Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Tomasz Burzyński: Kurdowie, czyli militarna i polityczna układanka na Bliskim Wschodzie

Tomasz Burzyński: Kurdowie, czyli militarna i polityczna układanka na Bliskim Wschodzie

Bliski Wschód nie należy do regionów świata, w którym obowiązują zasady dyplomatyczne i sojusze w europejskim tego słowa znaczeniu. Ale nawet znawcy tematu wydają się zaskoczeni zmieniającym się stanem rzeczy, który dotyka pozycji Kurdów – pisze Tomasz Burzyński w „Teologii Politycznej Co Tydzień”: „Kurdowie. Laboratorium polityczności?”.

Kurdowie są największym narodem na naszym globie pozbawionym własnego państwa, który aktywnie działa na rzecz samostanowienia. Populację Kurdów na Bliskim Wschodzie ocenia się na około 25-27 mln osób. Rzeczywista liczba Kurdów jest jednak bardzo trudna do ustalenia. Liczne przesiedlenia, migracje czy konflikty zbrojne, w których Kurdowie brali aktywny czy też pasywny udział nie sprzyjają określeniu dokładniej liczebności tego narodu.

Bez wsparcia ludzi takich jak Ty, nie mógłbyś czytać tego artykułu.
Prosimy, kliknij tutaj i przekaż darowiznę w dowolnej wysokości.

Kurdowie od długiego czasu starają się o utworzenie samodzielnego państwa: Kurdystanu. Niestety zamieszkują oni głównie na terenach państw, w których system sprawowania władzy uniemożliwiał im i wciąż uniemożliwia ustanowienie w sposób pokojowy niepodległego bytu politycznego. Próby uzyskania większej lub mniejszej autonomii, jak pokazuje historia, kończą się dla Kurdów krwawymi konfliktami i eskalacją przemocy wobec nich.

Czy zatem Kurdowie, którzy już od tylu lat walczą o swoją niepodległość, mają szanse ją zdobyć? Czy sen się spełni i powstanie państwo Kurdystan? Bądź chociażby autonomia, która zapewni dobrobyt i spokój dla udręczonego wojnami narodu? Czy jednak znów okrutny los zakpi z Kurdów i dalsza ich historia istnienia toczyć się będzie wokół krwawych zrywów niepodległościowych i wojen? Chyba nikt dziś na świecie nie umie odpowiedzieć na to pytanie.

W coraz mniejszym stopniu Kurdowie są tu stroną-partnerem. Są kartą przetargową w osiągnięciu korzyści przez faktyczne strony-państwa

Dynamika zmieniających się realiów politycznych i sojuszy zawartych między Kurdami, a ich potencjalnym sojusznikami nie sprzyja sprawie kurdyjskiej. Sytuację tę można podsumować słowami: „dziś wróg, jutro przyjaciel”. Co gorsza, wszystko wskazuje na to, że w coraz mniejszym stopniu Kurdowie są tu stroną-partnerem. Są kartą przetargową w osiągnięciu korzyści przez faktyczne strony-państwa, które ani myślą o umożliwieniu Kurdom zbudowania jakikolwiek formy państwowości czy też autonomii.

Pozycję Kurdów w sposób dość ostentacyjny określił sam Prezydent Stanów Zjednoczonych, do niedawna najważniejszy sojusznik tego narodu. Donald Trump na swoim twiterze napisał: „Niech Kurdów broni Rosja, Chiny albo Napoleon Bonaparte, jesteśmy na dystans 7 tysięcy mil”. I to napisał prezydent o narodzie, któremu tak dużo zawdzięczają Amerykanie podczas m.in. wojny w Iraku czy w walce przeciwko „ISIS”.

Ten tweet można nazwać doskonałą puentą, podsumowującą jak świat zachodni – choć oczywiście niecały – postrzega ten waleczny naród i jego dążenie do samostanowienia. Bliski Wschód nie należy do regionów świata, w którym obowiązują zasady dyplomatyczne i sojusze w europejskim tego słowa znaczeniu. Ale nawet znawcy tematu wydają się zaskoczeni zmieniającym się stanem rzeczy, który dotyka pozycji Kurdów.

Reżim Baszszara Hafiza al-Asada, który w czasach, gdy sprawował pełnię władzy na syryjskim terytorium, nie pozwalał na żadne zrywy niepodległościowe Kurdów

Wielowątkowość tego problemu wynika z ilości stron zaangażowanych w konflikt na Bliskim Wschodzie. Skupmy się zatem na sytuacji w obszarze Syrii. Reżim Baszszara Hafiza al-Asada, który w czasach, gdy sprawował pełnię władzy na syryjskim terytorium, nie pozwalał na żadne zrywy niepodległościowe Kurdów, dziś – w wyniku operacji militarnej przeprowadzonej przez Turcję w pasie nadgranicznym – wyrasta na naturalnego sojusznika Kurdów. Jest to swoistym chichotem historii. Władze kurdyjskie w północno-wschodniej Syrii zawarły porozumienie z reżimem syryjskiego prezydenta. Kurdyjska Autonomiczna Administracja Syrii Północnej i Wschodniej usiłuje przy pomocy sił syryjskich odzyskać panowanie nad terenami, nad którymi kontrolę przejęli Turcy. Sojusz z władzami w Damaszku dotyczy rozmieszczenia sił wzdłuż granicy Syrii z Turcją. Oczywiście to porozumienie ma w tym wypadku drugie dno. Tym drugim dnem są operujące na terenie Syrii jednostki rosyjskie, jeden z wojskowych sojuszników Asada. Rosja oprócz realizacji interesów wojskowych, mających na celu utrzymanie Asada u władz nad terytorium Syrii, rozgrywa bardzo sprawnie swoje zaangażowanie polityczne na tym obszarze. W pełni wykorzystała stan, który zaistniał od rozpoczęcia przez armię turecką operacji „Źródło Pokoju”.

Oprócz tego, że Rosja zneutralizowała wrogie działania Kurdów wobec Asada, to jeszcze udało się jej porozumieć z Turcją. Umiejętnie też wykorzystuje antagonizmy polityczne, które narosły między Turcją a Stanami Zjednoczonymi. Sam zresztą Prezydent Turcji, Recep Tayyip Erdoğan nie kryje swojej niechęci wobec USA i NATO, a idąc dalej, wobec Unii Europejskiej. Unii, którą w pewien sposób szantażuje, wykorzystując sytuacje w Syrii, a co za tym idzie: sytuację dotyczącą Kurdów.

W tej rzeczywistości, która pojawiła się po rozpoczęciu tureckiej operacji wojskowej wobec Kurdów, Rosja stała się jednym z nieoczekiwanych sojuszników w sprawie kurdyjskiej. Zerwaniu sojuszu Amerykanów z Kurdami bardzo wydatnie się do tego przyczyniło.

Szczególnie zaniepokojony tą sytuacją na Bliskim Wschodzie jest Izrael oraz Arabia Saudyjska. Jeden i drugi kraj bez pomocy mocarstwa „zza oceanu” sam nie utrzymałby swojej pozycji w regionie

Co na to świat, a szczególnie sojusznicy Ameryki? W niektórych stolicach na pewno zapaliła się „czerwona lampka”, jeżeli chodzi o „lojalność” Stanów wobec swoich naturalnych sprzymierzeńców. Negatywne oceniono na świecie „zdradę” Kurdów przez Waszyngton. Szczególnie zaniepokojony tą sytuacją na Bliskim Wschodzie jest Izrael oraz Arabia Saudyjska. Jeden i drugi kraj bez pomocy mocarstwa „zza oceanu” sam nie utrzymałby swojej pozycji w regionie. Co zatem w wypadku, gdyby i te państwa byłyby zmuszone obejść się bez dotychczasowego wsparcia politycznego i militarnego Stanów Zjednoczonych? Większość pewnie odpowie na to pytanie „to przecież niemożliwe”. Tak, może to i racja. Pewnie tak też wyrażali swoją opinię sami Kurdowie, widząc umykające w tumanach kurzu pojazdy US ARMY, kiedy to żołnierze opuszczali swoje bazy położone na zaprzyjaźnionej do niedawna ziemi kurdyjskiej.

Naród kurdyjski znalazł się w bliskowschodnim oku cyklonu. Wielcy i średni gracze realizują swoje interesy w tym regionie świata. Turcja, Stany Zjednoczone, Rosja i ich sojusznicy toczą swoje batalie militarno-polityczne, w których jednym z elementów układanki są właśnie Kurdowie. Niestety sytuacja wskazuje, że los Kurdów się nie zmieni. Na pewno nie powstanie w najbliższej perspektywie Kurdystan, niepodległe państwo Kurdów. I chyba tylko cud w tej sytuacji geopolitycznej na Bliskim Wschodzie pozwoliłby temu udręczonemu narodowi na radykalną zmianę położenia.

ppłk Tomasz Burzyński

Belka Tygodnik334


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.