Na mieście nie udawał kogoś innego. Nie krył tego, że jest pisarzem, ale też nie robił z tego wielkiego problemu
Na mieście nie udawał kogoś innego. Nie krył tego, że jest pisarzem, ale też nie robił z tego wielkiego problemu - tekst ukazał się w Gazeta Polska Codziennie
Był pisarzem placów miejskich, dobrej kawy i zimnej wódki. Robił to wszystko, żeby móc czasem pogadać z ludźmi. To prosty i wbrew pozorom rzadki sposób uprawiania rzemiosła pisarskiego. Kiedy spotykał się, to na poważnie. Przy barze, z tematem śmiertelnie poważnym. Chodziło czasem o tekst, który nikomu nieznany autor z międzywojnia opublikował w 1932 r. i odpowiedzi na niego doczekał się dopiero w latach 50. w „Wiadomościach Londyńskich”, a był synem kamienicznika z ulicy takiej, a takiej, i Żydówki z ulicy sąsiedniej. – Wiesz, oczywiście, o kim mówię? Pytał kontrolnie co dwa, trzy zdania. Nie wiedziałem.
Corso i Kaśka zamiast salonu
Marek Nowakowski, pisarz pozornie najbardziej nieinteligencki spośród żyjących twórców, otwarcie gardzący literackimi salonami, wybierający raczej wódeczkę w Corso i kawę w Kaśce – więc ten kolega żulików i złodziei, wziął na siebie zadanie, które tradycyjnie przypisywała sobie polska inteligencja. Przez wiele lat jednym z głównych zadań tej kasty społecznej było wyrwanie się z zamknięcia, w jakim się znalazła, nawiązanie kontaktu z żyjącymi i realistyczny opis rzeczywistości. Później to zarzucono na rzecz życia w przyjemnej inteligenckiej fikcji, jak z filmów Woody’ego Allena, gdzie bohaterom znany jest rynek psychoterapeutów w mieście, mają natomiast problem z podstawową empatią dla przedstawicieli innych grup społecznych. U Nowakowskiego natomiast świat stawał się spójny.
Na mieście nie udawał kogoś innego. Nie krył tego, że jest pisarzem, ale też nie robił z tego wielkiego problemu. Nie przeszkodziło mu to w nawiązywaniu trwałych i szczerych relacji. We wspomnieniach często podkreśla, że czuł dystans do kolegów, którzy chcieli swoje pisarstwo uprawiać zawodowo, negocjując coraz wyższe stawki i rozprawiając o instytucjonalnej stronie zawodu pisarskiego. On udawał, że jest na to obojętny, choć niedostatku doświadczał podobnie jak większość kolegów po fachu. W przeciwieństwie do nich przynajmniej tak bardzo się tym nie frustrował.
Dotknąć życia
Kiedy już brał do ręki pióro, najczęściej długopis – nigdy maszynę do pisania, o komputerze nie wspominając – kiedy zapisywał w ten sposób kratkowane kartki dopiero co wyrwane z zeszytu, więc kiedy pisał, to raczej zdaniami prostymi, zupełnie innymi niż te, które czytają Państwo teraz. Pisał zdaniami sprawozdawczymi i unikał komentarza. Wolał oddać głos człowiekowi ulicy, zapisać wiernie, co on mówi, dodać kilka zdań prostego opisu, że coś leży na czymś i jest koloru takiego a takiego. To mu wystarczało. Nazywano go mistrzem małych form, bo to, co wydawało mu się najważniejsze, nie wymagało wielkiego komentarza. Zawierało się w dostrzeżeniu prostej relacji między dwiema osobami, czasem problemu moralnego, czasem zasłyszanej na mieście frazy, a czasem po prostu tego, że kot sobie przeszedł i usiadł w oknie kamienicy, która pamięta jeszcze przedwojenne życie. Nie pisał traktatu o sensie życia, chociaż cała jego twórczość tego dotyczy. Wszelako, gdybyśmy dokonali analizy tej refleksji nad sensem i, jak to się mówi w filozofii, stematyzowali ten problem, przełożyli na dyskursywny język filozoficzny, wyszedłby banał. Nowakowski banałowi, jakim są podstawowe odruchy moralne i bardzo elementarne radości życia, przypisywał wielką wagę, bo choć nie zachwycą filozofa, to dotkną życia. To było dla niego niezwykle ważne. W „Piórze” i innych autobiograficznych tekstach, gdzie opowiada często o swoich literackich fascynacjach i o kolegach, których szanował za pracę, używa nieraz słowa „przylgnięcie”, pisarz ma pisać tak, by jego tekst przylegał do rzeczywistości.
Większy niż Hłasko
Był w tym Nowakowski pisarzem wiernym tradycji polskiego realizmu, z ducha Mackiewiczowy. Wydawał się uznawać jedną z diagnoz Józefa Mackiewicza, który nienawidził ideologii XX w. między innymi za to, że psując język, odrywały człowieka od rzeczywistości. Wielkie ideologie chciały tworzyć własny język po to, by rzeczywistość zagadać i zakłamać. Praca, którą przez ostatnie kilkadziesiąt lat wykonywał Nowakowski, polegała na odkłamywaniu tego nie przez tworzenie nowego języka, ale powrót do tego, który szanuje rzeczywistość. Nie chodzi tu nawet o pojedyncze pojęcia, nie tyle o słownik, co o samo do niego podejście. W tym też Nowakowski różnił się od wielu swoich kolegów po fachu, którzy także sięgali do tematyki półświatka i zwracali się ku odrzuconym i marginalizowanym grupom społecznym. Popadali jednak przy tym w egzaltację i używali języka jako narzędzia narzucenia rzeczywistości własnego sensu moralnego i estetycznego. Nowakowski wierzył jednak, że można pisać tak, by sens moralny i estetyczny oddać, a nie nadać opisywanej materii. Nie popadł dzięki temu w pozerstwo, jakie spotkało wielu innych. Nie został też, jak wielu, którzy z nim zaczynali, zapomniany. Dziesiątki kolegów po fachu nie wytrzymały. Nie byli dostatecznie zdolni, ale pewnie jeszcze bardziej dotykała ich niecierpliwość. Nowakowski pracował cierpliwie i spokojnie.
Na samym początku swojej kariery pisarskiej denerwował się, gdy porównywano go do Marka Hłaski i nazywany był nawet Markiem Drugim. Nie chciał być tym drugim. Hłasko jednak próby czasu nie wytrzymał. Pisał zbyt krótko i zbyt niedojrzale. Nowakowski próbę czasu wytrzymał. Jego miejsce w historii literatury polskiej jest pewne i nie do zastąpienia. Przy tym, co zostawił, Hłasko stanowi zaledwie przypis.
Mateusz Matyszkowicz
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!
(ur. 1981) – filozof, publicysta, były redaktor naczelny czasopisma Fronda LUX, pełni obowiązki dyrektora TVP 1. Prowadził Magazyn literacki w Telewizji Republika oraz program Chuligan literacki w TVP Kultura. Przetłumaczył z łaciny na polski i opatrzył komentarzem dzieło Tomasza z Akwinu „O królowaniu”. Nakładem wydawnictwa Teologii Politycznej ukazała się książka „Śmierć rycerza na uniwersytecie” (2010).