Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Wojciech Stanisławski: Oranż i mrok

Wojciech Stanisławski: Oranż i mrok

Dwa tytuły niskonakładowe, łatwe do przeoczenia, a rozszerzające nasze rozumienie ostatnich dwustu lat, ich nieoczywistości. Dwie ścieżki pamięci – tak, to banalne. Ale też – namysł nad ścieżkami, które mogły biec inaczej.

Pierwszy z tych tytułów to klasyka – z tych klasyk, które nawet filologom znane są często we fragmentach, a większość humanistów zadowala się kojarzeniem autora i tytułu. „Maria” Antoniego Malczewskiego wydana została, w dwustulecie pierwszego wydania naszego poematu romantycznego, z podtytułem „Podobizna autografu”. Nie jest to pierwsze tego typu przedsięwzięcie Pewnego Wydawnictwa (nakładem kieleckiej oficyny ukazały się już mickiewiczowskie „Ballady i romanse” z podobiznami zachowanych autografów wierszy czy edycja rękopisu „Vade-mecum”) – jako kolejne pokazuje możliwości edytorskie tej oficyny, która licząc sobie zaledwie osiem lat zmierza ku ścisłej czołówce polskiej, jeśli idzie o staranność, pietyzm i urodę swoich tytułów (nie przypadkiem przecież w 2023 roku wyróżnione zostało medalem Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek, a w ubiegłym roku otrzymało Feniksa). 

Rękopisy dawnych wierszy? Dla niebędących fachowcami (ci, oczywiście, dociekają każdej atramentowej poprawki, zastanawiając się, czy dokonana została ręką poety czy cenzora) takie zajęcie – lektura rękopiśmiennej wersji poematu sprzed dwustu lat – może się wydawać po prostu bardzo niszową, lekko snobistyczną rozrywką. W rzeczywistości jednak oferuje znacznie więcej: unaocznienie, umocowanie w bardzo konkretnym czasie. „…W kaligrafiach ciemnozłotych magii i alchemii, / (…) Był mój dom i moje schronienie / I z Egiptu wyprowadzenie, / Z kosmicznej obojętności”. To Miłosz, oczywiście – ale jednym z tych schronień może być śledzenie zbrązowiałego atramentu na cynamonowej po dwustu latach karcie. A tam, rzeczywiście, słowo w słowo to samo co w transliteracji na sąsiedniej karcie: „I przez kwieciste łąki, przez ostre bodiaki / Lżéj się nie przesuwają pierszchliwe sumaki”.
P i e r s z c h l i w e.

Wystarczy kilkuset wersów, żeby zdać sobie sprawę, że „Marię” upupiono, sprowadzając pamięć publiczną utworu do pierwszego wersu („Ej! Ty na szybkim koniu gdzie pędzisz kozacze?”), w dodatku z reguły zapisywanego z błędem. Ale trzeba wstępu Krzysztofa Trybusia, żeby pojąć, jak bardzo tego poematu nie zrozumiano, jak – wykorzystywany i przywoływany przez „szkołę ukraińską”, upraszczany czy wręcz „spotworzany”, jak pisano, przez kompilatorów piszących jego ckliwe, pogodne wersje – był „inną możliwością” polskiego romantyzmu, otwarciem go na metafizykę, bajronizm, pesymizm, obecność nieusuwalnego konfliktu wewnętrznego, stanu niemal wojny domowej w dziejach Polski. Wstęp Trybusia spełnia wszelkie warunku eseju: odsłania nowe możliwości interpretacyjne, wybija nam ziemię spod nóg na kilkunastu zaledwie stronach, nie wykorzystując przewag autora do zasypania nas setkami przypisów i detali. To, co najważniejsze zostało powiedziane. „Maria” – poemat początkowo niedoceniony, później zaś niejako „zagłuszony” przez „Pana Tadeusza” („…obszar alei lipowej prowadzący do dworku Miecznika zagarnęło Soplicowo i zawładnęło narodową wyobraźnią aż po czas obecny…”) okazuje się, jak pisze Trybuś, „utworem obwieszczającym skandal egzystencji i unicestwienie wszystkiego, historii nie wyłączając”.

Kalendarz wydawców, ale i własny kaprys pozwalają mi cieszyć się, na zmianę z „Marią” , drugim tytułem – równie pięknie, choć zupełnie w innym stylu wydanym. „Podobizna autografu” to meisterstück świadomie nawiązujący do klasycznych dokonań edytorskich (i odnawiający je), zaprojektowany przez twórcę oficyny, dr. Adama Cedro. Eurydyka Kata i Rafał Szczawiński z Re:design Studio oferują projekt energetyzujący i niepokojący już na okładce brawurowym połączeniem lekko zblakłego oranżu na tle czerni. Te dwa kolory zderzają się, nieraz w poprzek strony, na styku głównego tekstu i przypisów, w grafikach Aleksandry Czudżak, i wytrącają z filisterskiej równowagi, tak bardzo wydają się nie pasować do tematyki wymuszającej na wielu ton podniosły i przyprószony smutkiem. W oranżu i czerni wydał bowiem ŻIH rzecz bez precedensu: antologię prozy jidysz od XVI do XX wieku pod brawurowym tytułem „Chasydzka maszyna parowa”. 

To gigantyczne przedsięwzięcie edytorskie (tym bardziej, że wzorowo opracowane naukowo) – i rozszerzenie granic naszego świata w kilku wymiarach. Oczywiście, dla chcących nie będzie to całkiem terra incognita: pierwsze wydanie „Historii literatury jidysz” prof. Chone Shmeruka ukazało się w Polsce ponad 30 lat temu, bywało, że co roku ukazywały się kolejne dwie-trzy książki przekładanego na metry Icchoka Baszewisa Singera. 

Inna rzecz, że wśród wielu uproszczeń, których mamy szanse się wyzbyć dzięki tej antologii, jest i przekonanie o pokrywaniu się kultury jidysz i ziem dawnej Rzeczypospolitej. Tak nie jest: w pierwszym rozdziale antologii, gromadzącym pierwociny i próbki literatury jidysz do schyłku XVIII wieku, przeważają autorzy z Pragi Czeskiej, Norymbergi czy Niderlandów, wśród tytanów długiego wieku XIX niemało jest prozaików czynnych w Rosji, autorzy z rozdziału poświęconego dwudziestoleciu międzywojennemu krążą między Warszawą, Jerozolimą, Nowym Jorkiem, Pragą Czeską, Paryżem i Mińskiem.

A jednocześnie ten blok kilkudziesięciu tekstów, świadectwo przemian stylów, odchodzenia od toporności pierwszych spisywanych nauk, doskonalenia warsztatu literackiego, i otwierania się na zewnętrzny, poza-sztetlowy świat – jest na głębszym poziomie bardzo jednorodny. Opisani są (czasem ze zjadliwością karykaturzysty lub oświeconego reformatora; niełatwo ich zresztą rozróżnić) nie tylko członkowie społeczności ukształtowanych przez tradycję i wiarę, lecz, z każdym rozdziałem coraz wyraźniej, ich sposób widzenia świata, emocje wobec „sąsiadów z zewnątrz”. Te emocje zresztą rozciągają się od wdzięczności po zawód, od obojętności do żalu, od wypracowanej przez lata wiedzy po głęboką ignorancję. Rozczulający, choć i odrobinę irytujący, jest choćby „syn ministra, hrabia” w opowiadaniu „Kaliny” (1919) Fradl Sztok. Ten osiemnastoletni, pociągający bohaterkę opowiadania hrabicz, którego „świetliście jasne blond włosy (…) w okolicach szyi przechodzą w kolor złoty” jest równie nierealny, co Anna Csilag.

Mamy więc ignorancję autorów – i ignorancję czytelników. „Młodzi, szukając dróg w społeczeństwie polskim, tracili grunt zrywając z tradycją i obyczajem żydowskim i znajdowali się w pustce. (…) Wszystko, co w owych latach wiedziałem o tej głodnej pustyni, wśród której znajdowali się ci chłopcy i te dziewczęta z żydowskiego getta, było przecież abstrakcją” – wzdychał po wojnie Józef Czapski, myśląc o Dwudziestoleciu.

„Chasydzka maszyna parowa”, szczególnie może rozdziały, w których znalazła się proza jidysz „długiego wieku XIX” i II RP, wytycza nam kilka szlaków przez tę pustynię. Szlaków, na które może warto się zapuścić w czasie, kiedy ciekawość (czasem żarliwa, czasem tylko życzliwa lub sentymentalna), którą pamiętam jeszcze sprzed kilkunastu lat zbladła jakby i skurczyła się. Można by wymienić wiele przyczyn tego stanu rzeczy i wielu winowajców: swoje zrobiły kalkulowane na zimno przez poszczególne stolice strategie „polityk historycznych” polegające na przesuwaniu granic winy i odpowiedzialności, swoje – ignoranci, sięgający po przedwojenne pałkarskie broszury, swoje – historycy o temperamencie prowokatora, w rodzaju Jana Grabowskiego.

Wspólnym wysiłkiem wyżej wymienionych zbliżamy się do stanu, nad którym półtora wieku temu lamentował stary subiekt z Krakowskiego Przedmieścia: „…do starozakonnych rośnie niechęć; (…) ci, którzy niedawno podziwiali ich pracę, wytrwałość i zdolności, dziś widzą tylko wyzysk i szachrajstwo. Słuchając tego, czasem myślę, że na ludzkość spada jakiś mrok duchowy, podobny do nocy”. Czasem takie mroki rozjaśnić może „Deklaracja” kilkunastu odważnych osób – a czasem oranż „Chasydzkiej maszyny parowej”.

Wojciech Stanisławski

 

Antoni Malczewski, „Maria. Powieść ukraińska. [Podobizna autografu]”, wstęp Krzysztof Trybuś, koncepcja wydania, opracowanie graficzne i typograficzne Adam Cedro. Pewne Wydawnictwo, Kielce, 2024.

Maria Malczewski kwadrat

 

„Chasydzka maszyna parowa i inne opowiadania. Antologia prozy jidysz (XVI-XXI wiek)” pod redakcją Karoliny Szymaniak, projekt graficzny i skład Eurydyka Kata i Rafał Szczawiński. Żydowski Instytut Historyczny, Warszawa, 2024

Maszyna parowa

 

 

***

Recenzje Wojciecha Stanisławskiego w ramach cyklu „Czytelnia publiczna” ukazują się co dwa tygodnie.

➤ Przeczytaj wcześniejsze 


Wydaj z nami

Zostań mecenasem tygodnika idei Teologii Politycznej w 2025!
„Interesują nas właśnie te idee, które zbudowały naszą rzeczywistość, postaci odzwierciedlające głębsze znaczenie własnej wspólnoty politycznej, wydarzenia, które ukazują sens zastanego losu”
Brakuje
Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.