Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Fellini. Ideologie, nowoczesność i trąby aniołów [TPCT 460]

Fellini. Ideologie, nowoczesność i trąby aniołów [TPCT 460]

Czy Fellini wierzył w możliwość przekroczenia rzeczywistości? Jego filmy zdają się sugerować, że ona sama w sobie jest już wystarczająco niesamowita. To, co definiuje jego kino, to zdolność do ukazywania świata jako misterium – zarazem pełnego chaosu i porządku, absurdu i głębi. Wystarczy tylko na chwilę porzucić ideologiczne okulary i wsłuchać się w melodię, którą nieśmiało gra Fellini (kto wie, może wespół z trąbami siedmiu aniołów?).

Gdyby opisać jego filmy jednym słowem, byłoby nim „przepełnienie” – obrazami, symbolami, kontrastami odbijającymi rzeczywistość w jej nieoczywistej, a jednocześnie uniwersalnej formie. Jak rzadko który artysta osiągnął biegłość w eksplorowaniu granicy między snem a jawą, kiczem a sacrum, dekadencją a transcendencją. Pierwszy kontakt z twórczością Federico Felliniego – bo przecież o nim mowa – często wprawia w osłupienie. Jakby widz zapadał się w świat, gdzie realność miesza się z metafizyką. Niepokój, chaos i momenty nierzeczywistości układają się w sugestywny pejzaż ludzkiej natury. W swojej artystycznej wizji nie tyle co obrazuje, co diagnozuje nieodłączne elementy nowoczesnego życia. Dla wielu krytyków pozostał osobną wyspą we włoskim kinie lat 50. i 60., z jednej strony wywodził się bowiem z nurtu neorealistycznego, z drugiej zaś odrzucił jego ograniczenia ideologiczne na rzecz opowieści o człowieku z jego najgłębszymi pragnieniami, które przecież wymykają się parcianym i płaskim pomysłom z głowy nadpobudliwych tyranów.

W 1954 roku podczas Festiwalu Filmowego w Wenecji Fellini wystąpił z La stradą, filmem, który wstrząsnął krytyką i środowiskiem filmowym. Zdobyty przez niego Srebrny Lew poprzedziła awantura: zwolenników lewicowo zorientowanego neorealizmu oraz obóz samego Felliniego. Reżysera oskarżano o zdradę ideałów, twierdzono, że jeśli neorealizm miał wskrzeszać społeczną i polityczną prawdę o Włoszech, to w La stradzie jej nie ma. Gdzie – padało pytanie – był Zampanò, gdy rozgrywały się najważniejsze wydarzenia wojny i powojennej walki klasowej? Fellini znalazł się w samym centrum konfliktu, który ujawnił różne rozumienia tego, czym ów „nowy realizm” we włoskim kinie jest i jakie powinien nieść przesłanie.

Aby w pełni docenić wagę tej debaty, warto przypomnieć sobie atmosferę tamtych lat. Powojenne Włochy przechodziły wówczas drastyczne przeobrażenia od prób radzenia sobie z dziedzictwem faszyzmu, przez liczne migracje ze wsi do miast, wzrost gospodarczy podparty amerykańskim planem Marshalla i jednoczesne tło działania partii komunistycznej. To wszystko stanowiło tło dla artystów poszukujących nowej wizji kina. Twórcy neorealistyczni, zafascynowani życiem ubogich społeczności i oporem wobec faszyzmu, pragnęli odzwierciedlać rzeczywistość społeczną z jak największą wiernością. Stąd kręcenie filmów na autentycznych ulicach, korzystanie z aktorów- amatorów i ujęcia rodem z dokumentu. Oczekiwania, by film był „zaangażowany społecznie”, często przesłaniały refleksję nad tym, czym jest jednostka i czy można ją sprowadzać wyłącznie do roli ofiary systemu lub trybiku w polityczno-ideologicznej maszynerii.

Fellini podważył ten jednowymiarowy obraz. Ba, wskazał, że rzeczywistość społeczna to jedynie wycinek ludzkiego losu. W wywiadach wprost mówił, że neorealizm nie ma polegać na powtarzaniu formułek o problemach społecznych, lecz na uczciwym spojrzeniu na człowieka w całej jego metafizycznej i psychologicznej złożoności. Według niego film powinien być uniwersalnym przesłaniem o więzi międzyludzkiej, pragnieniu miłości, poszukiwaniu sensu a nie kolejnym materiałem propagandowym, który agituje i przykrawa do narzuconej ideologii. Ta perspektywa była dla wielu lewicowych krytyków niezrozumiała i budziła oskarżenia o eskapizm czy konserwatyzm. Z kolei sam reżyser argumentował, że nadmierne upraszczanie ludzkich losów za pomocą politycznych kategorii nieodwracalnie spłaszcza to, co w człowieku jest najgłębsze i najbardziej tajemnicze.

La strada stanowiła najdobitniejszy przykład tej postawy. Historia Gelsominy i Zampanò nie koncentruje się na ich statusie klasowym, lecz na dręczącej samotności, braku komunikacji i trudzie miłości. Wraz z pojawieniem się w fabule figury Błazna, który rozważa sens istnienia, Fellini przesuwa akcent ku rozważaniom o przeznaczeniu. Kamyk, który Il Matto podnosi z ziemi, staje się symbolicznym tropem – nawet najbardziej niepozorna rzecz ma swój cel. Film, choć robiony w duchu empatii dla ludzi zepchniętych na margines, nie pasował do modelu neorealizmu. Właśnie ta siła przemawiania do pojedynczego widza, a nie frazes o rewolucji społecznej, okazała się najtrwalszą wartością filmu. Dość powiedzieć, że bliżej mu było do głęboko chrześcijańskiego współodczuwania i pytań o naturę cierpienia oraz odkupienia.

Kolejnym wielkim dziełem Felliniego stała się La dolce vita, które zaprezentowało inną twarz Włoch – już naznaczoną przez sekularyzację, materializm, kult rozrywki i celebrytów. Marcello to dziennikarz, który obserwuje i zarazem współtworzy dekadencki klimat Rzymu na przełomie lat 50. i 60. Już samo otwarcie filmu wprowadza – wzorem eposu – in medias res. Oto helikopter z posągiem Chrystusa, już symbolizuję religię sprowadzoną do ruchomej dekoracji, elementu nieprzystającego do rzeczywistości nowej konstrukcji budynków czy opalenizny spod znaku bikini. Dalej jest jeszcze mocniej: sceny zabaw i orgii obrazują atmosferę Italii, która została wystawiona na nowoczesność.  Co więcej, Fellini, zamiast spójnej fabuły, oferuje w Słodkim życiu serię epizodów, jakby rozbijał opowieść na fragmenty, z których nie da się skleić jednego, gotowego sensu. To zabieg zbliżony do rozchwianej świadomości; widz wpada w wir scen i wątków, które nie prowadzą do oczywistej konkluzji, bo taka konkluzja – zdaje się sugerować Fellini – we współczesnym świecie nie istnieje.

Ważną postacią w Słodkim życiu jest intelektualista Steiner, pozornie ucieleśnienie opanowania i klasy. Jednak to właśnie on dokonuje najtragiczniejszego czynu w filmie – zabija własne dzieci, po czym popełnia samobójstwo. Dla Felliniego ten wątek zdaje się stanowić ostrzeżenie przed idealistycznym uśpieniem: kiedy próbuje się budować życie wyłącznie na abstrakcyjnych ideach, wzniosłych formułach i pragnieniu absolutnej kontroli, może to prowadzić do jeszcze większej destrukcji. W tym świecie marzenia o duchowej doskonałości okazują się złudą, a brak zakorzenienia w realnych uczuciach – w tym w miłości – wiedzie w otchłań. To niejako kontynuacja rozważań, które Fellini snuł już w La stradzie: bez drugiej osoby, bez gotowości, by usłyszeć jej głos, najgłębsze pokłady człowieczeństwa usychają lub wybuchają w dramatyczny sposób.

Rzecz charakterystyczna: Fellini stale uciekał tworzeniu z góry ustalonych pozycji ideologicznych. Gdy jeszcze kilka lat wcześniej był wychwalany za La stradę i przesłanie o odkupieniu, to La dolce vita ganiono za niemoralność. Natomiast część lewicy, niechętna La stradzie, teraz dopatrywała się w nowym filmie rewolucyjnego demaskowania burżuazyjnego świata. Tymczasem sam reżyser wyraźnie mówił, że nie chce tworzyć kina dokumentalnego ani agitacyjnego; pragnął spoglądać w głąb ludzkich tęsknot i wad, nie zapisując się do jednego obozu politycznego. W jego filmach ideologie najczęściej okazują się niewystarczające wobec skali ludzkiego zagubienia czy potrzeby miłości. Intelektualista Steiner, błądzący Marcello czy zakochana Gelsomina – wszyscy symbolizują różne sposoby radzenia sobie z pustką. Fellini zdaje się powtarzać, że nikt nie znajdzie wyzwolenia w politycznych hasłach, jeśli zapomni o fundamentalnej rzeczywistości drugiego człowieka. Dlatego w jego kinie postaci nierzadko wydają się przesadzone. To raczej ilustracje ludzkich sprzeczności i prób pogodzenia wewnętrznej duchowości z zewnętrznym chaosem.

Niektórzy historycy i krytycy nazwali moment zerwania Felliniego z neorealizmem metaforą szerszej przemiany w kulturze włoskiej. Zmiana ta polegała na przejściu od patosu powojennych ideałów do sceptycyzmu i ironii lat 60. Fellini poszerzył to jednak o wymiar metafizyczny, którego próżno szukać u innych reżyserów tamtej doby. Nie chodzi tu tylko o sekularyzację i polityczny zamęt, ale o coś głębszego: o konfrontację z niewyrażalnym – z tym, co w człowieku nie poddaje się doktrynom ani frazesom. Dlatego w jego kinie tak często pojawia się element cyrkowy czy oniryczny. W cyrku, jak mówił reżyser, aktor może być wszystkim: klaunem, akrobatą, kpiarzem, a nade wszystko kimś, kto rozbraja sztywną powagę życia, wydobywając z niej nieodłączny absurd i śmieszność.

Po latach pozostaje pewna uniwersalna lekcja, płynąca z filmów Felliniego: człowieka nie da się zamknąć w żadnej ideologii, bo kluczowe jest to, czego nie widać na pierwszy rzut oka – skryte uczucia, intymne pragnienia, niewypowiedziane rozterki. W tym sensie Fellini wciąż działa jak zwierciadło, w którym odbijają się nasze własne napięcia między pragnieniem miłości a popadaniem w dekadencki szum współczesności. I choć często widzimy w nim reżysera budującego karnawałowe, sceny, pozostaje on przy tym pilnym obserwatorem duszy. Czy zatem Fellini wierzył w możliwość przekroczenia rzeczywistości? Jego filmy zdają się sugerować, że ona sama w sobie jest już wystarczająco niesamowita. To, co definiuje jego kino, to zdolność do ukazywania świata jako misterium – zarazem pełnego chaosu i porządku, absurdu i głębi. Wystarczy tylko na chwilę porzucić ideologiczne okulary i wsłuchać się w melodię, którą nieśmiało gra Fellini (kto wie, może wespół z trąbami siedmiu aniołów?).

Jan Czerniecki
Redaktor naczelny

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

05 znak uproszczony kolor biale tlo RGB 01


Czy podobał się Państwu ten artykuł?

Proszę pamiętać, że Teologia Polityczna jest inicjatywą finansowaną przez jej czytelników i sympatyków. Jeśli chcą Państwo wspierać codzienne funkcjonowanie redakcji „Teologii Politycznej Co Tydzień”, nasze spotkania, wydarzenia i projekty, prosimy o włączenie się w ZBIÓRKĘ.

Każda darowizna to nie tylko ważna pomoc w naszych wyzwaniach, ale również bezcenny wyraz wsparcia dla tego co robimy. Czy możemy liczyć na Państwa pomoc?

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.