Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Wojciech Stanisławski: Senniki wschodnie

Wojciech Stanisławski: Senniki wschodnie

Czy pisarze znad Dźwiny i Dniepru, znużeni dramatem i bezradnością swoich krajów, będą opisywać świat przez zielonkawą, zakrzywioną szybkę snu?

Już poprzednia wydana w Polsce w roku 2020 powieść Wołodymyra Rafiejenki „Najdłuższe czasy” była wyzwaniem dla entuzjastów prostej narracji i przejrzystych powieści wojenno-politycznych. Czytelnicy łotrzykowskiej „Córeczki” Tamary Dudy czy przejmującego, mrocznego „Internatu” Serhija Żadana mogli sądzić, że potrafią sobie wyobrazić szokujący świat najechanych i okupowanych przez Rosję wschodnich ziem Ukrainy. Bezpieczna Europa po raz pierwszy posmakowała szokującej hybrydy współczesnej popkultury i technologii oraz przemocy „jak z filmów wojennych” przy okazji walk w byłej Jugosławii, których uczestnicy strzelali do siebie słuchając konkursów Eurowizji i rozmawiając przez telefony komórkowe. Na Ukrainie to połączenie światów wojny, reklamy i komercji jest jeszcze bardziej uderzające. Nic jednak nie przygotowało osób sięgających po „Najdłuższe czasy” na wprowadzenie na ulice Doniecka klimatów jak z powieści Pieliewina: stworzeń ze świata fantasy, wirów i pułapek przestrzennych jak z dobrej fantastyki naukowej, wprowadzonych do powieści z postmodernistyczną dezynwolturą, utrwalających poczucie nierealności i nieprzewidywalności świata.

Rafiejenko nabrał od tego czasu rozmachu, ale też doświadczył dramatycznej przemiany, która zdarza się niewielu pisarzom, a jeszcze mniejszej ich liczbie się udaje: urodzony w Doniecku, przez 45 lat mówił i pisał po rosyjsku. Mówić po ukraińsku zaczął się uczyć systematycznie po przeprowadzce do Kijowa w 2014: w pięć lat później powstał „Mondegreen”, jego pierwsza (są już trzy kolejne) napisana w tym języku książka. 

„Mondegreen”, choć, zgodnie z podtytułem, traktuje o śmierci i miłości, jest przede wszystkim zapisem przemiany językowej, a dokładniej – urzeczenia odkrytą w dorosłym wieku ukraińską literaturą, ale i leksyką, i kulturą ludową, żargonami i obyczajowością. Bohater i po trosze narrator tej powieści, Gaba Gabiński, jest filologiem i logofagiem. Jest w Kijowie imigrantem i przybyszem, człowiekiem wysadzonym z siodła i szukającym stabilizacji – ale przede wszystkim jest erudytą maniakalnym, udręczonym przez wielość skojarzeń, kryptocytatów i aluzji literackich, które uruchamiają się w nim za sprawą błahych wydarzeń codziennych. To zblazowany żongler nazwiskami Deleuze’a i Barthesa, uwodziciel i wygnaniec. Traktująca o nim powieść nie może być „fabularna” w pospolitym rozumieniu: to migotliwa mozaika przemyśleń, skojarzeń, przywidzeń, rozmów i snów bohatera. 

Niełatwo w jakikolwiek sposób zapanować nad tą materią: Gabiński, z umysłem rozpalonym do czerwoności, rozważa doniecką przeszłość i kijowską teraźniejszość, doświadczając ich w wymiarze fantazji i przypowieści, dodatkowo komentując je i dodając uwagi w dygresyjnych, zapisywanych kursywą nawiasach. W tym stanie umiarkowanej poczytalności romansuje, zarabia na życie, zmaga się z uprzedzeniami wobec przybyszów („Przesiedleniec z Donbasu to potencjalny separatysta, kolaborant, kacap, imbecyl, złodziejaszek, kieszonkowiec, zakapior, doliniarz, kotonienawistnik, a może, o zgrozo, łapikot i palikot. Jeśli jakimś cudem nie ma krewnych w Moskwie, z pewnością cierpi na chorobę alkoholową, liszaje, słabość do dramatów Czechowa”) i wspomina (czy raczej: wspominają mu się) tragedię rodzinną z lat rewolucji i rozkułaczania Ukrainy: rozstrzelanie przez bolszewików pradziadków na oczach dzieci.

Brzmi to jak wyjątkowo niestrawna recepta na ambitną prozę współczesną – ale o dziwo, melancholijny i cwaniacki Gaba najpierw zajmuje nas, a potem urzeka i wędrujemy za nim po Kijowie podziwiając żywotność, nie przejmując się, że nie rozpoznamy i trzeciej części aluzji i skojarzeń, że nie nadążamy za zwrotami narracji. Cieszy po prostu pęd, jakby nie powieść to była, a rafting na Czeremoszu.

Ten rafting nie byłby możliwy, gdyby nie świetny przekład Marcina Gaczkowskiego, od lat współpracującego z Kolegium Europy Wschodniej, dla którego przetłumaczył już poprzednią powieść Rafiejenki i „Córeczkę” Dudy, Pidmohilnego i Stusa. Przy pracy nad „Mondgreenem” osiągnął mistrzostwo, panując nad budowanymi na logice snu skojarzeniami Gabińskiego i jego okazjonalną logoreą, jego przerzucaniem się między dwoma językami i tradycjami literackimi, ukraińską i rosyjską, oraz niedbałym przytaczaniem starożytnych ezoteryków.

I druga książka eksplorująca sny, osuwająca się w sny, tak bardzo różna: w miejsca spływu Czeremoszem – zanurzanie się w pachnące ajerem wody białoruskich jezior. Urodzony i mieszkający w naddźwińskim Połocku Uładzimier Arłoŭ napisał rzecz niezwykłą, która nie miała prawa się udać: trzy szkatułkowo powiązane opowiadania, podnoszące do kolejnych potęg tajemnicę snu, złudzenia i fantazji. To wariacja na motywach zawsze wybijającej ziemię spod nóg sentencji chińskiego mędrca („nie wiem, czy jestem Czuang-Tsy, który śnił, że jest motylem, czy…”) rozbudowana z ogromną, choć dyskretną precyzją, jakby ktoś w kolejnych przekształceniach rozwijał w kolejnych iteracjach fraktal, podczas gdy chłopiec z pierwszego z trzech opowiadań staje się pisarzem i ojcem.

Arłoŭ ma przy tym rzadki dar: pisze o cieple i urodzie rzeczy – miłości w klasie maturalnej, zielonych, wonnych szpadach tataraku, daktylowym smaku pocałunków – w ten sposób, że nie brzmi to ckliwie ani szczebiotliwie, że ocala urodę rzeczy. „Tańce nad miastem”, rozpoczynające się w sowieckich czasach, nie traktują wprost o polityce, dzieciństwo w epoce Breżniewa opisane jest wręcz z czułością, co nie przeszkadza pisarzowi wspomnieć o niszczejących posągach św. Piotra i Pawła, umieszczonych na fasadzie katedry (zapewne chodzi o miński kościół św. Mikołaja), i o „wyciętych z polskich czasopism portretach Lennona i Jaggera”, ozdobie chłopięcego pokoju. I z jednakową dyskrecją, w tle, wtrąca scenki ukazujące chwilowy rozkwit i długie stygnięcie niepodległej Białorusi – aż po postaci snajperów, strzelających do demonstracji, zawiązanej po kolejnych sfałszowanych wyborach i obstawione przez bezpiekę pogrzeby ich ofiar.

Prawdopodobnie to przypadek, że dwie różniące się profilem i wielkością oficyny wydały niemal równocześnie dwie opowieści, ukraińską i białoruską, w których kluczową rolę odgrywają sny i majaczenia bohaterów. W oczach czytelnika, który sięgnie jednocześnie po Rafiejenkę i Arłoŭa w czasie, kiedy wydaje się przesądzać los Europy Wschodniej, może się jednak pojawić myśl o oniriadzie jako o stosownym gatunku literackim na nowe czasy. O pisarzach znad Dźwiny i Dniepru którzy, znużeni dramatem i bezradnością swoich krajów, opisują współczesny im świat przez zielonkawą, zakrzywioną szybkę snu.

Obym się mylił.

Wojciech Stanisławski 

 

Wołodymyr Rafiejenko, „Mondgreen. Pieśni o miłości i śmierci”, tłum. Marcin Gaczkowski, Kolegium Europy Wschodniej, Wrocław-Wojnowice, 2024

Rafiejenko m

 


Uładzimier Arłoŭ, „Tańce nad miastem. Trzy opowieści”, tłum. Bohdan Zadura, PIW, 2025

 tance nad miastem trzy opowiesci

 

***

Recenzje Wojciecha Stanisławskiego w ramach cyklu „Czytelnia publiczna” ukazują się co dwa tygodnie.

➤ Przeczytaj wcześniejsze 


Ty też możesz wydawać z nami KSIĄŻKI, produkować PODCASTY, organizować wystawy oraz WYDAWAĆ „Teologię Polityczną Co Tydzień”, jedyny tygodnik filozoficzny w Polsce. Twoje darowizny zamienią się w kolejne artykuły takie jak ten, który właśnie czytałeś i pomogą nam kontynuować i rozwijać nasze projekty oraz tworzyć kolejne. Środowisko Teologii Politycznej działa dzięki darowiznom prywatnych mecenasów kultury – tych okazjonalnych oraz regularnych. Dołącz do nich już dziś i WSPIERAJ TEOLOGIĘ POLITYCZNĄ!

Wydaj z nami

Wydaj z nami „O islamie” Rémiego Brague'a po polsku!
Zostań mecenasem polskiego wydania „O islamie” Rémiego Brague'a
Brakuje
Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.