Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Paweł Kowal: Interwencja w Libii wygląda jak powrót do innej epoki

Czy w ogóle jesteśmy w grze, czy tylko maskujemy niemożność wystawienia wojska deklaracjami o ograniczeniu się do misji humanitarnych?

 

Czy w ogóle jesteśmy w grze, czy tylko maskujemy niemożność wystawienia wojska deklaracjami o ograniczeniu się do misji humanitarnych?

 

Rozmowa z Pawłem Kowalem

 

Wojciech Majsner (Teologia Polityczna): Co oznacza w praktyce rezolucja ONZ z ubiegłego czwartku pod względem militarnym dla Kadafiego?, jakiego typu działań militarnych możemy się spodziewać ze strony państw zachodnich?

 

Paweł Kowal: Interwencja w Libii ma podstawę prawną w decyzji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Nie jest ona jednak zbyt solidna, ponieważ została uchwalona przy głosach wstrzymujących aż pięciu państw z Rady Bezpieczeństwa ONZ w tym dwojga stałych członków i Niemiec.

Zaangażowane w interwencję te kraje prawdopodobnie ograniczą się jedynie do taktycznego bombardowania wybranych celów. Podobna interwencja miała miejsce w Libii w latach 80. XX wieku, kiedy to USA w odpowiedzi na prowokacje Kadaffiego zaatakowały precyzyjnie wybrane obiekty. Zachód chce dać Narodowej Rady Libijskiej możliwość zdobycia władzy w kraju. W warunkach kryzysu gospodarczego i zaangażowania w Afganistanie nie wydaje się, aby ktokolwiek chciał wziąć odpowiedzialność za wysłanie piechoty do Libii, choć byłoby to łatwiejsze, ponieważ kraj właściwie składa się w większości z pustyni, a do utrzymania pozostałyby właściwie tylko miasta.

 

 

Jak ta rezolucja ma się do stanowiska Rosji, Chin oraz Turcji, a także Niemiec podczas szczytu unijnego w sprawie Libii?

 

W głosowaniu nad rezolucją ONZ nr 1973 w sprawie ustanowienia strefy zakazu lotów nad Libią i podjęcia wszelkich koniecznych środków dla ochrony ludności cywilnej od głosu wstrzymały się Niemcy i kraje BRIC. Co z tego wynika? Po pierwsze, wstrzymując się, umożliwiły działania. Mam wrażenie, że to dyplomacja niemiecka chciała dyskretnie pomóc Francji i prowadziła zakulisowe rozmowy w sprawie poparcia a przynajmniej nieprzeszkadzania w interwencji. Sugerować to mogą słowa Angeli Merkel podczas szczytu unijnego na temat sytuacji w Afryce Północnej, która stwierdziła, że ewentualne działania ofensywne powinny mieć silną podstawę prawną. Może nawet Niemcy, wiedząc o determinacji Francji, postanowiły zbudować taką podstawę? Niemcy formalnie wstrzymały się od głosu, bo jest to zgodne z ich pacyfistyczną tradycją polityki po II wojnie światowej, ale z ich terytorium startują samoloty, stąd pewna dwuznaczność ich postawy. Także głosowanie Rosji nie jest jednoznaczne: wydaje się, że rosyjskie oceny sytuacji będą podporządkowane rozwojowi wypadków w północnej Afryce. Wydaje się jednak, że w sytuacji, kiedy pułkownik Kadaffi mordował cywilów, a jego wojska przeprowadzały ofensywę z użyciem czołgów, ciężkiej artylerii i lotnictwa wspólnota międzynarodowa właściwie nie miała innego wyjścia niż interwencja wojskowa, jeśli państwa Zachodu chciały zachować swój wizerunek obrońców praw człowieka.

 

Co spowodowało tak dużą zmianę u prezydenta USA w stosunku do działań militarnych przeciw Kadafiemu?

 

Barack Obama nie chciał interwencji w Libii, ponieważ obawiał się militarnego zaangażowania w trzecią już wojnę z państwem islamskim. Mogłoby to spowodować kolejną falę terroryzmu na terenie USA i wzmocnić oskarżenia wobec Waszyngtonu o chęć położenia ręki na kolejnych złożach ropy naftowej. Prawdopodobnie zmianę jego zdania spowodował fakt, że interwencja i zabezpieczenie strefy zakazu lotów miała być przeprowadzone głównie za pomocą sił powietrznych francuskich i brytyjskich oraz wojsk państw Ligi Arabskiej.

 

W jaki sposób ocenia Pan stanowisko rządu w sprawie interwencji militarnej w Libii?

Podstawowa sprawa to faktyczne możliwości polskiej armii, która w ostatnich latach bardzo zmalała, ale nie stała się niestety bardziej efektywna. Więc jest pytanie, czy w ogóle jesteśmy w grze, czy tylko maskujemy niemożność wystawienia wojska deklaracjami o ograniczeniu się do misji humanitarnych. Czyli nie musimy brać udziału we wszystkich akcjach sojuszników militarnie. Element pomocy humanitarnej może to zastępować. Problem jest jednak w tym byśmy mieli wybór czy uczestniczyć w interwencji i by sojusznicy wiedzieli, że mamy taki wybór. Inaczej polska polityka stacza się na margines w UE i NATO.

 

Czy w Unii Europejskiej mamy do czynienia z trwałym podziałem między państwami skupionymi wokół Wielką Brytanii i Francją a Niemcami? Do jakiej grupy możemy zaliczyć Polskę?

W sensie politycznym interwencja w Libii powinna Polskę martwić. Przypomina ona bowiem początki interwencji wojskowych w XIX wieku. To wygląda jak powrót do innej epoki. Na boku pozostały UE i NATO a Francja sama organizuje wyprawę państw mających interesy w regionie. To niesłychanie wzmacnia nacjonalistyczny wektor europejskiej polityki. Już widać jednak kłopoty z dowodzeniem. Jednak, skoro w zasadzie osobistą odpowiedzialność za interwencje wziął na siebie Sarkozy, pozostaje pytanie, czy Francja zamierza także wziąć na siebie odbudowę Libii i organizację programów modernizacji tego kraju, a co najważniejsze, organizację tego państwa na nowych zasadach. Dla Polski takie wyprowadzanie polityki z ram UE i NATO nie oznacza nic dobrego. A swoją drogą oznacza ono szereg praktycznych konsekwencji, jak na przykład poważne kłopoty z dowodzeniem.

Spór o reakcje na sytuację w Libii nie wpłynie na sojusz francusko-niemiecki z kilku powodów. W zamian za pomoc Francji w działaniach na Morzu Śródziemnym Niemcy oczekują analogicznej koncesji na politykę na Wschodzie. Po drugie sojusz tych dwóch państw stanowi jednak podstawę tak ważnego dla gospodarek obu krajów w przededniu wyborów paktu dla konkurencyjności. Moim zdaniem rozdźwięk wokół interwencji libijskiej miedzy Niemcami i Francją jest realnie mniejszy niż się wydaje komentatorom, to raczej wzajemne gwarantowanie sobie możliwości działania w obszarach zainteresowania obu krajów.

 

W ostatnich dniach w sposób bezpośredni Rosja oraz Chiny wyraziły swoje niezadowolenie z przeprowadzanej interwencji militarnej w Libii. Czy powiązania gospodarcze, jakie istnieją między Unią a tymi państwami, mogą w przyszłości wpłynąć siłę poparcia, jaką Unia deklaruje dla misji „Świt Odysei”?

Pojawiły się opinie, że rząd w Polsce nie czerpie nauki z obecnych doświadczeń państw Unii i ich członków w sprawie Libii oraz, że nasza dotychczasowa polityka międzynarodowa nie pozwala na odpowiednią reakcję i działania w przypadku pewnych zawirowań tego typu w naszym regionie i regionie Morza Czarnego. Zgodnie z nimi, wszystko to może się zdarzyć w Polsce podczas naszej prezydencji oraz w przypadku pewnych zawirowań na Białorusi lub państw z regionu Morza Czarnego.

 

Nie mówię już o działaniach, ale nawet wypowiedzi polskich polityków o sytuacji w Libii ograniczają się do spraw konsularnych czy migracji. Jeśli Polska nie podejmie poważnej inicjatywy politycznej w postaci nowych propozycji w polityce sąsiedztwa nasza prezydencja może upłynąć pod hasłem spraw, które toczą się obok nas. Żeby mieć tytuł do domagania się dla siebie w Unii większej politycznej roli w relacjach z naszymi wschodnimi sąsiadami musimy zabierać głos w kluczowych kwestiach polityki europejskiej a dzisiaj taką jest kryzys libijski. Inaczej nasza polityka jest postrzegana jako polityka jednego tematu: Partnerstwa Wschodniego, czyli dbałości o otoczenie własnej zagrody.

 

Bardzo dziękujemy za odpowiedzi


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.