Marian Hemar to jednoosobowa instytucja – tysiące niezwykle popularnych piosenek, w tym szlagierów, setki wierszy, sztuki, słuchowiska radiowe – postać, która wypełniła polską kulturę przedwojenną i emigracyjną. Zaś jego życiorys wpisany w doświadczenie XX wieku czyni z niego postać emblematyczną dla polskiego losu. Czy trzeba więcej argumentów, aby na nowo sięgnąć do tej postaci?
Lwów – Warszawa – Londyn. Niekiedy to już pewna sekwencja miejsc opowiada pewną historię nie tylko o losie osoby, ale i szerszym kontekście, w który był wpisany. Dramat dziejów Rzeczypospolitej w XX wieku w pewnym stopniu referuje do tego schematu. Za każdym z tych miast stoi cała epopeja, która w polskich oczach rysuje się nader wyraźnie. Lwów – symbol polskich Kresów, walki o niepodległość, jak i jej utraty z całym dziedzictwem tej części państwa. Warszawa – symbol odrodzenia państwa i wolności, ale też tragedii rozegranej przez dwa totalitaryzmy, jak i Londyn – ucieleśnienie polskiego emigracyjnego losu. Jeżeli do tego kontekstu dodamy postać Mariana Hemara, którego biografia wpisana jest w ten porządek – ujrzymy polski XX wiek zarówno w mikro jak i makro historii. Jednak nie sama historia jest tu jedynie ciekawa i emblematyczna, ale sam literacki geniusz ze Lwowa ubogaca i tworzy tę przestrzeń – szczególnie w wymiarze kultury.
Pomimo że wszyscy znamy teksty piosenek jego autorstwa, sama postać nieco pozostaje przykurzona. (Notabene: tu też historia kładzie się długim cieniem, z komunistyczną obsesją cenzury i wygumkowywania niechcianych postaci). Dlatego warto dla porządku zacząć od początków – jak to filozofowie lubią najbardziej. Marian Hemar urodził się 6 kwietnia 1901 we Lwowie, jeszcze w zaborze austriackim, w rodzinie pochodzenia żydowskiego – jako Jan Marian Hescheles. Tam też wzrastał. W wieku siedemnastu lat zgłosił się jako ochotnik do wojska polskiego i wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej 1920 roku. W tym mieście odbył też studia na Uniwersytecie Jana Kazimierza na fakultetach medycznym i filozoficznym. Jednak podobnie jak „Boy” nie został w zawodzie. Szybko poczuł pasję parania się słowem i szczególną jego kompozycją – satyrą. W roku 1925 Hemar przeniósł się do Warszawy i wraz z Julianem Tuwimem był kierownikiem literackim przesławnego teatrzyku „Qui pro Quo”, współtworząc jego teksty. Później w latach 30. stał się już prawdziwym demiurgiem, tworzącym życie kulturalne Warszawy. Co ciekawe, nie ulegał on prostej definicji kabaretu z jej prostymi lub wręcz prostackimi frazami, ale adaptował teksty kultury wyższej, przez co piosenki, teksty wychodzące spod jego pióra odróżniały się oryginalnością i pomysłem. We wrześniu ‘39 autor piosenki „Ten wąs” musiał uciekać z Warszawy. Hemar przedostał się do Rumunii, a następnie w latach 1940–1941 był żołnierzem Karpackiej Brygady w Palestynie i w Egipcie, gdzie walczył pod Tobrukiem. W wojsku prowadził pracę kulturalną, komponując hymn dla swojej brygady, a także tworząc „Czołówkę Teatralną”, pisząc do niej teksty, które są śpiewane do dziś. Od 1942, na wyraźne polecenie Władysława Sikorskiego, pracował w Londynie w Ministerstwie Informacji i Dokumentacji, gdzie pozostał nie tylko do końca wojny, ale i na emigracji do końca życia.
W jego twórczości, ale też życiu króluje podwójna dominanta: żartu i satyry, jak i refleksji oraz tęsknoty
Gdy mówimy czasem o soft power państwa, czy jego kultury, warto przywołać ten fenomen, który ukształtował takie postaci jak Hemar. Sam przyznawał, że od dziecka urzekała go polskość i polska literatura. Pożądał wpisania się w tę tradycję do końca – to ona jawiła mu się jako spełnienie wszystkiego, co mieści się w tej najwyższej formie uczestniczenia w bogatej kulturze. Zresztą wystarczy przytoczyć jedno z jego wspomnień: „Jestem z tego szczególnego w historii polskiej pokolenia, które urodziło się w niewoli, poznało cudowny, nieogarnięty myślą wstrząs wolności, poznało walkę rzeczywistości z marzeniem i doświadczyło utraty wolności, zanim z tej wojny, rzeczywistości i marzenia mogła wyłonić się nowa synteza polskiego bytu. Jestem z pokolenia, które wyssało z mlekiem matki – choć jeśli o mnie chodzi, nie polskiej – zapamiętałą, gorącą, nigdy nie ostygłą miłość do polskiej poezji i literatury, z pokolenia, dla którego literatura znaczyła Summa Poloniae, znaczyła najwyższą sublimację polskości, a Polska była jednoznaczna z literaturą najwyższego rzędu. Nasz stosunek do literatury był stosunkiem nabożeństwa, myśmy owo nabożeństwo i uwielbienie przenieśli na pisarzy. Od młodości tak wczesnej, że niemal od dzieciństwa, żyłem w tej niezachwianej wierze, że być polskim pisarzem wierszy lub powieści, to najwyższa ranga ludzka, najwyższa nobilitas, że to znaczy być już pół-duchem, pół-bogiem na ziemi”.
W jego twórczości, ale też życiu króluje podwójna dominanta: żartu i satyry, jak i refleksji oraz tęsknoty. Pomiędzy wierszami, burleskami, fraszkami, tekstami, które z uśmiechem i przekąsem nawiązują do rzeczywistości, znajdują się również teksty poważniejsze, klarowne w formie, zarówno przenikliwe, jak i błyskotliwe. Jak pisał o nim Lechoń: „Hemar jest mistrzem rozgadanej, obliczonej na akustykę radiową czy kabaret, satyry politycznej; inteligentnym, czującym politykę i mającym naprawdę przekonania”. To przełamanie – na humereskę, ale i refleksję – dobrze komponuje się z biografią Hemara. U schyłku życia na dodatek dał się poznać jako znakomity tłumacz poezji, przekładając wszystkie sonety Szekspira, połowę ód Horacjusza. Jego wszechstronność i rozgoszczenie się w języku polskim, ale też szerzej kulturze europejskiej.
Marian Hemar to jednoosobowa instytucja – tysiące niezwykle popularnych piosenek w tym szlagierów, setki wierszy, sztuki, słuchowiska radiowe – postać, która wypełniła polską kulturę przedwojenną i emigracyjną. Zaś jego życiorys wpisany w doświadczenie XX wieku czyni z niego postać emblematyczną dla polskiego losu. Czy trzeba więcej argumentów, aby na nowo sięgnąć do tej postaci?
Jan Czerniecki
Redaktor naczelny