Czas powstawania poszczególnych dzieł w fascynujący sposób splótł się też z tworzeniem ikonicznych dla polskości miejsc, o których, za frazą Wyspiańskiego dotyczącą katedry krakowskiej powtórzyć by można „oto tu wszystko jest Polską” – pisze Adam Talarowski dla „Teologii Politycznej co Tydzień": „Polskość jak malowanie”.
Memory boom – tym terminem określa się panujące od kilku dekad wzmożone zainteresowanie mechanizmami rządzącymi pamięcią, także, a może przede wszystkim, pamięcią zbiorową. Interdyscyplinarne badania poszerzają i pogłębiają nasze rozumienie praw nią rządzących. Opublikowana niedawno praca Michała Łuczewskiego Kapitał moralny rzuciła nowe światło na – blisko przecież związaną, w pewnym sensie nierozłącznie funkcjonującą problematykę współczesnych polityk historycznych. Gdy jednak cofniemy się w przeszłość, by przyjrzeć się, jak utrwalało się spojrzenie na dzieje narodowe w okresie, w którym szeroko rozumiana kultura i sztuka zastępowały niemożność obywatelskiej partycypacji w strukturach niepodległego państwa, w czasach zaborczego podziału Rzeczpospolitej między trzy mocarstwa, osoba Jana Matejki i wpływ, jaki odcisnął na zbiorowej świadomości jawią się nam jako prawdziwie demiurgiczna rola kreatora i władcy masowej wyobraźni. Trudno byłoby próbować wymieniać innych polskich malarzy o choćby porównywalnej randze oddziaływania, niemal z konieczności wiodącej do samonarzucającego się w tych okolicznościach pytania o wzajemne relacje między sztuką a ugruntowaną na kulturze tożsamością narodową.
„Upamiętnienie” – to słowo dobrze oddające charakter lwiej części twórczości związanego przez całe życie z Krakowem artysty. Nie brakowało zresztą tych, którzy zżymali się na nią, jako na wytwór bardziej historyka niż prawdziwego arcymistrza pędzla. Począwszy od Zaprowadzenia chrześcijaństwa w Polsce otwierającego cykl Dzieje cywilizacji w Polsce, sięgającego do wydarzeń związanych z przybyciem Dobrawy i chrztem Mieszka, a na Konstytucji 3 Maja zakończywszy, Matejko postawił sobie za cel ukazanie węzłowych momentów historii niepodległego państwa i narodu. Przywołuje się często określenie Stanisława Tarnowskiego, który pisał o wypełnianiu „narodowej miłości własnej”, byłoby to jednak zdecydowanie zbyt upraszczające określenie, żeby wyczerpywać miało ideowe nasycenie Matejkowej historiozofii.
Czas powstawania poszczególnych dzieł w fascynujący sposób splótł się też z tworzeniem ikonicznych dla polskości miejsc, o których, za frazą Wyspiańskiego dotyczącą katedry krakowskiej powtórzyć by można „oto tu wszystko jest Polską”. O społecznym impakcie, którego jednym z efektów było niecierpliwe oczekiwanie na zapowiedziane zaprezentowanie przygotowywanych obrazów, przynajmniej wśród, mówiąc językiem epoki, „kulturalnej publiczności”, mógłby jedynie pomarzyć jakikolwiek współczesny polski artysta, wystawiający swe dzieła w galeriach; jak pisał Marian Gorzkowski: „Wieść, że pan Jan Matejko maluje bitwę pod Grunwaldem, rozeszła się po kraju z szybkością dźwięku po falach, a ciekawość wszystkich była tem większą, że autor, który już tyle arcydzieł utworzył, nigdy jeszcze żadnej bitwy nie wydał”. Wystawę inaugurującą działalność Muzeum Narodowego w Krakowie otwarto w 1883 roku, momencie największej sławy Matejki. Hołd Pruski natomiast podarowany został przez Matejkę krajowi dla zapoczątkowania zbiorów mającego się odrodzić Zamku Królewskiego na Wawelu. Również dziś trudno wyobrazić sobie miejsca takie jak Zamek Królewski w Warszawie czy Muzeum Narodowe w Warszawie bez monumentalnych arcydzieł krakowskiego mistrza: odpowiednio Rejtana (który zresztą wywołał po odsłonięciu niemały skandal i został przyjęty przez opinię publiczną dość wrogo) i Bitwy pod Grunwaldem.
Dziś trudno wyobrazić sobie miejsca takie jak Zamek Królewski w Warszawie czy Muzeum Narodowe w Warszawie bez monumentalnych arcydzieł krakowskiego mistrza
To ostatnie dzieło niejednokrotnie nazwano najsłynniejszym polskim obrazem; rzeczywiście, niełatwo byłoby zapewne odnaleźć rodaka, którego pierwsze skojarzenie po usłyszeniu tej frazy nie przywołuje w wyobraźni choćby zarysowej wizualizacji dzieła Matejki. Jak pisała we wstępie do otwierającego serię „Nowe Spojrzenia” tomu poświęconego reinterpretacjom Bitwy… wicedyrektor Muzeum Narodowego dr Katarzyna Murawska-Muthesius, odgrywa on dla Polaków rolę „uniwersalnego obrazu moralnego zwycięstwa nad wrogiem, który ukształtował wiele pokoleń Polaków i Litwinów. W ciągu ponad stu trzydziestu lat swojego istnienia Bitwa pod Grunwaldem Matejki wygenerowała bowiem nie tylko tysiące stron druku, ale także przekształciła się w niezwykle pojemny znak kultury wizualnej, stając się tematem setek kopii, naśladownictw, karykatur, parafraz i prowokacji, a także interpretacji filmowych oraz żywych obrazów, wykonywanych tak przez wiodących artystów, jak i amatorów, transponujących niełatwą materię Bitwy na wszelkie możliwe media i na każdą możliwą skalę”.
Już pierwsze prasowe relacje po prezentacji dzieła w krakowskim ratuszu nie szczędziły zachwytów; w popularnym piśmie kobiecym „Bluszcz” kilkustronicowy tekst, roztrząsający przy okazji m.in. kwestię lokalizacji samej bitwy i szczegółowo omawiający przedstawione przez malarza na płótnie postaci, kończył się konkluzją „pierwszą dopiero taką bitwę jak Grunwald Matejki sztuka wszech krajów i czasów z siebie wydała (…) Grunwald Matejki to piękność poważna, której oblicze duch głęboko wyrzeźbił, a którą dość było raz poznać, aby już do śmierci jej nie zapomnieć”. Stosunek recenzenta nie był jednak bezkrytyczny; prócz wątpliwości co do formy ukazania św. Stanisława na obrazie („dym pod nim wydaje się raczej dymem niebiańskim na obrazach świętych używanym, niż dymem ziemskim i ziemską kurzawą”) narzekał również na obfitość draperii, zarówno nierealistycznych, jak i zabierających obrazowi „przestrzeń i powietrze”: „Płaszcz Jungingena, choćby najsilniej mieczem Zyndrama podtrzymywany, nie mógł się tak bujnie w takich bogatych kształtach i w takiej wysokości rozwinąć”.
Arcyciekawym spojrzeniem na Jana Matejkę może być dziś namysł nad tym, jak współcześnie ustosunkowujemy się do stawianych przez niego na piedestał wartości
Zakres i głębia uwag prezentowanych w wydawnictwie adresowanym do szerokiej, czytającej publiczności kobiecej popularnym czasopiśmie, przywołuje na myśl skojarzenie z dobitnym tekstem Stanisława Przybyszewskiego (który, skądinąd, włożył w usta jednego z bohaterów swoich tekstów uwagi określające „malowidła Matejki” jako „pstrokatą jajecznicę ograniczonego geniusza”) z początków XX wieku: „Bo mimo wszystko sztuka – poonczas – miała jakieś znaczenie, dysputy o sztuce zajmowały dużo miejsca nie tylko w miesięcznikach literackich, a było ich cztery czy pięć, ale nawet i w prasie codziennej; – publiczność roznamiętniała się dyskusją o zagadnieniach sztuki i brała w niej gorący udział, nie taki co prawda, jaki bierze obecnie w meczu pięściarzy, ale w każdym razie udział ten pozwalał wnioskować o pewnej kulturalności tegoż społeczeństwa. Kiedy raz po raz dostanie mi się rocznik jakiegoś pisma z onych czasów, to jestem wprost zdumiony, jakie wtedy jeszcze zainteresowanie budziła Sztuka i Literatura”.
Oczywiście, ten rodzaj zgredliwego narzekania na postępujący regres kulturowy każe przypomnieć opowiadany pomiędzy historykami żart o tym, że pierwszy znany sumeryjski tekst zapisany pismem klinowym pomstował na postępujący i nieunikniony, przedstawiony w tonie apokaliptycznym upadek obyczajów wśród młodzieży. Choć i my dzisiaj często mamy skłonność do pesymizmu w tej kwestii, kto wie, czy za kilka dekad, gdy sztuka kinematografii zepchnięta zostanie do roli całkiem marginalnej, w podobnym tonie odkurzone roczniki tygodników opinii z ostatnich lat nie zostaną przywołane jako przykład szczęśliwych czasów, gdy namiętnie dyskutowano o problemach historycznych po premierze „Wołynia”, „Dywizjonu 303” czy „Miasta ‘44”.
Wracając jednak do głównego bohatera mojego tekstu – i wątku, od którego rozpocząłem rozważania – mam poczucie, że arcyciekawym spojrzeniem na Jana Matejkę może być dziś namysł nad tym, jak współcześnie ustosunkowujemy się do stawianych przez niego na piedestał wartości, sposobów przedstawiania moralnych wyborów osadzonych w kluczowych momentach polskiej historii. Poznając historię Polski w oświetleniu kolejnych pokoleń historyków, choćby poprzez lekturę monumentalnego dzieła profesora Andrzeja Nowaka, wadźmy się z Matejką, kwestionujmy proponowaną przez niego selekcję zdarzeń i postaw, szukajmy też nowych perspektyw odczytania kanonicznych dzieł, prowadźmy z nimi dialog warunkowany naszą zmieniającą się wrażliwością, ale przy tym pamiętajmy, jak ważny z perspektywy wspólnotowej jest kanon kulturowych odniesień, kształtujących przestrzeń dla porozumiewania się w jej obrębie.
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!
(ur. 1991 r.) członek redakcji „Teologii Politycznej”. Absolwent Wydziału Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego, doktorant. Redaktor naukowo-merytoryczny książek poświęconych Pawłowi Włodkowicowi i polskiej szkole prawa międzynarodowego wydanych przez Fundację Świętego Mikołaja/Teologię Polityczną wraz z Narodowym Centrum Kultury: „Paweł Włodkowic i polska szkoła prawa międzynarodowego”, „Prawo ludów i wojna sprawiedliwa”, „Paweł Włodkowic i Stanisława ze Skarbimierza”. Redaktor „Teologii Politycznej Co Tydzień”, a także współorganizator wydarzeń o tematyce społeczno-politycznej, religijnej i kulturalnej.