Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Beata Utkowska: Reymont – perspektywa codzienności. Czyli co mówi nam jego „Dziennik”

Beata Utkowska: Reymont – perspektywa codzienności. Czyli co mówi nam jego „Dziennik”

Na Dzienniki Reymonta można spojrzeć z szerszej, egzystencjalnej perspektywy i potraktować je jako model ludzkiego życia: buntownicza młodość, aktywna dojrzałość, spokojna starość. Tym, co w biografii Reymonta scala tę niestabilną podmiotowość, spaja różne przestrzenie i zatrzymuje płynny czas, jest pisanie, literatura – chyba jedyna stała wartość – pisze prof. Beata Utkowska w „Teologii Politycznej Co Tydzień": „Reymont. Odkrywanie nowoczesności”.

Stereotyp Reymonta, człowieka i pisarza, opiera się – jak sądzę – na fundamencie literackim: powszechnie przyjmuje się, że Reymont twórczo przekształca obserwacje kulturowe i socjologiczne wyniesione z własnego burzliwego życia. Sporo w tym prawdy. Jednocześnie jednak w tych najbardziej rozpowszechnionych interpretacjach Reymont – wbrew i na przekór jego na wskroś nowoczesnej, dynamicznej biografii – otrzymuje tożsamość stabilną i kompletną, zamkniętą w schemacie „arcyoka”. Wedle tego schematu to człowiek żywiołowo chłonący świat i pisarz próbujący tę zewnętrzność odtworzyć w literaturze, szukający dla niej słownej reprezentacji.

Wydaje mi się, że Dziennik wydziera Reymonta z takich uogólnień, z objęć tak wykrojonego stereotypu. Pokazuje – odwrotnie – skomplikowaną i pełną sprzeczności osobowość pisarza, pokazuje go bowiem w ruchu, w zmienności. Sądzę, że właśnie kategoria zmiany, nawet poprzez zaprzeczenie (zob. M. Litwinowicz-Droździel, Zmiana, której nie było. Trzy próby czytania Reymonta, Warszawa 2019),najlepiej pasuje do Reymonta. A z kolei żaden inny tekst nie mierzy lepiej ruchu i zmienności niż dziennik – złożony z datowanych dziennych notatek, czyli z zapisów czasu. 

Czas stoi w miejscu, czyli perspektywa peryferii  

Młodzieńcze dzienniki Reymonta obejmują lata 1888–1895. Autor prowadzi je między 21 a 28 rokiem swojego życia. Zasadnicza część tych zapisów pochodzi z lat 1888–1893, zatem z okresu zatrudnienia Reymonta (wówczas jeszcze Rejmenta) na Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Początkowo jest on pomocnikiem dozorcy plantowego na odcinku toru między najbliższymi stacjami Wolbórki: Rokiciny–Baby, później również pomocnikiem dozorcy oraz starszym robotnikiem na odcinku w pobliżu Krosnowy: Płyćwa–Rogów. 

Powszechnie przyjmuje się, że Reymont twórczo przekształca obserwacje kulturowe i socjologiczne wyniesione z własnego burzliwego życia

Trudno sobie wyobrazić mniej odpowiednie miejsce do pracy dla młodego Reymonta, wielokrotnie uciekającego z domu, przekonanego o swojej artystycznej wyjątkowości, o powołaniu aktorskim, talencie poetyckim, darze mediumicznym. Teraz, niemal przez pięć długich lat, jego zajęcie polega na wędrówce wzdłuż torów oraz sprawdzaniu stanu podkładów, liczeniu siodełek i haków szynowych, nadzorowaniu robotników pracujących przy kolei. Powtarzalność i monotonia – ogłupiających z punktu widzenia Reymonta – czynności, ale też zamknięcie w ciasnym środowisku kolejowym, niemającym mu kompletnie nic do zaoferowania (z wyjątkiem romansu z żoną zwierzchnika, Stefanią Liwską) – wywołuje stan nudy patologicznej, chronicznej. Potwierdzają ją zapisy w dzienniku: 

20 listopada 1888 r.: „Znowu miesiąc upłynął, nie bez pewnych wrażeń, to prawda, ale takich jednostajnych, takich bliźniaczo podobnych jeden do drugiego, że doprawdy wstyd sobie przypominać, że się go przewegetowało. O ile mi się dotychczas zdaje, to całe dwa lata mojej bytności na Wolbórce będzie można zupełnie wykreślić z życia”; 

13 stycznia 1891 r.: „Co dalej? Apatia, zniechęcenie, kretynizm, leniwe przeżuwanie dnia dzisiejszego”; 

3 kwietnia 1892 r.: „Ach, jaka wściekła nuda, jakie bezmyślne życie – jakie lenistwo mnie pożera – gnuśność i podła namiętność”.

Ówczesna codzienność Reymonta to zaskorupiała codzienność głębokiej prowincji, w której najdosłowniej nie ma on z kim rozmawiać, nie bardzo ma co czytać, wegetuje z dnia na dzień. Nawet płomienny romans z Liwską nie jest w stanie przykryć odczucia wszechogarniającego zniechęcenia, poczucia marnowania czasu, wrażenia klaustrofobicznego zamknięcia w klatce. Momentami Reymont wydaje się jakby sparaliżowany tym stojącym prowincjonalnym powietrzem, wątpi w siebie, przeżywa frustrujące porażki, kwestionuje własny talent. Około roku 1891 gotów jest zaakceptować każdą zmianę, która wyrwałaby go z tej nienawidzonej prowincji – ale ostatecznie wybór może być tylko jeden: pisarstwo. 

Transformacje codzienności, czyli perspektywa Warszawy i zagranicy  

Latem 1892 roku Reymont decyduje się przekazać swoje utwory – pisane w Wolbórce i Krosnowie – do oceny krytykowi literackiemu Ignacemu Matuszewskiemu, wówczas redagującemu dział nowości w „Przeglądzie Tygodniowym”. Nie znamy treści wyroku, ale musiał być korzystny – w grudniu tego samego roku Reymont debiutuje w prasie opowiadaniem Wigilia Bożego Narodzenia, a rok później wyjeżdża do Warszawy „walczyć o byt, torować sobie drogę choćby nożem” (zapis w dzienniku pod datą 6 grudnia 1893 r.). 

W Warszawie utrzymuje się wyłącznie z pisania, dlatego pierwsze tygodnie są ciężkie, naznaczone skrajną nędzą i głodem. W dniu 23 grudnia 1893 r. notuje: „Bieda, bieda, bieda. – Nie, jeśli komu się zdaje, że to tak łatwo zdobyć sobie miejsce w prasie, imię w piśmiennictwie, ten nie ma pojęcia o niczym”. Dość szybko jednak, już w czerwcu 1894 roku, po sukcesie Pielgrzymki do Jasnej Góry, Reymont zdobywa uznanie. A wraz z nim przychodzą propozycje druku i zlecenia kolejnych reportaży – również z podróży zagranicznych. Rozpoczyna się zapowiadane „torowanie drogi” do sukcesu. 

Zapiski precyzują krąg najbliższych znajomych pisarza z Wielkopolski, potwierdzają jego bliskie kontakty z czołowymi działaczami tamtejszych struktur Narodowej Demokracji, przywracają miejsce w historii ludziom, którzy nierzadko zostali przez nią zapomniani

W charakterystyczny sposób proces ten odbija się na dzienniku. Reymont nigdy nie był przesadnie systematycznym diarystą: notował dorywczo, nieregularnie, czasami codziennie, częściej z wielomiesięcznymi przerwami. Bezpośrednio po wyjeździe z Krosnowy pisze jeszcze w dzienniku dużo: zdaje relacje ze spotkań w redakcjach pism, opowiada o pierwszych reakcjach na swoje utwory, wymienia nazwiska poznawanych poetów i pisarzy – dziennik z przełomu 1893 i 1894 roku daje świadectwo jego wchodzenia do środowiska literacko-dziennikarskiego Warszawy. Później, w trakcie wyjazdów do Francji i Anglii (1894) oraz do Włoch (1895), Reymont wykorzystuje dziennik do prowadzenia notatek reportażowych i chwilami trudno rozróżnić, czy datowany wpis jest materiałem dziennikarskim, czy diarystycznym. A od 1895 roku dziennik stopniowo zamiera; nieudane próby jego reaktywowania podejmowane są tylko w ważnych historycznie lub osobiście momentach (nowy wiek – 1901; kryzys małżeński – 1907; wojna światowa – 1915).

Można by powiedzieć, że właściwie dziennika wówczas nie ma, nie ma bowiem na niego czasu. Począwszy od 1894 roku Reymont pisze niesłychanie dużo i szybko, głównie wielkie powieści: w 1895 wydaje Komediantkę, rok później Fermenty, już w 1897 rozpoczyna druk Ziemi obiecanej, w 1902 Chłopów. To lata erupcji ogromnej, jakby kumulowanej w okresie pracy na kolei, energii twórczej. Szczątkowo tylko ujawniająca się w zapisach z lat 1894–1919 perspektywa Warszawy i zagranicy dowodzi, jak zmieniała się i ciągle poszerzała jego codzienność: przestrzennie, towarzysko, mentalnie, pisarsko. Jak wchodził w coraz to nowe role społeczne i kulturowe, również pisarza-autorytetu, zaangażowanego w przeróżne akcje publiczne, charytatywne i propagandowe, oraz pisarza-celebryty, bywającego w popularnych miejscach i utrzymującego rozległe kontakty towarzyskie. 

Czy mógł przewidzieć, że literackie poszerzanie tych granic doprowadzi go aż do Nagrody Nobla?  

Mała stabilizacja, czyli perspektywa Kołaczkowa  

Z końcem 1920 roku Reymont zakupuje majątek Kołaczkowo w Poznańskiem i odtąd jego życie przebiega w ustalonym porządku: w Kołaczkowie Reymontowie spędzają głównie miesiące letnie, w Warszawie zimowe, od czasu do czasu dla poratowania zdrowia wyjeżdżają do zagranicznych kurortów. Tę stabilizację dość dobrze oddają dwa ostatnie dzienniki pisarza. Są to kieszonkowe kalendarze z 1922 i 1924 roku, zapełniane codziennie wedle tego samego schematu: u góry kartki informacje o pogodzie, pośrodku wydarzenia dnia, u dołu wykaz nadawców bądź odbiorców prowadzonej w danym dniu korespondencji oraz lista gości. Oto przykładowy zapis z 1 lipca 1924 r.:

„Cudna pogoda.

Zamknięcie rachunków za ubiegły rok z Kołaczkowa. 
Ciężki deficyt.

List od A. Siedleckiego.
Listy do Morawskiego z fotografiami.
Karta do Zawodzkiego”. 

Dopiero teraz, w tych późnych – i jakże oszczędnych – zapisach Reymont rzeczywiście rejestruje swoją codzienność. Jakby dopiero teraz uznał, że warto to robić, albo jakby dopiero teraz miał na to czas. A jaka codzienność z tych zapisów się wyłania? W odniesieniu do Kołaczkowa nie jest to ani wariant sielsko-idylliczny, współtworzony przez osoby, które w majątku Reymontów bywały a później dzieliły się w prasie swoimi wrażeniami (pisarz uosabia w tych relacjach ideał staropolskiego ziemianina, który poprzestaje na rzeczach małych, szanuje tradycję i przestrzega Bożego porządku), ani wariant pesymistyczno-malkontencki, jaki przebija z korespondencji Reymonta z administratorem majątku oraz rodziną (pisarz stale narzeka w listach na rozliczne kłopoty wynikające z gospodarowania).

Dzienniki pokazują, że prawda leży gdzieś pośrodku. Radościom z podbierania miodu, pierwszych truskawek czy polowań towarzyszą skrupulatnie prowadzone rachunki, które w lipcu 1924 roku doprowadzają pisarza do podjęcia trudnej decyzji o sprzedaży majątku i twardych pertraktacji. A „bardzo ciche życie” w Kołaczkowie, o jakim zapewniał siostrę, oznacza stały przepływ gości i niemal bezustanne sąsiedzkie wizyty. Zapiski precyzują krąg najbliższych znajomych pisarza z Wielkopolski, potwierdzają jego bliskie kontakty z czołowymi działaczami tamtejszych struktur Narodowej Demokracji, przywracają miejsce w historii ludziom, którzy nierzadko zostali przez nią zapomniani, a którzy w powszednim życiu Reymonta odegrali tak istotną rolę: wielkopolskim ziemianom, rolnikom, księżom, lekarzom, farmaceutom, adwokatom. To oni tworzyli ówczesną codzienność pisarza. 

*

Na Dzienniki Reymonta można spojrzeć z szerszej, egzystencjalnej perspektywy i potraktować je jako model ludzkiego życia: buntownicza młodość, aktywna dojrzałość, spokojna starość. Tym, co w biografii Reymonta scala tę niestabilną podmiotowość, spaja różne przestrzenie i zatrzymuje płynny czas, jest pisanie, literatura – chyba jedyna stała wartość. 

Prof. Beata Utkowska

Fot. Choumoff/Roger Viollet via Getty Images

Zdjęcie: Piotr Mecik / Forum

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.

MKiDN kolor 10


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.