Najbardziej chyba zabolały Wittlina nie tyle krytyka tłumaczeń archaizujących i trzymających się formy wierszowej, w której – słusznie zapewne – widział próbę zdyskredytowania jego własnej pracy, ile fakt, że atak nastąpił ze strony najmniej spodziewanej, bo ze strony „ojca chrzestnego”. Tym chyba trzeba tłumaczyć zarówno sążnistość jego esejów w obronie swego przekładu, jak i temperaturę wypowiedzi – pisze Katarzyna Szewczyk-Haake w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Parandowski. Pan od Hellady”.
W ubiegłym roku (2024) przypadła setna rocznica ukazania się Mitologii Jana Parandowskiego oraz pierwszego wydania przekładu Odysei pióra Józefa Wittlina. Jubileusze te nie przeszły bez echa: pierwszy uczciła wystawa w Muzeum Literatury w Warszawie[1], drugą – m.in. wznowienie Wittlinowego tłumaczenia[2]. Nie sposób było przy tej okazji nie pomyśleć jednocześnie o tych dwóch pisarzach, Parandowskim i Wittlinie, którzy dla propagowania w Polsce wartości kultury antycznej uczynili niebywale dużo, a których osobista i serdeczna znajomość w takich właśnie działaniach miała swój początek. Przyjaźń ta w późniejszym czasie miała zostać wystawiona na próbę, której sednem było nic innego, jak homerowa Odyseja i zasadnicza niezgoda co do sposobów jej przekładania, okolicznościami zaś – powojenny podział świata na dwie strefy wpływów, a literatury polskiej na krajową i emigracyjną, pomiędzy którymi z rzadka tylko dojść mogło do faktycznego dialogu.
Okres międzywojenny
Jan Parandowski i Józef Wittlin byli niemal rówieśnikami (pierwszy urodził się w 1985, drugi w 1896 roku), obaj związani byli w początkach lat 20. XX wieku ze Lwowem, a później z Warszawą. W latach 1922-1924 Parandowski, absolwent filologii klasycznej i archeologii, był kierownikiem literackim w znakomitym lwowskim wydawnictwie Altenberga. Redagował tam „Serię Biblioteki Przekładów z Literatury Greckiej i Rzymskiej”, której drugim tomem była Odyseja w przekładzie Wittlina. Pisarze poznali się jednak wcześniej, gdy przekład dopiero powstawał. Miało to miejsce w marcu 1919 roku, kiedy Wittlin czytał urywki swojej Odysei na Uniwersytecie Lwowskim. Okoliczności tego spotkania warto przypomnieć słowami samego Parandowskiego:
(…) samo posiedzenie było bardzo osobliwe. Wybrano w Uniwersytecie Lwowskim salę ustronną, zasłoniętą murami, niby dobrze za kryte okopy. Uniwersytet zresztą był pusty, z powodu walk wykłady się nie odbywały. Było nas chyba nie więcej ponad dwanaście osób. Zebraliśmy się około piątej po południu. (…) czytanie zajęło ze trzy kwadranse i dyskusja zaczęła się już przy zapadającym zmroku. Elektrownia była wtedy zniszczona, nie było w mieście światła. Wiceprezes Towarzystwa, zacny dyrektor Śmiałek, zapalił dwie świece. Nigdy nie zapomnę tych jego drobnych rąk, krzątających się z zapałkami, jego słabych oczu, jeszcze bardziej zaczerwienionych od płomyków świec. Byliśmy w tym dniu garstką prawdziwych klerków, ludzi spoza obrębu dojmującej rzeczywistości[3].
Wittlin tytułował Parandowskiego ojcem chrzestnym swojego przekładu[4], wspominał też, że to właśnie Parandowski recenzował jako pierwszy ten przekład w prasie, wyrażając się o nim bardzo pochlebnie[5]. Wittlin z kolei entuzjastycznie omawiał w „Wiadomościach Literackich” książki Parandowskiego Mitologia[6] oraz Eros na Olimpie[7]. W roku 1935 Wittlin jako tłumacz Homera (drugie, zmienione wydanie przekładu Odysei ukazało się w wydawnictwie Mortkowicza w Warszawie w 1931) wyróżniony został nagrodą Polskiego Pen Clubu i odbierał nagrodę z rąk Parandowskiego – ówczesnego prezesa PEN. W 1936 roku obaj pisarze zostali uhonorowani Złotym Wawrzynem Akademickim PAL.
Odyseja po obu stronach Atlantyku
Po drugiej wojnie światowej obaj pisarze kontynuowali literackie zatrudnienia związane z kulturą antyczną. Doszło wówczas do zdumiewającego literackiego agonu, mianowicie w tym samym czasie, na dwóch różnych kontynentach, Parandowski i Wittlin pracowali każdy nad własnym przekładem Odysei. Parandowski, wzorem niektórych tłumaczy francuskich i angielskich, zdecydował się na tłumaczenie prozą. Wittlin doskonalił swój przekład wierszowany o rytmice zbliżonej do heksametru, której to zasadzie pozostawał wierny od początków swej pracy nad eposem.
W 1952 roku Parandowski zapoznał publiczność z fragmentami, a w 1953 – z całością swego tłumaczenia; fragmenty trzeciej, gruntownie zmienionej wersji przekładu Wittlina ukazały się w paryskiej „Kulturze” w 1954, całość zaś w Londynie w 1957. Publikacjom tym towarzyszyły komentarze, w których obaj tłumacze obszernie wypowiadali się na temat „jak tłumaczyć Homera” – a także, co znamienne, jak tego robić, ich zdaniem, absolutnie nie należy. W erudycyjnych uwagach i efektownych wywodach jedno zwraca uwagę szczególnie, mianowicie ustawienie się dyskutantów na przeciwległych, nie dających się uzgodnić biegunach.
W innych warunkach mogłoby to stać się zarzewiem historycznej dyskusji nad polskim Homerem i wzorami przekładu heksametru, toczonej przez wytrawnych znawców tej problematyki. Jednak w latach 50. XX wieku to, co mogło być dialogiem, stało się z konieczności współistnieniem monologów, wygłaszanych w obiegu emigracyjnym i krajowym.
O poglądach Parandowskiego na tłumaczenie Homera najwięcej dowiedzieć się można z tekstu Homeryckie boje, którego pierwsza redakcja ukazała się w „Twórczości”[8] wraz z dwoma fragmentami translacji. Głównym argumentem na rzecz przekładu prozą jest potrzeba wiernego oddania homeryckich „zwrotów, metafor, obrazów”[9], które w przekładzie wierszem, zdaniem pisarza, nieodmiennie ulegają zafałszowaniu, naginane w kierunku tak czy inaczej rozumianej „poetyckości”. Parandowski twierdzi, że nie ma sensu naśladować po polsku homeryckiego heksametru, gdyż jest to miasta polszczyźnie „obca”, wypadająca „twardo i ciężko”[10]. Występuje też jako zdecydowany krytyk tłumaczeń stosujących archaizację. Sam, jak wyjaśnia, pragnął ofiarować polskim czytelnikom Homera „nie skandowanego i nie podzwaniającego rymami”, który w przekładał wierszowanych „przerzedzał się i konwencjonalizował”[11], a którego „można (…) czytać jak powieść, którą jest w istocie”[12].
Przygotowując ostateczną redakcję trzeciej wersji swojego pisanego heksametrem przekładu, Wittlin znał stanowisko Parandowskiego, a nawet poczuł się przez niego wywołany do odpowiedzi: „Uderzyłeś, Jasiu, w stół i zza oceanu odzywają się nożyce”[13]. W swoim translatorskim autokomentarzu broni zarówno archaizacji jako narzędzia stylu przekładowego (przywołując w tej sprawie liczne autorytety filologiczne), jak i, przede wszystkim, zachowania w polskim tłumaczeniu miary wierszowej, gdyż sądzi, że: „ważnym elementem eposu jest jego śpiewność, muzyczność, meliczność. Słowem: gędźba”[14]. I przechodzi do ataku:
Broniąc wiersza, a więc gędziebności w tłumaczeniach Homera, muszę automatycznie wystąpić przeciw prozie. Choćby to była proza tak dźwięczna i uroczysta jak Leconte’a de Lisle’a lub tak przejrzysta jak Parandowskiego. (…) Najlepsze przekłady Homera prozą – to sublimowe „bryki”, to superprozajkiery. Mają one czytelnika zbliżyć do Homera, lecz w rzeczywistości oddalają, ukrywając przed nim całą metafizyczną zawartość Homerowej epiki, jej głębinowy, irracjonalny, orficki sens. Odyseja prozą – to mniej lub więcej ścisłe zawiadomienie, to informacja o losach Odysa, a nie poetycka interpretacja tych losów. [15]
Najbardziej chyba zabolały Wittlina nie tyle krytyka tłumaczeń archaizujących i trzymających się formy wierszowej, w której – słusznie zapewne – widział próbę zdyskredytowania jego własnej pracy, ile fakt, że atak nastąpił ze strony najmniej spodziewanej, bo ze strony „ojca chrzestnego”. Tym chyba trzeba tłumaczyć zarówno sążnistość jego esejów w obronie swego przekładu, jak i temperaturę wypowiedzi. Dla Wittlina, który widział w Odyseuszu figurę doświadczanego przezeń, wygnańczego losu[16], atak na „jego” Odyseję był czymś naprawdę trudnym do zniesienia[17]. Jednocześnie pisarz zdawał sobie doskonale sprawę z daremności wysiłków prowadzenia dyskusji na odległość i posługując się metaforą zaczerpniętą wprost z kultury i arsenału wyobrażeń starożytnych Greków, komentował:
Jest coś żenującego w polemice z pisarzem przebywającym po tamtej stronie „żelaznej kurtyny”. To tak, jakbym do Parandowskiego odzywał się nie z dalekiego świata wolności, ale z zaświatów. Nie wiadomo, czy przeciwnik mnie usłyszy, a jeśli usłyszy, nie wiadomo, czy nie zatka sobie uszu. Albowiem nie Ocean Atlantycki dzieli nas teraz, lecz mare tenebrarum.[18]
Okoliczności te zaważyły też na losach krótkiej i przedwcześnie wygasłej dyskusji o przekładach Parandowskiego i Wittlina, toczonej w dwóch równoległych porządkach: w kraju, na łamach „Tygodnika Powszechnego” (gdzie głos zabrali m.in. Kazimierz Brończyk, Alina Świderska i Juliusz Burski)[19] oraz na emigracji, na łamach „Wiadomości” (gdzie wypowiedzieli się m.in. Zygmunt Nowakowski i Ignacy Wieniewski). Dwa znakomite, choć zupełnie różne przekłady[20] oraz zręby polemiki na temat, czyli to, co pozostało po ówczesnych „homeryckich bojach” dwóch wytrawnych pisarzy i tłumaczy, to jednak dość, by dwom Odysejom z lat 50. XX wieku, krajowej i emigracyjnej, przyglądać się jeszcze długo z namysłem nad tym, jak szczególne przygody spotkały Odyseusza w języku polskim w minionym stuleciu.
Katarzyna Szewczyk-HaakePrzypisy:
[1] „Mitologia” Jana Parandowskiego i inne mitologie, wystawa w Muzeum Literatury w Warszawie w dniach 21 marca – 26 maja 2024.
[2] Homer, Odyseja, wprowadzenie i przekład Józef Wittlin, wstęp Jacek Hajduk, Kraków 2024.
[3] „Odyseja” w oblężonym Lwowie, w: J. Wittlin, Teksty rozproszone, oprac. K. Szewczyk-Haake, tom 2, Kraków 2023, s. 335. Jest to zapis rozmowy Parandowskiego i Wittlina, która odbyła się wiosną 1931 roku na antenie Polskiego Radia z okazji ukazania się drugiego, zmienionego wydania Wittlinowego przekładu Odysei.
[4] Tamże s. 334. Wittlin powtórzył to określenie po kilkudziesięciu latach w tekście Pro domo mea, w: J. Wittlin, Orfeusz w piekle XX wieku, oprac. K. Szewczyk-Haake, tom 2, Kraków 2021, s. 407 (pierwodruk: „Kultura” 1954 nr 4, s. 37–52).
[5] Tamże, s. 406.
[6] J. Wittlin, Dwie monografie, „Wiadomości Literackie” 1924, nr 8, s. 3; przedruk pt. O „Mitologii” Jana Parandowskiego w: J. Wittlin, Teksty rozproszone, oprac. K. Szewczyk-Haake, tom 1, Kraków 2022, s. 114-116.
[7] J. Wittlin, O „Erosie na Olimpie” Jana Parandowskiego, pierwodruk „Wiadomości Literackie” 1925, nr 18, s. 4; przedruk w: J. Wittlin, Teksty rozproszone, tom 1, s. 163-164.
[8] J. Parandowski, Posłowie, „Twórczość” 1952, z. 6. Poszerzony wariant tekstu ukazał się trzy lata później: J. Parandowski, Homeryckie boje, w: O sztuce tłumaczenia, red. M. Rusinek, Wrocław 1955, s. 299-311.
[9] J. Parandowski, Homeryckie boje, s. 306.
[10] Tamże, s. 301.
[11] Tamże s. 310.
[12] Tamże.
[13] J. Wittlin, Pro domo mea, s. 406.
[14] Tamże, s. 420.
[15] Tamże, s. 421.
[16] Także i powojenna emigracja miała tendencję do „anektowania” Wittlinowej Odysei i dostrzegania w niej opowieści o swoich własnych losach – zob. J. Stempowski [Paweł Hostowiec] Odyseja w nowym tłumaczeniu Wittlina, „Kultura” 1957 nr 11, s. 139-142.
[17] Andrzej Bobkowski wspominał, że gdy odwiedził Wittlina w 1954 roku w Riverdale, gospodarz bardzo krytykował przekład Parandowskiego – a że Bobkowski był przeciwnego zdania, dyskusja na jakiś czas położyła się cieniem na stosunkach obu pisarzy (por. N. Taylor-Terlecka, Hipochondryk i witalista. Spotkania i nie-spotkania Józefa Wittlina i Andrzeja Bobkowskiego, w: tejże, Mała wittliniada. Epizody, przyjaciele, okolica, Kraków 2022, s. 291-300.
[18] J. Wittlin, Pro domo mea, s. 423.
[19] Szczegółowe informacje na temat odbioru przekładu Parandowskiego przez współczesnych czytelników można znaleźć w książce: G. Pawlak, Jan Parandowski. Życie i dzieło, Warszawa 2023, s. 308-313.
[20] Por. analiza obu przekładów ze stanowiska filologicznego: K. Stawecka, Dwa polskie przekłady „Odysei”. „Odyseja” w tłumaczeniu Parandowskiego i Wittlina, „Roczniki Humanistyczne” 1960, z. 2, s. 93-102.
Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury