Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Bruno Maçães: Podwójne życie Amerykanów

Bruno Maçães: Podwójne życie Amerykanów

Zimna wojna, początkowo toczona zapewne przez trzeźwych i skrupulatnych zawodowców, zyskała własne odmiany nierzeczywistości. Wystrzelenie Sputnika przez Związek Sowiecki w roku 1957 wyniosło co najmniej fragment planetarnego starcia o dominację w przestrzeń kosmiczną, gdzie niepodzielnie rządziła wyobraźnia. Z tego epizodu Stany Zjednoczone wysnuły wniosek, że zwycięzcą w starciu o przyszłość może okazać się strona dysponująca większą dozą twórczej wyobraźni. Nie wystarczyło już samo bycie na prowadzeniu; uczestnicy wyścigu musieli dbać o to, by było widać, że prowadzą.

Wesprzyj wydanie książki Początek historii. Narodziny nowej Ameryki Bruno Maçãesa!

Kiedy Ameryka cieszyła się blaskami powojennego boomu, jej poważna, pracowita i trzeźwa tożsamość ucierpiała w wyniku radykalnej przemiany. Jackson Pollock zapoczątkował autentycznie amerykańską sztukę, a jego twórczość wiązała się znacznie bardziej z gestem, samym aktem twórczym, niż ze skończonym dziełem. Amerykańska predylekcja do działania powiązana została z intelektualną świadomością. Jednemu po drugim, amerykańskim malarzom płótno zaczęło się jawić raczej jako scena, na której można działać, niż przestrzeń, na której należałoby odtwarzać – czy choćby przekształcać – rzeczywistość. Tym, co miało zajść na płótnie, nie był obraz, a wydarzenie. Malarz stał się aktorem, w wyniku zaś tej przemiany zwyczajowa pogoń za europejskimi gatunkami sztuki ustała. Amerykanie zaczęli grać według innych zasad[1].

Powaga zanikała, a środek ciężkości przesuwał się z Nowej Anglii i Nowego Jorku do kalifornijskiej krainy snów. W roku 1955 Ameryka mogła wreszcie z dumą określić młodą koterię pisarzy i artystów mianem własnej. Czy ktokolwiek mógłby wziąć Jacka Kerouaca albo Elvisa Presleya za Europejczyków? W tym samym roku otwarto Disneyland.

W opublikowanym w marcu 1961 roku eseju – a jest to pierwsze twierdzenie tego rodzaju, które udało mi się znaleźć – powieściopisarz Philip Roth przekonywał, że stojącym przed amerykańskim pisarzem zadaniem będzie odtąd uczynienie rzeczywistości bardziej prawdopodobną lub wiarygodną. Nie wychodzenie poza autentyczne wydarzenia, ale obejmowanie ich. „Zdumiewa, oburza, rozjusza, a nawet budzi swego rodzaju zakłopotanie naszej skromnej wyobraźni. Rzeczywistość bezustannie przeskakuje niski płotek naszego talentu, a kultura niemal codziennie wypluwa postaci, będące przedmiotem zazdrości każdego pisarza”. Jako przykład wskazywał słynną debatę telewizyjną między Kennedym a Nixonem: „Wszystkie te machinacje związane z makijażem, czasem na odpowiedź, całe to zastanawianie się, czy pan Nixon powinien w trakcie odpowiedzi patrzeć na pana Kennedy’ego, czy może odwracać wzrok – całość wydawała się tak niezwiązana z tematem, tak dziwaczna i zaskakująca, że złapałem się na tym, że zaczynam żałować, że sam tego nie wymyśliłem”. I to z dwóch przyczyn, dodawał. Po pierwsze, bo to bardzo dobra literatura. Po drugie, bo gdyby to był wymyślił, nie byłoby to prawdą i nikt nie musiałby z tym żyć. „A potem gazeta codzienna napawa człowieka zdumieniem i obawą: czy to w ogóle możliwe? Czy to się dzieje naprawdę?”[2] Telewizja zaczęła pożerać świat.

W wydanej w tym samym roku książce historyk Daniel Boorstin mógł już przestrzegać współczesnych: „stoimy wobec ryzyka, że staniemy się pierwszymi ludźmi w historii, którym powiedzie się uczynienie własnych iluzji tak żywymi, tak przekonującymi, tak realistycznymi, że w nich zamieszkamy. Jesteśmy narodem największych iluzji na świecie. A jednak nie ważymy się ich utracić, bo te nasze iluzje są właśnie domem, w którym mieszkamy; to nasze wiadomości, nasi bohaterowie, nasze przygody, nasze gatunki sztuki, ogół naszego doświadczenia”[3].

Amerykanie od jakiegoś czasu wiodą podwójne życie, sugerował Norman Mailer w roku 1960, a amerykańska historia porusza się dwoma strumieniami, jeden z nich jest widoczny, a drugi – podziemny. Jest historia polityki – konkretna, oparta na faktach, praktyczna i nudna, i jest sekretna rzeka romantycznych pragnień, wyśnione życie narodu. Źródeł owego podziemnego strumienia Mailer upatrywał w momencie, kiedy ostatecznie zdobyto zachód (frontier) i siła ekspansji zwróciła się do wewnątrz, stając się częścią nerwowego, nadpobudliwego, przegrzewającego się, wyśnionego właśnie życia. Romantyczne obietnice dawnego podboju ziemi przekształciły się w wertykalny mit, złapany w pułapkę umysłów i bezwstydnie wykorzystywany przez hollywoodzkie wytwórnie filmowe. Wraz z Kennedym owa podziemna rzeka w całej swojej gwałtownej potędze zaczęła być odczuwalna na powierzchni. Gdy kandydat ten przybył na konwencję Demokratów – naturalnie, do Los Angeles – Mailer wyczuł pewien niepokój wobec tego, co miało wkrótce nadejść. „Amerykańska polityka miała teraz stać się ulubionym filmem Ameryki, główną operą mydlaną Ameryki, amerykańskim bestsellerem”. Jednak wszystko pozostało w swoich granicach – do czasu. Kennedy wyglądał może jak gwiazda filmowa, jego maniery były nienaganne, gesty cechowała siła i refleks, ale jego świadomość społeczna, jego idee, pozostawały konwencjonalne. W roku 1960 było wciąż prawem życia politycznego, że tylko konwencjonalny umysł może zwyciężyć w wyborach[4].

Zimna wojna, początkowo toczona zapewne przez trzeźwych i skrupulatnych zawodowców, zyskała własne odmiany nierzeczywistości. Wystrzelenie Sputnika przez Związek Sowiecki w roku 1957 wyniosło co najmniej fragment planetarnego starcia o dominację w przestrzeń kosmiczną, gdzie niepodzielnie rządziła wyobraźnia. Z tego epizodu Stany Zjednoczone wysnuły wniosek, że zwycięzcą w starciu o przyszłość może okazać się strona dysponująca większą dozą twórczej wyobraźni. Nie wystarczyło już samo bycie na prowadzeniu; uczestnicy wyścigu musieli dbać o to, by było widać, że prowadzą. Gore Vidal opisuje rozmowę, którą odbył z Kennedym po jego powrocie ze sławnego spotkania z Chruszczowem w Wiedniu. Vidal pełen typowych dla siebie liberalnych koncepcji przekonywał, że Sowieci nie zagrażają Ameryce. Kennedy, jak twierdzi, zasadniczo się z nim zgadzał, ale potem dodał: „W tego rodzaju polityce liczą się pozory”. Dostarczyło to wielkiemu pisarzowi możliwości odgrzania swojej uwagi, że jedyną dziedziną sztuki wydaną przez Stany Zjednoczone jest reklama telewizyjna[5].

Wesprzyj wydanie książki Początek historii. Narodziny nowej Ameryki Bruno Maçãesa!

***

[1] H. Rosenberg, The American Action Painters, „Art News” 1952, Dec, nr 51 (8).

[2] Ph. Roth, Writing American Fiction, „Commentary” 1961, March.

[3] D. Boorstin, The Image, A Guide to Pseudo-Events in America, New York 2012, s. 240.

[4] N. Mailer, Superman Comes to the Supermarket, „Esquire” 1960, Nov.

[5] G. Vidal, History of the National Security State: Includes Vidal on America, Baltimore 2014.


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.