Jeżeli ktoś ma ochotę na kontakt ze sztuką w Galerii Bardzo Białej, to musi nastawić się na długi marsz wieloma schodami, na piąte - bodajże - piętro. Ciekawe, czy są tacy co rezygnują po drodze, bo zadyszka i irytacja są większe od ciekawości i potrzeby estetycznych przeżyć? Jeżeli są, to zmarnują okazję do obejrzenia monochromatycznych (niemalże) pejzaży Stanisława Baja, prezentowanych na całkiem niedawno otwartej wystawie
Widzowi nie zaznajomionemu z twórczością Baja, należy zalecić oglądanie wystawy od wielkiego płótna, usytuowanego w sali najbardziej oddalonej od wejścia, a które w mocno uproszczonej formie ukazuje pejzaż z rzeką Bug, widok doskonale znany z wcześniejszych prac artysty. W pozostałych salach i na korytarzach, obrazy są dużo mniejszego formatu, niektóre nawet zbliżają się do form miniaturowych. Cała wystawa rzeczywiście przypomina wielką czarną rzekę, gdzie rozmaite strumyczki i cieki wodne stanowią dopływy, tworząc wielkie malarskie zlewisko. Ale trzeba pamiętać, że sens całości usytuowany jest w głównym nurcie.
Oglądając wodne pejzaże zacząć trzeba od przezwyciężenia pewnego poczucia znużenia monotonią, na śnieżnych ścianach (rzeczywiście bardzo białej) galerii, ciemne – przeważnie czarne – płótna, wydają się być jednolite, właściwie takie same. Z może nie czarne, ale bure i nie budzące większego zainteresowania. Jednakże, gdy zaczniemy oglądać obrazy uważniej, to wówczas odkryjemy, że są one wypełnione feerią odcieni, błysków i niuansów barwnych. Co więcej, zaczynamy odczuwać jak wspaniale twórca gra z nami za pomocą faktury obrazu. Pociągnięcia pędzlem – zapewne wiedzione nie tylko doświadczeniem i wiedzą, lecz także intuicją i „iskrą bożą”, nadają kierunek temu jak wodzimy wzrokiem po płótnie.
W malarstwie Stanisława Baja bardzo szybko na widza zaczyna wpływać efekt nokturnu. Bowiem oglądanie mrocznych obrazów jest jak wejście do mrocznych piwnic, lub przejście z rozjaśnionego pokoju w mrok nocnego ogrodu. W miarę upływu czasu nasz wzrok przyzwyczaja się do ciemności, widzimy coraz więcej szczegółów, i ponura plama mroku zaczyna stawać się coraz bardziej przestrzenna, zatem z większą śmiałością możemy stawiać kolejne kroki i zagłębiać się w obrazowaną przestrzeń.
Stałym elementem malarstwa Stanisława Baja jest pełna energii ekspresja
Każdy mniej więcej obznajomiony z historią europejskiego malarstwa mógłby przeprowadzić wykład o tym jak od Caravaggia po impresjonistów i ich następców przebiegała wspaniała ścieżka „nocnych obrazów”, jednakże w przypadku wystawy profesora warszawskiej akademii nie sama „nokturnowość” odgrywa istotną rolę. W trakcie oglądania „czarnej rzeki” nie umiałem odeprzeć wrażenia, obecnie graniczącego już z przekonaniem, że tak malowane obrazy są konsekwentną kontynuacją dotychczasowej drogi malarskiej Stanisława Baja.
Rzeka Bug jest stałym tematem jego twórczości, chciałoby się rzec, iż stała się jego ulubioną i najwspanialszą modelką. I możemy wyraźnie prześledzić jak od barwnych, wychodzących od tradycji kolorystycznej, kompozycji o dominantach zieleni i złota, artysta przechodzi w coraz bardziej uproszczoną paletę barwną, a wciąż ekspresyjne kompozycje ulegają stopniowemu uproszczeniu.
Cykl „czarna rzeka” nawiązuje wciąż to owej kolorystycznej tradycji, chociaż przewrotnie utrzymuje się w ciemnych kolorach, a nawet nie można pominąć konstatacji, iż artysta gra brakiem barwy, bo przecież tym jest czerń. A jednocześnie obrazy nie tracą na tej – powolnej – przemianie ani charakteru ani przestrzenności.
Warto także odnotować – także „powolne” – przesuwanie perspektywy patrzenia Stanisława Baja na malowane pejzaże. Kierunek patrzenia obniża się, coraz mniej na płótnach powietrza i światła, a coraz więcej wody i odbić brzegów rzecznych na niej. I jest w tej konsekwencji przemian patrzenia na rzekę Bug wyraźna tendencja ku syntezie. Nie umniejsza ona w najmniejszym stopniu „realizmu” malarstwa Stanisława Baja, po warunkiem, że realizm rozumiemy jako malarstwo ukazujące dosłowność widzianego przedmiotu, a nie jako twórczość przedstawiające malowany obiekt jako taki, „jakim powinien być”.
Kontrast światła odbitego w wodzie z zielenią zawsze skutkuje zderzeniem czerni i bieli, gdyż zieleń jest zwodniczym „złodziejem światła” i przeważnie w pierwszym kontakcie z nieprzyzwyczajonym okiem daje wrażenie płaskiej czarnej plamy. I właśnie takie nokturny znad rzeki zaczerniły białe ściany galerii.
Drugą – zdawałoby się konieczną – konsekwencją zmian w malarstwie Baja jest zjawisko, które Józef Czapski określał mianem „roztapianiem się formy”. Odbicia w wodzie, połączone z grą światła, uderzającą nasze oczy rozbłyskami i załamaniami kształtów na powierzchni nie pozwalają na wierne odwzorowanie przedstawianego przedmiotu. I jest to świadomy wybór malarski, ponieważ celem twórcy nie jest malowanie tego co odbija się w wodzie, ale wody samej, odbicie jest jedynie akcydensem, nie tyle ulotnym co po prostu nieustannie upływającym wrażeniem.
Wątpiącym chciałbym zwrócić uwagę na nieustająco pojawiający się motyw w obrazach z cyklu. W poprzek obrazu pojawia się biała smuga – czasem ostra, czasem lekko rozmyta i zamazana. Coś jakby skaza, rysa na szkle obiektywu aparatu fotograficznego, lub zaburzenia wzroku u osoby cierpiącej na migrenę. Lecz nie jest to bynajmniej żadne zwodnicze złudzenie. To rezultat patrzenia na rzekę; gdzieś pod powierzchnią znajduje się jakąś gałąź bądź wir zakłócający swobodny przepływ wody, i na wierzchu widzimy białą linię.
I dzięki niej logicznymi malarsko stają się ekspresyjne plamy czerni i szarości, gdzie niegdzie wzbogacone zielenią lub barwą niebieską, kształtujące obrazy rozwieszone na ścianach Galerii Bardzo Białej.
Lecz oprócz owego „post-kolorystycznej” analizy pejzażu odbitego w wodzie widzimy w cyklu drugi stały element malarstwa Stanisława Baja – jest nim pełna energii ekspresja. Cykl nie jest przepełniony wesołością, witalnością ale jest w nim siła nostalgii i oczekiwania. W tych obrazach mamy do czynienia nie z ekspresja pędu lecz ze skumulowaną energią, jakby w nakręconej sprężynie, która w każdej chwili może wybuchnąć, choć wiemy że nigdy to nie nastąpi. Ale ta siła powoduje, że nie nudzą się nam obrazy pozornie smutne i nudne w swej płaskości i monochromatyzmie.
Wydaje się, że będzie artysta dalej zmierzał w kierunku niestannego przetwarzania i rozmywania formy i jej konturu. Być może zmieni paletę (nawet ją rozjaśni) ale warto przypomnieć, ze to Wassily Kandinsky twierdził, że jego abstrakcja nie polega na zabawie formą lecz jest „graficznym przedstawieniem nastroju, a nie przedmiotu”.
Abstrakcjonizm – jakże wyraźnie widoczny w cyklu czarnej rzeki - może być, a w tym przypadku jest, skutkiem kolorystycznego badania formy budowanej barwą i jej brakiem. Stanisław Baj jest artystą w pełni dorosłym, a konsekwencja – także malarska – jest wyraźnym znakiem owej dorosłości.
Ale należy też pamiętać, że Bug jest nie tylko kręty. To długa i zaskakująca rzeka, zatem nie mamy pojęcia dokąd można nią dopłynąć…
Juliusz Gałkowski
Stanisław Baj, czarna rzeka, Galeria Bardzo Biała
Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych numerów naszego tygodnika w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!
historyk i krytyk sztuki, teolog, filozof; członek zespołu miesięcznika Nowe Książki; stały publicysta miesięcznika: Egzorcysta. Współpracuje z portalami christianitas.org i historykon.pl. Ponadto pisuje w wielu innych miejscach. Mieszka w Warszawie. Teksty Juliusza Gałkowskiego na portalu Teologii Politycznej poświęcone są książkom i czasopismom, a także wystawom w muzeach i galeriach.