Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Tomasz Terlikowski: Andrzej Bobola, czyli czy katolicyzm na Wschodzie jest możliwy?

Tomasz Terlikowski: Andrzej Bobola, czyli czy katolicyzm na Wschodzie jest możliwy?

Czy Wschód potrzebuje katolicyzmu? Czy wschodni chrześcijanie potrzebują jedności z biskupem Rzymu, i co mogłaby im ona dać? Te pytania szczególnie mocno stają przed nami, gdy przyglądamy się męczeństwu Andrzeja Boboli – pisze Tomasz Terlikowski w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Andrzej Bobola. Historia między wschodem i zachodem”.

A przecież nie tylko on oddał swoje życie za jedność. Lista męczenników, ale także wyznawców, którzy za wszelką cenę chcieli zachować (a wcześniej odbudować czy zbudować) jedność wielkiego dziedzictwa wschodniego chrześcijaństwa z Rzymem jest długa. Jozafat Kuncewicz, Jozafat Kocołowski, świeccy męczennicy pratulińscy, - i wielu, wielu innych - oddało życie za jedność Kościoła, a konkretniej za jedność wschodnich chrześcijan z Rzymem. Andrzej Szeptycki swoje zaangażowanie w Ukraińską Cerkiew Greckokatolicką rozpoczynał od głębokiego pragnienia przyciągnięcia Wschodu, Rosji do jedności z Kościołem katolickim.  Czy ich ofiara, ich przykład i przesłanie pozostają w dzisiejszych, ekumenicznych czasach aktualne? Czy Wschód potrzebuje katolicyzmu? Te pytania, także wpatrując się w ich męczeństwo można i trzeba stawiać także obecnie.

I nie ma się co oszukiwać, że istnieją proste odpowiedzi. Nie ma ich, choćby dlatego, że nie ma jednego Wschodu. Ukraina, wbrew nieustannie powtarzanej propagandzie Rosji jest radykalnie odmienna. U jej fundamentów leży głębokie pragnienie wolności, niemal anarchizm, którego wyrazem są wiersze Tarasa Szewczenki. Rosja jest inna. Nie ma jej w istocie bez podporządkowania się fatalizmowi bestialskiej władzy, która niewiele ma wspólnego z kantowskim imperatywem podporządkowania się obowiązkowi jakiego wyrazem jest państwo, a więcej pełnej desperacji podporządkowania się autokracie, który może - bo jest podwójnie namaszczony - wszystko. Nikt tu na ziemi nie może go osądzić. Inne są także ich relacje z Rzymem, z zachodnią Europą. Ukraina (a może właściwiej byłoby powiedzieć Ruś Kijowska) najgłębsze korzenie ma jeszcze w niepodzielonym chrześcijaństwie, ma pamięć wspólnoty z Rzymem, a jej prawosławie pozostaje otwarte na wpływy łacińskie. Piotr Mohyła pozostaje tego najlepszym potwierdzeniem. I nawet jeśli później Rosja robiła wiele by te ślady pamięci zatrzeć, to one w podświadomości religijnej Ukrainy pozostają. Rosja - o czym pisałem szeroko w „Teologii Politycznej” - konstytuuje się jako Trzeci Rzym w opozycji wobec Pierwszego Rzymu, a swoją prawomocność jako następca Kijowa formułuje odnosząc się do rzekomej kijowskiej zdrady jaką miało być uznanie orzeczeń Soboru Florenckiego. Od XIX wieku ten „antyrzymski resentyment” przybiera bardzo często postać antykatolickiego, a niekiedy wręcz antyzachodniego. Słowianofile (ale przecież nie tylko oni) są tego znakomitym przykładem. I choć znajdziemy w Rosji myślicieli filokatolickich (by wymienić tylko Piotra Czaadajewa czy Włodzimierza Sołowjowa) - to zasadniczo nie oni narzucają ton rosyjskiemu chrześcijaństwu.

Rosji nie ma w istocie bez podporządkowania się fatalizmowi bestialskiej władzy, która niewiele ma wspólnego z kantowskim imperatywem podporządkowania się obowiązkowi jakiego wyrazem jest państwo

I już tylko ta różnica pokazuje, dlaczego odpowiedź na tak postawione pytanie nie jest prosta.  Ta teoria zresztą świetnie przekłada się na praktykę życia. O ile bowiem katolicyzm w Ukrainie jest obecny, jest żywą, duchową siłą i działa jako Ukraińska Cerkiew Greckokatolicka, o tyle w Rosji pozostaje głównie wyznaniem obcokrajowców i nie przybiera formy wschodniej, zachowując swoją łacińską strukturę. Efekt jest taki, że o ile ukraiński katolicyzm obrządku wschodniego jest dynamiczną siłą, mającą znaczenie dla rozwoju ukraińskości, o tyle katolicyzm rosyjski jest i na zawsze pozostaje religią mniejszościową, nie stając się istotnym składnikiem tożsamości rosyjskiej. Nie pozwoli na to zresztą także Rosyjska Cerkiew Prawosławna, która w imię pseudo-teologii „terenów kanonicznych” uzurpuje sobie prawo do bycia wyłącznym reprezentantem duchowości autentycznie rosyjskiej. Kościół katolicki nie ma zaś obecnie w sobie wystarczająco duży dynamizmu, a polityka eklezjalna dodatkowo nie sprzyja budowaniu (a konkretniej rozbudowywaniu, bo pewne fundamenty położono już w XIX wieku i przetrwały one do dzisiaj w postaci obrządku bizantyjsko-rosyjskiego) rzeczywiście rosyjskiego obrządku katolickiego.

Ale to nie jedyny problem z odpowiedzią na pytanie o to, czy możliwy i potrzebny jest katolicyzm na Wschodzie. Aby poprawnie na nie odpowiedzieć trzeba jeszcze spróbować zmierzyć się z pytaniem o to, czy Kościół katolicki rzeczywiście chce takiego pełnego zaangażowania na Wschodzie? Czy przypadkiem On sam nie odrzucił wizji budowania jedności administracyjnej z chrześcijanami wschodnimi? I znowu, jak poprzednio, nie ma prostej odpowiedzi na tak postawione pytania. Dlaczego? Z perspektywy doktrynalnej druga połowa wieku XX dogmatyczne różnice między prawosławiem a katolicyzmem są w zasadzie pomijane. Różnica w kwestii pochodzenia Ducha Świętego („od Ojca” u prawosławnych, „od Ojca i Syna” u katolików), choćby w myśli św. Jana Pawła II - została w istocie rozwiązana (ontycznie i zgodnie z orzeczeniem Soboru Duch Św. pochodzi od Ojca; w porządku misji „od Ojca i Syna”), kwestia prymatu papieskiego, na co zwracał uwagę i Jan Paweł II i Benedykt XVI może być rozumiana przez wschodnich chrześcijan tak jak przed rozłamem. Maryjność - na poziomie religijności - łączy oba wyznania, a dogmatycznie różnice także nie są nieprzezwyciężalne. Efekt jest taki, że nie do końca wiadomo, czemu służyć miałoby połączenie. I w praktyce działania przyjęto taką właśnie postawę, odcinania się od „unityzmu” i „dążeń unijnych”, pomijania w rozmowach Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej, nieustannego pomijania jej słusznych aspiracji i składanie ich w ofierze relacji z prawosławiem (głównie zresztą rosyjskim).

O ile ukraiński katolicyzm obrządku wschodniego jest dynamiczną siłą, mającą znaczenie dla rozwoju ukraińskości, o tyle katolicyzm rosyjski jest i na zawsze pozostaje religią mniejszościową, nie stając się istotnym składnikiem tożsamości rosyjskiej

Obecna dynamika eklezjalna jeszcze komplikuje sytuację. Tak się bowiem składa, że wyłania się na naszych oczach (częściowo odradzając, a częściowo kształtując na nowo) zasadniczy podział na prawosławie ukraińskie i rosyjskie, kijowskie i moskiewskie. Watykan jest skupiony na prawosławiu rosyjskim i kompletnie ignoruje kształtujące się prawosławie ukraińskie, które - paradoksalnie - byłoby o wiele ciekawszym i bardziej przyszłościowym partnerem w debacie. Błędy watykańskiej dyplomacji, unikanie jasnego wskazania agresora sprawiają zaś, że ukraińscy grekokatolicy, od dziesięcioleci traktowani po macoszemu przez Rzym, coraz częściej spoglądają z tęsknotą ku jakieś jednej, zjednoczonej Cerkwi Ukraińskiej (wspomina się nawet, że mogłaby ona pozostawać pod jurysdykcją jednocześnie Konstantynopola i Rzymu, ale jeśli będzie to niemożliwe, to i bez tego). Wojna może ten proces przyspieszyć. I nawet jeśli jest w ukraińskich grekokatolikach głęboko wpojona lojalność wobec Rzymu, to… styl traktowania ich przez Rzym jest coraz częściej zauważany i krytykowany.

Ta wojna uświadamia także, jak bardzo chrześcijański wschód potrzebuje perspektywy łacińskiej. Mocno wskazał na to kard. Kurt Koch zauważając, że prawosławie - szczególnie rosyjskie, ale nie tylko - nie odrobiło lekcji podziału państwa i Kościoła, co bardzo utrudnia dialog. Czy w Ukrainie możliwe jest powstanie wspólnoty, która byłaby pomostem między Wschodem a Zachodem, która z jednej strony byłaby wierna liturgii i duchowości chrześcijańskiego Wschodu, a jednocześnie odrobiłaby lekcję łacińskich relacji państwo-Kościół? Bez wątpienia nie jest to proste, ale jeśli może się udać, to na tym etapie tylko tam.

Tomasz Terlikowski

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.

MKiDN kolor36


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.