Nord Stream 2 jako przedsięwzięcie jawnie już polityczne obnaża w sposób bardzo głęboki polityczność kontekstu i geostrategicznych relacji i napięć. Warto spojrzeć na losy tego projektu, jak i pejzaż polityczny, który odmalowuje. Może to być dobra lekcja z polityczności i podmiotowości.
Są pewne projekty, które potrafią stać się papierkiem lakmusowym dla badacza polityczności w jej stanie realnym. Pomimo całej warstwy słów i deklaracji, wielostronnych posiedzeń i dokumentów – to one obrazują, gdzie przebiegają faktyczne linie podziałów i co stanowi realny interes. Co więcej, ten typ spraw jest również – by tak rzec – często impregnowany na perspektywę moralną, która mogłaby zachwiać jego realizacją. Jednym słowem – jest ten rodzaj przedsięwzięcia z jasno określonym celem, posiadającym rangę najwyższego priorytetu, którego niepodobna naruszyć nawet za cenę poważnych kłopotów wizerunkowych i zniecierpliwienia zewnętrznych partnerów. Jeżeli dobrze się zastanowić, takim przedsięwzięciem dla Niemiec i Rosji jest Nord Stream 2.
W 2016 roku (odnotujmy: dwa lata po aneksji Krymu przez Rosję i w czasie ciągłych walk toczących się w Donbasie) „Frankfurter Allgemeine Zeitung” przekonywał, że Rosja stawia na Europę. W komentarzu Andreas Mhim sugerował, że zarówno Komisja Europejska, jak i państwa bezpośrednio dotknięte tym projektem powinny go traktować jedynie jako interes gospodarczy finansowany przez prywatny kapitał, a więcej gazu właściwie wzmacnia konkurencję. Co więcej, niemiecki dziennik piórem swojego dziennikarza wskazywał, że winę za możliwość odcięcia Ukrainy od gazu przez działanie Nord Stream 2 ponosi również Kijów. Komentarz wieńczyła zaś opinia, że kontrowersje w sporze o Nord Stream 2, mógłby zagasić sam Władimir Putin poprzez wiarygodną i zgodną z międzynarodowymi normami i wartościami politykę, w ten sposób udowadniając, że Rosja rzeczywiście stawia na Europę.
Wróćmy do 2021. Wystarczy jedynie przelotne spojrzenie na perspektywę po kilku latach: ani próba otrucia Aleksieja Nawalnego (z podpisem rosyjskich służb specjalnych w postaci nowiczoku), ani jego skazanie, ani poważne amerykańskie sankcje z czasów Trumpa, które pod wielkim znakiem zapytania postawiły ekonomiczny sens całego przedsięwzięcia (jak i ich warunkowe podtrzymanie przez administrację Bidena), ani zrewidowana dyrektywa gazowa Unii Europejskiej, ani apele Parlamentu Europejskiego o zablokowanie tego projektu, ani kontestacja ze strony głównego partnera RFN – Francji – nie przekonały Niemiec do porzucenia Nord Stream 2. Realpolitik Berlina trzyma się dobrze – bardzo oporna na przeciwne wiatry.
Francja i Niemcy doskonale rozumieją swoje znaczenie po brexicie – równowaga została zachwiana i sprawy takie jak Nord Stream 2 stają się kartą przetargową do kolejnych rozstrzygnięć
Sprawa drugiej nitki gazociągu pokazuje doskonale, w jaki sposób działają realne interesy w polityce międzynarodowej, gdzie w tle istnieje całkiem pokaźna przestrzeń dla politycznej hipokryzji. Zarówno Francja i Niemcy doskonale rozumieją swoje znaczenie po brexicie i opuszczeniu przez biznes z londyńskiego City wspólnego rynku – równowaga została zachwiana i sprawy takie jak Nord Stream 2 stają się kartą przetargową do kolejnych rozstrzygnięć. Podobnie administracja Joe Bidena, która chciałaby wrócić do wariantu, w którym to Niemcy odgrywają ponownie rolę partnera handlowego i być może militarnego (co objawiło się w wypowiedziach Heiko Maasa, który podtrzymał deklarację o chęci zwiększenia nakładów na obronność i w ten sposób odciążenia USA na kierunku chińskim) jest skłonna jednak pogodzić się z możliwością dokończenia projektu. Co więcej, sama Grupa Wyszehradzka jest co do tego przedsięwzięcia podzielona, co również stanowi pewien punkt oparcia dla niemieckiej polityki w regionie. Poważny opór Polski, Ukrainy i państw bałtyckich, pomimo wsparcia argumentami zarówno ekonomicznymi, geopolitycznymi, ekologicznymi, jak i ostatecznie moralnymi, gdzie sprawa Nawalnego miała poważne znaczenie – nadal nie jest w stanie przechylić szali na stronę interesu tej części Europy.
Oczywiście, nie trzeba przypominać, że projekt ten ma również drugiego ojca. Rosji z pewnością jest na rękę relokacja środka ciężkości w europejskiej polityce na korzyść Berlina, pozwalająca Moskwie uzgadniać interesy z jednym ośrodkiem decyzyjnym, szczególnie że współpraca ta ma swoją długą tradycję. Faktem jest, że oba państwa uzupełniają swoją współpracą swoje wzajemne braki: Rosja tanią i dostępną energią, której niemiecki przemysł potrzebuje szczególnie w dobie niepewnej Energiewende, z kolei poważny przemysł i innowacyjne technologie są brakiem w rosyjskim systemie gospodarczym. Dla Rosji tworzenie wyłomu w UE, który jest bardzo widoczny przy kolejnych kryzysach budowania rurociągu, jest dodatkowym atutem, nie wspominając już o możliwości nacisku na Ukrainę czy Białoruś, państwa bałtyckie i – w mniejszym stopniu – Polskę. Z kolei Berlin, mogący grać powitalną rolę w zbliżającym się konflikcie USA z Chinami – zyskuje również status politycznego języczka u wagi.
W ten sposób rysuje się pewien krajobraz sił interesów i politycznej sprawczości w ich przeprowadzeniu. Nord Stream 2 – jako przedsięwzięcie – jawnie już polityczne obnaża w sposób bardzo głęboki również polityczność kontekstu i geostrategicznych relacji i napięć. Warto spojrzeć na losy tego projektu, jak i pejzaż polityczny, który odmalowuje. Może to być dobra lekcja z polityczności i podmiotowości.
Jan Czerniecki
Redaktor naczelny
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!
Redaktor naczelny Teologii Politycznej Co Tydzień. Wieloletni koordynator i sekretarz redakcji teologiapolityczna.pl. Organizator spotkań i debat. Koordynował projekty wydawnicze. Z Fundacją Świętego Mikołaja i redakcją Teologii Politycznej związany od 2009 roku. Pracował w Ośrodku Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego oraz Instytucie Pileckiego. Absolwent archeologii na Uniwersytecie Warszawskim.