Z pewnością w dobie, gdy prostacki realizm polityczny zdaje się suflować jedynie materialne odpowiedzi na rolę narodów w dziejach, gdzie to twardy interes ma kształtować wartości, dostosowując je do bieżącej potrzeby – dzieła Mickiewicza obrazują inny rodzaj namysłu nad historią, ale i przyszłością także w kontekście polityczności. Co w spadku zostawił naszej wspólnocie politycznej? Czy jest to niechciany bagaż, z którym nie umiemy się uporać, czy raczej wyzwanie, któremu nie umiemy sprostać? To są sprawy, które chcemy postawić w centrum numeru.
Jak mierzyć się z takim gigantem? Dość powiedzieć, że stoi na nim niemała część naszej kultury i do niego referuje pokaźna część polskich idei politycznych, ba! meblował (mebluje?) nam głowy przez dziesięciolecia tak mocno, że czasem już nie wiemy, czy to sami tak myślimy czy też myślimy nim. Oczywiście, część chciałaby z niego brać jedynie to co uchwycone w poezji, dramacie czy eposie, gdzieś na boku pozostawiając ideowe kulisy, a przecież to właśnie tam wykuwały się zręby architektury tej twórczości – tam uzyskiwały swój kształt, ciało, powab i maestrię. Niepodobna rozdzielić twórczości Mickiewicza od jego filozofii – więcej! od jego teologii politycznej. Stanowi ona bowiem głęboką syntezę romantycznej filozofii politycznej, gdzie przecież naród jest uchwycony jako podmiot moralny i duchowy o wyjątkowej misji w dziejach, jednocześnie uwidacznia się idea o transcendentalnych jego celach: z wielką wizją dziejów, która splata to, co politycznie immanentne z opatrznościowym planem. Nie da się zrozumieć pewnych współczesnych odniesień – nawet w próbie ich przełamania i podważenia, bez zrozumienia ich źródła, które zdaje się ciągle żywotnie pulsować.
Powiedzmy to wprost: Mickiewicz utożsamiał politykę z wymiarem teologicznym. Nie jest to innowatorskie ujęcie jego twórczości, jednak gdy zaczniemy schodzić niżej i zobaczymy jak polityczne terminy i wydarzenia nabierały dla niego znaczenia teologicznego, obrazując jak historia ludzkości układa się podług pewnego planu, który ma jasno zakreślony telos, a różne etapy historii są etapami zbliżania się do Boga – na nowo wejdziemy w pewną charakterystyczną logikę dziejów. W tych rozważaniach uwidacznia się od razu napięcie między sprawiedliwością a niesprawiedliwością, w kontekście nie tylko narodowej egzystencji, lecz również całościowej roli Polski. Ponieważ podmiotem dziejów staje się wspólnota – jak dawny Izrael, którego dzieje splecione są z Bożym planem tak ściśle, że niepodobna ich rozdzielić – jedno wypływa z drugiego. Mickiewicz rozumiał dzieje w dość podobny sposób, co redaktorzy Starego Testamentu, jako zapis dialogu Boga z narodem, gdzie realizuje się wielki zamysł i gdzie zarówno Alfa i Omega – są ze sobą w ścisłej relacji.
To właśnie wspólnota polityczna jest zarazem nośnikiem teologicznej treści. Nie był to – w rozumieniu Mickiewicza – jedynie zbiór ludzi o wspólnym pochodzeniu, który posiada pewne zadanie dziejowe. Jest ona upatrzona i wybrana. Słynne „Polska Chrystusem Narodów” z trzeciej części „Dziadów” – doskonale obrazuje charakter tej idei. Jednocześnie sprowadza nas na zupełnie inne tory rozumienia codziennych zmagań wspólnoty politycznej, jej doraźnych celów czy nawet poważnych wyzwań, które przed nią stoją. W perspektywie historio-zbawczej – mamy do czynienia z wielkim napięciem, w którym wspólnota polityczna nie jest kierowana jedynie interesem, organizowana przez materialne zaplecze czy nawet definiowana przez cywilizację. Posiada inny punkt odniesienia, który sytuuje go na mapie duchowej i w wymiarze misji, która nie może być liczona w miesiącach, pięciolatkach, kadencjach, lecz w… eonach! Tym samym Mickiewicz oferuje unikalne spojrzenie na polityczność, które oczywiście w pewnej formie nadal trwa, choć coraz częściej – po schmittiańsku – w sekularyzowanej formie.
Jednak z pewnością – gdy na nowo rozważamy rolę naszej wspólnoty politycznej – szukamy w nowych warunkach pewnej idei, która ogarnie czym jest polskość. Spostrzegamy podpowiedzi, że to geopolityka jest dzisiaj najskuteczniejszą ideologią narodową i stajemy wobec zagadnienia o podobnym wymiarze: czym jest polityczność? Realizmem, który każe jasno, racjonalnie definiować cele, chłodno oceniać możliwości, szukać roztropnych sposobów na uczynienie państwa silnym i sprawnym? A może wizją, która osadza całość wspólnoty doświadczeń w innym porządku, gdzie obok doraźnego cyklu dziejowego, powinniśmy szukać szerszej perspektywy, która nie boi sięgać po wymiar eschatologiczny? A może da się pogodzić oba – jak nieraz bywało w dziejach samego starożytnego Izreala? Co wtedy zaś z wersetem „królestwo moje nie jest z tego świata”?
Z pewnością w dobie, gdy prostacki realizm polityczny zdaje się suflować jedynie materialne odpowiedzi na rolę narodów w dziejach, gdzie to twardy interes ma kształtować wartości, dostosowując je do bieżącej potrzeby – dzieła Mickiewicza obrazują inny rodzaj namysłu nad historią, ale i przyszłością także w kontekście polityczności. Co w spadku zostawił naszej wspólnocie politycznej? Czy jest to niechciany bagaż, z którym nie umiemy się uporać, czy raczej wyzwanie, któremu nie umiemy sprostać? To są sprawy, które chcemy postawić w centrum numeru.
Jan Czerniecki
Redaktor naczelny
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!