Do poprawnego działania strony wymagana jest włączona obsługa JavaScript

Andrzej Werner: Pozorne obrazoburstwo Wajdy i Munka

W 1956 roku kino nie dawało grzecznych odpowiedzi, chociaż nie były to odpowiedzi jednoznaczne


W 1956 roku kino nie dawało grzecznych odpowiedzi, chociaż nie były to odpowiedzi jednoznaczne
- Andrzej Werner w rozmowe z Markiem Rodzikiem i Marcinem Furydną. Fragment wywiadu, który ukazał się w najnowszym numrze TPCM (nr 2)

Marek Rodzik, Marcin Furdyna: Jak przedstawiał się obraz powstania warszawskiego w polskiej kulturze do 1956 roku?

Andrzej Werner: Właściwie był prawie nieobecny. Do 1948 roku kultura cechowała się względną różnorodnością postaw i poglądów. Pojawiały się pewne wspomnienia, prace literackie, częściowo niedrukowane. Taką ważną pracą był „Koniec legendy” Jana Józefa Szczepańskiego, w której zawarte zostały racje powstańcze wypowiadane przez Szarego (porte-parole samego Szczepańskiego) i Wielgosza, w którym rozpoznajemy Czesława Miłosza oraz niejakiego Sicińskiego, który otwarcie kwestionuje sens powstania. Natomiast szersza dyskusja o sensie powstania pojawiła się później. W kinie natomiast obraz powstania praktycznie nie istniał. Były projekty, ale nic z nich nie wyszło, oczywiście ze względów cenzuralnych.

Po październiku 1956 roku dokonał się awans kulturalny polskiego kina. Jakie czynniki na to wpłynęły?

Przede wszystkim, w planie ogólnokulturowym, zerwanie przez samych twórców z przynależnością kina do obiegu masowego. Poza tym powrót do przerwanej w okresie stalinowskim dyskusji z lat 1945-1948, która stawiała ostre pytania o sens wysiłku wojennego i pojęcia bohaterstwa. Kino rodzącej się wówczas szkoły polskiej osiągnęło rozgłos w kraju i uzyskało punkt zaczepienia w samym meritum sporów, które cały czas były aktualne i nierozstrzygnięte – wszak było dopiero dziesięć lat po zakończeniu wojny. Polska kinematografia po 1956 roku wróciła do sporu, z którym mieliśmy do czynienia już w okresie dwudziestolecia międzywojennego. Robiła to poprzez stawianie bezpośrednich pytań o słuszność polskich wyborów i postaw, a przede wszystkim przez pewną przekorę ich formy. „Kanał” Wajdy i „Eroica” Munka są tego najlepszymi przykładami.

Zatrzymajmy się dłużej przy filmie Wajdy. Jak się miały intencje reżysera „Kanału” do oczekiwań społeczeństwa?

Oczekiwania społeczeństwa szły przeciwko kłamstwom propagandy stalinowskiej i w kierunku jednoznacznego docenienia tej legendy, z którą wiązał się wysiłek wojenny – w tym powstańczy. Dla ludzi oznaczał on rodzinną, osobistą tragedię. Logiczne wydawałoby się, że kultura – a zwłaszcza nominalnie przypisywane do kultury masowej kino – będzie szło za oczekiwaniami publiczności. Natomiast szkoła polska, tak jak wcześniej „literatura rozrachunków inteligenckich” szła w poprzek, chciała wypowiedzieć swoje własne zdanie – zabarwione krytycyzmem i nieosadzające się w tradycji romantycznej. Ta zresztą była bardzo niejednoznaczna. Obok wielkich sporów romantyków, wśród których nie brakło głosów obrazoburczych, istniała rozległa sfera wtórnych emocji, wyrażana zwłaszcza w krajowym romantyzmie, którą nazwałbym masową kulturą wielkich idei.

W 1956 roku kino nie dawało grzecznych odpowiedzi, chociaż nie były to odpowiedzi jednoznaczne. Tak było z „Kanałem”. Film Wajdy był jednocześnie zawieszony we współczesnej potrzebie odpowiedzi na pytanie: jaką postawę przyjąć w niewoli – tym razem w komunistycznej – ale w żywym społeczeństwie, a nie tylko w płaczącym na grobach. Czy tak wielki wysiłek był potrzebny, aby kontynuować romantyczne dzieło odrodzenia ducha? Realiści twierdzili w myśl sformułowania Czeszki: „wolę być żywym szakalem, niż martwym lwem”. Inni z kolei – co było miarą kunsztu artystycznego polskiej szkoły filmowej – pokazywali w na poły groteskowej formie nieprzekraczalność pewnych wyborów.

Wiemy, że pierwotna wersja scenariusza wyglądała inaczej niż wersja końcowa…

„Kanał” miał się zaczynać ironiczną sekwencją, pokazującą wielkie polskie szarże spod Samosierry, spod Rokitny, z szablą na czołgi itd. Wajda nie utrzymał tej tonacji i chwała mu za to. Pokazał, że życie jest o wiele bardziej skomplikowane. Nie przemawiał na kolanach wobec ideałów walki i realnej potrzeby zadośćuczynienia świadomości zbiorowej, która się wobec tych mitów koncentrowała. Jednocześnie ani Wajda, ani Munk – pozostając tylko przy tych dwóch nazwiskach – nie szli za wskazaniem szakalego życia przeciwko potrzebie, która stawała przed pokoleniem walki.

 

Czytaj dalej w najnowszym numerze Teologii Politycznej Co Miesiąc

Andrzej Werner w rozmowie z Markiem Rodzikiem i Marcinem Furdyną

Przeczytaj więcej o nowym numerze

Przeczytaj wstęp do numeru

Przeczytaj spis treści


Czy podobał się Państwu ten tekst? Jeśli tak, mogą Państwo przyczynić się do publikacji kolejnych, dołączając do grona MECENASÓW Teologii Politycznej Co Tydzień, redakcji jedynego tygodnika filozoficznego w Polsce. Trwa >>>ZBIÓRKA<<< na wydanie kolejnych 52 numerów TPCT w 2024 roku. Każda darowizna ma dla nas olbrzymie znaczenie!

Wpłać darowiznę
100 zł
Wpłać darowiznę
500 zł
Wpłać darowiznę
1000 zł
Wpłać darowiznę

Newsletter

Jeśli chcesz otrzymywać informacje o nowościach, aktualnych promocjach
oraz inne istotne wiadomości z życia Teologii Politycznej - dodaj swój adres e-mail.