Nie ulega wątpliwości, że Wolter w swoich wystąpieniach przeciwko chrześcijaństwu kierował się nie tylko swoim oświeconym rozumem, ale także oświeconym sumieniem i zarówno ten pierwszy, jak i to drugie zasadniczo różniło się od tego rozumu i tego sumienia, na które powoływali się chrześcijanie – pisze Zbigniew Drozdowicz w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Wolter. Rzeczpospolita oskarżona”.
W epoce Oświecenia zakwestionowany został niejeden z tradycyjnych autorytetów, w tym chrześcijańskich. Lista tych oświeceniowych filozofów, którzy mieli w tym znaczący udział jest długa i zróżnicowana. Jednym z nich był bez wątpienia Wolter. Jest jednak kwestią dyskusyjną, czy należy go umieścić w pierwszym, czy też w nieco dalszych szeregach. Dumni ze swoich filozofów Francuzi umieszczają go oczywiście w pierwszym, a nawet wystawili mu pomnik w paryskim Panthéon (i nie tylko w tym miejscu pochówku osób zasłużonych dla Francji). Podobnie jest z takimi francuskimi znawcami Oświecenia jak Paul Hazard. W jego rozprawie Myśl europejska w XVIII wieku zaliczany jest on do tych bezkompromisowych krytyków chrześcijaństwa, którzy nie zawahali się postawić Boga chrześcijan przed sądem i wytoczyć mu proces, który miał się zakończyć całkowitym wykluczeniem z grona istot godnych szacunku, a zakończył się „tylko” totalnym potępieniem. To i tak „nieźle” – jeśli oczywiście weźmie się pod uwagę fakt, że ówczesna Francja była w swojej zdecydowanej większości katolicka, a przeciętny Francuz przywiązany był nie tylko do swojego Kościoła, ale także swojego proboszcza. Z tym przywiązaniem próbowały się rozprawić władze rewolucyjnej Francji, dokonując najpierw (w listopadzie 1789 r.) przejęcia dóbr kościelnych przez państwo, następnie (w lutym 1790 r.) zniesienia ślubów zakonnych, a w końcu (w lipcu 1790 r.) upaństwowienia Kościoła katolickiego w tym kraju. Wolter już wówczas nie żył (zmarł w 1778 r.). Jednak tym radykalnym krokom nie tylko przyświecał duch wolterianizmu, ale także odbywały się one pod kierownictwem takich wolterian jak Jean Antoine Nicolas Condorcet (deputowany i sekretarz Francuskiego Zgromadzenia Narodowego). Jak wielkim uznaniem darzył on swojego mistrza i nauczyciela może świadczyć m.in. to, że w swoim szkicu biograficznych zatytułowanym Życie Woltera nazywał go „ministrem rozumu”. Nie ma tam wprawdzie mowy o żadnym sumieniu (podobnie zresztą jak w przyjętej przez to Zgromadzenie w sierpniu 1789 r. Deklaracji praw człowieka i obywatela), jednak nie ulega wątpliwości, że Wolter w swoich wystąpieniach przeciwko chrześcijaństwu kierował się nie tylko swoim oświeconym rozumem, ale także oświeconym sumieniem i zarówno ten pierwszy, jak i to drugie zasadniczo różniło się od tego rozumu i tego sumienia, na które powoływali się chrześcijanie.
W okresie swojego dzieciństwa, a nawet młodzieńczej edukacji w jezuickim Kolegium Ludwika XIV w Paryżu, nie miał on jeszcze na tyle oświeconego sumienia i rozumu, aby kwestionować kompetencje moralne i wiedzę swoich nauczycieli. Miał jednak wówczas tyle talentu, aby w wieku 16 lat napisać Odę na cześć świętej Genowefy. Nie tylko nie kwestionował w niej świętości tytułowej bohaterki, ale też nie pojawia się w tym utworze żadna z typowych dla dojrzałego Woltera kąśliwych uwag na temat chrześcijaństwa. Jego dojrzewanie gwałtownie przyspieszyło w momencie, gdy zaczął bywać w środowisku paryskich libertynów. Miał ponoć wówczas nazywać Stary Testament „nagromadzeniem opowieści i bajek”, apostołów „naiwnymi, łatwowiernymi idiotami”, a Ojców Kościoła „szarlatanami i oszustami”. Zarzuty takie pojawiły się wprawdzie w donosie na policję i Wolter wypierał się tych słów, jednak cała jego późniejsza twórczość pisarska w istotnym stopniu z nimi harmonizuje, a zawołanie: „Ecrasons l’infâme!” (Rozdeptać to łajdactwo!) nie tylko dobrze wpisuje się w tę „poetykę” słowa, ale także wyraża ten sam stopień głębokiej awersji do chrześcijaństwa w ogóle, a katolicyzmu w szczególności.
Bez wsparcia ludzi takich jak Ty, nie mógłbyś czytać tego artykułu.
Prosimy, kliknij tutaj i przekaż darowiznę w dowolnej wysokości.
René Pomeau w książce pt. Religia Woltera utrzymuje, że filozof ten „nie grzeszył” ani brakiem inteligencji, ani też szacunkiem dla czegokolwiek. Na potwierdzenie tego przywołuje m.in. takie jego dzieła jak: Henriada (ten epicki utwór odwołuje się do tych wojen religijnych, które miały miejsce we Francji w drugiej połowie XVI stulecia i zawiera potępienie towarzyszącego im fanatyzmu), Wiek Ludwika XIV (zawiera ono nie tylko pochwałę rządów tego światłego monarchy, ale także potępienie tych wszystkich, którzy mu to rządzenie utrudniali; w tym gronie poczesne miejsce przypada katolikom), Traktat o tolerancji (jest to w gruncie traktat o nietolerancji katolików w ogóle, a katolickich trybunałów sądowniczych w szczególności), Listy o Anglikach (zawierają one m.in. szyderczy opis funkcjonujących w Anglii wspólnot protestanckich, nazywanych przez ich autora „sektami”), wolterowskie powiastki filozoficzne (takie np. jak Kandyd czyli optymizm, w której tytułowy bohater jest obserwatorem i w jakiejś mierze ofiarą okrucieństw i zbrodni popełnianych przez chrześcijańskie narody Europy), oraz mnóstwo takich „pasztecików” („rogatons”), w których się pokazuje i wykazuje, że chrześcijanie wiele mówili i mówią o miłości bliźniego, tolerancji religijnej i takiej prawości, która ich ma zaprowadzić do nieba, ale w praktyce popełniają takie czyny, które powinny ich raczej prowadzić do piekła. Takie zarzuty stawiał on zresztą nie tylko chrześcijanom i chrześcijaństwu, ale także innym tradycyjnym religiom – takim m.in. jak judaizm czy islam (w swoim dziele zatytułowanym: Fanatyzm czyli Mahomet przestawia on tytułowego bohatera jako oszusta, obłudnika i złodzieja). Jednak to (jak napisał w liście do króla Prus Fryderyka II) „nasza religia jest z całą pewnością najbardziej absurdalna, najbardziej krwawa i w największym stopniu zainfekowała świat”.
Zawołanie: „Ecrasons l’infâme!” (Rozdeptać to łajdactwo!) nie tylko dobrze wpisuje się w wolteriańską „poetykę” słowa, ale także wyraża ten sam stopień głębokiej awersji do chrześcijaństwa w ogóle, a katolicyzmu w szczególności
Rzecz jasna, obrońcy tej religii nie przyglądali się biernie tym próbom jej dyskredytowania i podważania jej pozycji społecznych. Nie tylko występowali przeciwko nim słowem i piórem, pisząc antylibertyńskie i antywolterowskie dzieła – takie np. jak Historia Kakuaków Jeana Frérona (owi Kakuacy to takie plemię, którego główną bronią jest ukryty pod językiem jad), ale także korzystali z takich sprawdzonych w walce z heretykami i innowiercami i libertynami sił jak policja, sądy i więzienia; we Francji szczególnie złą sławą cieszyła się Bastylia (Wolter zasmakował jej „uroków” w 1726 r.)). Okazywały się one na tyle skuteczne, że nawet najodważniejsi z odważnych libertynów woleli spotykać się we własnych domach i pałacach (takich np. jak dom Chaulieugo w Temple, czy pałac książąt Vendôme), oraz publikować swoje dzieła pod pseudonimem. Nie można powiedzieć, że te siły i środki okazywały się całkowicie nieskuteczne; nie jest dziełem przypadku, że Wolter tak często zmieniał miejsce swojego pobytu, a po przybyciu na dwór króla Prus odnotował, że w końcu „nie chodzi za nim żaden prokurator”. Można jednak powiedzieć, że okazały się one na tyle mało skuteczne, że nie były wstanie powstrzymać rozprzestrzeniania się tego ducha wolterianizmu, który najpierw pozbawił Kościół katolicki we Francji jego monopolistycznej pozycji władcy dusz, a później (w drugiej połowie XIX i na początku XX) władania szkolnictwem wszystkich szczebli i wpływania na polityką władz tego państwa; Francja była pierwszym krajem, który przeprowadził (w 1905 r.) formalno-prawny rozdział Kościoła od państwa (radykalizm tego rozdzielenia jeszcze dzisiaj może budzić zdumienie).
Mimo tych ewidentnych sukcesów Woltera i wolterianizmu we Francji za kwestię dyskusyjną uznaję przypisywanie Wolterowi miana „sumienia oświeconych”. Rzecz nie w tym, że kwestionuję jego przynależność do grona znaczących przedstawicieli Oświecenia, lecz w tym, że epoka ta była ogromnie zróżnicowana i to, co stosunkowo dobrze oddaje charakter oświecenia francuskiego słabo oddaje, albo też w ogóle nie oddaje charakteru oświecenia angielskiego, szkockiego, niemieckiego, a nawet polskiego (mimo że w tym ostatnim wpływy francuskie były stosunkowo wyraźne). Na niektóre z tych różnic wskazywał zresztą Wolter w swoich Listach o Anglikach. Podczas swojego pobytu na dworze króla Prus w Berlinie i w Poczdamie nie tylko spotykał się on z wyrazami uznania, ale także niechęci – m.in. ze strony takiej znakomitości niemieckiego oświecenia jak Gotthold Ephraim Lessing (jego osobiste urazy do Wolter miały istotny wpływ na powstającą w opozycji do mody na „francuszczyznę” twórczość teatralną z tzw. okresu hamburskiego). W ówczesnej Polsce Wolter nie przebywał. Wypowiadał się on jednak negatywnie o nieporządkach politycznych w naszym kraju, a nawet chwalił władcę Prus i władczynię Rosji Katarzynę II za kroki, które miały położyć im kres poprzez dokonanie jego rozbioru. Jednak nie tylko to sprawiło, że raczej nie znajdował w ówczesnej Polsce admiratorów swojego kąśliwego pióra i antychrześcijańskich „wycieczek”. Odpowiedź na pytanie: dlaczego? jest dosyć prosta: zarówno bowiem Polska, jak i kraje niemieckie, czy brytyjskie były i pozostały w znacznej mierze do dzisiaj przywiązane do chrześcijaństwa – rzecz jasna, różnie pojmowanego i zorganizowanego w różne Kościoły, wyznania i innego rodzaju denominacje religijne.
Zbigniew Drozdowicz
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!