adam Poprawa w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Dąbrowska. Noce i dnie polskiego XX wieku”.

W latach siedemdziesiątych poprzedniego wieku Tadeusz Konwicki trafił w tygodniku „Literatura” na dziennikową rubrykę Jerzego Andrzejewskiego i odnotował wrażenia z lektury:

Czytam zatem kawałek cudownej dziewiętnastowiecznej prozy polskiej albo jej imitacji czy pastiszu subtelnego, prozy pełnej godności, potoczystej, bogatej w wizualne odkrycia schowane w skromną przezroczystość, prozy, chciałoby się rzec, rasowej, takiej prozy, jaką pisała pani Maria Dąbrowska.

We wcześniejszej zaś dekadzie, dokładniej 14 czerwca 1963 roku, pisał z Rzymu Sławomir Mrożek do Stanisława Lema:

Lubię w poważnych książkach, jak Noce i dnie na przykład, te zdania zaczynające się od akapitu:

Minęła zima. Albo: Tymczasem mijały lata. Albo: Z czasem Alfred stawał się coraz bardziej podobny do swojego ojca.

Poważna tedy książka pani Dąbrowskiej. Zarazem przecież obaj pisarze podziwiając, przynajmniej trochę się dystansują. I nie idzie tu wyłącznie o po wielekroć wałkowaną odmienność epiki obu stuleci, XIX i XX. Bardziej już o wybory prozy tworzonej przez cytowanych autorów (przypadek Mrożka, jego usytuowanie między wiekami byłoby zresztą bardziej intrygujące), choć nie tylko. Owszem, obaj pisarze, każdy z własnych powodów, nie dążyli do pisania na modłę Dąbrowskiej. Jej dzieło zaś, i nie bez ważkich związków z osobą autorki, jawi się w historii naszej literatury zjawiskiem szczególnym czy bardziej: osobliwym, również w dwuznacznym rozumieniu tego epitetu. Noce i dnie arcydzielne? A jakże! Ale na przykład w Abecadle Kisiela tak wygląda początek mówionego hasła poświęconego pani Maryjce: „pisarka, wybitna”. I zaraz rodzaj kontry: „Nie bardzo ją adorowałem, bo była apodyktyczna i lubiła się wywyższać”. Po czym Stefan Kisielewski opowiada anegdotę o przynajmniej częściowo uzasadnionych pretensjach doń Dąbrowskiej, ponawia pochwałę i zastrzega się z jeszcze innego powodu: „Ale była to wybitna osoba. Co prawda ja nie czytałem Nocy i dni, tylko fragmenty…”.

A 7 maja 1974 Wojciech Skalmowski przyznał się listownie Mrożkowi:

Niestety nie przeczytałem [przed maturą – A. P.] odpowiednich kolubryn z „rodzimej skarbnicy”, np. Nocy i dni – i nigdy już ich chyba nie przeczytam, bo na pobieżne wejrzenie nuda straszliwa.

Biedne Noce i dnie, chciałoby się powiedzieć, że też akurat na tę powieść padło! Wprawdzie nie orientuję się dokładnie, czy socjologia literatury zajmuje się systematyką dzieł nieczytanych, mam niemniej wrażenie, że w ich wykazie właśnie tetralogia Dąbrowskiej plasowałaby się wysoko. Bo czy przypominacie sobie państwo podobne wypowiedzi, że ktoś nie przeczytał Lalki lub Przedwiośnia? Gdyby moja intuicja wydała się argumentem błahym, powołam się na konstatację Piotra Oczki, który w parę lat temu wydanej zbiorówce o Dąbrowskiej tak oto scharakteryzował jej miejsce:

W powszechnym odbiorze zapisała się […] jako autorka tylko jednej powieści – Nocy i dni, powieści co prawda znanej, ale nieczytanej, w 2000 roku usuniętej z listy lektur w liceach, a potem nawet na wielu polonistykach.

Żeby nie skłamać: czy istnieje pojęcie pyrrusowej pochwały? Persyflaż to coś innego… W każdym razie Karol Wiktor Zawodziński ogłosił w 1933 rozprawę o Nocach i dniach. Jej fragmenty poruszyły również Helenę Zaworską:

Największy panegiryk, jaki o Dąbrowskiej wówczas napisano, roi się od takich zdań: „naprawdę artystycznie ukształtowanego filozoficznego sensu jest [w Nocach i dniach – A. P.] trochę za szczupło”, „gdy już chcemy zastosować miarę wielkości do tego wspaniałego dzieła, to musimy stwierdzić, że nie jest to dzieło psychologii artystycznej, jak u Szekspira czy Dostojewskiego”, „Jeśli chodzi o realizację postawionych sobie przez Dąbrowską zamierzeń [historiozoficznych – H. Z.], to można wątpić, czy nastąpiła ona w płaszczyźnie artystycznej”. Ale czym w końcu są Noce i dnie? Zawodziński odpowiada: są „epiką czystej wody”, są „zobiektywizowanym wspomnieniem”.

Wartościowanie genologiczne upodabnia się cokolwiek do artykułu wiary; długie przytoczenie, acz warte przepisania, lakonicznie bowiem oddaje (w wymiarze zaś historycznym wręcz zaprojektowało) ów osobliwy status Nocy i dni, a także jej twórczyni. Owszem, sławna jest zupełnie niewahliwa apologia napisana przez Juliana Przybosia w 1956, a więc już z pewnej perspektywy czasowej. Awangardowy zatem poeta uznał, iż

Noce i dnie stanowią szczyt prozy polskiej, największe arcydzieło napisane w niewiązanej mowie polskiej. Można je porównać tylko ze szczytowym wzniesieniem się mowy polskiej w poezji, z Panem Tadeuszem.

Jasne, eksklamacja Przybosia raczej trudno poddaje się zobiektywizowaniu, podobnie jak aksjologiczne pas (dwa kroki do przodu, krok w tył) Zawodzińskiego. Przydaje się przecież, gdy rozumieć ją przede wszystkim językowo: i u Dąbrowskiej od czasu do czasu słowa tracą ową „skromną przezroczystość” (jak to ujął Konwicki), by zatrzymać uwagę czytelnika. I nie jest to tylko kwestia leksykalnych zmian języka, lecz maestrii jego prozatorskiego użycia. Każdy, kto często i uważnie wertuje słownik Doroszewskiego, wie, jak wiele przykładów pochodzi właśnie z Nocy i dni. Nie bez powodu, powieść ta wszak nie była jedynym źródłem dostępnym autorom Słownika języka polskiego.

Ale, ale: skoro arcydzielny status Nocy i dni bywał podmywany, nie tylko przecież przez Zawodzińskiego, to sytuacja Przygód człowieka myślącego przedstawia się nieporównanie gorzej. Dąbrowska, wiadomo, zaczęła pisać tę powieść jeszcze w 1938 roku i męczyła się nad nią niemal do śmierci; tekst nie został ukończony. W latach 1961-1963, też z przerwami, w „Przeglądzie Kulturalnym” pojawiły się rozdziały od pierwszego do dwudziestego, stanowiące więcej niż połowę powieści w istniejącym kształcie. A kształt ten nadała dziełu Ewa Korzeniewska, wydając w 1970 roku Przygody człowieka myślącego w postaci książkowej. Jest to poniekąd edycja krytyczna. Ktoś z omawiających oszacował nawet spory ułamek objętości zajmowany przez komentarz edytorski, choć nie jest to najłatwiejsza arytmetyka z powodu zmniejszonej czcionki. W każdym razie tekst literacki kończy się na stronie 768, potem aż do 907 ciągnie się drobnym drukiem część opatrzona skromną nazwą Przypisów. Korzeniewska omawia genezę każdego rozdziału, porównuje wersje, przytacza z Dzienników (jeszcze wtedy nie ogłoszonych) autokomentarze. Na koniec przypada kalendarium życia i twórczości Dąbrowskiej za lata 1939-1965, czyli okres powstawania Przygód człowieka myślącego.

Wydanie Korzeniewskiej spotkało się z licznymi krytykami, edytorce zarzucano przede wszystkim nieuprawnione (zdaniem komentatorów) włączanie do powieści osobnych całostek rzekomo do niej nienależących. Sprawa nazbyt złożona, by ją tutaj referować, jednakże poprawiona, a przynajmniej inna edycja dotąd się nie ukazała, a minęło pół wieku z okładem. Odnotować trzeba, że w 1981 roku Tadeusz Drewnowski, niejako kontestująco, ogłosił tom Dąbrowskiej A teraz wypijmy…, zawierający opowiadania, które u Korzeniewskiej stały się rozdziałami. Różnice zdań edytorów nie są niczym wyjątkowym, przy czym oboje byli wybitnymi znawcami Dąbrowskiej. W historii literatury utarła się opinia o Przygodach… jako przedsięwzięciu nieudanym, rozmaicie tłumaczono przyczyny niepowodzenia, często powracała kwestia nieprzystawalności tradycyjnej epiki do dwudziestowiecznych komplikacji. Bez większego ryzyka to i owo można by postawić na rzecz tezy, że książka ta jest jeszcze mniej czytana niż Noce i dnie.

Aczkolwiek pojawiło się też parę prób wyznaczenia ostatniej powieści Dąbrowskiej jakiegoś trwalszego miejsca w literaturoznawczym obiegu. Jeszcze w 1973 roku Tomasz Burek uznał Przygody człowieka myślącego za punkt graniczny ewolucji prozy polskiej:

To, co dla Dąbrowskiej było punktem dojścia jej rozwoju jako powieściopisarki – poczucie nieskuteczności epickiej i zjawisko rozpadu fabularnego wzorca powieści – dla późniejszych formacji artystycznych stanowiło stopień zerowy pisarstwa, było stanem niewywołującym większego zdziwienia, poniekąd naturalnym.

Nie chciał przecież Burek uznać Przygód… za szacowny zabytek, dostrzegł w niej „powieść utajoną”, z przypadku – z przygody – Dąbrowskiej wyprowadził krytyk swój intrygujący koncept. Da się ze sporą pewnością założyć, iż interpretacja Burka powstała nie bez istotnej pomocy edycji przygotowanej przez Ewę Korzeniewską z dokumentami autokomentarza. Przygody człowieka myślącego skrywają zatem – lub otwierają się na – „powieść drugą”, „z rodzaju nonfiction, która swym materiałem, swą przeżytą prawdą rozsadzała umowne ramy pierwszej”. Okazuje się „powieścią bardziej esencjonalną niż fabularną”, „napomkniętym dziełem o niezmyślonych przygodach myśli zaplątanej w historię półwiecza i w udręczenia codzienności”. Ów wyinterpretowany przez Burka potencjalny status (i zarazem sposób czytania), „dzieło jeszcze bez własnej formy, przeczute, lecz nieurzeczywistnione” znajduje dopełnienie w „zaledwie okruchach życia, jego rozproszonych fragmentach”. Zgoda, tak Przygody człowieka myślącego zobaczył Burek, nie Dąbrowska, niemniej jego propozycja traktowania tego dzieła przekonuje. Kto wie, może nawet dzisiaj bardziej niż pół wieku temu? I właśnie skupianie się na fragmentach przynosi wiele czytelniczych profitów, dzięki którym Dąbrowska zyskuje, kiedy indziej zaś traci.

Nie pomogło tedy autorce, że tak bardzo chciała zmieścić w powieści kilka dekad historii. Może nie tyle dawniejszy model epiki, ile dziejopisarski przymus okazał się aporią? „Janek, złożyłeś twoje papiery w Wyższej Szkole Gospodarstwa Wiejskiego – przypominała Katarzyna Tomyska”. A któraż ciocia zapytałaby siostrzeńca w ten sposób, z pełna nazwą instytucji? Taki przypis dla czytelnika psuje dialog.

„Kraj dzieciństwa rzewny i śpiewny” – raczej trudno przypuszczać, by Dąbrowska nie pamiętała w tym momencie „sielskiego, anielskiego” u Mickiewicza; cenny intertekst.

Warto wreszcie w tej inteligenckiej epopei Dąbrowskiej ujrzeć i zadumać się nad relacjami wskazanej grupy społecznej z ludem. W poruszającym epizodzie, dziejącym się w czasie drugiej wojny, państwo Tomyscy przyjmują jako pomoc pannę Cechnę (Celinę) Żarską, plebejską mitomankę, zabierającą pracodawcom czas i energię nieustannym gadaniem. Wkrótce sami Tomyscy nie tylko wykonują prace domowe, ale i sprzątają po radykalnie zaniedbującej swe obowiązki służącej, to słowo zresztą nie przechodzi im przez gardło z racji demokratycznych nastawień. „Nie naloty były rzeczą najbardziej męczącą, tylko Cechna”. A niejedyny to przykład kierowanej w tę stronę krytyki społecznej w Przygodach człowieka myślącego.

Adam Poprawa

Fot. Aleksander Jalosinski / Forum

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

05 znak uproszczony kolor biale tlo RGB 01


Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.