Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Tomasz Wiścicki: Reakcja na kryzysy, czyli (współ)odpowiedzialność świeckich za Kościół

Tomasz Wiścicki: Reakcja na kryzysy, czyli (współ)odpowiedzialność świeckich za Kościół

Ryzykując ton kaznodziejski, pozwalam sobie postawić tezę, że pojawiające się w Kościele problemy wymagają od świeckich przyjęcia współodpowiedzialności za Kościół, który jest w równym stopniu Kościołem hierarchii, „zwykłych” księży, zakonników i zakonnic – oraz świeckich – pisze Tomasz Wiścicki w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Kościół ludu? Laikat wczoraj i dziś”.

Współodpowiedzialność

Ryzykując ton kaznodziejski, pozwalam sobie postawić tezę, że pojawiające się w Kościele problemy wymagają od świeckich przyjęcia współodpowiedzialności za Kościół, który jest w równym stopniu Kościołem hierarchii, „zwykłych” księży, zakonników i zakonnic – oraz świeckich. Chodzi tu właśnie o współodpowiedzialność, rozumianą nie w opozycji do odpowiedzialności hierarchii czy duchowieństwa, ale – komplementarnie, u każdego na swoją miarę.

Teza może brzmieć banalnie – ileż to razy słyszeliśmy, a i sami nieraz mówiliśmy, że wszyscy wierzący ponoszą odpowiedzialność za Kościół. Powiedzieć to jednak zupełnie co innego niż realizować w praktyce. Na świeckich, zwłaszcza „szeregowych”, czyha pokusa powiedzenia sobie: „Co ja mogę? Przecież i tak nic albo niewiele ode mnie zależy…”. Spektakularne przykłady, że to nieprawda, znajdą się poniżej.

Oczywiście, ta współodpowiedzialność trwa cały czas, w czasie dobrym i mniej dobrym dla Kościoła. Im więcej współodpowiedzialności codziennej, tym mniejsze prawdopodobieństwo nagłego kryzysu, wymagającego nie tylko „zarządzania kryzysowego”, ale także – działania oddolnego, świeckich i duchownych pospołu. Ponieważ jednak nie żyjemy w raju, tylko na ziemi – okazji do takiego działania w nagłych przypadkach z pewnością nie zabraknie, jak nie brakło ich dotychczas. Ostatnie lata pokazują, jak wiele w takich sytuacjach może zależeć od świeckich. Także od świeckich.

Czy można było sobie wyobrazić, że w wolnej Polsce następcą prymasa Wyszyńskiego oraz tylu jego wybitnych i świętych poprzedników będzie agent SB?

Wystarczy przypomnieć sprawę abp. Stanisława Wielgusa. Przypomnijmy: ten hierarcha, zataiwszy przed Stolicą Apostolską swoją współpracę z SB, został mianowany arcybiskupem metropolitą warszawskim. Gdy ujawnione zostały (przez świeckich, a jakże – dziennikarzy „Gazety Polskiej”) obciążające go fakty, arcybiskup trwał przy swoim, wspierany przez osobliwą antylustracyjną koalicję, od „Gazety Wyborczej” po Radio Maryja, z prymasem Glempem na czele.

Pamiętam, że w przeddzień inauguracji zasypiałem z niewesołą myślą: czy można było sobie wyobrazić, że w wolnej Polsce następcą prymasa Wyszyńskiego oraz tylu jego wybitnych i świętych poprzedników na arcybiskupiej stolicy w Warszawie będzie agent SB?

Rola świeckich nie do przecenienia

Oczywiście, rozwiązanie nastąpiło na poziomie hierarchii: to Stolica Apostolska, powiadomiona przez ówczesnego nuncjusza, abp. Józefa Kowalczyka, doprowadziła do rezygnacji abp. Wielgusa. Jednak rola świeckich była tu nie do przecenienia. To świecki – ówczesny prezydent RP Lech Kaczyński – zaangażował się w rozwiązanie problemu. To świecki – ówczesny rzecznik praw obywatelskich Janusz Kochanowski – powołał komisję, złożoną ze świeckich i duchownych, która zbadała esbeckie dokumenty w IPN i przedstawiła opinii publicznej obciążające hierarchę wyniki swej kwerendy.

To wreszcie publicyści – głównie świeccy, ale i duchowni – stworzyli spontaniczną koalicję, przedstawiającą opinii sprawę arcybiskupa. Ludzie, którzy częstokroć różnili się w poglądach na wiele spraw, w tej kwestii mówili praktycznie jednym głosem. Mówili spontanicznie, kierując się sumieniem, dobrem Kościoła i wspólnoty politycznej.

Pamiętam audycję w pewnej liberalnej rozgłośni radiowej, w której tuzy ówczesnego głównego nurtu publicystycznego przestawiały swoją ocenę sytuacji. Publicyści posługiwali się swoim zwykłym stylem, w którym oceniali życie polityczne i kościelne – bez różnicy: kto kogo, komu to służy, kto za tym stoi, w czyim to jest interesie. Słuchałem tego z poczuciem, że tym razem znani żurnaliści trafiają kulą w płot: oni nic nie rozumieli, a co więcej – tym razem to nie oni wyznaczali główny nurt debaty. Ze swoimi rozważaniami znaleźli się (niestety, na krótko…) na marginesie. Główny nurt ówczesnej debaty w najważniejszych mediach – także liberalnych! – stanowili wówczas „zwykli” ludzie Kościoła, świeccy i duchowni.

Okazało się, że moc sprawczą mogą mieć także działania zwykłych ludzi.

I choć trwało to niedługo, a dalszy ciąg lustracji w Kościele w Polsce przybrał – za sprawą episkopatu, niestety – obraz zgoła odmienny, to jednak w tym bardzo ważnym momencie to właśnie współodpowiedzialność świeckich i duchownych nienależących do hierarchii sprawiła, że ten bardzo poważny problem został pomyślnie rozwiązany. Okazało się, że moc sprawczą mogą mieć także działania zwykłych ludzi. Publicyści wykorzystali swoją pozycję i umiejętności profesjonalne dla dobra sprawy. Nawet media niezbyt przyjazne Kościołowi nie mogły ich zlekceważyć.

Innym przykładem podjęcia przez świeckich wraz z szeregowymi duchownymi współodpowiedzialności za rozwiązanie ważnego problemu w naszym Kościele jest sprawa abp. Juliusza Paetza. To świecki dziennik „Rzeczpospolita” ujawnił – rzetelnie, odpowiedzialnie, bez sensacji – karygodne czyny ówczesnego metropolity poznańskiego. To grupa świeckich i duchownych, z Poznania i nie tylko – ludzi, którzy skądinąd w niewielu sprawach się zgadzali – podjęła skuteczną interwencję u Jana Pawła II, która doprowadziła do odejścia arcybiskupa.

Oczywiście, i tę sprawę mogła załatwić jedynie hierarchia. Stolica Apostolska zbadała zarzuty i tak się jakoś wtedy stało, że arcybiskup poprosił o (przedwczesną) emeryturę – a zwierzchność kościelna tę „prośbę” uwzględniła… Popełniono jednak fatalny (i chyba niestety nieprzypadkowy) błąd, nie potwierdzając publicznie, które zarzuty były słuszne – a przynajmniej istotna część być musiała, skoro metropolita przedwcześnie rozpoczął żywot arcybiskupa seniora. Jednak pozostawiona niejasność sprawiła, że abp Paetz ani myślał usunąć się w cień. Skazało to jego następcę, abp. Gądeckiego, na samotną, długoletnią walkę o skłonienie poprzednika do powściągliwości.

Bez szybkiej i trafnej interwencji grupy świeckich i szeregowych duchownych zgorszenie trwałoby po śmierci winowajcy.

Sprawa powróciła wraz ze śmiercią poznańskiego arcybiskupa seniora – i tu znów potrzebne okazało się podjęcie przez świeckich i szeregowych duchownych współodpowiedzialności za kolejny problem. Pierwotna decyzja pochówku w katedrze wywołała stanowczy sprzeciw grupy katolików, którzy błyskawicznie wystosowali w tej sprawie list otwarty do abp. Gądeckiego. Dzięki temu – i dzięki mądrej decyzji poznańskiego metropolity – abp Paetz, który dopuścił się gorszących działań i skrzywdził zależnych od siebie, młodych ludzi, spoczął ostatecznie w rodzinnym grobie na starołęckim cmentarzu, oszczędzając swego pośmiertnego towarzystwa swym wielkim, czy choćby tylko – godnym poprzednikom pochowanym w historycznej katedrze. Bez szybkiej i trafnej interwencji grupy świeckich i szeregowych duchownych zgorszenie trwałoby po śmierci winowajcy. I choć jego odejście z tego świata, wbrew pozorom, sprawy nie zamyka (ofiarom i całemu Kościołowi należy się jasne przedstawienie win arcybiskupa), to jednak postawa świeckich w dużej mierze zadecydowała o uniknięciu poważnego błędu, jakim byłby pochówek w katedrze, jak gdyby nic się nie stało. A do zakończenia tej sprawy mogą przydać się kolejne działania – świeckich i duchownych pospołu…

Podsumowanie

Powyższe przykłady pokazują, że od świeckich – wbrew pozorom i ugruntowanej opinii – może zależeć bardzo wiele. To właśnie oni, przyzwyczajeni, wręcz na co dzień zmuszeni do nadążania za obłędnym tempem współczesnego świata, potrafią w sytuacjach kryzysowych podejmować szybkie i trafne działania. Dobrze, jeśli hierarchowie – jak w omówionych powyżej sytuacjach – potrafią z tego skorzystać. Mamy tu do czynienia wręcz z modelowym uzupełnianiem się różnych odpowiedzialności w Kościele – świeckich, „zwykłych” duchownych i hierarchii. Oczywiście, byłoby lepiej, gdyby kryzysowych sytuacji nie trzeba było rozwiązywać, bo by do nich nie dopuszczano. Jednak do takich sytuacji z pewnością dochodzić będzie jeszcze niejednokrotnie i warto wyciągnąć wnioski z tego, co mimo wszystko udało się osiągnąć. Co oczywiście w najmniejszym nawet stopniu nie wyczerpuje tematu (współ)odpowiedzialności świeckich za ich Kościół, stanowiąc jednak – jak sądzę – istotny do niego przyczynek.

Tomasz Wiścicki 

Belka Tygodnik108


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.