Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Chopin. Wygrywanie polskości [TPCT 464]

Chopin. Wygrywanie polskości [TPCT 464]

Nie było go na barykadach 1863 roku, ale jego muzyka brzmiała wśród powstańców, nie było go na frontach wojny 1920 roku, ale jego mazurki rozbrzmiewały wśród żołnierzy legionów, a gdy przyszła II wojna światowa, Niemcy nie przez przypadek zakazali grania jego utworów – pewnie nazbyt silnie przypominały o tym, co chciano zniszczyć. Chopin bowiem przedziwnie stopił swoją muzykę z polskością, przełożył ją na partytury i zuniwersalizował. Wygrał polskość. Czy może być coś cenniejszego?

Zostań Współwydawcą „Teologii Politycznej Co Tydzień” w 2025 roku!

A ja tu bezczynny, a ja tu z gołymi rękami,
czasem tylko stękam, boleję na fortepianie, rozpaczam
Fryderyk Chopin

W historii narodów, zwłaszcza tych, którym dane było doświadczyć skazania na nieistnienie w politycznym kształcie, odnaleźć można niekiedy figury większe od królów, strategów i trybunów. Choć nie zasiadali na tronach ani nie prowadzili wojen – umieli wpisać się w historię w tak znamienny sposób, że ich dzieło stawało się w pewnym stopniu symbolem wspólnoty politycznej. W XIX wieku, kiedy Rzeczpospolita nie istniała w podmiotowej formie na mapach Europy, to właśnie muzyka Fryderyka Chopina przejęła obowiązek, który w normalnych okolicznościach spełniałaby polityka: uobecnienie polskości w jej uniwersalnej formie. Przesada? Być może – niemniej kto nie Chopina nie jest w stanie uchwycić w ten sposób, temu umyka wiele z jego fenomenu.

Bez wątpienia Chopin był synem swojego czasu – epoki romantyzmu. Jego talent dojrzewał w czasach, gdy Europa doświadczała narodzin nowoczesności. Gdy Francuzi mieli swą rewolucję, Niemcy budowali swą jedność filozoficzną, Rzeczpospolita pozostawała starta z map. W takim właśnie świecie Chopin wynosił polskość na poziom uniwersalny – stawała się ona nie tyle politycznym postulatem, ile emocją, doświadczeniem, nastrojem. Było to „wygrywanie” polskości na sposób najdoskonalszy. Wielkość tego kompozytora nie polegała bowiem na silnych brzmieniach niczym z Wagnerowskiej partytury. Nie pisał przecież „polskich symfonii” na wzór historycznych obrazów, które malowano na emigracji, by podtrzymywać mit dawnej świetności. Jego muzyka była wyrazem doświadczenia, w którym polskość nie była kategorią historyczną, ale czymś organicznym, przeżywanym w każdej nucie, każdej frazie. W pewnym sensie zarazem doświadczalnym, ale nie namacalnym, odczuwalnym, ale nieuchwytnym - brzmieniem właśnie tej formy, która nie mogła się ziścić w inny sposób.

Od dziecka obdarzony fenomenalnym słuchem, kształcił się w tradycji klasycznej, jednak to ludowa muzyka Mazowsza, te zgrzebne dźwięki oberków i kujawiaków, mazurków kształtowały jego wewnętrzne partytury. Nie był kopistą – był artystą, który potrafił przetworzyć je na język sztuki. Jednak jego polskość nie była łatwą polskością. W jego dziełach, nawet w najbardziej triumfalnych polonezach, kryje się coś więcej – nuta tragizmu, świadomość nieugiętego losu. I to właśnie ona sprawia, że Chopin jest rozumiany także tam, gdzie polskość nie ma historycznego znaczenia. Bo jego muzyka nie mówi tylko o doświadczeniu tęsknoty do polskości – zdaje się nosić w sobie pewną pamięć wygnania.

Jego młodość zbiegła się z dramatycznym momentem upadku Powstania Listopadowego. Gdy wyjeżdżał do Paryża, nie miał świadomości, że nigdy już nie powróci do kraju. Odtąd jego muzyka miała stać się jedynym nośnikiem pamięci, formą, w której chował to co osobiste, ale i wspólnotowe. Nie walczył na barykadach, ale pisał etiudy, nokturny – każda z nich była zmaganiem, tyle że w innym wymiarze. Chopin grał jakby wygrywał przestrzeń, jakby stale przykładał ucho do tych elementów polskości, które pozbawione własnej formy potrzebowały własnej emanacji. Jego muzyka miała w sobie coś z pieśni pokoleń, które nie były już dobrze słyszane, może tych poległych na polach bitew, których nazwisk nie zapisano w kronikach, a i tych, którym nie dane było doświadczyć już własnego państwa.

I rzecz przedziwna  –  nie było go przecież na barykadach 1863 roku, ale jego muzyka brzmiała wśród powstańców, nie było go na frontach wojny 1920 roku, ale jego mazurki rozbrzmiewały wśród żołnierzy legionów, a gdy przyszła II wojna światowa, Niemcy nie przez przypadek zakazali grania jego utworów – pewnie nazbyt silnie przypominały o tym, co chciano zniszczyć. Chopin bowiem przedziwnie stopił swoją muzykę z polskością, przełożył ją na partytury i zuniwersalizował. Wygrał polskość. Czy może być coś cenniejszego?

Jan Czerniecki

 


Jeżeli podobał się Państwu ten artykuł?

Proszę pamiętać, że Teologia Polityczna jest inicjatywą finansowaną przez jej czytelników i sympatyków. Jeśli chcą Państwo wspierać codzienne funkcjonowanie redakcji „Teologii Politycznej Co Tydzień”, nasze spotkania, wydarzenia i projekty, prosimy o włączenie się w ZBIÓRKĘ.

Każda darowizna to nie tylko ważna pomoc w naszych wyzwaniach, ale również bezcenny wyraz wsparcia dla tego co robimy. Czy możemy liczyć na Państwa pomoc?

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.