Czy współczesny świat demokratyzuje się do tego stopnia, że pozbawia się – poprzez media społecznościowe – pośredników, szukając bezpośredniej konfrontacji? A może demokratyzacja dyskursu pozbawiana jest elementu arystokratycznego w postaci redaktorów czuwających nad treścią? Gdzie znajduje się siła i słabości tak ułożonej przestrzeni informacyjnej? Jakie z tego płyną implikacje dla debaty publicznej? To są kwestie, które pod pretekstem przypadającego 24 stycznia Światowego Dnia Środków Masowego Przekazu, chcemy postawić w centrum kolejnego numeru
Media społecznościowe są już stałym elementem życia politycznego i społecznego współczesnego świata. Trudno dziś wyobrazić sobie politykę bez stałego rezonansu, który jest wzbudzany za ich pomocą. Oto Prezydent Stanów Zjednoczonych pisze tekst nie przekraczający 140 znaków – publikując go na powstałym nieco ponad dekadę temu Twitterze – i rozpętuje się awantura, która zahacza o notowania giełdowe, a nawet szerokim echem odbija się w stolicach państw zza Oceanu. W takim świecie żyjemy. To on nas teraz otacza siecią, z której niepodobna się wydostać. I nie o to chodzi, aby utyskiwać i wzbudzać próżny lament nad tą (wirtualną?) rzeczywistością, ale spróbować zrozumieć otoczenie, w którym żyjemy. A mam wrażenie, że prędkość tych przeobrażeń zaczyna już dzielić czas z dawnego paradygmatu pokolenia na nowy – w którym różnią się już pomiędzy sobą kolejne roczniki. Jak to się mówi: it escalated quickly.
Zanim o konsekwencjach tego stanu rzeczy – chyba warto odnotować, że rozwój nowych technologii – w tym tych ze świata mediów i komunikacji, zaczyna ścierać w pył stary porządek medialny. Kiedyś to mass-media były pewnym novum, które silnie wpłynęło na paradygmat polityki – niezależnie od utrwalonego systemu: od demokratycznego po totalitarny. Formuła mediów była z kolei konsekwencją przyjętego oświeceniowego paradygmatu wiary w moc rozumu obywateli, którzy do sprawowania kontroli nad pozostałymi władzami, potrzebują jedynie odpowiedniej dozy informacji. Tak budowana pozycja racjonalności wyrzuciła poza nawias wszelkiego rodzaju namysł nad niebezpieczeństwem rosnącej w siłę kolejnej władzy (obok trzech pozostałych – zgodnie z Monteskiuszowym podziałem), która przejęła właściwie rolę opinii całej wspólnoty politycznej.
Dziś sytuacja zdaje się odwracać. Jednak czy na pewno mamy powrót do założeń o pełnym dostępie do wiedzy społeczeństwa obywatelskiego, które realizuje się poprzez media społecznościowe? Niewątpliwie widoczne jest skrócenie dystansu pomiędzy nadawcą a odbiorcą. Dziś sami wybieramy kogo chcemy słuchać, kogo pogładzić palcem skierowanym w górę, a kogo zganić emotikoną z zaciekłym grymasem. Tworzymy własne bańki informacyjne, które przy odpowiednich algorytmach chytrze wyłapujących nasze upodobania, co raz szczelniej otaczają nas, grodząc dostęp do innych zasobów wiadomości. A zatem demokratyzacja zdaje się być cokolwiek ułomna, aby nie powiedzieć pozorna.
Należy w końcu zadać pytanie, gdzie plasuje się rola tradycyjnych mediów z redakcjami, nadawaniem tonu, rozkładaniem akcentu – i pełnieniem roli kierowania uwagi odbiorców i brania za to pełnej odpowiedzialności. W na nowo ułożonej przez media społecznościowe przestrzeni informacyjnej, gdzie jesteśmy zarówno odbiorcami i nadawcami, na równych prawach (a nawet – po zapowiadanej nowej polityce Facebooka – na lepszych zasadach) z czołowymi redakcjami i całymi koncernami medialnymi, wystawiamy się na trudy związane z iście salomonowym wyzwaniem rozróżnienia prawdziwych informacji od tzw. fake newsów. Trzymając się biblijnych porównań, jesteśmy w sytuacji Adama, który skuszony wizją Drzewa Poznania, sięga po upragniony cel, który ma to umożliwić. Czy efekt w obydwu przypadkach nie jest podobny?
Czy współczesny świat demokratyzuje się do tego stopnia, że pozbawia się – poprzez media społecznościowe – pośredników, szukając bezpośredniej konfrontacji? A może demokratyzacja dyskursu pozbawiana jest elementu arystokratycznego w postaci redaktorów czuwających nad treścią? Gdzie znajduje się siła i słabości tak ułożonej przestrzeni informacyjnej? Jakie z tego płyną implikacje dla debaty publicznej? A może właśnie serwujemy sobie świat iluzji, który opakowany jest w marzenia o przekroczeniu granic jak z globalnej wioski McLuhana? To są kwestie, które pod pretekstem przypadającego 24 stycznia Światowego Dnia Środków Masowego Przekazu, chcemy postawić w centrum kolejnego numeru.
Jan Czerniecki
Redaktor naczelny
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!
Redaktor naczelny Teologii Politycznej Co Tydzień. Wieloletni koordynator i sekretarz redakcji teologiapolityczna.pl. Organizator spotkań i debat. Koordynował projekty wydawnicze. Z Fundacją Świętego Mikołaja i redakcją Teologii Politycznej związany od 2009 roku. Pracował w Ośrodku Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego oraz Instytucie Pileckiego. Absolwent archeologii na Uniwersytecie Warszawskim.