Gajcy był obdarzony niezwykle czułą i przenikliwą intuicją, która wskazywała mu nieomylny trop prowadzący do przekroczenia granic zwykłego opisu. Widma wypływają z przeżyć realnych i sennych, z wyobraźni i z pogłębionej pamięci. Są zbiorem, są syntezą różnych elementów. Świat, o którym jest w nich mowa, to świat z pogranicza tego, co rzeczywiste i nierzeczywiste. Ma on swój odrębny i wyjątkowy status ontologiczny – jest i wciąż jakby staje się na nowo. Bohater poematów Gajcego wciąż przemierza ten płynny świat – pisze Wojciech Kaliszewski w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Broniewski, Gajcy i piekło historii”.
Kiedy w 1943 r. ukazał się w Warszawie, w konspiracyjnej Bibliotece „Sztuki i Narodu” tom poetycki zatytułowany Widma, nie wszyscy wiedzieli, że autor – Karol Topornicki – naprawdę nazywa się Tadeusz Gajcy, że pisze wiersze od dawna, że jest studentem polonistyki działającej na podziemnym Uniwersytecie Warszawskim, że wraz z Wacławem Bojarskim, Onufrym Bronisławem Kopczyńskim, Zdzisławem Stroińskim i Andrzejem Trzebińskim współtworzy niezwykle ważny i znaczący w podziemnym życiu literackim okupowanej Warszawy miesięcznik „Sztuka i Naród”, którego – po śmierci Trzebińskiego – będzie ostatnim redaktorem naczelnym. Krąg tych młodych ludzi – a trzeba pamiętać, że było to bardzo liczne środowisko, skupiające niezwykle ciekawe i twórcze osobowości – odnosił swoją działalność literacką i publicystyczną do wartości, wśród których pojęcie narodu jako wspólnoty języka, kultury i historii było nadrzędne. To było środowisko konserwatywne, szukające rozwiązań dla przyszłej wolnej Polski daleko zarówno od wszelkich utopii lewicowych jak również od ustroju i formy rządów panujących w Polsce przed wybuchem wojny. Krytycyzm wobec niedawnej przeszłości łączył się u nich z silną potrzebą wolności, prawdy, działania i spełnienia. Z kolei wizja czynu prowadzącego nie tylko do wyzwolenia i pokonania wrogów – bo mowa tutaj zarówno o Niemcach jak i o Rosjanach – była wizją dalekosiężną, zakładającą zbudowanie wolnego Imperium Słowiańskiego. Ta idea współwyznaczała kierunek działań konspiracyjnej Konfederacji Narodu, wobec której „Sztuka i Naród” pełniła rolę „komórki” literacko-kulturalnej. Ale personalne i częściowo programowe związki Konfederacji z przedwojennym Obozem Narodowo-Radykalnym wywoływały liczne głosy krytyczne ze strony innych środowisk politycznych i konspiracyjnych. Podobne zarzuty formułowano także wobec środowiska „Sztuki i Narodu”. Były to oskarżenia tendencyjne i bezpodstawne. Zarówno bowiem postawy moralne młodych pisarzy skupionych wokół miesięcznika, jak również ich zaangażowanie w walkę, odwaga i gotowość do złożenia ofiary z własnego życia dla Polski – a prawie wszyscy zginęli – zasługują na najwyższy szacunek. Tworzyli mając świadomość kruchości czasu i życia. Przeczuwali i przepowiadali tragiczny los pokolenia, do którego należeli. Wiedzieli, że każda chwila musi być spełniona w sposób absolutny i niepowtarzalny. Nie mieli wyboru. Działali. Mieli naprawdę mało czasu, ale to, co udało im się stworzyć, napisać i przedstawić w poetyckich obrazach w ciągu tych dwóch lub trzech lat, stanowi trwały ślad wiary w sens słowa i zasad moralnych. Pozostawili w swoich wierszach także ślad miłości do piękna, ślad tęsknoty po prostu do człowieczego bycia tu i teraz.
Tańczyła sól. Wiatry krzepły,
ptaki zaczęły płonąć,
wielkie łodzie pękały jak miażdżone orzechy
i zsuwała się ziemia ku domom.
Ptak uderzał o wodę, gdzie Odys
wracał wsparty plecami o maszt,
a już wtedy płonęła młodość
i żałosny lament wśród miast
U Tadeusza Gajcego wiara w słowo oznacza przywołanie tych wartości, które łączą się z zasadami odwagi czynu i niezłomności myśli. To są stare zasady świata Homerowego. Gajcy szedł wyraźnie za jego głosem:
Niezwykłe jest to podchwycenie tragiczno-epickiego tonu u młodego poety. Słowa w wierszach Gajcego – jak w poematach Homera – składają się na opowieść, w której zamknięta jest historia życia i śmierci, ale także historia zmagań człowieka z przeciwnościami. To nie wszystko. W jego frazach brzmi ton kasandryczny, wymierzony ostro w pozorną zgodę i harmonię, ale zarazem ginący w pustce, ostrzegający, ale niesłyszany, samotny:
Więc zatrzymał struny i przez
wybrzeża szedł o wyspach śniąc foczych;
tylko wiatr grał na smyczy, gdy pies
jak ster prowadził mu oczy.
Tę opowieść o autorze Iliady – wiersz ma tytuł Legenda o Homerze – poeta przymierza do swojego czasu. Homer staje się tutaj figurą bardzo konkretnego losu. Gajcy nakreślił w tym wierszu bardzo wyraźne i proste ramy. Zmieścił w nich całe pokolenie, które metaforycznie określił „płonącą młodością”. Ten wyrazisty obraz ma sens złożony i niejednoznaczny. Ogień wskazywać może przecież na siłę, odwagę, zapał i gotowość do najwyższego poświęcenia, ale przywoływać może także to, co niszczycielskie, może być znakiem apokaliptycznym i katastroficzny. Gajcy nie oddziela tych sensów, a nawet jakby rozmyślnie nakłada je na siebie, budują w ten sposób wizyjną syntezę historiozoficzną. Dosłowność i obecność bezpośrednich – biograficznych – doświadczeń i doznań w jego wierszach często inicjuje perspektywę prawdziwie wizyjną, porywającą wyobraźnię, ustawiającą człowieka w polu metafizycznych przemian. Głos poety nieprzypadkowo szuka tonacji proroczej. Struny lutni, którą Homer „uczył […] wielu łagodnych nutek” milkną, brakuje bowiem skali dla wyśpiewania tych wszystkich mocnych i groźnych obrazów. Jest tylko cisza, w której „wiatry krzepły/ptaki zaczęły płonąć”. Tak oślepia ogień spopielający ziemię i życie. Homer odchodzi, jego lutnia – zdaje się mówić Gajcy – nie podjęła ostatnich akordów i jego pieśń „nie uszła cało”.
Legenda o Homerze odsłania wiele z tajemnic poezji Tadeusza Gajcego. Dotyka bowiem problemu mitologizacji, będąc jednocześnie próbą odważnej demitologizacji. Gajcy podąża śladem Homerowych opowieści i wkomponowuje w ich strukturę przetworzone przez własną wyobraźnię elementy swoich doświadczeń. Nie zamyka się jednak w poetyce Homera, nie obchodzi pola bitwy z daleka, nie czuje się powołany tylko do poetyckiego dawania świadectwa. Jego poezja jest poezją nową, do końca nie ukształtowaną i taka – w pół przerwana, otwarta a zarazem na zawsze już zamknięta – pozostanie.
Legenda o Homerze odsłania wiele z tajemnic poezji Tadeusza Gajcego. Dotyka bowiem problemu mitologizacji, będąc jednocześnie próbą odważnej demitologizacji
Legenda to opowieść, to także lektura, wobec której zawsze można zachować bezpieczny dystans. Legenda ma także wiele wariantów, odmian i zakończeń. Legendy uwodzą i kuszą. Ale Gajcy idąc Homerowym tropem trzyma się – to widać wyraźnie – jednego kierunku. Przed nim jest ściana ognia. Doszedł do niej i wszedł w ten ogień, ginąc wraz ze Zdzisławem Stroińskim w Powstaniu Warszawskim na Starym Mieście 16 sierpnia 1944 roku. Dopełniło się wtedy to, co poeta przeczuwał i co napisał w wierszu Wczorajszemu:
Taką klechdą przełamał się dzień
walczącej
Warszawy.
Wtedy –
rozwiodły się nad miastem ornamenty łun
na złotych kolcach wieżyc i bełkocie Wisły,
muzyka – lecz nie nieba - krążyła jak sen,
dziś wiesz:
to skowyt strzałów na brukach się wił,
otaczał, chodził wokół jak zbłąkany zwierz,
A tobie – dni wczorajsze w oczach nie ostygły,
ufałeś…
To był koniec tamtej legendy, to było także spełnienie czynu podjętego z pełnym zaufaniem do przyjętych wcześniej zasad. Ale – paradoksalnie - to stało się ostatecznie początkiem nowego czytania - a więc jakby nowej „legendy” – Tadeusza Gajcego. Miłosz napisał potem w Balladzie ofiarowanej Jerzemu Andrzejewskiemu tak:
Leży Gajcy, nigdy się nie dowie
Że warszawska bitwa zeszła na nic.
Barykadę na której umierał
Rozebrały popękane ręce.
Biegły wiatry, niosły pył czerwony,
Spadły deszcze i słowik zaśpiewał.
Pod obłokiem krzyczeli murarze,
Podciągali w górę nowe domy.
Tak oto rosła „podciągana w górę” nowa pragmatyczna i dynamiczna legenda: zamiast śmierci – powiadano – trzeba było wybrać życie. Po co – pytano – ten Conradowski honor wcielany w historię? Ta nowa legenda miała przykryć Gajcego, Trzebińskiego, całe środowisko „Sztuki i Narodu”, Powstanie, Armię Krajową i to wszystko, co zakłócało obraz „nowego wspaniałego świata”. I w jakiejś mierze – na szczęście niepełnej – niestety przykryła. Miłosz cenił talent poetycki Gajcego, ale nie rozumiał jego ideowych wyborów. Przeczuwając jakby tę zmowę odrzucenia Gajcy pisał:
Każ trawie, by milczała. Jej śpiew cię zadławi,
spowije watą wzruszeń i ciśnie w niepamięć.
Nim ockniesz się już serce zgubisz w obrazie
i dłonie w przerażeniu milcząco załamiesz.
Czytanie Gajcego zmusza naszą wyobraźnię do przyjęcia często bardzo dynamicznych, mocnych i nasyconych licznymi przesłaniami obrazów. Przede wszystkim są to wizje ukazujące rzeczywistość zniszczoną, rozbitą, zdeformowaną i dotkniętą we wszystkich wymiarach śmiercią. Nagromadzenie takich perspektyw nakłada na poezję Gajcego znak przepowiedni apokaliptycznej, odsłaniającej to, co się wydarzy. Odczytanie tych obrazów w świetle tego, czym była wojna, śmierć i zniszczenia, konfrontacja słów ze światem realnym ujawnia obecność zła a także działanie sił całkowicie obojętnych na cierpienia i ból człowieka. Twórczość Gajcego niewątpliwie należy do nurtu katastroficznego. O Gajcym i o całej przecież generacji poetów okupacyjnych mówiono – szukając dla ich zróżnicowanej twórczości wspólnej ramy – że jest to generacja „spełnionego katastrofizmu”, budując tym przymiotnikiem zresztą pewien układ historycznoliteracki poszerzony o tradycję katastrofizmu międzywojennego, tradycję żagarystów.
Czytanie Gajcego zmusza naszą wyobraźnię do przyjęcia często bardzo dynamicznych, mocnych i nasyconych licznymi przesłaniami obrazów
Gajcy „wyrzucał” z siebie słowa. Potrzebował dla nich przestrzeni: „Nazbyt duszno jest słowom na wargach”. One miały być w ruchu, miały nieść znaczenia, miały mieć siłę „by godziły jak oszczep”. Autor Legendy o Homerze nie był poetą oszczędnym lingwistycznie, ale zestawiał słowa z niezwykłą precyzją, trafiał nimi w istotę przeżyć, mówił tyle, ile trzeba było dla przedstawienia skondensowanego, wyrazistego, pełnego i mocnego zarazem. Ta poetycka zdolność do nadawania słowom energii wyobraźni widoczna jest szczególnie w poemacie Widma. Gajcy poruszył nim swoich rówieśników. Mówił przecież bezpośrednio o końcu świata. Miał odwagę o tym mówić tak zdecydowanie i otwarcie:
Miasta pogięte jak muszle na czarnoziemnych wybrzeżach,
w których się echo strzępiaste wylewa nad strumień wiatru
oto latarnie uliczne w ślimaki skręcone leżą
i wieże cieką ku ziemi w ceglasty zimny stalaktyt.
Świat tutaj znieruchomiał, zastygł i oniemiał. Jedynie wiatr w tym kadrze stanowi siłę dynamiczną, ale złowrogą i groźną. To jest świat śmierci, która zwycięży, jeśli wyobraźnia skapituluje i podda się jej niszczącym działaniom.
Gajcy był obdarzony niezwykle czułą i przenikliwą intuicją, która wskazywała mu nieomylny trop prowadzący do przekroczenia granic zwykłego opisu. To coś więcej niż tylko obraz zniszczeń i ruin. Widma wypływają z przeżyć realnych i sennych, z wyobraźni i z pogłębionej pamięci. Są zbiorem, są syntezą różnych elementów. Świat, o którym jest w nich mowa, to świat z pogranicza tego, co rzeczywiste i nierzeczywiste. Ma on swój odrębny i wyjątkowy status ontologiczny – jest i wciąż jakby staje się na nowo. Bohater poematów Gajcego wciąż przemierza ten płynny świat. Zresztą nie tylko on, bo i sam poeta i całe to niezwykłe i tragiczne zarazem pokolenie ludzi urodzonych około roku 1920. Czy jest z tej „widmowej” przestrzeni jakieś wyjście? Wyjść z niej, urealnić swoje racje, wypowiedzieć pełne credo, uzasadniające czyny i pokazać się można tylko poprzez głos wyraźnie skierowany do kogoś drugiego, kto odpowie. Potrzebny jest czyjś wzrok i słuch, potrzebne jest życie. Dlatego z ufnością, ale i prawdziwie poetycka pasją Tadeusz Gajcy pisał w poemacie Do potomnego:
Niewiele wiem jak ty zapewne:
idziemy razem patrząc czujnie:
ty – na gwiaździstym, prostym niebie
szukasz płomienia i mnie w łunie,
ja – odwrócony – serce pełne
miłości smutnej niosę jak
żołnierz mogiłę pod swym hełmem
niesie przez czas.
Gajcy nie odrzucił dwóch wielkich powołań, które spotkał w swoim krótkim, bo zaledwie dwudziestodwuletnim życiu: przyjął wyzwanie poetyckie i żołnierskie. Obu w pełni i do końca sprostał.
Wojciech Kaliszewski
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!
– historyk literatury i krytyk literacki, doktor habilitowany nauk humanistycznych. Zajmuje się historią literatury polskiej wieku XVIII oraz literaturą polską XX wieku, a także poezją krajów byłej Jugosławii. Pracuje w Instytucie Badań Literackich PAN, prowadzi zajęcia z historii literatury polskiej na Wydziale Humanistycznym UKSW, redaktor kwartalnika „Wyspa”, pisuje w „Nowych Książkach”, „Odrze”, „Twórczości”. Autor między innymi książek: Kto królem będzie, czy Polak i który. Wiersze elekcyjne ostatniego bezkrólewia 1763-1764, ostatnio wydał Parnas oświeconych. Studia o poezji polskiej epoki oświecenia. Żonaty, ma trzy córki. Mieszka w Warszawie.