Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Ks. Jacek Grzybowski: Paradoksy demokracji – pomiędzy rozumnym wyborem a pragmatyką i emocją

Ks. Jacek Grzybowski: Paradoksy demokracji – pomiędzy rozumnym wyborem a pragmatyką i emocją

Społeczeństwo w demokratycznych i wolnych wyborach daje legitymację swoim przedstawicielom, powierzając im na określony czas sprawowanie władzy. Wydaje się, że jest to rozwiązanie proste i bezpieczne, z tym jednak zastrzeżeniem, że zarówno powierzenie władzy przez obywateli ich przedstawicielom, jak i jej sprawowanie w imieniu ludu wymagają porozumienia osiąganego przez racjonalny dyskurs społeczny – pisze ks. Jacek Grzybowski w fragmencie książki „Szukając światła w nocy świata”.

Nasi ojcowie wznieśli na tym kontynencie nowy naród,
poczęty z wolności i oddany przekonaniu,
że wszyscy ludzie zostali stworzeni równymi.

Abraham Lincoln, Mowa gettysburska, 1863

We współczesnych, coraz bardziej zróżnicowanych i wielokulturowych spo­łeczeństwach demokracja ma ogromne znaczenie i odgrywa rolę kluczową. Jest sposobem rozwiązywania wspólnotowych problemów, nie tylko jako metoda politycznego dyskursu, ale także jako teoria komunikacji – forma wzajemnego porozumienia, wymiany informacji i podejmowania decyzji. Jej siła jest niekwestionowana, a wszelka krytyka demokracji jako zasady ustrojowej często spotyka się z niedowierzaniem i niechęcią. I choć widać, że demokracja nie konstytuuje idealnego społeczeństwa, to jednak dla rze­szy ludzi jawi się praktycznie jako jedyny właściwy system polityczny.

Demokratyczna wspólnota upodmiotawia, dając możliwość aktywne­go uczestniczenia w życiu społecznym i zabezpiecza fundamentalne pra­wa jednostki, których nie może jej odebrać kaprys większości. Demokracja chroni swobody polityczne: wolność słowa, zrzeszania się, kultu religijnego, sumienia, wolność ekonomiczną, a także podstawowe uprawnienia w takich dziedzinach jak edukacja czy zdrowie. Jeśli tak definiujemy demokratycz­ne społeczeństwa, to widzimy jasno, że domagają się one również relacji, dialogu, komunikacji, słuchania, mówienia i zrozumienia. Demokrację, jako ustrój społeczny, stworzono, aby członkowie wspólnoty politycznej mogli swobodnie realizować swoją wolność na gruncie równości. Urzeczy­wistnia ona podział i kontrolę, zapewniając możliwie największą ochronę przed samowolą, uciskiem i kaprysami władzy Zadaniem demokracji jest zagwarantowanie wolności każdej jednostce, przestrzeganie praw człowie­ka, umożliwienie obywatelom udziału w sprawowaniu władzy, aby stali się w ten sposób podmiotem, a nie przedmiotem życia politycznego. Jedynie jako współdecydujący obywatele mogą być wolni i równi w prawach i obo­wiązkach.

Jednym z owoców tak skonstruowanego projektu politycznego jest spo­łeczny pluralizm – różne pomysły na metodę organizowania politycznego ładu. Dlatego demokracja pomaga działać tam, gdzie wzajemnie oddziału­je na siebie wiele różnych (mających także odmienne idee i cele) podmio­tów[1]. Wszystko to jednak na fundamencie porządku prawnego połączonego z regułami kultury życia obywatelskiego i sprawnością działania instytucji odwoławczych. Stąd nowożytne demokracje jako formy ustrojowe są bar­dzo „pojemne” – łączą w sobie zarówno wiele sposobów życia, jak również odmienne wizje świata i olbrzymią różnorodność celów[2].

Konflikt i porozumienie

Wydaje się, że dziś nie trzeba już nikogo przekonywać, iż demokratyczne sposoby działania, z ich jednoczesnym uprawomocnieniem społecznym, mają istotne znaczenie szczególnie wtedy, gdy mamy do czynienia z mno­gością, zarówno lokalnych, jak i globalnych informacji i działań. Proce­sy, jakich jesteśmy świadkami, śledząc polityczne i społeczne doniesienia medialne, nie są bowiem ani proste, ani bezkonfliktowe. Globalny wymiar życia i rządzenia, a wraz z nim rozwój kultury i informacji, powoduje po­ważne napięcia i problemy Sposobem ich rozwiązania w dzisiejszych spo­łeczeństwach zachodnich (mam tu na myśli szczególnie Unię Europejską, jak i Stany Zjednoczone Ameryki Północnej) jest reprezentacja polityczna, jaką od obywateli otrzymują rządzący. Społeczeństwo w demokratycznych i wolnych wyborach daje legitymację swoim przedstawicielom (parlament, prezydent, zgromadzenia narodowe, samorządy), powierzając im na okre­ślony czas sprawowanie władzy. Wydaje się, że jest to rozwiązanie proste i bezpieczne, z tym jednak zastrzeżeniem (nie zawsze zaznaczanym), że zarówno powierzenie władzy przez obywateli ich przedstawicielom, jak i jej sprawowanie w imieniu ludu wymagają porozumienia osiąganego przez racjonalny dyskurs społeczny. Niestety nie jest to oczywiste. Dostrzega­my bowiem, że zarówno porozumienie, jak i jakość merytorycznej debaty metapolitycznej, jaka musi się toczyć w demokratycznym społeczeństwie, są dziś bardzo problematyczne. Demokratyczne wybory, a w konsekwencji sprawowanie funkcji publicznych, zagrożone są obecnie przez narastającą siłę emocji wypierających język racjonalnej debaty. Źródłem tego procesu nie jest jedynie, w moim przekonaniu, współczesna obrazkowa i konsump­cyjna kultura (spłycająca i banalizująca refleksję nie tylko polityczną), ale przede wszystkim załamanie się w szeroko rozumianej przestrzeni społecz­nej tego, co filozofowie nazywają oświeceniowym projektem racjonalnym[3].

Demokracja jest systemem zinstytucjonalizowanej rywalizacji o władzę – to wiemy wszyscy. Bez owej swoistej rywalizacji (o idee, uzasadnienia, racje, a w konsekwencji o głosy wyborców) nie ma demokratycznego pluralizmu i związanego z nim politycznego zmagania. Jednak nie konflikt jest tu klu­czowy, ale konsensus, jaki musi pojawić się na końcu sporu. Stąd demokracja jest zawsze swoistym napięciem między sporem a porozumieniem, reprezen­tatywnością a sterownością, przyzwoleniem a efektywnością. Wszystko to sprawia, że ustrój demokratyczny jest rodzajem balansowania pomiędzy wolą ludu opartą na głosach większości bez krzywdy dla mniejszości, obowiąz­kiem zachowania wolności i swobód a jednoczesnym zadaniem utrzymania efektywności rządzenia. Współcześnie jest to coraz trudniejsze. Globalizacji i demokratyzacji uległy właściwie wszystkie dziedziny zachodniego świata – nie tylko polityka, handel i komunikacja, ale także i sama kultura[4]. Dlatego należy dobrze uchwycić specyficzną więź, jaka zrodziła się pomiędzy języ­kiem (mową i znakiem) a rozwiązaniami politycznymi. Dziś często bywa ona bagatelizowana. Pozwoli to nam właściwie zrozumieć wyzwania współcze­snych społeczeństw demokratycznych. Jedynie dostrzeżenie roli, jaką w kul­turze odgrywa język, pomoże odpowiedzieć na pytanie, jak uprawiać politykę w świecie wielowątkowym i pełnym lokalnych opowieści, prawomocnych tyl­ko terytorialnie? Jak się porozumieć na płaszczyźnie społecznej, kulturowej i politycznej w czasach, gdy żadna prawda nie może być uznana za absolutną?

Konieczność rzeczowej debaty

Ciekawą i godną uwagi propozycję rozwiązania tego problemu przedstawił uznany niemiecki myśliciel Jürgen Habermas. W swoich pracach ukazał on model nowoczesnego społeczeństwa opartego na teorii komunikacji. Teo­ria ta zasadza się na przekonaniu, że w samym języku znajdziemy szansę na opracowanie normatywnego przekazu dla naszych sądów i komunika­tów. W dziełach myśliciela wywodzącego się ze środowiska Szkoły Frank­furckiej dostrzec można próbę skonstruowania pewnego rodzaju językowej pragmatyki. Ów pragmatyzm jest swoistą odpowiedzią na problem spo­łecznych i kulturowych różnic, które traktowane w sposób absolutny unie­możliwiają porozumienie, a tym samym zastosowanie demokratycznych procedur. Koncepcja Habermasa to propozycja teorii konsensusu opartego na intersubiektywnie akceptowanym roszczeniu prawomocności. Jej istotą jest uznanie, że podstawą prawdziwości sądów, jakie wyrażają uczestnicy debaty, jest konsensualne (a nie klasyczne!) kryterium prawdy – potencjalna zgoda wszystkich członków na wyrażone racje. W społeczno-politycznym dyskursie każdy podmiot ma mieć zapewnione prawa do inicjowania i gene­rowania argumentacji, krytyki innych i obrony swoich opinii. Dopiero taka idealna komunikacja powoduje, że rezultaty uzyskane po praktycznej deba­cie mogą stać się prawomocne i obowiązujące w społeczeństwie. Zaczynają funkcjonować, gdy staną się efektem rozumnego kompromisu. Horyzont języka, który w teorii Habermasa jest zarówno podmiotem, jak i przed­miotem społecznego kontaktu i porozumienia, powoduje, że w kontekście teorii komunikacyjnego konsensusu należy odrzucić klasyczną definicję prawdy.

Oczywiście, jest to echo Kantowskiego projektu oświeceniowego, wzmocnione przez filozofię języka przekonującą, że nie możemy naszych zdań konfrontować bezpośrednio ze światem, który uprzednio nie byłby już językowo zinterpretowany[5]. Jeśli – jak mówili strukturaliści i poststrukturaliści, a za nimi przekonują postmoderniści – nie docieramy do jedynej i obiektywnej prawdy, to staje się oczywiste, że kluczowym pojęciem naszej wzajemnej komunikacji musi być porozumienie. Ta zasadnicza idea, którą niemiecki filozof oparł na związku języka i umowy, sprawia, że komunikacja w formie porozumienia może i winna zawsze dokonywać się bez sięgania po przemoc. Dlatego pośród różnorodnych form dochodzenia do konsensu­su najważniejsze miejsce zajmuje wymiana argumentów Jaki ma to zwią­zek z demokratyzacją naszych społeczności? Taki, iż jedynie demokracja może w tej perspektywie stać się podstawową metodą rozstrzygania spor­nych kwestii. Polemiczny charakter zarówno politycznej, jak i cywiliza­cyjnej sfery życia społecznego sprawia, że zostają one poddane procesowi formułowania zasad i praw. Ewentualny spór jest w ten sposób zastąpiony wymianą argumentów. Dzięki temu dokonuje się przemiana stosunków ży­ciowych – następuje integracja, jedność, zniesienie uprzedzeń – a to w kon­sekwencji prowadzi do zawarcia porozumienia. Wszystko ostatecznie służyć ma dochodzeniu do konsensusu na płaszczyźnie czystej racjonalności, bez potrzeby odwoływania się do religijnych idei czy ideologicznych przekonań. W rezultacie wiąże to kategorię prawdy z rozumnym zbliżeniem stanowisk, wynikającym z przyjęcia i posługiwania się racjonalnymi przesłankami i metodami, ustalonymi jednakże przez zaakceptowane wcześniej w de­mokratycznych procedurach reguły debaty[6]. Oznacza to próbę zespolenia inteligencji i moralności publicznej w rodzaj efektywnej woli powszechnej. W tej perspektywie prawdziwa demokracja zdaje się być możliwa wtedy kiedy społeczeństwo stanie się świadomie i zdolne do samokontroli, a tym samym gotowe do osiągnięcia równości i wolności jako wartości[7].

Jedynie demokracja może w tej perspektywie stać się podstawową metodą rozstrzygania spor­nych kwestii

Można chyba zatem bez ryzyka uproszczeń powiedzieć, że propozy­cja niemieckiego myśliciela zawiera „nadzieję na rozumność”. Dla Jürgena Habermasa dyskurs, który toczy się w przestrzeni publicznej, powinien bo­wiem mieć zawsze charakter racjonalnej i rzeczowej wymiany poglądów. Jest w tym projekcie pragnienie skonstruowania sfery publicznej tak, aby wszystkie dysputy toczyły się w niej zgodnie z racjonalnymi regułami. Dla niemieckiego myśliciela ważne jest (o czym się dziś bardzo często zapo­mina), by partnerzy dyskusji reprezentowali odpowiedni poziom rozwoju kompetencji moralnej. Prezentując swoje argumenty, muszą orientować się w obowiązujących społecznie definicjach dobra i zła, uznanych normach, ich kulturowej i społecznej genezie, tradycjach, z jakich wyrosły określone zachowania. Dopiero osiągniecie takiej świadomości i odpowiedzialności może uprawniać do podjęcia wyzwania komunikacyjnego i racjonalnego sporu w przestrzeni politycznej[8].

Publiczny deficyt racjonalności

Propozycja Habarmasa rzeczywiście, jak się wydaje, dobrze pasuje do obecnych form politycznych procesów i może być adekwatna w cza­sach, w których nic już nie wskazuje na to, by można było sformułować metanakazy wspólne dla wszystkich wspólnot, kultur i sposobów egzy­stencji. Można powiedzieć, że w tej teorii jesteśmy w pewien sposób ska­zani na „porozumienie”, bez tego bowiem wspólnota nie osiągnie prak­tycznie żadnego celu.

Jednak każdy z nas widzi, pobieżnie nawet obserwując życie społecz­ne i polityczne, że komunikacyjny przekaz nie jest tak idealny i racjonal­ny, jak chciałby tego Jürgen Habermas. Zachowania, postawy, działania i wybory często nie wynikają z racjonalnej Kantowskiej etyki obowiązku. Pragnienie, aby tak się stało, to zaznaczona już swoista nadzieja rozum­ności. To raczej filozoficzny, a nie społeczny postulat – współczesna od­miana egzystencjalizmu, którego autor wszelkimi sposobami stara się nas zapewnić, że nie mając już żadnego niezbywalnego oparcia (Boga, metafi­zyki, natury), a jednocześnie dysponując darem nieograniczonej wolności, społeczeństwo będzie się kierowało racjonalnością. Nadzieja ta wydaje się jednak coraz bardziej nieoczywista, a może wręcz heroiczna. Dostrzegają to już nie tylko konserwatyści i osoby sceptyczne wobec ponowoczesnych osiągnięć kultury. Nawet dla Richarda Rorty'ego (lewicującego pragmatysty amerykańskiego) Habermasowska „racjonalność komunikacyjna” nie jest naturalnym uposażeniem współczesnego człowieka. To swoisty zbiór idealnych praktyk społecznych. Zdarza się, to prawda, ale przyznajmy szczerze – tylko tam, gdzie ludzie chcą wysłuchać drugiej strony, uzgod­nić racje, rozumnie spierać się aż do ustalenia płaszczyzny porozumienia, a potem przestrzegać zawartego konsensusu[9]. Wizja taka wydaje się dziś raczej utopijną mrzonką. Nastąpiła swoista utrata sensu – deficyt racjo­nalności jako kategorii, która zapewniałaby ciągłość i koherencję kultury. W argumentacji na rzecz racjonalnej i demokratycznej debaty nie bierze się pod uwagę ogromnej dziś roli mediów (co widzą nawet komentato­rzy życzliwi wobec liberalizmu).

Przekonanie, że mass media gwarantują przebieg dyskursu publicznego zgodnie z racjonalnymi regułami modelu idealnej komunikacji, to mit. Prawdziwym źródłem deficytu fundamen­talnych wartości w polityce jest pragnienie zwrócenia uwagi wyborców, pozyskiwania ich akceptacji a ostatecznie ich głosów. Media faworyzują nie tych, którzy dobrze żyją bądź mądrze mówią, ale tych, który dobrze wypadają, nienormatywnymi aktywnościami zyskują zainteresowanie lub po prostu płacą za obecność w mediach[10]. Publiczna dyskusja ustalająca reguły zachowań, w tym także reguły moralne, kieruje się nie wyłącznie merytorycznymi argumentami, ale niejednokrotnie wręcz ukrytymi prze­słankami ideologicznymi bądź światopoglądowymi. W dobie szerokiego rozwoju i kulturowej ekspansji mediów cyfrowych słowo stało się suple­mentem obrazu, a myślenie (szczególnie krytyczne) czymś niemodnym i niewygodnym[11]. Nastąpiło przeistoczenie się debaty w show. Dokonała się ekspansja semantyki obrazu narzucającej priorytet skrótu i uproszcze­nia. Przewagę uzyskują reguły zręcznego obrazowania. Nie ma już miej­sca na sztukę słowa, na precyzję i dogłębność myśli. Niewątpliwie musi to martwić liberałów ukształtowanych przez oświeceniowe ideały. Tak ważny w każdej demokracji spór publiczny nie toczy się w przestrzeni racjonalno-merytorycznej, ale jest sterowany i określany przez różnego ro­dzaju interesy grup społecznych, instytucji światopoglądowych, gremiów biznesowych. Społeczny, polityczny czy kulturowy dyskurs, którego wciąż jesteśmy świadkami, dawno przestał mieć charakter racjonalnego sporu na argumenty, a stał się przestrzenią niewybrednej walki o wpływy, wła­dzę i pieniądze. Powoduje to jednak oderwanie demokratycznych procedur i wyborów od racjonalnej refleksji, upodabniając tym samym demokrację do konsumpcji. Grozi to tym, że możemy mieć do czynienia z panowaniem narcystycznego konsumenta, zmieniającego preferencje wyborcze, podob­nie jak zmienia się swoje marketingowe upodobania[12].

Demokracja – przyzwoita wola większości?

Jeśli zatem ani racjonalność, ani merytoryczna komunikacja nie odgrywają już znaczącej roli społecznej, to co będzie probierzem ludzkich wyborów i obywatelskich zachowań moralnych? Richard Rorty, który mocno kryty­kował „racjonalną naiwność” Habermasa, przekonywał jednocześnie, że kluczową rolę odegra pragmatyzm, jako idea, która nie uznaje żadnych nienaruszalnych – naturalnych ani racjonalnych – podstaw dla społecznych działań. Pozostaje lizus ludzkich postaw i reakcji. To, co się dzieje i zdarza w przestrzeni społecznej, nie jest dla Rortyego wynikiem jakiegoś ahistorycznego i uniwersalnego procesu wprowadzanego w życie dzięki ideałom Rozumu bądź Prawdy, ale rezultatem eksperymentu społecznego. Dlatego nie tylko „demokracja ma pierwszeństwo wobec filozofii”, ale może przede wszystkim w życiu wspólnotowym wolność polityczna ma pierwszeństwo wobec prawdy. Jeśli zadbamy o wolność, „prawda i dobro same się o siebie zatroszczą” – przekonywał amerykański myśliciel[13].

Jednak i w tej wizji, podobnie jak u Habermasa, zwycięża nadzieja – już nie tyle swoista i naiwna nadzieja racjonalności, ile raczej przyzwoitości, na fundamencie której uda się stworzyć kosmopolityczne i demokratyczne wspólnoty o charakterze globalnym. Prawda i dobro zwyciężą nie dzięki poznawczemu trudowi i merytorycznym racjom, ale dzięki sile wolności. Taka ufność ożywia dziś wiele środowisk. I mimo że czymś dobrym jest od­woływanie się do wolności, to jednak – jak mówił Ratzinger – problem pole­ga na tym, że wolnościowy relatywizm nie stawia sobie żadnych ograniczeń i z pełną świadomością stosowany jest zarówno w etyce, jak i w religii[14].

Prawda i dobro zwyciężą nie dzięki poznawczemu trudowi i merytorycznym racjom, ale dzięki sile wolności

Zasadne jednak pozostaje pytanie, czy bez racjonalizmu i pragnienia poznania prawdy demokracja będzie jeszcze „przyzwoitą wolą ludu”? Czy nie jest tak, że brak merytorycznej komunikacji czyni demokrację po pro­stu nieadekwatną? W dobie globalnego zalewu informacji (często niemoż­liwych do weryfikacji) demokratyczne wybory stają się iluzją, ponieważ nie mogą być oparte na racjach rozumu. Wiele osób podejmuje decyzje polityczne pod wpływem emocji. Dokonuje się redukcja idei i procedur demokratycznych do stanu życia społecznego. Nie odwrotnie. Przedstawi­ciel „demokracji pijanej konsumpcją” pragnie egzystencji w „hipermar­kecie stylów życia” i domaga się swych racji wprost, obojętny na naukę Chrystusa, idee Platona, analityczne subtelności Arystotelesa czy etykę obowiązku Kanta.

Dziś światopoglądowa siła przekazu skupia się w mass mediach, a poli­tyczny wybór konkretyzuje się w sondażach opinii publicznej. Jeśli jednak regułą przekazu nie będzie racjonalność, to demokracja staje się przestrze­nią rządów afektów i instynktów, a nie przemyślanych racji. W następ­stwie wolność stanie się pułapką dla rozumu. Dlatego, chociaż sama idea demokracji jako próby umożliwiania obywatelom sprawowania kontroli nad własnym losem poprzez reprezentatywne powierzenie władzy przed­stawicielom bezsprzecznie jest zasadna, upodmiotawia bowiem obywateli i w rozwiniętych społecznościach ma przyszłość, to jednak brak racjonal­nej refleksji może zniweczyć nadzieję o społecznej podmiotowości.

Przedstawiona analiza kierunków współczesnej polityki napawa niepo­kojem, rodzącym się z odkrycia smutnej prawdy, którą chrześcijanie znają od dawna, a historia ludzkości wielokrotnie potwierdza – człowiek bardziej skłonny jest do zła, niż do dobra. Biblijna opowieść o grzechu pierworod­nym, czyli zniweczeniu wspaniałości stworzenia przez świadomie złe dzia­łanie pierwszych ludzi, stanowi poważną rysę na zaproponowanym przez Richarda Rorty'ego modelu „Przyzwoitego Społeczeństwa Globalnego[15]”. Jeśli zatem dziś, w czasach ponowoczesnych projektów, powszechne upra­womocnienia nie mogą już być poddane narracji religijnej, to tym bardziej potrzebujmy ludzi odważnych, którzy nie ulegając emocjom, ukazują ar­gumenty i rozważają racje. Chcą poszukać odpowiedzi na wciąż aktualne pytania: jakie dobro czyni nas lepszymi ludźmi? jakie poznanie czyni nas bliższymi prawdy? jakie piękno sprawia, że jesteśmy szlachetniejsi? Reflek­sja nad tymi zagadnieniami może służyć formowaniu obywatelskich po­staw demokratycznych. Jeżeli bowiem tak fundamentalne pojęcia jak dobro, prawda, piękno staną się jedynie przedmiotem społecznego uzusu ludzkich zachowań, to demokratyczne instytucje będą fasadą przesłaniającą grę najrozmaitszych interesów i usprawiedliwiającą zachłanne aspiracje. Dobro pojedynczego człowieka zginie w świecie lobbystów, medialnych uwodzi­cieli i korporacyjnych szamanów konsumpcji.

Fragment książki „Szukając światła w nocy świata”, wydanej przez wydawnictwo Jedność.

***

[1] Por. N. Bobbio, Liberalizm i demokracja, tłum. P. Bravo, Kraków 1998 s. 44.

[2] Por. Filozofia a demokracja, red. P. Juchacz, R Kozłowski, Poznań 2001, s. 190.

[3] Por. A. Szahaj, M.N. Jakubowski, Filozofia polityki, Warszawa 2005, s. 108-109.

[4] Z. Bauman, Szanse etyki w zglobalizowanym świecie, tłum. J. Konieczny, Kraków 2007, s. 36; Wstęp do kulturoznawstwa, red. E. Baldwin, tłum. M. Kaczyński, J. Łoziński, T. Rosiński, Poznań 2007, s. 188.

[5] Por. J. Habermas, Teoria działania komunikacyjnego, 1.1. Racjonalność działania a racjonal­ność społeczna, tłum. A. M. Kaniowski, Warszawa 1999, s. 53-55; J. Habermas, Działanie komunikacyjne i detranscendentalizacja rozumu, tłum. W Lipnik, Oficyna Naukowa, Warsza­wa 2004, s. 43-55; J. Habermas, Między naturalizmem a religią. Rozprawy filozoficzne, tłum. M. Pańków, Warszawa 2012, s. 92; R Wonicki, Spór o demokratyczne państwo prawa. Teoria Jurgena Habermasa wobec liberalnej, republikańskiej i socjalnej wizji państwa, Warszawa 2007, s. 156-183.

[6] Por. J. Habermas, Aspekty racjonalności działania, w: Wokół teorii krytycznej Jurgena Habermasa, red. A. M. Kaniowski, A. Szahaj, Warszawa 1987, s. 124. Habermas chce komunikacji wolnej od przymusu, a jedyny, jaki uznaje, to przymus lepszego argumentu, gdzie motywacją jest kooperatywne poszukiwanie prawdy. Argumentacja to procedura i tworzenie trafnych treści. Zob. M. Kilanowski, Ku wolności jako odpowiedzialności. Dewey, Rorty, Habermas o nowej jakości w demokracji, Toruń 2013, s. 130.

[7] Por. J. A. Hobson, Nowa wizja demokracji, w: Nowy liberalizm. Wybór tekstów, red. J. Grygieńć, C. Tyler, Toruń 2016, s. 53.

[8] Zob. J. Habermas, Działanie komunikacyjne ... dz. cyt., s. 43; J. Habermas, Teoria działania komunikacyjnego, t. II Przyczynek do krytyki rozumu funkcjonalnego, tłum. A. M. Kaniowski, Warszawa 2002, s. 92-94; J. Habermas, Między naturalizmem ...dz. cyt., s. 110.

[9] Zob. R Rorty, Filozofia jako polityka kulturalna, Warszawa 2009, s. 128,144.

[10] Por. R Keyes, Czas postprawdy. Nieszczerość i oszustwa w codziennym życiu, tłum. P. Tomanek, Warszawa 2018, s. 175-177.

[11] Por. N. Postman, Zabawić się na śmierć. Dyskurs publiczny w epoce show-businessu, tłum. L. Niedzielski, Warszawa 2002, s. 22.

[12] Zob. Ch. Lasch, Kultura narcyzmu. Amerykańskie życie w czasach malejących oczekiwań, tłum. G. Ptaszek, A. Skrzypek, Warszawa 2015, s.98-107.

[13] Zob. R. Rorty, Przygodność, ironia i solidarność, tłum. W J. Popowski, Warszawa 1996, s. 95. ,W wypadku konfliktu między demokracją a filozofią pierwszeństwo przypada demokracji”. R. Rorty, Pierwszeństwo demokracji wobec filozofii, tłum. J. Margański, w: R. Rorty, Obiektywność, relatywizm i prawda, tłum. J. Margański, Warszawa 1999, s. 285. Koresponduje z tym priorytetowy warunek laickości, jaki dominować ma w społeczeństwie. Demokratyczna władza i jej naczelny charakter wykluczają jednocześnie fakt, by jakaś grupa ludzi miała „duchową władzę” nad ludem, całością, wspólnotą. Zob. S. Kruszyńska, Zrozumieć niewiarę. Filozoficzne wyznania niewiary w nowożytnej myśli francuskiej, Gdańsk 2011, s. 379.

[14] Por. J. Ratzinger, Wolność-prawda-tolerancja. Chrześcijaństwo a religie świata, tłum. R. Zajączkowski, Kielce 2004, s. 95.

[15] R Rorty, Filozofia... dz. cyt., s. 124,166.

Tekst pochodzi z książki „Szukając światła w nocy świata” autorstwa księdza Jacka Grzybowskiego, wydanej nakładem wydawnictwa Jedność.


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.