Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Mateusz Matyszkowicz: Jak dobrze być radiowcem

Mateusz Matyszkowicz: Jak dobrze być radiowcem

Piękna polszczyzna, świetne głosy i przede wszystkim wyobraźnia!

Piękna polszczyzna, świetne głosy i przede wszystkim wyobraźnia!

Gdybym miał wehikuł czasu, wykorzystałbym go w kilku celach. Jednym z nich byłoby posłuchanie dawnego radia. Przeniósłbym się w lata 30. i do Warszawy, i Wilna, i Lwowa. I wszędzie tam słuchałbym radia.

Dawniej, niestety, prawie nigdy nie nagrywano audycji. Nawet archiwa Radia Wolna Europa z pierwszych lat istnienia rozgłośni obejmują tylko niewielką część całości. Kiedy jednak słuchamy tych audycji z lat 50. i 60. (a możemy to robić na stronie Radia Wolności), to dostajemy przedsmak starego dobrego radia. Piękna polszczyzna, świetne głosy i przede wszystkim wyobraźnia!

A gdyby tak nagrywano wszystkie audycje przedwojennego Polskiego Radia? I gdyby tak można było je przesłuchiwać na portalu dzisiejszego radia? Stare, dobre radio, powiedzielibyśmy.

Niedawno odnalazłem arcyciekawą monografię o tym przedwojennym radiu, znakomity przewodnik i zaprawa przed wyprawą wehikułem czasu. Maciej Józef Kwiatkowski – nieżyjący już zapalony radiowiec, powstaniec i varsavianista, pierwszy Polak, który doktoryzował i habilitował się z historii radia – opisał dzieje warszawskiej rozgłośni od samego początku – czyli od przejęcia przez Polskę niemieckiej radiostacji wojskowej w 1918 r. A potem stowarzyszenia radioamatorów, zabiegi, pierwsze próby nadawania i wreszcie powstanie właściwego radia. Znajdziemy tam analizy programów, sylwetki twórców, szczegóły techniczne i mniej techniczne anegdoty. Po prostu, uczta. Poznałem stare ramówki, budowę odbiorników i statystyki abonentów.

Książka, co trzeba podkreślić, powstała za komuny. Czas powstania oczywiście pozostawił w książce swoje piętno, jednak wydaje się, że mniej niż w innych książkach o tej tematyce. Dość zabawne w tym kontekście są ubolewania autora nad nacjonalizacją w latach 30. Polskiego Radia. Rządom sanacyjnym obrywa się za próby ingerencji w program radiowy, w skład osobowy zespołu rozgłośni i nieuczciwe traktowanie prywatnych partnerów. Po prostu, skandal, rzecz niebywała w cywilizowanym świecie. I to wszystko w książce wydanej w 1980 r.! Choćby dla tych fragmentów warto po nią sięgnąć.

A jednak lektura jest smutna. Pierwszy smutek ma swój początek w świadomości, że pojęcie „radiowca” wychodzi już z użytku, bo słowo to ma coraz mniej desygnatów. Radiowcy jak Indianie albo wielbiciele Prousta. A przecież „radiowiec” to brzmi dumnie. Ach, jakże chciałbym być radiowcem, o wiele bardziej niż astronautą czy baronem. Z pewnością kazałbym sobie to wyryć na grobie i w stosownej notce w Wikipedii. Moje dzieci i wnuki obnosiłyby się z dumą, że przodek był radiowcem właśnie. Mimo to, radiowców coraz mniej, bo i radio jest na wymarciu. To drugi powód do smutku. Nie mówcie mi, że radio ma się dobrze. Są, owszem, radiowe archiwa, słucham ich godzinami i dziękuję za ich udostępnienie. Chociaż, kiedy próbuję odtwarzać te stare audycje, dzisiejsze Polskie Radio częstuje mnie reklamami. Chcę posłuchać wspomnień Czapskiego, ale wcześniej muszę poobcować z zachętą do obejrzenia X-Factor. Rozumiem, że jako odbiorca tych audycji mogę wyglądać na debila, idealny target reklamowanego chłamu, ale przez szacunek dla zmarłych twórców radiowych audycji prosiłbym o trochę delikatności.

Wszelako im dłużej ich słucham, tym gorsze mam zdanie o tym, co dziś jeszcze próbuje się radiem nazywać. Zmieńcie sobie lepiej nazwę i nie kalajcie tradycji. Może lepsza byłaby nazwa badio albo sradio. Nie wiem. Reklamujecie X-Factor, to pewnie jesteście kreatywni i coś wymyślicie.

Mam też jeszcze jeden postulat, niech każdy, kto chce do radia przyjść, od sprzątaczki, przez redaktora, po członka rady nadzorczej, przeczyta pierwsze książkę Kwiatkowskiego. Niech zda z niej egzamin. Niech wie, kim był Tadeusz Bocheński. Niech zna wspaniałą urodę jednej z pierwszych spikerek – kulawej zresztą.

Chciałbym także, aby zapoznał się z mistycznym pojęciem „słowa”, które od początku było związane z radiem i obok muzyki budowało jego przekaz. Tak, tęsknię w radiu za słowem. Chciałbym, żeby radio znów do mnie mówiło i nie traktowało mnie jak zwykłego idiotę, który już nie rozumie ludzkiej mowy. Może przeczytam książkę Kwiatkowskiego jeszcze raz. Tym razem na głos. Lekturę zacznę od wyrecytowania zapomnianej już formuły: „Tu Polskie Radio Warszawa”. Powiem też sobie „dzień dobry”. Poczuję się wtedy jak w radiu.

Dzieci powiedzą, że tatuś został radiowcem. Mrugnę wtedy okiem – jak to w radiu.   


Mateusz Matyszkowicz
Tekst ukazal się w Nowym Państwie Numer 3 (73)/2012
                     
Maciej Józef Kwiatkowski, Tu Polskie Radio Warszawa, PIW, Warszawa 1980 oraz www.radiawolnosci.polskieradio.pl


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.