Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

C.S. Lewis przewiduje barbarię [FELIETON]

C.S. Lewis przewiduje barbarię [FELIETON]

75 lat temu Lewis opisał próby zdewastowania uniwersyteckiej demokracji i wolności przez siłę i podstęp. Niedawne wydarzenia w Polsce, USA i innych demokratycznych krajach wydają się zmierzać w tym samym kierunku – pisze Ewa Thompson w kolejnym felietonie z cyklu „Widziane z Houston”.

Jedną z moich ulubionych powieści dwudziestego wieku jest That Hideous Strength („Ta straszna siła”) C. S. Lewis’a [1], napisana w 1945 roku. Piszę „ulubionych”, bo nie jest to powieść wielka, nie dorasta do Tomasza Manna, Alberta Camusa czy Marii Dąbrowskiej. Ale jest to powieść zdumiewająco mądra. W Polsce się nie przyjęła – rozmawiałam o niej z kilkoma polskimi literaturoznawcami, byli lodowaci. Z recenzji internetowych wynika, że polscy czytelnicy też odnoszą się do niej chłodno. W Polsce tyle było prawdziwych konspiracji, że tego rodzaju fantastyka o tym, jak siły zła stopniowo opanowują miasteczko uniwersyteckie w wysoce cywilizowanej Anglii wydaje się niewarta świeczki. Brytyjczycy wymyślają sobie sztuczne konflikty, bo ich życie płynie mlekiem i miodem i nie widać w nim śladów tego, co C.S. Lewis uważał za bliskie lecz niedostrzegalne niebezpieczeństwo. Po 75 latach okazuje się jednak, że powieść jest zdumiewająco na czasie i przewiduje wydarzenia, o których w roku 1945 ani Polakom ani Brytyjczykom się nie śniło.

Akcja toczy się w środowisku uniwersyteckim. C.S. Lewis był profesorem Oxfordu i Cambridge, opisuje więc miejsca dobrze mu znane. Jednym z problemów na początku kariery uniwersyteckiej jest uzyskanie promocji zapewniającej ciągłość zatrudnienia i perspektywę dołączenia się do jakiegoś prestiżowego i dobrze opłacanego projektu badań. Nasz bohater nazywa się Mark Studdock, jest socjologiem i świeżo upieczonym mężem uroczej żony. Wyczuwa on, że coś jest nie tak, że nie jest chciany, że nie ma na tym uniwersytecie swojego kącika. Niespodziewanie jednak otrzymuje propozycję współpracy z nowym eksperymentalnym Instytutem.

Powieść Lewisa jest zdumiewająco na czasie i przewiduje wydarzenia, o których w roku 1945 ani Polakom ani Brytyjczykom się nie śniło

W czasach, gdy Lewis pisał swą powieść, uniwersytecka humanistyka i nauki społeczne w Wielkiej Brytanii funkcjonowały w sposób tradycyjny, nawiązujący do celów wyznaczonych jeszcze w średniowieczu. Tymi celami było przekazywanie młodszemu pokoleniu kultury przodków i wiedzy o życiu intelektualnym, oraz dalsze rozwijanie tej wiedzy. Ale Instytut, który zainteresował się Markiem, nie zajmował się takimi sprawami. Nie należał do struktur uniwersytetu. Miał swoje własne fundusze i nie był kontrolowany przez uniwersytecką hierarchię.

Lewis naszkicował tu coś, co rzeczywiście pojawiło się pół wieku później i radykalnie zmieniło sposób funkcjonowania uniwersytetów głównie w krajach anglojęzycznych. Najprzeróżniejsze instytuty, komitety, związki, koła i inne przybudówki zaczęły wypierać tradycyjne uniwersyteckie struktury takie jak wydziały (departments) i dziekanaty. Podczas gdy kierownicy wydziałów i dziekani tracili prestiż i prawa, kierownicy instytutów je zyskiwali. Status instytutu wyłączył te nowe organizmy z uniwersyteckich obowiązków i zwyczajów, takich jak prowadzenie standardowych kursów (wiadomo, że pochłaniają one czas, który można poświęcić na nawiązywanie kontaktów i lansowanie poglądów, sponsorowanych przez Instytut). Instytuty rządzą się swoimi własnymi prawami, co w praktyce oznacza, że ich dyrektorzy mogą przyjmować i wydawać pieniądze w sposób niejawny i urągający rzekomo powszechnej regule życia akademickiego: ideowej bezstronności i otwarciu na różnorakie poglądy. To przepoczwarzanie się uniwersyteckiej humanistyki w zbiorowisko instytutów i przybudówek do zadań specjalnych można dziś zaobserwować na całym świecie. Formalnie nic się nie zmieniło, i wielu obserwatorów z zewnątrz żadnych zmian nie zauważyło.

Tak więc ów nowy Instytut rzucił Markowi koło ratunkowe. Nic dziwnego, że Mark odpowiedział na to wdzięcznością i gotowością do usług. Przełożeni polecili mu napisanie serii anonimowych artykułów reklamujących Instytut i jego cele (wciąż niejasne). Trudno przesadzić w podkreślaniu tego, że w Instytucie opisywanym przez Lewisa bardzo niewiele osób wiedziało, jakie były jego cele.

W ciągu ostatniego półwiecza humanistyka stała się szkołą buntu przeciwko rzeczywistości, raczej niż szkołą mądrości

Niedługo po epizodzie z Markiem, w miasteczku uniwersyteckim wybuchają rozruchy (coś pomiędzy amerykańskimi demonstracjami Black Lives Matter i polskim „strajkiem kobiet”).  Instytut zmuszony jest do zastąpienia miejskiej policji, która nie radzi sobie z rebeliantami, swoimi własnymi ochroniarzami (coś w rodzaju Antify). W ten sposób miasteczko dostaje się pod pełną kontrolę Instytutu, który ruguje ludzi z ich domów (m. in. profesora Dimble’a i jego żonę), bo akurat tę część miasta uniwersytet sprzedał nowo założonej instytucji. Mark ma to usprawiedliwić w swoich w artykułach. Zaczyna więc je pisać. Początkowo jest to cieniowanie raczej niż kłamstewka, opuszczenie jednego szczegółu i wyolbrzymienie innego. Innymi słowy, schodzi w łajdactwo pomalutku.

To dopiero początek fabuły. Konia z rzędem temu, kto domyśli się dalszego ciągu bez przeczytania powieści do końca. Tyle powiem: okazuje się, że celem kierowników Instytutu było nie tyle przejęcie władzy (to był jedynie środek do celu), ile wkroczenie przez właściwe wrota (tzn. te, które dyrektorzy Instytutu uważali za właściwe) w świat metafizyczny.

Powieść Lewisa jest zdumiewająco przenikliwa w opisywaniu przemian humanistyki i tzw. nauk społecznych wszędzie tam, gdzie istnieją uniwersytety. W ciągu ostatniego półwiecza humanistyka stała się szkołą buntu przeciwko rzeczywistości, raczej niż szkołą mądrości. 75 lat temu Lewis opisał próby zdewastowania uniwersyteckiej demokracji i wolności przez siłę i podstęp. Niedawne wydarzenia w Polsce, USA i innych demokratycznych krajach wydają się zmierzać w tym samym kierunku. Charakterystyczne są tu próby wywołania strachu w społeczeństwie: przestraszone społeczeństwo jest podatne na manipulację. Trudno nie zauważyć, że zamieszki są prowadzone według pewnych reguł. Reguła pierwsza: „Władza to nie tylko to, co masz, ale również to, co wróg sądzi, że masz. A więc, nie popuszczać”! Potrzebny jest tłum, nawet jeżeli da się go zgromadzić tylko na jeden dzień. Reguła druga: „Wyśmiewanie i ściąganie z piedestału to najlepsza broń. Nie sposób się przed tym zabezpieczyć. Czyni wroga wściekłym”. Do tego służą coraz bardziej osobliwe wulgaryzmy i inwektywy.

Tak, to są cytaty z książki Saula Alinsky’ego „Zasady dla radykałów” (1971). Ale to już oddzielny temat.

Ewa Thompson
Rice University

C.S. Lewis, That Hideous Strength (Scribner’s, 2003)

Przeczytaj inne felietony Ewy Thompson z cyklu „Widziane z Houston” 

[1] Polskie tłumaczenie powieści Ta straszna siła C.S. Lewisa ukazało się w ramach Trylogii Kosmicznej.

 


Jeżeli podobał się Państwu ten artykuł?

Proszę pamiętać, że Teologia Polityczna jest inicjatywą finansowaną przez jej czytelników i sympatyków. Jeśli chcą Państwo wspierać codzienne funkcjonowanie redakcji „Teologii Politycznej Co Tydzień”, nasze spotkania, wydarzenia i projekty, prosimy o włączenie się w ZBIÓRKĘ.

Każda darowizna to nie tylko ważna pomoc w naszych wyzwaniach, ale również bezcenny wyraz wsparcia dla tego co robimy. Czy możemy liczyć na Państwa pomoc?

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.