Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Wybór esejów o słowach i drzewach – Ernst Jünger

Wybór esejów o słowach i drzewach – Ernst Jünger

Samogłoska stanowi więc efemeryczny materiał słowa. Zawiera się w niej barwa, podczas gdy poprzez spółgłoski dany jest rysunek .

Ernst Jünger
Wybór esejów o słowach i drzewach
wydawca: Aletheia
2017

Poniższe rozważania będą poświęcone samogłoskom.

1

Jeśli porównać te dźwięki najpierw ze spółgłoskami, uderza ich delikatniejsze i bardziej ulotne życie.

W tym sensie tworzą one miękką tkankę słów i języków, podczas gdy dzięki spółgłoskom ucieleśnia się sztywniejszy kościec. Dlatego również zmiany języka, jego rozwój, modyfikacje i regres dotykają samogłosek najpierw i najłatwiej. Niczym jakaś płochliwa siła życiowa najszybciej umykają z ciała języka, gdy tymczasem twardszy pancerz spółgłosek zachowuje kształt często przez stulecia, a nawet mimo rozmaitych przemian ras, ludów i języków.

Spółgłoska wyróżnia się więc w obliczu ataków czasu większą stałością i niezawodnością. W językach semickich uznaje się ją za nośnik podstawowego znaczenia słownego, które samogłoska tylko cieniuje. Odpowiednio do tego w pismach często wyraża się samogłoski drugorzędnymi znakami. Niewątpliwie ma to głębszy związek z duchem prawdziwego ludu prawa – z duchem, który objawia się w nieprzerwanej ciągłości tradycji, w korzystaniu z kamiennych tablic i w służebnej roli kobiety.

Wspomnieliśmy ten ostatni wyróżnik w nawiązaniu do pięknego stwierdzenia Jacoba Grimma, że „najwyraźniej samogłoskom trzeba przypisać kobiece, a spółgłoskom męskie podłoże”.

2

Samogłoska stanowi więc efemeryczny materiał słowa. Zawiera się w niej barwa, podczas gdy poprzez spółgłoski dany jest rysunek.

Jak jednak wiemy, na rzeczy efemeryczne można patrzeć rozmaicie, równają się bowiem dawnym bożkom o zwierzęcych korpusach połączonych z obliczem demona. Z jednej strony efemeryczność wkracza ciągle w czas i jest nieustannie przez niego niszczona, z drugiej wdziera się w nią prawdziwe życie, niepowtarzalne, a zarazem wieczne.

Ta relacja uwydatnia się nam, gdy pamięć chce przywołać obraz minionych dni .Nie oferują się jej wtedy do dyspozycji jakieś wielkie i regularne struktury, lecz życie wraca strugą barw, dźwięków i zapachów. Dlatego łatwiej nam przypomnieć sobie kwiaty, które wtedy kwitły, niż kalendarzową datę tamtego momentu. Co również godne uwagi, takie rzeczy same do nas przypływają i nie wymaga to żadnego wysiłku woli.

Czy jednakowoż nie dotyczy to wszystkich w ogóle głosek i dlaczego właśnie ulotna samogłoska ma być jakimś szczególnym kluczem do komnat serca życia? Aby to bliżej ukazać, zajmiemy się pewną dalszą właściwością samogłosek.

Zastanawiając się nad słowami, odkryjemy, że w samogłosce wybrzmiewa ogólne lub lepiej: niewyodrębnione, w spółgłosce zaś konkretne znaczenie. W samogłosce panuje jedność, spółgłoska wnosi rozmaite rzeczy. Odpowiednio do tego wszelkie okoliczności, jak specyfika materiałów i ruchów, są uwydatniane przez spółgłoski. Rozważmy, aby podać jakiś przykład, W, które w naszym języku ma szczególne związki z wodą, a także z równowagą. Tak jest we wszystkich utworach poetyckich, w których znajduje wyraz igranie wody. Od słów „Woda się burzy, woda się wzdyma” [przeł. L. Nabielak] zaczyna się ballada [Goethego] o rybaku, która w niezrównany sposób ukazuje ducha wody. W występuje w niezliczonych słowach bliżej lub dalej spokrewnionych z ruchem, czy to wody, czy wagi, jak w słowach: Welle, Woge, Wirbel, Quelle, Qualle, Quecksilber [qu-­: czyt. kw-­], schwanken, schwellen, wallen, wackeln, Wendel, wenden, Wiege, Gewicht, wricken, Wechsel, weben, Wette, Wandel, Wahl. Podobnie rzuca się w oczy rola, jaką W gra w naszych słowach pytajnych – a więc w takich, które wzywają do jakiegoś wyboru lub rozważenia. Za pośrednictwem ten i wtedy określa się stan rzeczy, o który pytamy słowami kto [wer] i kiedy [wenn].Czubek w spoczynku nazywamy Gipfel [szczyt (góry)], a ruchomy – Wipfel [wierzchołek (drzewa)].

Podobne relacje spotkamy w przypadku niemal wszystkich spółgłosek, które można pogrupować podług starożytnych czterech żywiołów. I tak, H to znak powietrza, tak jak W jest znakiem wody. Hamann, który znał się na literach, w cudownym krótkim utworze Neue Apologie des Buchstaben H [Nowa obrona litery H] pisze o H jako symbolu i tchnieniu ducha.

Zatem możemy uważać spółgłoski za znaki, w których znajduje wyraz pewien konkretny stan, charakter, krótko mówiąc, to, co zmienne. Ten fakt jest tym bardziej godny uwagi, że przecież ulotną i efemeryczną materię słowa tworzą samogłoski. Wynika on jednak z ogólnej prawid-łowości; także oko gnije wcześniej niż kapsuła, która je otacza, a mimo to fizjonomika zapewnia nam głębsze wiadomości o danej osobie niż nauka o czaszce.

Jak bardzo spółgłoska jest obciążona powinnością zmieniania różnorodności, najwyraźniej może powiedzą nam wersy, w których język przy powtarzającej się samogłosce stara się za pomocą gry spółgłosek uchwycić i wyczerpać rodzaje oraz odmiany pewnego stanu. Tak w Hochzeitlied [Pieśń weselna] Goethego:

Da pisperts und knisterts und flüsterts und schwirrt

[Gadanie, szelesty i szepty, i brzęk]

lub

Nun dappelts und rappelts und klapperts im Saal.

[Tupanie, łomoty i klekot w sali]

Z miejscami tego rodzaju wiąże się zresztą nie bez racji jakieś niezaspokojenie, jakiś głód; stanowią one próbę połknięcia świata; także de Sade w swoich dramatach lubi podobne wyliczenia słów. Wspomnieliśmy już o stosunku spółgłosek do prawidłowości, ale tajemniczy związek zachodzi także między spółgłoskami a wolą. Starogermańska aliteracja jest rymem męskim; język techniki jest ubogi w samogłoski. Dzieje się tak zwłaszcza tam, gdzie przechodzi w sam tylko język dźwięków.

Żaden wszakże ruch spółgłosek nie zdoła wymusić tego, co samogłoska zapewnia bez wysiłku. Wersy takie jak te z Pieśni weselnej mają w sobie coś otwartego, wzywają do kontynuacji, podczas gdy tam, gdzie roztacza się czar samogłosek, powstaje wrażenie czegoś definitywnego i zamkniętego.

Na tej relacji opiera się wyższa ranga, jaką trzeba przyznać wierszowi lirycznemu w porównaniu z balladą, choć jest pewna granica, u której przechodzą one w siebie nawzajem. Ballada skłania się ku rysunkowi, woli, spółgłosce, wiersz liryczny – ku barwie, ukojeniu i samogłoskom. Niezależnie od przywołanych właśnie przykładów trzeba powiedzieć, że ballady Goethego zamieszkuje większy spokój niż ballady Schillera, w których efekt spółgłoskowy niekiedy nawet przeszkadza. To wrażenie wzmaga się, gdy zarazem usztywnieniu ulega metrum i staje się górnolotne, często aż do śmieszności jak na przykład u Freiligratha. Ludzkie ucho jest wyczulone na taką pretensjonalność i odpowiada parodią. Oczywiście jest też pewna spółgłoskowa zdolność wysokiej rangi, ale łatwo tam o posmak artystowskiego efekciarstwa. Także ta zdolność zakłada pewien zmysł do metrum pozwalający łatwo i zręcznie ukuć wers – metrum dzieli taki język jak stawy kościec. Tu mistrzem jest u nas Rückert, a wiąże się to bez wątpienia z jego szczególnym talentem do języków orientalnych. Warto też wspomnieć stary słynny tętent „Quadrupedante putrem …” [Wergiliusza].

Spółgłoska przyciąga powierzchowną obserwację, kieruje zmysł na szczegół. Ta różnica uwidacznia się zwłaszcza tam, gdzie ten sam nastrój znajduje wyraz na sposób a to ocierający się o balladę, a to czysto liryczny.

Jest to fragment eseju Pochwała samogłosek 


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.