Biografia i twórczość Juliana Przybosia to historia o przemijaniu. Któż bowiem dziś kłóci się o jego frazy i ujęcia tematu? Gdzie polemiki rozgrzewające pisma literackie, które podchwytują lub dyskutują jego idee? Stał się zarówno klasykiem, jak i zapomnianą postacią, sam gdzieś zaginął w meandrach historii, a jego nowoczesność została wyparta przez kolejną jej fazę. Jednak czy w tym wszystkim jego nietuzinkowość i pewna nieprzystawalność do dobrze już przygotowanych słoików z formaliną nie ratują jego postaci? W 50 lat po jego śmierci warto zadać sobie to pytanie.
„Jakbym ku niczemu
otwierał usta – i milknął...
mówię wszystko”.
Julian Przyboś, Próba
Jak nie poeta. Wiersze wykuwał z mozołem, rzeźbiąc w słowie, jak w materii, z zawziętością i uporem rzemieślnika – przewracając ze znawstwem każdą dobraną frazę i próbując ją w ogniu. Gdzieś z dala od całej tradycji wielkich natchnień, uniesienia, spąsowiałych policzków uderzonych falą geniuszu. Raczej przełamując lenistwo, w dyscyplinie dalekiej od ekscentryczności, rozkojarzenia czy chorobliwej dekadencji. Jednak był postacią niewolną od sprzeczności. Urodzony nowator i awangardzista, a z drugiej strony zerkający w przeszłość i nieodrzucający lekko tradycji. Rozdarty pomiędzy pierwszą fascynacją nowoczesnością, a późniejszym dojrzalszym uchwyceniem innych odcieni rzeczywistości – ciągle jednak upatrujący źródła mocy w pracy. Julian Przyboś – bo o nim przecież mowa – to poeta nietuzinkowy, naznaczony zarówno pręgierzem historii, jak i nadszarpnięty zębem czasu, które to odebrały mu nieco blasku. Jednak czy naprawdę tak mocno, by nie zwracać już zupełnie na niego uwagi?
Urodził się wraz z XX wiekiem, z którym połączyła go nie tylko data 1901 roku, lecz także rodzące się w tym stuleciu idee. Pochodził z rodziny chłopskiej. Podjął trud walki o Niepodległą, znacząc swój szlak zarówno w POW, w obronie Lwowa, jak i rok później, uczestnicząc w wojnie polsko-bolszewickiej. Studiował polonistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Zadebiutował jako poeta wierszem „Cieśle” opublikowanym w „Skamandrze” już w 1922 roku, jednak to nie środowisko warszawskie stało się kuźnią jego talentu, ale krakowska „Zwrotnica” skupiona wokół Tadeusza Peipera. Po studiach pracował jako nauczyciel w jednej z cieszyńskich szkół, na przełomie lat 20. i 30. i publikował kolejne tomki wierszy, które potwierdzały jego pozycję. W październiku 1939 Przyboś znalazł się we Lwowie pod okupacją sowiecką, gdzie pracował jako bibliotekarz w Ossolineum, zapisał się też do Związku Radzieckich Pisarzy Ukrainy. Po zajęciu Lwowa przez Niemców został aresztowany przez gestapo pod zarzutem współpracy z NKWD, zwolniono go jednak z braku dowodów. Do końca okupacji poeta ukrywał się w rodzinnej Gwoźnicy, pracując na roli. Po wojnie Przyboś wrócił do Krakowa i całkowicie wszedł w nowy system: został pierwszym prezesem Związku Literatów Polskich, wstąpił PPR, a w latach 1947-51 jako poseł nadzwyczajny i minister pełnomocny PRL przebywał w Szwajcarii. Po powrocie do kraju został mianowany dyrektorem Biblioteki Jagiellońskiej. W 1955 roku przeprowadził się do Warszawy, gdzie czekało na niego stanowisko redaktora „Tygodnika Kulturalnego”. Z PZPR rozstał się dopiero w 1958 roku na znak protestu przeciwko zgładzeniu Imre Nagya. Zmarł 6 października 1970 roku, został pochowany na cmentarzu w rodzinnej Gwoźnicy.
Przyboś to poeta nietuzinkowy, naznaczony zarówno pręgierzem historii, jak i nadszarpnięty zębem czasu, które odebrały mu nieco blasku. Jednak czy naprawdę tak mocno, by nie zwracać już zupełnie na niego uwagi?
Mówimy Julian Przyboś, a echo odpowiada: najwybitniejszy poeta Awangardy Krakowskiej. Powtarzamy dalej jego godność i otrzymujemy na nowo: nowoczesność, modernizm, a za chwile wracają jeszcze peiperowskie miasto, maszyna, masa. Łatwo ulec tej powracającej zbitce, choć i ona nosi w sobie sporo prawdy. Kim był zatem Julian Przyboś? Z pewnością pierwsze okres twórczości krakowskiego poety to fascynacja nowoczesnością, cywilizacją i jej możliwościami, ale także nowym typem człowieka pracującego, który został oddany wielkiej fabryce maszyn. Fenomen umasowienia, robotniczej pracy wpisanej w wielki mechanizm społeczny, jak i miasta jako reprezentanta nowego porządku – pochłaniał Przybosia i napędzał. Jednak druga faza twórczości zaczyna uzupełniać i zmieniać te fascynacje. „Miasto jak kamień rzuciłem za siebie” – napisał w wierszu „W góry”. Jego poezja zaczęła przepełniać się wątkami przyrodniczymi, lirycznością i erotykami. Jednak Przyboś nie przestaje szukać tętna epoki – jego wiersze ujmujące los polskiej wsi lat 30., czy gorących wydarzeń hiszpańskiej wojny domowej, jest tego najlepszym przykładem. Lata wojny również znalazły odbicie w poezji, gdzie nie boi się sięgać po niemal tyrtejski charakter poezji.
Postać Przybosia fascynuje pewnym pozornym dysonansem w jego twórczości. Wyłamywanie się z prostych schematów jest bowiem jego znakiem firmowym. Bo jak zafascynowany tętnem nowoczesności poeta, naznaczony hukiem fabryki, ideami nowego świata, może odwracać się w kierunku Mickiewicza, Norwida i Słowackiego? Jak natura awangardowa może spotkać się bez żenady z romantyczną wizją świata? A jak nazwać sięganie dalej w głąb tradycji, po Kochanowskiego, Karpińskiego – nie godząc się na manifesty futurystów w rodzaju: „[...] przeszłość i tradycja – dwie spluwaczki”, a raczej a tradycję ujmując właśnie jako „rzecz osobistą”?
Jednak biografia i twórczość Juliana Przybosia to także historia o przemijaniu. Któż bowiem dziś kłóci się o jego frazy i ujęcia tematu? Gdzie polemiki rozgrzewające pisma literackie, które podchwytują lub dyskutują jego idee? Stał się zarówno klasykiem (jednak z tych z półek już kompletnie zakurzonych), jak i zapomnianą postacią, sam – jak poprzednicy – gdzieś zaginął w meandrach historii, a jego nowoczesność została wyparta przez kolejną jej fazę. Jednak czy w tym wszystkim jego nietuzinkowość i pewna nieprzystawalność do dobrze już przygotowanych słoików z formaliną, nie ratują jego postaci? W 50 lat po jego śmierci warto zadać sobie to pytanie.
Jan Czerniecki
Redaktor naczelny
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!
Redaktor naczelny Teologii Politycznej Co Tydzień. Wieloletni koordynator i sekretarz redakcji teologiapolityczna.pl. Organizator spotkań i debat. Koordynował projekty wydawnicze. Z Fundacją Świętego Mikołaja i redakcją Teologii Politycznej związany od 2009 roku. Pracował w Ośrodku Badań nad Totalitaryzmami im. Witolda Pileckiego oraz Instytucie Pileckiego. Absolwent archeologii na Uniwersytecie Warszawskim.