Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Chagall. Kolor i mistagogia [TPCT 469]

Chagall. Kolor i mistagogia [TPCT 469]

Misterium to nie tylko liturgia, mierzenie się z Absolutem, to nie tylko modlitwa, ale także wchodzenie w codzienne życie, które może uobecnić te wątki w kulturze. Być może dlatego właśnie jego sztuka przypominała nie tyle ilustracje do midraszy, ile same midrasze – opowieści, które wciąż się rozwijają, które nie zatrzymują się na literze. Jego Mojżesz nie mówi do Narodu Wybranego, ale do każdego. Jego anioły nie skrzą się cudownością, lecz przychodzą po cichu. I może dlatego są tak przekonujące – bo nie krzyczą, ale szepczą.

Gdy inni żegnali się z transcendencją, on witał ją z (nomen omen) otwartymi ramionami. Tu nie szło o to, aby modnie deklarować śmierć Boga, wręcz przeciwnie! O przywołanie Jego obecności, uchwycenie jej w dobie nowoczesności, w perspektywie doświadczenia XX wieku. To nie lada sztuka wprowadzać ponownie w to misterium, ba! to nosi znamiona czystej mistagogii – rytu przechodzenia każdego skrutynium, które prowadzi do istoty. Co więcej, jego twórczość stała się impulsem, dzięki któremu, metafora dokonała triumfalnego wejścia do nowoczesnego malarstwa, co jest pewnym paradoksem, ponieważ Chagall – bo przecież o nim mowa – nie był malarzem nowoczesnym w sensie formalnym – choć znał i kubizm, i fowizm, choć zasiadał w Café de la Rotonde obok Apollinaire’a i Légera. Był natomiast malarzem zrodzonym z nowoczesności, ale nie w sensie służby eksperymentowi, lecz wyznaniu. Jakby każda farba, każdy odcień był zapisem jakiejś wsobnej modlitwy, jakby światło, które wprowadzał do swoich płócien, miało raczej nie oddawać samej tylko rzeczywistości.

Urodzony w 1887 roku w Witebsku Mark Zacharowicz Szagał (później znany głównie jako Marc Chagall) wychowywał się w atmosferze tradycyjnego sztetlu – języków, zapachów, obrzędów i codzienności, w której religia nie była jedynie kwestią wiary, lecz elementem żydowskiego świata. Chagall dorastał bowiem w rodzinie chasydzkiej, w której obecność Boga była zapewne tak samo rzeczywista jak zapach chleba i dźwięk skrzypiec. Z jednej strony otoczony ikonami prawosławnymi, drewnianymi cerkwiami z drugiej zaś żydowskimi szkołami czy synagogą, wzrastał w świecie, w którym kultury przenikały się, nierzadko bezkonfliktowo. Artystycznie kształcił się w Petersburgu, a później – już w sercu kulturalnej Europy – w Paryżu. Tam spotkał się z nowymi prądami. Poznał kubizm, fowizm czy symbolizm, warto jednak odnotować, że pod ich wpływem nie zatracił swojego własnego idiomu. W 1914 roku powrócił do Rosji, gdzie wojna i rewolucja zatrzymały go na dłużej, angażując – z początku z entuzjazmem – w projekty nowej, rewolucyjnej kultury. Jednak rozczarowany, opuścił kraj i osiadł we Francji, z której musiał znów uciekać w czasie II wojny światowej – tym razem do Stanów Zjednoczonych. Po wojnie powrócił do Francji, gdzie pozostał do końca swych dni.

Nie sposób czytać Chagalla bez Biblii, i to nie tylko hebrajskiej. W tym malarstwie to ni jest jedynie dekoratacja czy sztafaż – to rdzeń, punkt odniesienia. Co więcej, Prawo i Prorocy nie są dla niego jedynie tekstem do ilustracji, lecz czymś w rodzaju topografii zarówno duszy jak i zastanej rzeczywistości. Gdy pracował nad ilustracjami do Starego Testamentu, jego uwagę skupiał nie tylko Mojżesz czy Eliasz, ale też dziecko z dalekiego Witebska, matka zapalająca szabasowe świece czy wędrowny rabin. Pozorne porządki przeszłości i teraźniejszości mieszały się na jego palecie, podobnie jak pewna czułość, tęsknota wraz z integralnymi odniesieniami. Być może dlatego tak silne jest wrażenie spokoju, które płynie z jego prac – spokoju nie łatwego, lecz wypracowanego, uświęconego.

A trzeba powiedzieć, że obrazy Chagalla były pełne paradoksów! Kolorowe w czasie wojny, pełne światła w mroku wygnania. Ale czyż nie w tym właśnie leży siła mistagogii –że wprowadza w tajemnicę nie pomimo cierpienia, lecz przez nie? Schodzenie po schodach do baptysterium, aby dokonać pogrzebania starego człowieka w wodach chrzcielnych. Białe Ukrzyżowanie, ten pełen męki a zarazem czułości obraz Chrystusa jako cierpiącego Żyda, nie był jednak aktem konwersji, lecz wyznaniem wspólnoty cierpienia, jakby Golgota mogła być widziana z Witebska, Holokaust oczami proroków. A jednak jego obrazy nie zamieniły się w litanie cierpienia. Przeciwnie – jego akt malarski był wyzwaniem rzuconym strefie cienia. Kolor przeciwko okrucieństwu, totalitaryzmom, niesprawiedliwości. Kształt przeciwko chaosowi. Miłość przeciwko zagładzie. I to nie miłość rozmyta, rozcieńczona, lecz konkretna, cielesna – często przybierająca postać Wcielonego Logosu.

Jest coś przewrotnie radosnego w tej jego melancholii, zdawał się dowodzić, że opowieść o ludzkim losie nie musi być opowieścią o rozpaczy. Że wygnanie, śmierć, przemoc nie mają sankcji ostateczności. Owo ostatnie słowo – a może Tau (grecka Omega) należy do ostatecznie do światła. I to nie przypadek, że właśnie światło rozjaśnia jego płótna, kolor jest zupełnie innych niż w pracach mu współczesnych. Światło, które zdaje się nieść nadzieję. Jak świece w szabatu, jak aureola nad głową anioła, jak poranek Zmartwychwstania.

Warto też podkreślić, że wielu artystów XX wieku zerwało z odniesieniami do kulturotwórczej roli zmagania się z transcendencją, w momencie gdy Chagall – przeciwnie – uczynił z tego napięcia swój krajobraz. Kroczył pewnym założeniem, że sztuka jest swego rodzaju wcieleniem. Misterium to nie tylko liturgia, mierzenie się z Absolutem, to nie tylko modlitwa, ale także wchodzenie w codzienne życie, które może uobecnić te wątki w kulturze. Być może dlatego właśnie jego sztuka przypominała nie tyle ilustracje do midraszy, ile same midrasze – opowieści, które wciąż się rozwijają, które nie zatrzymują się na literze. Jego Mojżesz nie mówi do Narodu Wybranego, ale do każdego. Jego anioły nie skrzą się cudownością, lecz przychodzą po cichu. I może dlatego są tak przekonujące – bo nie krzyczą, ale szepczą.

Warto poddać się tej swoistej Chagallowskiej mistagogii. 

Jan Czerniecki

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

05 znak uproszczony kolor biale tlo RGB 01


Ty też możesz wydawać z nami KSIĄŻKI, produkować PODCASTY, organizować wystawy oraz WYDAWAĆ „Teologię Polityczną Co Tydzień”, jedyny tygodnik filozoficzny w Polsce. Twoje darowizny zamienią się w kolejne artykuły takie jak ten, który właśnie czytałeś i pomogą nam kontynuować i rozwijać nasze projekty oraz tworzyć kolejne. Środowisko Teologii Politycznej działa dzięki darowiznom prywatnych mecenasów kultury – tych okazjonalnych oraz regularnych. Dołącz do nich już dziś i WSPIERAJ TEOLOGIĘ POLITYCZNĄ!

Wydaj z nami

Wydaj z nami „O islamie” Rémiego Brague'a po polsku!
Zostań mecenasem polskiego wydania „O islamie” Rémiego Brague'a
Brakuje
Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.