Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Wojciech Kaliszewski: Lem pisał i pękał ze śmiechu

Wojciech Kaliszewski: Lem pisał i pękał ze śmiechu

Stanisław Lem obejmował swoją wyobraźnią bardzo szerokie horyzonty wiedzy. Był twórcą łączącym w swojej prozie wyobraźnię, erudycję i krytycyzm. Dzięki temu stawiał w sposób interesujący, dowcipny, ale zawsze zdecydowany bariery nadmiernemu optymizmowi technologicznemu. Kryło się w nim wyraźne niebezpieczeństwo społecznego zniewolenia – pisze Wojciech Kaliszewski w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Lem. XX-wieczne wyświetlanie przyszłości”.

Stanisław Lem wciąż czeka na swoje pełne odkrycie. Brzmi to zaskakująco i paradoksalnie, bo przecież autor Dzienników gwiazdowych należy do najbardziej czytanych, przekładanych i znanych pisarzy nie tylko w Polsce, ale także poza jej granicami. Nie tę jednak popularność i poczytność mam na myśli. Lem czeka na odkrycie tego, co w jego powieściach, opowieściach i przypowieściach stanowi prześwit rzeczywistości harmonijnej, a nawet – powiedziałbym – radosnej i prostej. Lemowe marzenie o świecie-wszechświecie wolnym od wszelkich sprzeczności i kontrowersji to ukryty w jego prozie horyzont rzeczywistości idealnej i nieskażonej żadną ideologią. Utopia? Tak, ale Lem był uparty i nie rezygnował ze swojego planu. Jest więc autor Maski nie tylko pełnym pomysłów pisarzem, doskonale wykorzystującym szerokie możliwości literatury fantastyczno-naukowej, ale także twórcą rozważnie badającym otaczającą go rzeczywistość.

Pomysłowość i oryginalność Lema polegała na tym, że umiał połączyć pewne obszary współczesnej techniki i nauki z obrazami świata codziennego. Taka synteza okazała się znakomitym materiałem twórczym, który Lem formował według różnych modeli gatunkowych. Posługiwał się nimi z wielką wprawą i swobodą – przechodząc na przykład od barwnych i rozbudowanych alegorii do precyzyjnie sformułowanych wykładów z astrofizyki i kosmologii. Ta lekkość, a właściwie lotność językowa i stylistyczna nadaje twórczości Lema energię i sprawia, że jego proza nie jest nudna i monotonna. Lem pisał tak, żeby wciągać i bawić nie tylko swoich czytelników, ale żeby także bawić się samemu. Wizje, będące w znacznej mierze efektem jego wytrwale pracującej wyobraźni twórczej, miały przecież projektować świat i zarazem każdy z tych projektów traktować z odpowiednim dystansem. Lem nie tworzył wizji prawdopodobnych, nie kreślił perspektywy technologicznie możliwej do spełnienia kiedyś w przyszłości. Fantastyczne fabuły Lema mają w sobie urok opowieści poetyckich, baśniowych, rzeczywiście nierzeczywistych, ale porywających i przyciągających uwagę czytelników. Są także parabolami mówiącymi wiele o świecie i ludziach. Jego historie rozpięte są na niebywale długiej osi czasu, a właściwie trwają jakby poza czasem. Przyszłość wyłania się w nich wprost z przeszłości, a ta z kolei nie ginie, ale jakby współistnieje z tym, co jest i co będzie. Świat przedstawiany przez Lema trwa często zawieszony jakby w niezwykłej baśniowej, groteskowej i wyimaginowanej czasoprzestrzeni.

Lem nierzadko prowadził bohaterów swojej prozy ścieżkami paradoksów, pozwalając im swobodnie przemieszczać się w przestrzeni otwartej i czasie bez granic. Ale w tych sprzecznościach mieścił się zawsze jakiś element łączący ten jego świat wymyślony ze światem, który znamy i w którym na co dzień – poddając go empirycznym sprawdzianom – żyjemy. Ostatecznie więc nawet najbardziej fantazyjne obrazy jego opowieści są głęboko zakorzenione w bliskiej nam rzeczywistości, a która przecież tak naprawdę kryje przed rozumem wiele niezwykłych tajemnic. Ta złożoność świata pociągała Lema i kształtowała jego prozę. Lem odkrywał tajemnice, broniąc się przed jednostronnym, wąskim, racjonalnym poznawaniem i ocenianiem świata. Bronił się skutecznie, uciekając w stronę rozwiązań fantastycznych i niecodziennych. Uciekał przede wszystkim przed pułapkami rozumu, który zawsze miał skłonności do przejmowania całkowitej władzy nad człowiekiem. Rozum ma skłonności do tyranizowania świata. Lem traktował więc perspektywę racjonalną ostrożnie i tylko jako jedno z narzędzi ludzkiego poznania, i nigdy do końca jej nie ufał. Apoteoza Rozumu była zawsze, powiada pisarz, początkiem ograniczeń wolności i niezależności człowieka. A to oznaczało ostateczny upadek i koniec świata.

Stanisław Lem miał autentyczne zacięcie filozoficzne i jego wielką pasją było rozważanie wszystkich problemów właśnie w kategoriach filozoficznych, a nawet historiozoficznych

O perypetiach związanych z działaniem rozumu opowiada choćby jedna z bajek, których Lem był mistrzem, zatytułowana Jak ocalał świat. To piękna opowieść o skonstruowaniu „maszyny, która umiała robić wszystko na literę n”. I rzeczywiście robiła wszystko, co miało na początku swej nazwy tę właśnie literę. Problem pojawił się wtedy, kiedy konstruktor Trurl, dumny ze swojej maszyny, zadał jej pytanie o „natrium”. I na tym wyrazie maszyna zacięła się, po prostu nie wiedziała, co to jest. Trurl tłumaczył, że to przecież „sód”. „Mój kochany – rzekła maszyna – gdybym mogła robić wszystko na n we wszystkich możliwych językach, byłabym Maszyną Która Może Wszystko Na Cały Alfabet, bo dowolna rzecz w jakimś tam obcym języku na pewno nazywa się na n. Nie ma tak dobrze. Nie mogę robić więcej, niż to wymyśliłeś. Sodu nie będzie. Dobrze – zgodził się Trurl i kazał jej zrobić niebo”. Oto jak rozum, kierujący technologią redukuje rzeczywistość. Na tym zresztą ta zabawna historia się nie kończy. Ciąg dalszy prowadzi ostatecznie do absurdu. Klapaucjusz, także konstruktor i zarazem przyjaciel Trurla, każe maszynie zrobić „Nic”. Wynikają z tego liczne komplikacje. Maszyna, zgodnie z rozumowo zaprogramowanymi umiejętnościami zaczyna teraz wszystko usuwać: „Usuwać mogę wszystko, z tej prostej przyczyny, że umiem robić wszyściuteńko, ale to wszyściuteńko na n, a więc Niebyt jest dla mnie fraszką”. Świat zaczął zanikać. Maszyna działała precyzyjnie, logicznie i zgodnie z programem. Ostatecznie jednak maszyna nie wykorzystała swoich możliwości, stając tym samym ponad rozumem swoich konstruktorów. Świat ocalał, choć „po dziś dzień pozostał już cały podziurawiony Nicością”. Oto krzywe zwierciadło, w którym zarysowała się zdeformowana twarz nauki. Całość opowiadania ma oczywiście wymiar filozoficzny i psychologiczny. Bo Stanisław Lem miał przecież autentyczne zacięcie filozoficzne i jego wielką pasją było rozważanie wszystkich problemów właśnie w kategoriach filozoficznych, a nawet – co może nie jest tak wyraźnie widoczne – historiozoficznych. Opowieść o nieszczęśliwym eksperymencie, który mógł się skończyć całkowitą katastrofą i końcem świata, stanowi ważny komentarz pisarza do tego, co moglibyśmy nazwać „nieograniczonym postępem technologicznym”. Niezwykle znaczący motyw tej refleksyjnej perspektywy stanowi autonomia skonstruowanych przez człowieka maszyn i urządzeń. Są one zdolne – wyzwolone spod kontroli konstruktorów – zniszczyć lub przeobrazić świat w przestrzeń niebezpieczną, ciemną i nieludzką. Hegemonia rozumu, zdaje się mówić Lem, jest wstępem do tyranii. Myślę, że do końca życia Lem pamiętał rządy sowietów we Lwowie, w którym się urodził i wychował.

Stanisław Lem obejmował swoją wyobraźnią bardzo szerokie horyzonty wiedzy. Był twórcą – powtórzę – łączącym w swojej prozie wyobraźnię, erudycję i krytycyzm. Dzięki temu stawiał w sposób interesujący, dowcipny, ale zawsze zdecydowany bariery nadmiernemu optymizmowi technologicznemu. Kryło się w nim wyraźne – i tego Lem się obawiał – niebezpieczeństwo społecznego zniewolenia. Sam w pewnym stopniu czuł się ograniczony i zniewolony systemem, w którym przyszło mu żyć i pisać. Do pracy potrzebna mu była przestrzeń i swoboda, dzięki której stawiał swoje hipotezy.

Jan Józef Szczepański, wybitny prozaik, w swoim obszernym, prowadzonym przez lata dzienniku wspominał Lema wielokrotnie. Szczepańscy i Lemowie spotykali się, odwiedzali, łączyły ich więzy towarzyskie. Lem bywał pierwszym krytycznym czytelnikiem wielu utworów Szczepańskiego, był jego mentorem i rozmówcą. W drobnych i rozproszonych na kartach dziennika zapiskach Szczepańskiego, prowadzonych przez lata, Lem pojawia się jako ktoś, kto zawsze kierował się swoim własnym zdaniem, kto – zanim wypowiedział się ostatecznie – musiał wszystko sprawdzić, zbadać, poznać i przemyśleć, kto swoje sądy opierał na sprawdzonej i uporządkowanej wiedzy. „Przedwczorajszy występ Lema – notował Szczepański na początku 1978 r. – u norbertanek bardzo dobry. Mówił o złudności prognoz – mądrze i zabawnie, z tą – zachwycającą mnie zawsze – łatwością dowcipnego przykładu, alegorii, nacechowanego zdrowym rozsądkiem paradoksu”. Ta lakoniczna uwaga doskonale charakteryzuje Lema jako człowieka, myśliciela i pisarza. Szczepański podziwiał Lema także za jego pracowitość: „Nieprawdopodobny rozmach – pisał w grudniu 1980 r. – jego wyobraźni i nieprawdopodobna sprawność intelektu zachwycają mnie zawsze. To jest rodzaj jakiejś piramidy, jakiejś pagody fantastycznych bytów i alegorii, wyrastających jedne z drugich. I jaka zabawa! Wstaje o 4-ej rano i pisze, pękając ze śmiechu. Zazdroszczę mu”. Obraz piszącego i śmiejącego się Lema, porównanego do piramidy, jest bez wątpienia obrazem dalekim od fantazji. Jest prawdziwy, w pełni realistyczny.

Wojciech Kaliszewski

Foto: Wojciech Zemek / Creative Commons 3.0

belkaNOWAtygodnikowa


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.