Polska szkoła plakatu to nie tylko zbiór dzieł pogrzebanych w muzealnych zbiorach. To również estetyczny idiom, którego ślady można znaleźć w projektach tworzonych przez polskich plastyków do dziś. Właśnie dlatego zapytaliśmy współczesnych polskich plakacistów o to, jakie znaczenie dla ich twórczości mają polscy mistrzowie skrótu wizualnego z lat 50. i 60. ubiegłego wieku.
Do rozmowy zaprosiliśmy Olę Niepsuj (ur. 1986 r.), jedną z najciekawszych i najzdolniejszych graficzek młodego pokolenia, łączącą tradycyjne techniki z rysunkiem cyfrowym, ilustratorkę m.in. „Przekroju”, Macieja Sieńczyka (ur. 1972 r.), rysownika związanego z galerią Raster, autora komiksów i ilustracji m.in. w „Dwutygodniku” i „Wysokich Obcasach” oraz Krzysztofa Iwańskiego (ur. 1985 r.) – uznanego plakacistę i typografa tworzącego w duchu Bauhausu.
Jakie jest Twoje pierwsze skojarzenie z Polską Szkołą Plakatu (PSP)?
Ola Niepsuj: Plakat „Cyrk” Jana Młodożeńca z portretem clowna który kradnie literę „Y” by zrobić z niej procę.
Maciej Sieńczyk: Plakat kinowy i społeczny, lata pięćdziesiąte, wykorzystanie środków plastycznych charakterystycznych dla malarstwa – duże plamy kolorów o swobodnych, nierównych konturach, podobne do pociągnięć pędzlem, płaszczyzny jakby wyrwane lub wycięte i ułożone względem siebie na zasadzie swobodnych skojarzeń. Widoczny wpływ zachodnich artystów awangardowych, a zwłaszcza Picassa na formę przedstawiania postaci, przestrzeni i kompozycji. W latach sześćdziesiątych forma jest mniej zgeometryzowana, a bardziej realistyczna, elementy na plakacie zestawiane są względem siebie na zasadzie zaskoczenia, przez co przywodzą na myśl eksperymenty surrealistów.
Krzysztof Iwański: Przyznaję, że zajmuje się tym zawodem tak długo, że ciężko o podanie pierwszego skojarzania. Mam w głowie mniej lub bardziej lubiane plakaty, ale chyba największe skojarzenie mam z Warszawą. To dlatego, że PSP to jest plakat warszawski, a nie polski. W okresie funkcjonowania PSP w innych miastach również rozwijały się „ośrodki” plakatu o zupełnie innym charakterze np. najbliższy mi łódzki. PSP kojarzy mi się też z egzaminem na Akademię, ponieważ właśnie takie pytanie otrzymałem (uśmiech).
Czy kiedyś, lub nadal, wzorowałaś/wzorowałeś się na PSP?
O.N.: Z pewnością tradycja polskiego projektowania graficznego (także wydawnictw) i ilustracji wpłynęła i wpływa na moje realizacje. Kiedy brakuje mi inspiracji, przeglądam, między innymi, magazyn „Ty i Ja” zaprojektowany przez Romana Cieślewicza, czytam teksty Henryka Tomaszewskiego, oglądam stare plakaty czy okładki. Uczą przede wszystkim graficznego, uproszczonego języka wizualnego, uniwersalnych komunikatów.
M.S.: Nie, starałem się unikać wpływów, a jeśli się pojawiały, to były mimowolne.
K.I.: Świadomie na pewno nie, ale przez to, że dużo obcowałem z pracami PSP, na pewno wywarły na mnie wpływ.
Czy masz swojego ulubionego twórcę PSP, a jeśli tak to co Cię w nim ujęło?
O.N.: W PSP najbardziej ujęła mnie różnorodność formalna twórców – trudno wskazać jedno nazwisko. Przyciśnięta do ściany wskazałabym jednak na Andrzeja Krajewskiego, Henryka Tomaszewskiego, Jerzego Treutlera, Jana Młodożeńca lub Jerzego Flisaka.
M.S.: Nie mam ulubionego twórcy PSP, moje zainteresowania określa raczej temat, a nie twórca, styl lub poziom artystyczny plakatu.
K.I.: Bardzo lubię prace Romana Cieślewicza, jestem pod ogromnym wrażeniem swobody, z jaką używał on kolaży, czyli jednej z moich podstawowych form wypowiedzi. Nie wiem, czy mam jedną, ulubioną pracę. Traktuje je jako serię, tym bardziej że Cieślewicz w swoich pracach bardzo umiejętnie używa podobnych form. To właśnie przenikanie się grafiki artystycznej z projektowaniem ujmuje mnie najbardziej, ponieważ nadaje jego pracom niespotykaną spójność, jednocześnie dając pole do inspiracji i poszukiwań.
Co cenisz lub/i czego nie cenisz w PSP?
O.N.: Przede wszystkim podejście koncepcyjne, pomysły na projekty i niesamowite rzemiosło, swoiste dla każdego przedstawiciela szkoły.
M.S.: Plakaty powstałe w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych wyróżnia na tle plakatów późniejszych biegłość w posługiwaniu się plastycznymi środkami wyrazu – linią, plamą, kompozycją, perspektywą, liternictwem itp. Widać przygotowanie akademickie, rzemieślnicze artystów, których umownie nazywa się twórcami PSP, w tym umiejętność realistycznego malarstwa i rysunku, co jest punktem odniesienia dla eksperymentów formalnych. W formie zarzutu można zwrócić uwagę na wpływ mody i trendów obecnych na Zachodzie, jakiemu ulegali ówcześni polscy artyści. Nie dotyczy to zresztą tylko PSP i jest w pewnym stopniu nieuniknione.
K.I.: Cenię przewrotny humor. Nie cenię tego, że PSP została okrzyknięta stylem projektowania. Te plakaty tworzyli malarze, nie projektanci, więc nie można oczekiwać mistrzostwa w projektowaniu graficznym. Dlatego właśnie nie rozumiem, dlaczego PSP została okrzyknięta stylem graficznym.
Czy sposób komunikacji wypracowany przez PSP jest wciąż aktualny?
O.N.: Oczywiście. Zawsze powtarzam, że kluczem do ponadczasowości jest dobry pomysł. Choć formalnie odmienne od współczesnych mód projektowych, to właśnie przez trafny przekaz plakaty PSP pozostają aktualne.
M.S.: Niektóre gry i zabiegi związane z formą zestarzały się, jako przynależne do ówczesnych tendencji w sztuce. Mam na myśli plakaty o proweniencji surrealistyczne bądź pozostające pod wpływem Picassa, Legera i innych. Na pewno w czasach, kiedy powstały ich język przekazu był bardziej nośny. Ogólnie jednak wciąż pozostały atrakcyjne wizualnie, a pomysłowość skojarzeń, humor i biegłość warsztatowa nadal robią wrażenie. W tym sensie są wciąż aktualne, mimo że treść i poniekąd forma przynależą do czasów minionych.
K.I.: Wydaje mi się że nie. Moim zdaniem w obecnych czasach nic nie jest aktualne. Zmiany następują tak szybko, że ciężko mówić o jakimś trendzie w sposobie komunikacji. Dzięki internetowi mamy w grafice permanentną demokratyzację i eklektyzm. Taki jest obecny plakat. Uważam, że jest to jeden z lepszych okresów dla tej dziedziny projektowania od wielu lat. Jest to zapewne związane z rosnącą świadomością estetyczną oraz tym, że projektowanie graficzne staje się istotną częścią naszej codzienności. Oczywiście wciąż daleko nam do Szwajcarii czy Danii, ale wszystko zmierza w dobrym kierunku. Mówimy tu o plakacie tworzonym dla świadomych instytucji kultury.
Czy można powiedzieć, że PSP wypracowała „polski” język projektowania/grafiki?
O.N.: W mojej ocenie stwierdzenie takie byłoby słuszne dwie-trzy dekady temu. Wraz z rozwojem Internetu i tempem rozpowszechniania nowinek ze świata graficznego, ta swoistość językowa – czy to barwność Polskiej Szkoły Plakatu, czy wyważenie Szwajcarskiego projektowania – zaciera się. Tak samo zresztą, jak w innych dziedzinach kultury – często trudno jest określić, skąd pochodzi twórca dzieła.
M.S.: PSP nie wypracowała polskiego języka projektowania/grafiki, tylko była częścią języka plastycznego, który spontanicznie ukształtował się pod wpływem warunków historycznych, społecznych i innych.
K.I.: Nie, ponieważ uważam, że nie ma takiego pojęcia jak polski język grafiki. Nie mamy w Polsce wypracowanych tradycji graficznych. Oczywiście jest to fajne i dobre, ale nie jest to międzynarodowy trend. Poza PSP była też np. Łódź, która miała zupełnie inne inspiracje. Łódzkie środowisko plakatowe – Duet Bogusław Balicki i Stanisław Łabęcki, cała spuścizna Katarzyny Kobro i Władysława Strzemińskiego, Sławomir Iwański – mieli znaczący wpływ na polskie projektowanie. Czerpali inspiracje z rosyjskiego konstruktywizmu. To podejście było bardziej analityczne, przemyślane, mniej emocjonalne. Ich wypływy też są bardzo mocno widoczne w współczesnym projektowaniu (również tym międzynarodowym).
Czy na plakat jest jeszcze zapotrzebowanie? A może przyszłością plakatu jest nowe podłoże – ekran telefonu/tabletu?
O.N.: Są momenty dziejowe, które sprzyjają rozwojowi plakatu – to przede wszystkim kryzysy czy przemiany polityczno-społeczne wymagające komentarza, stworzenia nowych symboli dla idei czy ruchów społecznych. Przykładem jest niedawno wydany przez „Demokrację ilustrowaną” plakat Luki Rayskiego „Konstytucja”. Dla mnie plakat pozostaje plakatem niezależnie od podłoża – czy jest wyświetlany na ekranie smartphone, czy tak samo szybko mignie nam na ulicy. Przyszłość plakatu widzę w ożywieniu jego elementów, w jego animacji.
M.S.: Fakt, że plakaty są obecne na ulicach, świadczy o tym, że jest zapotrzebowanie na plakat. Nie ma dużego zapotrzebowania na plakat ambitny i prawdopodobnie nigdy go nie było. Fakt, że w warunkach PRL powstawało dużo plakatów wartościowych plastycznie spowodowany był nieliczeniem się z realiami ekonomii i zapotrzebowania, a z drugiej strony dużą liczbą wykształconych akademicko artystów, których trzeba było zagospodarować. Obecne warunki w naturalny sposób zepchnęły plakat artystyczny do niszy, gdzie wciąż istnieje, ale jest mało eksponowany i przeznaczony dla wąskiego grona zainteresowanych. Dla szerokiej publiczności przeznaczony jest plakat w formule „Obrobione zdjęcie z filmu plus napis”. Myślę, że przyszłością plakatu w jego masowej, popularnej formie jest ulica i nowoczesne nośniki elektroniczne.
K.I.: Oczywiście, że tak! Plakat to nie tylko arkusz powieszony w mieście, ale też komunikacja internetowa. Projektowanie jak dziedzina jest bardzo podatne na modę, dlatego dość trudno przewidzieć, w jakim kierunku podąży plakat. Jednego jestem pewien, coraz silniej będzie wykorzystywany plakat animowany lub interaktywny. W jakimkolwiek kierunku nie skierują się trendy to jest pewne, że zawsze przynoszą one nowe rozwiązania dla projektantów.
Jaką rolę pełnią w Twojej twórczości media tradycyjne (rysunek, malarstwo, grafika warsztatowa, etc.), a jaką media cyfrowe? Na ile narzędzie determinuje styl i przekaz?
O.N.: Wybór narzędzia to decyzja autora. Przy obecnych możliwościach cyfrowych technika tworzenia nie ma najmniejszego znaczenia.
M.S.: Rysuję pędzlem maczanym w czarnym tuszu. Następnie rysunek skanuję i koloruję w programie komputerowym. Taka metoda pracy łączy bliskie mi tradycyjne metody pracy z nowoczesnymi narzędziami. To, że nie koloruję ręcznie, podyktowane jest brakiem czasu i mnogością zleceń, którym muszę sprostać, aby utrzymać się w tym zawodzie. Ręczny rysunek oraz znajomość prac dawnych rysowników sprawia, że moje prace odbierane są jako staroświeckie. Nie jest to moją intencją, a jedynie staram się uczyć od najlepszych. W moim przekonaniu takimi właśnie byli graficy i rysownicy sprzed 400 lat.
K.I.: Uważam, że nie ma to żadnego znaczenia, w 2019 nikt nie widzi różnicy w użytej technice. Technologia pozwala na odtworzeniu każdego stylu, rok w rok zaciera się różnica między światem tradycyjnym a cyfrowym. Wszystko staje się płynne. Plakat prezentowany na monitorach, a plakat przyklejany na ulicy to jest to samo.
Jaką rolę pełni w projektowaniu poczucie humoru i umiejętność budowania metafory? Jaką rolę pełni błąd i przypadek?
O.N.: Plakat, który rozbawi odbiorcę lub skłoni go do myślenia zostanie lepiej zapamiętany.
M.S.: Poczucie humoru i ewentualne ukryte znaczenia są w moim przypadku instynktowne i spontaniczne. Nie zastanawiam się i nie opracowuję strategii przekazu, czy komunikacji z odbiorcą. Wiem, że niektóre prace, których jestem autorem, są mimowolnie zabawne z powodu błędów anatomicznych narysowanych przeze mnie postaci.
K.I.: Wszystko zależy od tematu pracy. Cytując Jana Lenicę: jak jest zlecenie, to jest plakat. Ja bardzo lubię metaforę i dowcip, ale musimy pamiętać, że nie przy każdym temacie pasują. Temat jest podstawa istnienia plakatu, musi być idea i problem, który plakat rozwiązuje – bez tego staje się po prostu obrazem.
Czy tworzone przez Ciebie prace są dopowiedzeniem przekazywanej treści, czy też raczej swobodnym nawiązaniem?
O.N.: Staram się, żeby moje plakaty były komentarzem do tematu, nie ich dosłowną ilustracją. W plakacie filmowym nigdy nie zdradzam fabuły – raczej chcę zainspirować do obejrzenia dzieła, a potem przy ponownej styczności z plakatem do poszerzenia jego interpretacji. Zawsze jednak osadzam w nim wątki fabularne dzieła, elementy scenografii, bohaterów – inspiruje się montażem, muzyką, a kolorystykę nierzadko wręcz „pobieram” z klatek filmowych.
M.S.: Dążę do tego aby moje pracy były przede wszystkim swobodnym nawiązaniem. Klient jednak często domaga się literalnego przedstawienia tematu. Swobodę w ilustrowaniu treści zyskuję, kiedy pracuję nad własnymi albumami komiksowymi oraz niektórymi ilustracjami, gdy zleceniodawca nie jest zbyt nachalny w sugerowaniu własnych pomysłów.
K.I.: Gotowa praca ma rozwiązać problem, jaki był postawiony przed projektantem – to jest mój cel. Bardziej od bezpośredniej odpowiedzi staram się używać metafory, ale tak jak wspomniałem wcześniej, to zależy od projektu.
Czy istnieje nowa PSP? Czy czujesz się spadkobiercą PSP?
O.N.: Odrodzenie się tradycji PSP nie jest możliwe, ponieważ rozumiana jako kierunek rozwinęła się dzięki ograniczeniom - dostępności materiału fotograficznego, druku, cenzury i dzięki zamówieniom propagandowym. Polska jest obecnie krajem otwartym na różnorodne bodźce kulturowe, nasze rodzime projektowanie reprezentuje światowe standardy - korzysta z międzynarodowych mód i zasobów wizualnych (chociażby takich jak kroje pism). Między innymi z tych powodów reaktywacja PSP nie jest możliwa. ___ Dziękuję, Ola Niepsuj
M.S.: To się okaże z perspektywy czasu, za dwadzieścia, trzydzieści lat, czy jest jakiś wspólny wyznacznik stylu artystów pracujących dzisiaj. Nie czuję się spadkobiercą PSP.
K.I.: Nie mogę sobie rościć praw do bycia spadkobiercą PSP lub innej szkoły projektowania. Ktoś, kiedyś to oceni. A czy istnieje nowa PSP? Na pewno jest teraz dobry klimat do tworzenia, jest mnóstwo zdolnych ludzi, polscy projektanci są doceniani zagranicą, zasiadają w jury międzynarodowych konkursów, otrzymują nagrody. Możliwe, że sukces PSP dodał nam skrzydeł.
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!