Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Mateusz Matyszkowicz: Personalista wśród krytyków

Mateusz Matyszkowicz: Personalista wśród krytyków

Mamy skłonność do redukowania tego, co czytamy, wyłącznie do stylu, upajamy się formą, najlepiej ostrą, wyrazistą, ponętną

Mamy skłonność do redukowania tego, co czytamy, wyłącznie do stylu, upajamy się formą, najlepiej ostrą, wyrazistą, ponętną

O życiu i dziełach Tymona Terleckiego możemy od pewnego czasu czytać w kraju. Ten znakomicie wykształcony przez prof. Juliusza Kleinera teoretyk i historyk literatury oraz teatru, wzięty krytyk i wreszcie interesujący eseista większość swojego życia spędził na emigracji. W czasie II wojny światowej wstąpił do powstającej polskiej armii we Francji i dla niej redagował tygodnik „Polska Walcząca”. Po wojnie współpracował m.in. z Radiem Wolna Europa – dziś z archiwum tego radia (jest umieszczone na serwerach Polskiego Radia, polecam) można odsłuchać wiele audycji jego autorstwa. Przez kilka lat kierował emigracyjnym związkiem pisarzy, a potem spakował walizki i poleciał do Chicago, gdzie wykładał na tamtejszym uniwersytecie.

Terlecki tym się wyróżniał i tym stoi ponad większością naszej współczesnej krytyki, że lubił sam sobie wytyczać ścieżki i szukał dla nich mocnej podstawy. Mamy więc teoretyka i krytyka, który nie bał się pisać programów, chętnie sięgał do filozoficznych źródeł i przekładał je na programy literackie. W czasach, gdy poloniści nie studiują już filozofii, to prawdziwy skarb.


W jego dorobku znajdują się m.in. dwie broszury, które w kraju po raz pierwszy ukazały się nakładem „Więzi” w 1987 r. Tomik opracował prof. Krzysztof Dybciak. To „Krytyka personalistyczna” i „Egzystencjalizm chrześcijański”.

Kiedyś czytałem je z mieszanymi uczuciami. Po pierwsze, Mounier i Marcel, na których opiera się Terlecki, nie należą do mojej bajki. Wolę Maritaina, a jeszcze bardziej samo źródło, czyli św. Tomasza. Po drugie, nie wszystkie praktyczne zastosowania mounieryzmu – jak choćby nasza „Więź” czy nieco ostrożniejszy w kierowaniu się tym wzorcem „Tygodnik Powszechny” – cieszą się moją atencją. Ot, są. Niech będą. Sam Terlecki politycznie wybrał inaczej, został przecież na emigracji. Po trzecie, z mounierystami jest taki problem, że nie zawsze wiadomo, kiedy myślą realistycznie, a kiedy bełkoczą.

Co natomiast w tej próbie jest cenne i godne podjęcia? Z pewnością zamysł znalezienia szerszej chrześcijańskiej podstawy pisania o literaturze. Czyli coś, co w katolickim kraju jest nadal deficytowe. Tu nie chodzi o ideologizowanie czytania, ale o znalezienie do lektury właściwego stosunku. Jeśli krytyka musi uwzględniać także koncepcję pisarza, to tę trudno zrobić w oderwaniu od podstaw filozoficznych. I za to poszukiwanie, połączone z ogromną pracą organizacyjną, redaktorską i nauczycielską, niech będzie Terleckiemu chwała.

Więc to wszystko myślę o mounierystach i o Terleckim. Dziś o mounierystach już raczej cicho, znaleźli sobie zasłużone miejsce w historii filozofii i historii inteligencji. Wszelako do ich lektury czasem wracajmy. Warto na nowo przeczytać „Co to jest personalizm” Mouniera. Z pewnością warto sięgać po stare numery „Więzi” – choćby po to, by uczyć się na błędach. Skoro jednak znamy dobrze oryginalnych i krajowych mounierystów, poznajmy też emigracyjnych. Jeśli tego nie zrobimy, nasze spojrzenie na intelektualną historię Polski będzie bardzo niepełne.

Jako zachętę może podam jedną rzecz, która zwróciła moją uwagę w trakcie ponownej lektury broszur Tymona Terleckiego. Jako personalista Terlecki krytykował formalizm – nie zgadzał się na redukcję artysty do stylu. Co jasne, atakował też marksizm z jego materializmem, który dla sztuki zawsze okazywał się zabójczy.

Pozostawał mu personalizm wraz z jego wiarą w wolność artysty, choć wiarą wcale nie łatwą i oczywistą, wcale nie negującą wpływu zarówno historii, jak i najbliższego otoczenia. Chodzi raczej o przekonanie, że w piszącym jest coś więcej, niż możemy wyłuskać z kontekstów, w których wyrastał i w których się znalazł.

Czasem mam wrażenie, że tej zasadzie się sprzeniewierzamy i że nasza krytyka staje się de facto marksistowska, bo nie potrafimy znaleźć niczego, co przekracza ekonomiczny (czyli w tym rozumieniu materialistyczny) interes piszącego. Inni ten interes ignorują całkowicie. Piszą chociażby angeliczne biografie wielkich pisarze. Kiedy zanikła wiara w prawdziwe anioły, z odsieczą przybyli biografowie intelektualnych cesarzy.

Mamy też skłonność do redukowania tego, co czytamy, wyłącznie do stylu, upajamy się formą, najlepiej ostrą, wyrazistą, ponętną.
Przekonanie, że w nas – piszących – jest właśnie coś więcej, coś, co zasługuje na szacunek i uwagę, powinno kierować chrześcijańskim krytykiem. A poza tym, hulaj dusza.

Mateusz Matyszkowicz

Tekst ukazał się w Nowym Państwie
Numer 1 (71)/2012

 


Tymon Terlecki,
Krytyka personalistyczna, Egzystencjalizm chrześcijański, Biblioteka Więzi,
Warszawa 1987

 


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.