Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Dariusz Gawin: Warszawscy konserwatyści lat 90.

Zwycięstwo tego specyficznego demoliberalnego projektu i kooptacja do niego postkomunistów stanowi klucz do zrozumienia historycznych i intelektualnych źródeł naszego pokolenia


Zwycięstwo tego specyficznego demoliberalnego projektu i kooptacja do niego postkomunistów stanowi klucz do zrozumienia historycznych i intelektualnych źródeł  naszego pokolenia

Kiedy mowa o korzeniach środowiska warszawskich konserwatystów, do których należał Tomasz Merta, trzeba pamiętać, że chodzi o ludzi średniego pokolenia. Rzeka jego historii pokonała już sporą odległość od swych źródeł – dystans  dwudziestu lat. W tym czasie zdążyło wyrosnąć nowe, młode pokolenie, komentujące nasze zmagania z rzeczywistością i mające dzisiaj tyle lat, ile my sami, kiedy zaczynaliśmy. To zastrzeżenie jest potrzebne, bo historyczne i intelektualne źródła i konteksty naszego myślenia i działania stały się do pewnego stopnia historyczne właśnie, a więc pozbawione swej pierwotnej oczywistości.

Czasy naszych początków zbiegły się z końcem komunizmu i początkami wolnej Polski. Upadek PRL-u, wybory czerwcowe, rząd Mazowieckiego i wojna na górze, obalenie rządu Olszewskiego i walka o lustrację, zwycięstwo Kwaśniewskiego i postkomunistów – to był ciąg zdarzeń politycznych, który rozpalał namiętności i dostarczał materiału do namysłu nad polityką. Namysłu – łączyło nas bowiem przekonanie, że spór ten sięga głęboko pod powierzchnię politycznych awantur. Budowa wolnej Polski stawała się na naszych oczach jeszcze jednym wielkim, wydarzającym się od czasu do czasu w historii Zachodu, eksperymentem tworzenia fundamentów polityczności. Jego przebieg w polskich warunkach budził często nasz sprzeciw. Należy to podkreślić, bo w potocznej wyobraźni konserwatysta to człowiek chroniący istniejący ład i niechętny zmianom, raczej zadowolony z tego, co jest, co istnieje i trwa. Nasze pokolenie dochodziło do konserwatyzmu inaczej: byliśmy bardzo niezadowoleni z tego, jak wygląda polska wersja – by przywołać frazę Hannah Arendt – konstytuowania wolności.

Wolną Polskę tworzyli ludzie o często lewicowych, potem lewicowo-liberalnych poglądach. To prawda, wszyscy oni byli w latach 80. antytotalitarni i walczyli z systemem, jednak gdy zabrali się do budowania państwa i ustalania podstawowych reguł życia publicznego, zaczęli popełniać zaskakujące błędy bądź głosić poglądy zadziwiające krótkowzrocznością. Było to pokolenie, dla którego wolność, niepodległość i demokracja streszczały się do jednego hasła: powrotu do normalności, czyli do tego, co jest na Zachodzie. Miał to być triumf zdrowego rozsądku, ponad prawicą i lewicą. Ale okazało się, że porządek budowany po rzekomym końcu wielkich ideologii oznacza w istocie pełną akceptację demoliberalnego projektu. Co gorsza – stało się tak przez ludzi, którzy w latach 80. często byli dla nas autorytetami.

Zwycięstwo tego specyficznego demoliberalnego projektu i kooptacja do niego postkomunistów stanowi klucz do zrozumienia historycznych i intelektualnych źródeł  naszego pokolenia. To ono określiło klimat lat 90., w którym było nam duszno i z którego chcieliśmy się wyrwać. Przypomnijmy: dziwaczny triumf swego rodzaju pozytywizmu prawniczego, proceduralnej demokracji i takiej wizji państwa, w której nie było miejsca na wartości czy tradycję. Dziki leseferyzm w sferze kultury – prawda miała konkurować na równych prawach z kłamstwem, a państwu nie wolno było zajmować w tych sporach żadnego stanowiska. Porzucenie polskiej tradycji – odesłanie jej do lamusa, „oddanie jej historykom”, jak to się wtedy mawiało, na czele z wielką tradycją Solidarności (którą pogardliwie nazywano „styropianem”, „kombatanctwem”, za której istnienie przepraszano). Nagły odwrót od Kościoła i religii. Te rzeczy nie tylko bolały. One zadziwiały jako intelektualny błąd, jako defekt myślenia. Nie chcieliśmy jednak twórcom nowej rzeczywistości przeciwstawiać tylko gniewu, choćby najbardziej słusznego. Potrzebna była zarówno krytyka, jak i pozytywna alternatywa.

Opisanie tego błędu i zaproponowanie innej drogi wymagało sięgnięcia do źródeł – do filozoficznych sporów obecnych w historii Zachodu od momentu narodzin nowoczesności, przede wszystkim zaś do sporu konserwatystów z liberałami. Głębiej nawet – do klasycznej filozofii, bo lektura platońskich dialogów ukazywała, jak wiele z naszych kłopotów jest tylko wariantem sporów opisanych już w Gorgiaszu czy Państwie.  Piszę o tym dlatego, że bez przywołania tego kontekstu nie sposób zrozumieć na przykład postulatu polityki historycznej wysuniętego przez nasze środowisko. Żeby była jasność – walcząc z polską odmianą demoliberalnych porządków, nie walczyliśmy z samą ideą demokratyczną. Chodziło raczej o to, jak dokonać jej komunitariańskiej korekty, jak demokratyczną formę nasycić wspólnotową treścią, jak związać ją z polską i zachodnią tradycją, jak sprawić, aby dostrzegła znaczenie religii dla sfery tego, co polityczne. Polityka historyczna była bodajże najbardziej udaną formą takiej „korekty”. W historii jednak jest tak, że zwycięstwa znoszą swoje przyczyny. Przywołane tutaj hasło polityki historycznej, dziesięć lat temu budzące wielkie emocje i atakowane z wielu stron, dzisiaj stało się już trwałym i do pewnego stopnia nawet oczywistym elementem rzeczywistości.

Ta uwaga jest ważna dlatego, że nowe pokolenie, pokolenie współczesnych trzydziestolatków, zmaga się już z innymi problemami. Z ich perspektywy lata 90. to czasy odległe i niemalże dziewicze: na uniwersytetach gender studies ledwo raczkowały, odwoływanie się do marksizmu kompromitowało nie tylko politycznie, ale i towarzysko, kapitalizm szalał, ale i dawał możliwości nieograniczonych karier – zamiast szklanego sufitu widniało hasło: „sky is the limit”.

Dariusz Gawin

Teskt opublikowany w tomie Konserwatyzm. Państwo. Pokolenie


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.