Pogadajmy o skrajnościach. Bowiem, one z pewnością rozstrzygną drugą turę wyborów we Francji.
Pogadajmy o skrajnościach. Bowiem, one z pewnością rozstrzygną drugą turę wyborów we Francji.
Ale najpierw, przyjrzyjmy się rysunkowi Plantu (odpowiednik naszego Sawki - rys. pod tekstem) pt. „Rosnąca siła populizmów”: po prawej stoi Marine le Pen, po lewej Jean-Luc Mélenchon. Trzymają w rękach to samo przemówienie, na którym widnieje napis: „Wszyscy zepsuci”. Ona jest szefem Frontu Narodowego, on Partii Lewicy. Ona władzę partii odziedziczyła jak w monarchii - po ojcu. On odłączył się od socjalistów, jak niegdyś Trocki, na znak protestu przeciwko oficjalnej linii partii, która w 2008 roku poparła w referendum ratyfikację Traktatu Konstytucyjnego UE.
Przy tej okazji, przypomina się uroczy kawał. Oto przebudza się rano glizda, przeciąga się i wzrok radośnie kieruje ku slońcu. Tuż obok niej, po nocnej drzemce, wyłania się sąsiad. „Dzień dobry!” - mówi pierwsza glizda. Druga - milczy. „Ależ cudowna dzisiaj pogoda!” - znowu próbuje zagaić pierwsza. Znowu nic. W końcu glizda łapie o co chodzi: „Idiotka! Znowu gadam do własnego ogona...”
Niewielu wierzyło w powodzenie kandydatury Jean-Luca Mélenchona. Ten niegdysiejszy trockista, reprezentant skrajnej lewicy w łonie partii socjalistycznej, obecnie silnie komunizujący, jest niewątpliwie najlepszym oratorem i polemistą kampanii prezydenckiej. Wielu publicystów porównuje go do Georges’a Marchais, gwiazdy debat politycznych lat osiemdziesiątych, słynącego z niewyparzonego języka i ciętych ripost. Do legendy przeszedł wywiad, w którym Alain Duhamel łoił go za to, że nie raczy odpowiadać na zadane pytanie: „Być może pańskie pytanie było inne, ale nie inna będzie moja odpowiedzieć”.
Poparcie dla Mélenchona waha się dzisiaj w okolicach 15%, o jeden punkt procentowy mniej od Marine le Pen, i wciąż rośnie. Jego elektorat w dużej mierze składa się z niezadowolonych z miałkości kandydata socjalistów. Niemniej, jak pokazują sondaże, są oni gotowi oddać swój głos na Hollande’a w drugiej turze.
Jak wcześniej pisałem Mélenchon potrafi praktykować „magię czasownika”. 12 marca zaingurował swoją kandydaturę przemówieniem na placu Bastylii: „Gdzie żeśmy się podziali? Gdzie byliśmy przez cały ten czas? Tęskniliśmy za sobą, mieliśmy nadzieje ku sobie... Znaleźliśmy się w końcu! Geniuszu Bastylii, który krążysz nad tym placem: oto jesteśmy, my, lud rewolucyjny...” itd. itd. „Geniusz Bastylii”, „lud rewolucyjny”, któż by się na coś takiego dzisiaj w Polsce odważył? Warto przypomnieć, że we Francji można jeszcze spotkać... maoistów.
Marine le Pen, fizycznie łudząco podobna do ojca, wszelkimi sposobami stara się wygładzić kanty skrajnej prawicy. W poprzednich wyborach prezydenckich udało się Sarkozy’emu przyjąć lwią część tego elektoratu FN narzucając temat „tożsamości narodowej”. Pojawiły sie wówczas w programie Sarkozy’ego wątki, które stanowiły o sile FN: tradycja, bezpieczeństwo i imigracja. Nader szybko etykieta ostrego strażnika ładu republikańskiego została Sarkozy’emu przypięta. Wciąż wykorzystuje ten kapitał; on, wie, co zrobić, kogo potraktować „karcherem”. A jako prezydent Francji, będzie miał większą moc aby wprowadzić swoje inicjatywy: m.in. reformowanie policji, ograniczenie napływu imigracji z Afryki Północnej, kwestionowanie Układu z Schengen.
Le Pen wyszła z założenia, że należy kampanię prowadzić spokojnie, bez kontrowersji, aby poszerzyć kręgi swojego elektoratu. Dlatego skupiła się przede wszystkim na kwestiach ekonomicznych. Na niewiele to się zdało, jej poparcie oscyluje niezmiennie wokół 16%. Na dodatek - zła wiadomość dla Sarkozy’ego - nie wiadomo jak zachowa się elektorat le Pen w drugiej turze.
Warto na koniec wspomnieć, że według sondażu przeprowadzonego przez IFOP na Marine le Pen zamierza głosować 23% francuskiej młodzieży w wieku 18-22 (na pierwszym miejscu François Hollande - 31%, na trzecim Sarkozy - 21%). Tłumaczy się ten fenomen tym, że młodzi Francuzi zaczynają masowo odrzucać poprawność polityczną narzuconą przez lewicę rodem z Maja 68.
I tura wyborów za dwa tygodnie. Przejście Jean-Marie le Pena do II tury w 2002 roku wywołało szok i powszechną mobilizację na Chiraca. Kto wie, może tym razem lewicowe ekstremum sprawi niespodziankę? Pytanie tylko, czy Francuzi boją się byłego trockisty?
Marcin Darmas
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!
doktor, socjolog kultury, dziennikarz. Adiunkt w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Współpracuje z Teologią Polityczną, miesięcznikiem Znak oraz z Frondą LUX. Autor książki Obywatel rycerz. Zarys socjologii filmu.