Na przestrzeni pięciu lat londyńska „Kontra” zaprezentowała dziesięć woluminów „Dzieł” Józefa Mackiewicza, jednak książka obrazująca epistolograficzną relację pisarza z „białymi” Rosjanami wzbudziła natychmiastową ciekawość – pisze Paweł Chojnacki o 36. tomie pism zebranych autora „Drogi donikąd”.
Spustoszenie w pojęciach moralnych jakie zrobił Dostojewski jest przerażające
Jan Lechoń, Dziennik, 27 kwietnia 1953.
Po przeczytaniu 36. opusu Dzieł Józefa Mackiewicza wydzielenie w recenzji listów Ryszarda Wragi będzie zrozumiałym zabiegiem. Przemknie wręcz przez głowę, że mogłyby znaleźć się w poprzednim tomie pt. Wielka niewiadoma, gromadzącym pocztę „do i od innych osób”, m.in. Wierzyńskiego, Miłosza, Andersa, Sergiusza Piaseckiego, Józefa Godlewskiego i Kazimierza Okulicza. Na przestrzeni pięciu lat londyńska „Kontra” zaprezentowała dziesięć woluminów Dzieł, jednak książka obrazująca epistolograficzną relację pisarza z „białymi” Rosjanami wzbudziła natychmiastową ciekawość. Mój lipcowy tweet o nowości wywołał nadzwyczajną liczbę niemal 22 tys. odsłon.
Ukazały się omówienia, a w prestiżowych periodykach zapowiedziano następne. Pierwszy pośpieszył Michał Bąkowski, dysponując o tyle dogodniejszą pozycją, że edytorka dziękuje mu tradycyjnie we wstępie za lekturę tekstu przed drukiem. Nie o wyścig naturalnie chodzi, lecz o wskazanie, że nie wkraczamy na teren zupełnie nietknięty. A głos Wragi – oficera wywiadu, sowietologa, erudyty – umieściła Nina Karsov w zbiorze choćby ze względu na pokrewną korespondencję z Natalią Grant-Wragą, wdową po jedynym Polaku z grona siedmiu współtwórców niezwykłej kolekcji.
Białogwardyjcy
Huknijmy na start z nagana, a nie z kapiszona, nawiązując z listami rozmowę. Mackiewicz do Romana Gula, w podzięce za perspektywę wysyłki „Nowowo Żurnala”: „Pana pismo uważam za jedno z najlepszych w ogóle. Oczywiście, bardziej interesujące i na o wiele wyższym poziomie niż polska, paryska «Kultura», która na dobitkę obrała linię polityczną nie do przyjęcia dla przyzwoitego człowieka”. Cztery lata później, w 1965 roku, także napomknie: „Przyjdzie np. polska, paryska «Kultura», zajrzę, przeczytam kilka linijek i rzucę… A wczoraj otrzymałem «Nowyj Żurnał» i od razu przeczytałem już połowę. Wszystko jest ciekawe. I żonie opowiadałem”. Bo i Barbara Toporska przechadza się po kartach.
„Białogwardyjska” emigracja… Polemiką z „Kulturą” pod tym właśnie nagłówkiem rozpocznie Wraga nowy, 1957 rok w (takoż) paryskiej „Syrenie”. Gdy Juliusz Mieroszewski wyzwie emigrację polską od białogwardyjców napotka ripostę: „Nie-białogwardyjski jest wyłącznie zespół «Kultury» a przede wszystkim sam p. Mieroszewski, będący (we własnym mniemaniu oczywiście) postępowcem, radykałem, demokratą, rewolucjonistą itp. I to najczystszej wody”. Dla Wragi, użyta przez „Zołzikiewicza polskiej emigracji” inwektywa „białogwardyjski polski Londyn” błyśnie komplementem. Wszak „bolszewicy używają go dla wyrażenia pogardy i nienawiści dla swych wrogów”, w ich brzmieniu ma oznaczać reakcję, podczas gdy każdy „ustrój komunistyczny jest z reguły, zarówno w swej treści jak i formie, największą reakcją jaką wydała historia świata”.
Wróćmy do Mackiewicza. Zapewnia dalej Gula: „[…] jestem gotów zawsze z radością napisać coś nadającego się dla «N.Ż.», ale, przyznaję, trudno mi oceniać polską literaturę w Ludowej Polsce, ponieważ nie uważam jej za «polską», ale za komunistyczną, podobnie jak nie uważam literatury sowieckiej za «rosyjską»”. „Ja też tak uważam” – podchwyci nowojorski redaktor – „Zarówno Polska, jak i Rosja próbują, oczywiście, przejawić się niekiedy w tej literaturze, ale komunistyczne obręcze są całkiem żelazne – i zwłaszcza na to nie pozwalają”. Dopowie niedługo Iosif Antonowicz (tak Mackiewicz niekiedy sygnuje listy do braci-Moskali): „Choć w literaturze nigdy niczego dokładnie nie wiadomo i nie sposób przewidzieć”, dodając, że kilka dni wcześniej wygłosił w Zurychu prelekcję „na temat «loteryjnego» charakteru literatury”. To tytułowa, nieznana dotąd Wielka Niewiadoma z poprzedniej Dzieł odsłony. I ten motyw podejmie Ryszard Wraga w ankiecie „Wiadomości”.
Wykłada 17 sierpnia 1958 roku: „Staram się czytać możliwie wszystko, kiedy i gdzie tylko dopadam literatury krajowej. […] Nauczyłem się traktować krajową prozę i poezję przede wszystkim jako «materiał poznawczy», jako «dokumentację historyczną». Ale tego, co jest głównym zadaniem literatury – «zachwycenia», – nie przeżywam, nawet czytając powojenne utwory niegdyś ulubionych prozaików i poetów. Nie oznacza to bynajmniej bym nie widział wśród ludzi piszących w Kraju talentów, i to niekiedy wielkich talentów. Współczesna literatura krajowa stanowi znakomity dowód, jak ta cała rewolucja – obojętne, bierutowska czy gomułkowska – jest duchowo, moralnie i uczuciowo obca Polakom”. Stwierdzi śmiało, że podział na literaturę krajową i emigracyjną „jest czysto katalogowy”: „Oportunizm bardziej niż polityka i geografia określa linię podziału”. Czy nie nazbyt bezceremonialnie szasta koniunkturalnym wskaźnikiem? Czy najpierwotniejsza kategoria nie tyczyć będzie jednak grozy zewnętrznej opresji?
Nie goły to incydent zbiegu zainteresowań. Raportuje Mackiewicz w 1973 roku Sergiuszowi Woyciechowskiemu, że znowu sprzeciwił się „mieszaniu pojęć” Rosja – Związek Sowiecki. Tekst Nie ma polskiej drogi do wyzwolenia wznieci „w polskich sferach prawdziwą burzę (podziemną), ale tylko jedną napaść otwartą” (W sidłach sztywnej doktryny Józefa Łobodowskiego). W świeżych tomach Dzieł przyłapiemy młodego kontrrewolucjonistę na wahaniu, odkryjemy, że nie zawsze tak patrzył. W 1930 roku wikła „tendencje polityki zagranicznej Sowietów i wojującego imperializmu proletariatu moskiewskiego” (Najstarsi tego nie pamiętają ludzie, t. 31, 2021), a i po trzech latach padną wymiennie dwa sprzeczne wyrazy (Wrzaski i bomby, t. 33, 2021). Przywołując nie tak dawno przełomową rozprawę Nie Rosja, ale Sowiety Dariusz Rohnka zauważy: „W 1947 roku, gdy swój artykuł pisał Mackiewicz, jego teza była przynajmniej dyskusyjna. Dziś została zepchnięta poza margines”.
W stulecie Manifestu komunistycznego kieruje Wraga wezwanie Do przyjaciół Rosjan: „Trzydzieści lat, w których ciągu komunizm ustabilizował się na terenie Rosji, związały w świadomości całego świata pojęcia komunizmu i rewolucji z Rosją i narodem rosyjskim i w pojęciu tego świata obarczyły naród rosyjski odpowiedzialnością nie tylko za powszechne zagrożenie, leż i za przyszłość całej ludzkości. Nie pomogą najsubtelniejsze analizy, nie pomogą świadectwa znawców zagadnienia: słowo «bolszewizm», słowo «Sowiety» uznane są za synonimy Rosji i rosyjskości. Nie zmienia także w niczym sprawy fakt, że naród rosyjski jest sam jedną z najbardziej poszkodowanych ofiar bolszewickiego totalizmu. Jasne staje się dzisiaj dla najbardziej nawet powierzchownego obserwatora, że nie może być mowy o likwidacji bolszewizmu bez udziału narodu rosyjskiego”. Jakże Mackiewiczowskie są ostatnie zdania…
Piękny esauł i naftalina Marszałka
Pomnikowy list Wragi z 15 stycznia 1963 roku. Wcale nie dlatego, że deprecjonuje w nim swój referat Polska a „kapitalistyczna interwencja” wobec ZSRR 1918–1920, odsłaniając zarazem przed Mackiewiczem jeden z pseudonimów (Bernard Andreus). Broszurę, „niepotrzebnie wydaną przez Giedroycia” (Oddział Kultury i Prasy 2. Korpusu, Rzym 1945), zakwalifikuje teraz nader skromnie. To nic nad bieżący „materiał informacyjny” dla ministerstw, „przeznaczony do odpierania ataków sowieckich” w wojennej dobie. Autor opublikowanego w Krakowie w 2023 roku obszernego wyboru Pism sowietologicznych Jerzego Niezbrzyckiego (czy to aby rzeczywiste nazwisko wywiadowcy, a nie np. Jerzy Ryszard Antonowicz-Fijałkowski – wariant, który cytuje Nina Karsov w biograficznej nocie?) zaliczy pochopnie ów doraźny raport do „bardzo ważnych pozycji”.
Mackiewicz, w spóźnionej recenzji z 1956 roku, nie miał litości dla rodzimego odżegnania się od interwencji w Sowietach – „tezy wymienionej pracy są przykre, a dla mnie osobiście odrażające”. Czyżby właśnie z tego powodu, dla Marka Kornata – „bardzo ważne”? We wprowadzeniu profesor serwuje sucho opinię Włodzimierza Bączkowskiego (choć chyba dzielił się nią pierwszy Włodzimierz Popławski) o młodym Wradze, ochotniku z armii Petlury, walczącym w obcym uniformie, lecz „we wspólnej sprawie”. Tymczasem należy koniecznie uwypuklić malowniczość kostiumu, w którym dziewiętnastolatek meldował się Naczelnikowi Państwa. Jerzy Giedroyc w Autobiografii na cztery ręce powtarza za świadkami scenę, gdy do Warszawy przyjechał „ukraiński esauł”: „Piłsudski obejrzał piękny mundur Niezbrzyckiego i powiedział: «No, chłopcze, to do naftaliny. A ty się bierz do roboty”.
Wziął się. Charakteryzuje Mackiewicz w 1980 roku w poczcie do mieszkającego w Stanach Borysa Kowerdy – „był taki «dwójkarz» w Warszawie”: „Obydwaj [z Sergiuszem Woyciechowskim – P.Ch.] specjaliści od sławetnego «Trustu»”. Po sześciu miesiącach adresat odwoła się mimochodem i po trosze wymijająco: „Gdy mowa o Sołżenicynie, to zawsze sobie przypominam uciekiniera z ZSSR na początku lat trzydziestych Iwana Sołoniewicza z rodziną. Obwiniono go w różnych rzeczach, przy tym ze strony poinformowanej (np. Ryszard Wraga). Próba czasu wykazała jednak, że podstawy do oskarżenia nie było”. Niemniej już wcześniej wykonawca w 1927 roku zamachu na bolszewickiego posła Wojkowa (strzelał doń celnie na stołecznym dworcu) zasygnalizuje, iż sądzi podobnie – aktualna wtedy sprawa dysydentów „jest w pewnym stopniu manipulowana przez Sowiety”.
Wymianę listów zainicjował dar, który Kowerda pochłonął „jednym tchem”: „Myślę, że nie ma sensu pisać mi Panu o wartości książki jako źródła dla należytego umiejscowienia wielu wypadków i działań z niezbyt jeszcze odległej przeszłości”. Siedemnaście lat wcześniej podobnie dziękował Wraga: „Obawiam się tylko, że pozostanie ona jedynie «dokumentem» i że przeznaczeniem jej będzie ułatwienie komuś, kiedyś w przyszłości zorientowanie się w naszych łajdackich czasach”. Zastrzega: „Jestem bodaj tylko większy pesymista od Pana: Pan miejscami przebąkuje o froncie antykomunistycznym. Ja nie widzę nie tylko frontu, ale nawet grup […]. Widzę jednostki, nierównomiernie lecz rzadko rozsiane, równie bezsilne jak Pan i ja”.
List „na ponad 30 stron”, jak zdradzi przy innej okazji Mackiewicz, stanie się dla niego punktem wyjścia do ostatniego programowego exposé Na przekór przymusowemu „Chceniu” (przedruk w tomie 24., Wielkie tabu i drobne fałszerstwa, 2015). Tekst z sierpnia’ 80, a mimo to – nie à propos Sierpnia (przynajmniej nie bezpośrednio). Na razie, w 1968 roku, przypomina świeżej wdowie, Natalii Wradze – „poświęciłem Pani Mężowi cały rozdział”. To Pierwsza wielka prowokacja o rzekomej „ewolucji komunizmu”, o „tajnej aferze «Trustu» GPU” w latach 1921–1926. Współudział ten nie przeszkodzi, by wnet po premierze Mackiewicz przekonywał Gula, kto mógłby w jego czasopiśmie omówić Zwycięstwo prowokacji (bo o nim ani chybi mowa): „Wraga byłby najlepszy, gdyby nie był zupełnie nieznośnym leniem, zresztą ma chore oczy”.
Jakże chciałoby się uczestniczyć w tamtych sporach o jeden z najważniejszych polskich traktatów politycznych XX wieku! Na przykład: Londyńczyk – Jedlicki – Mackiewicz. Ten ostatni w liście do Michała K. Pawlikowskiego (tom 34. Dzieł, 2022): „To co napisał Mieroszewski wydaje mi się nie tyle «zamówienie społeczne», co typowy «donos społeczny»”. Komentuje, że odwiedził go Witold Jedlicki: „Naturalnie wychodzimy z różnych opcji, zupełnie nawet przeciwstawnych, a – wnioski są podobne”. Również Wraga potwierdzi (wszystko w jednym liście!), że zna artykuł Żydy i Chamy, „który – Pan wie lepiej ode mnie – narobił nieprawdopodobnego rwetesu wśród łapsów z Free Europe [Radia Wolna Europa – P.Ch.], jako że jest jeszcze jednym uderzeniem w ich oportunistyczne spekulacyjki”.
Jedlicki stanie po stronie dyskutanta z Monachium na Giedroycia łamach, a pokierowanie do obrony widnieje w nieodzownych notach. W „Nowym Żurnale” stanęło w końcu na Karolu Wędziagolskim, jednakże zasadniczy list Wragi pozwala zrekonstruować argumenty niepowetowanej recenzji (przecież: „byłby najlepszy”!). Józef Mackiewicz był świadom, że skomponował „książkę ostro kontrowersyjną”, „poddającą krytyce prawie wszystkie najbardziej zasadnicze współczesne tezy narodowe, słowem książkę, jak na moją znajomość rodaków, w najwyższym stopniu drażliwą”. Jej ocenę zawarł w wykładzie Wielka Niewiadoma: „Nie mam dużo przyjaciół, a byłem zrezygnowany już, że utracę tę resztę do cna. I oto moja prognoza okazała się z gruntu fałszywa. […] Byłem przekonany, że książka […] spotka się z bojkotem solidarnego przemilczenia ze strony polskiej prasy emigracyjnej. Stało się wręcz przeciwnie”.
Pyłek na szkatułce
Ciekawe, że z wymiany zdań w 1963 roku z Pawłem Jankowskim, szefem kancelarii cywilnej prezydenta RP Augusta Zaleskiego (Dzieła, tom 26., 2017) wynika, że Zwycięstwo prowokacji dystrybuował księgarz, ale i wytrawny agent Bronisław Świderski. Skarży się Mackiewicz wileńskiemu koledze: „[…] nie raczył mi nawet odpowiedzieć, gdy go poprosiłem, aby wysłał to, co wziął dotychczas ze sprzedaży mojej drugiej książki”. Nie ma (zafrasowany wiecznymi problemami materialnymi) na myśli ogłoszonej w trefnej – jak miało się okazać – oficynie Sprawy pułkownika Miasojedowa: „Wściekłość […] ogarnia, że te moje grosze obraca i łata na wydawanie prokomunistycznego pisemka”! Tłumaczy w 1965 roku Juliuszowi Sakowskiemu: „Później zerwałem z nim, gdy przeszedł na gadzinówkę” (tom 27., 2019). Niepotrzebnie się martwił – rozbijacka „Kronika” finansowana była dostatecznie szczodrze przez służby specjalne komunistów.
W recenzji pt. Jacyś biali Rosjanie Michał Bąkowski przyznaje: „Słyszałem zarzuty, że zbyt długie są niektóre przypisy w tomach Dzieł Mackiewicza. Odnoszę wrażenie, że Ninie Karsov przyświeca zawsze złota zasada adekwatności, a nie profesorskie dyrdymałki na temat długości”. To prawda, niejedna adnotacja przeradza się w „krótki esej, nasycony wiedzą i erudycją”: „Co więcej, jest to esej w postaci narracji szkatułkowej, w której redaktor tomu przedstawia nam szkatułkę pełną skarbów, a w niej kolejne szkatułki, otwierające coraz to nowe wątki narracyjne i coraz szersze perspektywy”. Dariusz Rohnka, wypowiadając się na tym samym portalu „Wydawnictwa Podziemnego”, postawi kropkę nad „i”: „Nina Karsov dokonała niemożliwego, dystansując edytorskim kunsztem wielkie instytucje badawcze”.
Wiarogodności zasadnym ocenom przyda nie dalsza, zasłużona, laudacja a sypnięcie dla smaku kilku słońszych ziaren. W liście z 28 stycznia 1973 roku Sergiusz Woyciechowski zaznacza, że zareaguje na „memorandum” Mackiewicza wyjątkowo w języku rosyjskim (wyjaśnia dlaczego). Z odsyłacza dowiemy się, że tekst nie ocalał. Jednak w broszurze „Trust” nr 2. Nowy plan zniszczenia antykomunizmu (Monachium 1976) natkniemy się na passus: „Wspomniany już kilkakrotnie wybitny pisarz rosyjski, Sergiusz Woyciechowski […], w liście do mnie z 28.I.1973 czyni […] uwagi, które pozwalam sobie zacytować w skrócie” – tu następuje dłuższy, składający się z siedmiu punktów, urywek (Optymizm nie zastąpi nam Polski, Dzieła t. 18, 2005). Tak więc (przynajmniej „w skrócie”, ale zapewne najistotniejszym) anonsowany odzew na szczęście nie zginął.
Czytelnika rozbestwionego „skończonym mikro-arcydziełem” (celny termin Michała Bąkowskiego) odredakcyjnych didaskaliów uradowałaby przypuszczalnie informacja, iż prócz polskiej edycji z 1933 roku, powieść Romana Gula o Borysie Sawinkowie i Jewno Azefie pt. Generał Bo opublikowała ponownie w Warszawie w roku 1958 „Książka i Wiedza”, „bez zgody autora i bez płacenia mu honorariów”, o czym donosi Józef Mackiewicz w Zagadce z 1962 roku (Szabla i pałka gumowa, Dzieła t. 23, 2015). Rzecz jasna wolną wolą edytora jest wybrać ten a nie inny ornament. Ranga wydobytych drobiazgów zamyka się wszakże w tytule powyższego wtrętu – to pyłki na misternej szkatule.
Między Lechoniem, Hostowcem a biesem
Zbyt surowo oceniał Popławski, wyrokując w nekrologu o przyjaciela „raczej matowej i wcale nie łatwej fakturze pisarskiej”. Nie sam list-gigant zada kłam ocenie. Spośród licznych prac Niezbrzyckiego wyróżnijmy ze względu na tytuł P=mV2/2 z 1942 roku (recenzję Przemian sposobów walki Tadeusza Śmigielskiego, Londyn 1942). Natomiast szkic oparty na kanwie rozważań Cata o Dostojewskim złamał Mieczysław Grydzewski na jednej kolumnie „Wiadomości”, tuż obok eseju Lechonia i w numerze, gdzie pokazał i słynny Gwiazdozbiór przemytników Jerzego Stempowskiego (1948). Spostrzegał tam Wraga, że „dwoistość Dostojewskiego znakomicie symbolizuje dwoistość Rosji”: „Wszyscy – nie tylko prawosławni prorocy – są straszni. Ale ten prorok szczególnie! Jest on jak wyjęty z Apokalipsy. Naród, który nie tylko wydaje, ale który musi mieć takich proroków, nie może iść zwykłymi drogami rozwoju”.
Wyzłośliwiał się Karol Zbyszewski, że oferował Niezbrzycki „przepowiednie stylem Nostradamusa, cokolwiek się wydarzało – musiało się trochę sprawdzić”. Z objaśnień do omawianego tomu dowiemy się nadto, że inicjował pojawienie się na łamach londyńskiego tygodnika „brulionowych notatek” Zinajdy Gippius w przekładzie Doroty Obuchowicz (Marii Czapskiej): Rok 1920 w Polsce, Przyjazd do Warszawy oraz Wojna z bolszewikami, a uzupełnijmy, że umiał inspirować z rozmachem. Stefania Zahorska w Wołaniu o ideę odniesie się do dylematu z „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza” Czy bliski jest koniec świata stalinowskiego? (1950). Lecz o dwa lata późniejszy list do najważniejszej gazety niepodległościowego wychodźstwa nas tutaj zatrzyma: Nie ma żadnej „sprawy Miłosza”.
Lokalizuje w nim Wraga rolę rześkiego uciekiniera, jako narzędzia „bolszewickiego aparatu dywersyjnego na Zachodzie” i czyni to nie tylko przez pryzmat porzuconych, dyplomatycznych funkcji przyszłego noblisty: „Artykuły, które Miłosz drukuje […] są szkodliwe dla sprawy polskiej i walki z bolszewizmem. Są one mętne, spekulacyjne, zniekształcają rzeczywistość w Polsce, gloryfikują kolaborantów i aparat sowiecki, nie występują nigdzie wyraźnie przeciw bolszewizmowi, nie atakują Sowietów”. Wyjaśnia w przytoczonym – niejako bonusowo – przez Ninę Karsov liście do Janusza Laskowskiego: „[…] powstała legenda, że ja uważam Miłosza za agenta sowieckiego. Tylko tacy naiwniacy w sprawie wywiadu jak Czapski i Giedroyc mogli taką rzecz wymyślić. Agent – to dobre dla czasów I-szej wojny. Takie coś dziś nie istnieje”.
Już w 1958 roku w artykule O ludziach z kompleksami klarował: „Mamy skłonność do upraszczania pojęcia agentur obcych. Wydaje się, że agenturą obcą są tylko ludzie będący na żołdzie u wroga, działający według jego rozkazów, otrzymujący wyraźne instrukcje. Praktyka jednak wykazuje, że najbardziej zasłużonymi są nie ci, którzy są na jego żołdzie lub otrzymują stałe instrukcje działania, ale ci, którzy swą samorzutną, tymi czy innymi względami podyktowaną działalnością pomagają wrogowi w jego polityce. Są oni niebezpieczniejsi chociażby dlatego, że jest rzeczą niezmiernie trudną, prawie niemożliwą dowiedzenie im winy”.
Naświetla w dalszym ciągu Laskowskiemu 4 kwietnia 1962 roku: „Miłosz oczywiście nie «wybierał wolności». W paru miejscach swej książki o Europie sam przyznaje, że nie rozumie dlaczego go wypuszczono. To z czym przyjechał było w tym czasie [wszystkie wytłuszczenia w oryg. – P.Ch.] jak najbardziej na rękę W[arsza]wie, bo odprowadzało uwagę od zagadnień społecznych ważnych w kierunku drugorzędnych spraw intelektualistów polskich. Wyobraźmy sobie że październik 56 r[oku] nie nastąpił – przecież to wszystko co Miłosz pisał byłoby klasyczną dezinformacją. Miłosz to był taki Szulgin z 1926 roku w wydaniu polskim, obliczonym nie na durnych sztabskapitanów i gwardiejców, lecz na bezpłciowych, zhisteryzowanych polskich intelektualistów spod znaku Gombrowicza”. Zmanipulowanie w 1926 roku przez Sowiety Wasilija Szulgina, „jednego z najwybitniejszych działaczy monarchistycznych na emigracji” odmalował Niezbrzycki w podanym u Giedroycia w 1949 roku Truście, z którego to właśnie korzystał Mackiewicz w Zwycięstwie prowokacji.
W jednym ze wzbogacających 36. tom aneksów znajdziemy fragmenty dwóch listów Ryszarda Wragi do Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Nadawca zwierzy się 4 lutego 1962 roku: „Od lat paru piszę coś w rodzaju studium «kompleksu dwójki», w którym przeprowadzam tezę, że tzw. intelektualiści mają niezdrowe ciągoty do «dwójek» i prędzej czy później każdy z nich w jakiejś «dwójce» ląduje. Niestety wielu rzeczy napisać jeszcze nie można, ale i to co można wystarczy. (Nawiasem mówiąc, tezę moją «pożyczyłem sobie» pośmiertnie od Struga, który raczył się u mnie konsultować w sprawie techniki szpiegowskiej gdy pisał swój [Żółty] Krzyż – tylko że Strug patrzył na to z innej strony)”. Wróci zaraz autor Innego świata.
Nawiasem mówiąc, pasjonujący byłby rejestr niedokończonych robót sowietoznawcy. Martwi się Natalia Wraga: „Stoję przed problemem książki męża o sprawie Tuchaczewskiego. Zebrał masę materiału i mam zamiar spróbować ten materiał opracować. Bardzo mi brak jego wiedzy wojskowej”, a Popławski nadmienia o „całkowicie wykończonym «szkielecie» do historii myśli i doktryny wojennej sowieckiej pomiędzy pierwszą i drugą wojną światową”. Co jeszcze? Czy w jego dokumentach utonęła też teoretyczna dysertacja o stosowanej metodzie?
Nieboszczyk, który śni
Redaktor brukselskiego „Czasowoja”, Wasilij Oriechow, bije na alarm 30 marca 1975 roku w liście do Józefa Mackiewicza – „przeciwko Panu toczy się nadal wściekła kampania organizowana przez «Kulturę» i «Russkuju Mysl»”. Pierwsza wydrukowała, druga w części powiela „zgoła paskudny artykuł”, gdzie „dosłownie ni w pięć, ni w dziewięć, porównują Pana z Ryszardem Wragą, którego przedstawiają humorystycznie”. Puentuje: „Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiej «mafii» szkodzącej Panu”. We „wstępniaku” (jak wskaże Nina Karsov na podstawie listu Giedroycia) pióra Herlinga-Grudzińskiego pt. Obserwatorium. Program – Obszar ULB – „Kontynenty”, w marcowym numerze czytamy: „Nieboszczyk Ryszard Wraga marzył pod koniec życia o napisaniu książki All My Life I Spied Russia”. Przerwijmy na chwilę.
Ćwierć wieku wcześniej, w dobie układającej się kooperacji, „nieboszczyk” wystąpił w „Kulturze” ze znanym nam tekstem, kończąc go wymownie: „Trust nr 1”. Zaznaczono wtedy neutralnie, że materiał jest tłumaczeniem rozdziału większej całości, „która w najbliższym czasie ukaże się w Stanach Zjednoczonych”. To ona tak śmieszy po latach, gdy ćwiczy się Herling w szyderstwie: „Ożywiał się gdy o niej mówił, ale od czasu do czasu w jego oczach zapalał się jakby błysk rozterki. Supozycja może być nietrafna, ten błysk jednak zdawał się oznaczać: czy przypadkiem moje szpiegowanie Rosji przez całe życie nie doprowadziło mnie do jej przeszpiegowania, czy aby nie działam mimo woli na korzyść Sowietów głosząc i dowodząc że cokolwiek pochodzi stamtąd musi być prowokacją bądź dywersją, czy taka wizja wyłącznie wywiadowcza nie leży właśnie w interesie systemu par excellence zamkniętego?”. Dywaguje: „Jeżeli miewał istotnie podobne wahania, to zmienić się już nie potrafił. Aż do śmierci węszył wszędzie «prowokacje», «montaże», «agentów»”. Konkluzja: „«Wragizm», jak widać, ma swoich kontynuatorów”.
A jakże! Natalia do Mackiewicza, 10 maja 1975 roku – „posyłam Panu kopię swego listu do «Russkoj Mysli» – odpowiedź na inspirowany artykuł o wragizmie” (pod tym bowiem tytułem ukazała się nota). „Oni go, oczywiście, nie wydrukują”. Wydrukowali – replika znów czeka w cennym odnośniku: „Nie mogę nie wyrazić wielkiego zadowolenia na wiadomość, że paryska prasa emigracyjna z nazwiska mego zmarłego męża, Ryszarda Wragi, utworzyła nowy termin «wragizm» […] Szczególnie cieszy myśl, że jego nazwisko stało się symbolem walki przeciw sowieckiej prowokacji, montażom i «podstępnym operacjom», innymi słowy, przeciw dezinformacji i łgarstwu, i że w przyszłości wierność wragizmowi będzie łączyła uczonego szukającego prawdy i sowietologa, który nie zgadza się przyjmować na wiarę każdego słowa mającego źródło w świecie komunistycznym”. Również w książce Disinformation: Soviet Political Warfare 1917–1992 (Leopolis Press, Waszyngton 2020) wymieni autorka „określenie «wragizm» będące symbolem gruntownej analizy i badań, których celem jest ujawnienie prawdy skrywanej metodą dezinformacji”.
Włodzimierz Popławski (po zapożyczony w „Wiadomościach” epitet „Espionage Expert” sięgnął do dedykowanego Wradze obituary z „The New York Timesa”) uzupełni definicję o kolejne punkty: materiały wywiadowcze „skrupulatnie analizowane, porównywane, sprawdzane aż do znudzenia, odcedzane z laboratoryjną dokładnością”. Gdy ich braknie, odezwać się musi „jakiś «górny węch» do wynajdywania w najbardziej zachwaszczonych archiwach czy bibliotekach tych tekstów bądź książek”, których akurat potrzeba. „Górny węch” dawał o sobie znać także spoza plew papieru. Słynny „nos Wragi”! Wywęszyłem go kiedyś, posiłkując się wymianą listów redaktora „Kultury” z Juliuszem Mieroszewskim i dziwiąc się, jak szybko ze „świetnego znawcy przedmiotu” jego właściciel stał się niegodnym polemiki „prymitywem”, „świnią z urodzenia” i szmirowatym „ciemnym typem”.
Hasła „styl Wragi” korespondenci uchwycą się jako skrótu dogodnego w anihilacji innych, odmiennych „Kulturze” poglądów. A skąd „nos”? Po prostu – nie spodobał się! Displicuit nasus tuus! Padłeś ofiarą kaprysu, stając się ilustracją sentencji z Satyr Juwenala. Powielał klechdy Józef Czapski w 1983 roku. Gdy Wraga miał „rozpowiadać, że Miłosz przybył niewątpliwie jako «wtyczka», więc jako agent sowiecki” odwiedził go z Giedroyciem, „pytając na jakich podstawach opiera taką opinię o Miłoszu, który wówczas u nas już mieszkał”: „Wraga jako odpowiedź miał tylko jedno, wskazał na swój nos”. Wstali żegnając się, by z rozmówcą nigdy się nie spotkać: „Dla Giedroycia był to gest niebłahy”, przyjaźnili się od wieków.
Wreszcie recepturę „wragizmu” poszerzyć wypada o eksponowane przez Popławskiego talenty dialektyczne, „uzupełniające logikę rozumowania, sugestywność i niezawodną trafność natychmiastowej argumentacji, a przede wszystkim prawdziwą i głęboką wiedzę nie tylko o Sowietach, ale o Rosji, o Ukrainie”. Wiedzę zdobytą przy najprzeróżniejszych okazjach najprzeróżniejszymi metodami. Ach, odnaleźć trwającą „wiele lat” korespondencję Niezbrzyckiego z Iwanem Buninem, którego pozostawał entuzjastą czy wspomnienia o pieśniarzu Aleksandrze Wertyńskim! A może zachowały się też te o Michaile Bułhakowie, szerzej rozwinięte niż skąpa aluzja w jednym z listów („Był moim korepetytorem w Kijowie w czasie I-szej wojny i on to zaraził mnie wielkim zainteresowaniem do ros[yjskiej] literatury”)? Spotykał go potem wielokrotnie.
***
Sportretowane wyżej zaabsorbowanie konceptu „wragizmu” krystalizuje się w proces nadania ideowej struktury metodycznemu „szaleństwu”, które ujmujemy w tym miejscu w kategoriach historycznych – jako wielki bunt bezsilnych indywidualistów. Odwrócony sens czyni z kpiny pełne wartości oręże. To spontaniczna manifestacja – nie tyle po stronie akceptowanego przez masy „rozumu” i „rozsądku”, a za wiarą w proroctwo osób ponadprzeciętnych i natchnionych, poniekąd wręcz sprzymierzonych z wielką tajemnicą. Nieodgadnione słowa te hołubimy za Wieszczem (O ludziach rozsądnych i szalonych Adama Mickiewicza!). Prowadzeni przez Alinę Kowalczykową oraz jej „romantycznych szaleńców” bierzemy je wszystkie i wszędzie w cudzysłów.
Józef Mackiewicz niuansuje z gracją 25 listopada 1968 roku: „Ze zmarłym Mężem Pani różniliśmy się nieco tylko w ocenie postaci Piłsudskiego i jego polityki w latach 1919/20. P[an] Wraga był jego niezłomnym stronnikiem”. Był i rówieśnikiem Mackiewicza. Czy gdyby dożył jego wieku, ich interwencyjny duet, demaskujący w latach siedemdziesiątych wysyp „dysydentów” z ZSRS i montaż „Trustu 2” na emigracji mocniej by zaistniał? Czy nie lęk przed pomnożoną mocą przebija w Obserwatorium i antycypuje tryby, w których ich potencjalnie wspólna akcja byłaby mielona? Przecież, jak podkreślał Ryszard Wraga w eseju o Dostojewskim: „Zanim ludzkość nadąży by zrozumieć i zgłębić nowe objawienia, idea przechodzi przez bagno uproszczeń i kołtuństwa”. A o treści idei Mackiewicza więcej mówią pozostałe listy.
Paweł Chojnacki
Książka recenzowana: J. Mackiewicz, Sergiusz Woyciechowski, Borys Kowerda, Ryszard Wraga, Natalie Grant-Wraga, Roman Gul, Fedor Stepun, Sergiusz Kryżycki. Listy, opracowanie i przypisy, tłumaczenie tekstów rosyjskich N. Karsov, Dzieła, t. 36, Londyn 2024; str. 646.
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!